Dzień
9. Light. Światło.
Autor: Donal Hanley; źródło: Flickr; (CC BY-NC-ND 2.0) |
Pamiętam,
jak w młodości chciało się robić klimat na sesji. Wiecie, w tle leciała muzyka
jakaś (przeważnie Therion, Ulver albo Anathema – tak, przy tym graliśmy w
Warhammera), musiało być ciemno, a jedynym źródłem światła były świeczki z Ikei,
te podgrzewacze. W pokoju było duszno, głowa po czasie bolała, ale był
klimacior i mrok. Dziś, jako Dziad, nie przepadam za siedzeniem w takim
męczącym półmroku. Bolą mnie oczy. Wolę zapalić światło i grać przy jasnym.
Jeszcze
trzymając się dawnych preferencji, przypominam sobie sesję Warhammera na
Zahconie… 2003? Chyba tak. Mój pierwszy konwent, rewelacja. W tej starej
twierdzy biegali poprzebierani ludzie, a my mieliśmy rozegrać sesję w ciemnym
przejściu między dwiema większymi salami. Stał tam wielki drewniany stół,
ufajdany woskiem i kto wie czym jeszcze. Dużo świec, tańczące na ścianach
cienie, a nad nami szalały nietoperze. Sesję prowadził Vino i to był jakiś
odjazd, choć detali samej przygody nie przywołam.
Dziś
już raczej, w przypadku domowego grania, nie pokusiłbym się na to. Wiem, że to
ma spore przełożenie na legendarną immersję, a najlepiej to mieć w ogóle kilka
żarówek w różnych kolorach i je zmieniać niezauważenie w trakcie gry, ale ja
już nie mam na to siły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz