Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monastyr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monastyr. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 11 kwietnia 2024

[Monastyr] W Dorii

Sesja online rozegrana 25 kwietnia 2023 r.


To była dziwnie, ciekawie przegadana sesja. Bohaterowie wkroczyli do Dorii i dalej odkrywali, w jakie to skomplikowane zależności wpakował się Isdelf Valotton.


Wystąpili:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Gudbrand - barg z Gordu.


Zaczęło się tak: Bohaterowie byli od kilku dni w drodze. Towarzyszył im syn Tomasza Zacha, ponieważ poza sceną okazało się, że jednak doszło do pojedynku Sartona Vergeviana ze wspomnianym Tomaszem. Stary rycerz bardzo szybko rozpłatał Nordyjczyka i posłał swojego syna wraz z Bohaterami, by dotrzymywał im towarzystwa.

Gdzieś w międzyczasie Livianna otrzymała wiadomość z Agarii „Niedługo wracam. Doria. Czyń chaos”.

Podczas nocnego postoju do Bohaterów dołącza grupa rycerzy, a wśród nich dwoje przyjaciół Isdelfa: Tristan oraz Gavin. Ten drugi był szczególnie uszczypliwy, bo jak się okazało, ma żal do Isdelfa, że ten w pewnym momencie, niemalże w samym środku dokonującego się puczu na jego korzyść postanowił opuścić Dorię. To była dość długa rozmowa. Dla Isdelfa to była aktualizacja informacji, dla Livianny - ciekawy materiał wywiadowczy, a dla Gudbranda - stek niezrozumiałych bzdur. W każdym razie padało wiele nazw regionów, padały nazwisko świadka zbrodni Isdelfa (morderstwo spowiednika) - niejaka siostra Bernadetta żyła. 

W tych długich rozmowach o zawiłościach  doryjskiej polityki i skłóconych dynastii padały różne plany. Tristan twierdził, że rozmawiali z Zimowym Prorokiem, który obecnie przebywał w Santii. Padł plan, by go przechwycić, być może zabić albo użyć do własnych celów. By zaś zaangażować się w porzucone pretensje Isdelfa do doryjskiego tronu, Livianna zaproponowała, by zaaranżować małżeństwo rycerza z jakąś księżniczką mało znaczącego państwa sąsiedniego.

Oczywiście, czego Gudbrand za nic w świecie nie mógł zrozumieć, Doria aż huczała od plotek o powrocie Isdelfa. Pal licho, że połowa kraju dybała na jego życie, a druga połowa jednak nienajlepiej o nim myślała - obyczaj to obyczaj. No i Bohaterowie dotarli do karczmy w Kombrze, miasteczku nad jeziorem, gdzie oczekiwał ich już rycerz Bors, posłany przez wuja Isdelfa, Goddarda. Wuj był z kategorii tych złych, stojących po drugiej stronie barykady. Bors miał propozycję: dostaniesz papier z zapisanym Zimowym Proroctwem i po prostu się wyniesiesz. Isdelf zaś kręcił i tak Borsem zakręcił, że ten przeszedł na jego stronę. Bors poinformował, że siostra Bernadetta (która teraz chyba miała być celem dalszej wyprawy) przetrzymywana jest w monastyrze w Dinartos.

Livianna zaś zakradła się do pokoju Borsa w karczmie i wyniosła stamtąd jakieś listy stanowiące dowód na jego małżeńską niewierność. Tam też dowiaduje się, że Isdelf zamordował spowiednika swojego wuja i wówczas zbiegł.

Na tej sesji toczyły się tylko rozmowy. Polityczne plany i intrygi. Topór Gudbranda pozostał nieużyty.

czwartek, 29 lutego 2024

[Monastyr] Dar Drugiej Siostry

 
Sesja live rozegrana 1 kwietnia 2023 r.


Jak to już u mnie było parę miesięcy temu, żeby zagrać na żywo musiałem przejechać kawał Polski. Tym razem była to Rawa Mazowiecka, domek przy ulicy RPG-owej. Prowadził nie kto inny, jak sam prezes Toporów.


Uwaga, spoilery! Graliśmy w oficjalny scenariusz do Monastyru: Dar Drugiej Siostry.


Wystąpili:

Pedro de Baca - kordyjski inkwizytor w stanie spoczynku.

Katarzyna X - agaryjski oficer, kobieta zgorzkniała, ale waleczna.

Robert de la Fere - cynazyjski poeta i bawidamek.


Bohaterowie zostali zaproszeni na matrańskie wesele do rodziny Morello. Trudno było przegapić tak ważne wydarzenie, szczególnie że rodzina była nieco na bakier z polityką głównego nurtu. Wszyscy znaleźli się tu z jakiegoś powodu: Pedro prawdopodobnie był tu z klucza politycznego, Katarzyna znała się z bratem panny młodej, a Robert miał dać popisy poetyckie, szczególnie, że w towarzystwie kojarzony był głównie z licznych skandali.

Po pierwszych przywitaniach, po wymianie zdań, po wstępnym zapoznaniu się (co za przypadek, wszyscy siedzieli obok siebie!), po ceremonii zaślubin, po przekazaniu prezentów na ręce panny młodej, Flavii, rozpoczęła się uczta. Bohaterowie dysponowali powszechnie znanymi faktami: kto jest głową rodu (Camilla Morello), jak na imię córkom: kolejno Lucinda, Flavia i Echo.

W trakcie zabawy Bohaterowie dostrzegli, że z żywopłotowego labiryntu w ogrodzie ktoś ich obserwuje. Dziwna, okutana postać, która rzuciła się do ucieczki, jak tylko zorientowała się, że została przyłapana. Katarzyna bez ceregieli wyciągnęła pistolet i oddała strzał i choć nie powaliła uciekiniera, zdołała go zranić. Bardzo szybko dotarło do nich, że celem nie jest człowiek, lecz coś innego, pająkowatego. Deviria. Choć było trochę hałasu i zamieszania, udało się sprawić wrażenie, że był to po prostu rabuś i dzięki temu większość gości bawiła się dalej. Bohaterowie tymczasem ruszyli w pościg.

W głębi ogrodu trafili na rodzinny cmentarz, gdzie dostrzegli nagrobki. Pochowane w nich były, tak to przynajmniej wyglądało, imienniczki sióstr Camilli Morello (mogę coś mieszać, bo raport spisuję już parę dni po sesji). Była też kaplica, w której ktoś się skrył - gdy Bohaterowie tam weszli, pomieszczenie było puste, ale szybko okazało się, że jest tam podziemne przejście. W ukrytym korytarzu pod ziemią znaleźli sześć pieczęci broniących czegoś zamkniętego. Czegoś złego. Cztery pieczęcie powoli pękały. Coś, co było tam zamknięte od dawna, miało niebawem wyjść.

Uczta dalej trwała. Na sali był uwiązany ptasio-wężowy deviria, do którego goście próbowali strzelać. To obrzydliwe widowisko przerwała Katarzyna jednym celnym ciosem swoim rapierem. 

Doszło też do rozmowy z księdzem prowadzącym ceremonię zaślubin. Był to wielki mężczyzna, który w chwili rozmowy na temat dziwnych wydarzeń w ogrodzie w jakiś sposób drgnął. To wystarczyło, by Pedro zorientował się, że klecha ma coś na sumieniu. Inkwizytor zabronił mu mocą swojego urzędu rozmawiać z kimkolwiek na temat tego, co się wydarzyło.

Śledztwo trwało, Bohaterowie zebrali jeszcze trochę informacji. Nazajutrz natomiast, gdy kontynuowali węszenie (tak mi się wydaje, że był to już kolejny dzień) i znów trafili na rodzinny cmentarz, spotkali młodziutką i nieśmiałą Echo czytającą książkę. Pedro dostrzegł, że w księdze jest jakiś okultystyczny znak, który widział już dzień wcześniej (na grobie?). Echo jakby się spłoszyła i odeszła, ale po chwili wróciła, by złożyć kwiaty na grobach. I najdziwniejsze było to, że ta Echo, która przyszła, była kimś zupełnie innym. 

Jakiś czas później Lucinda, najstarsza z córek, poprosiła Roberta na prywatną rozmowę. Ten, oczywiście, jako tchórz poprosił Katarzynę, by obserwowała go z dystansu. Lucinda powiedziała - nieco na około - że miała kochanka i chciała zerwać tę relację, ale odrzucony mężczyzna nie odpuszczał, mścił się i w tym celu skorzystał z pomocy jakiejś wiedźmy czy szeptuchy z pobliskiej wsi. Okazało się, że odrzuconym kochankiem był ten sam ksiądz, który prowadził ceremonię zaślubin. Lucinda poprosiła, by za dwa Robert towarzyszył jej przy ostatecznym „zerwaniu”, na co poeta przystał.

Nazajutrz odbywało się tradycyjne polowanie. Dwórki (i Robert) polowały na kaczki, natomiast poważniejsi i odważniejsi gości ruszyli w pogoń za matrańskim odyńcem. W grupie kobiecej Robert nie zapanował nad swoim koniem, który poniósł go (i towarzyszącego mu sługę Pedra, Jorge) w gąszcz do jakiegoś starożytnego, pogańskiego cmentarza. Robert dostrzegł tam parę okutanych postaci zmierzających w jego stronę. Poeta zdecydował się, zgodnie ze swoją naturą, rzucić się do ucieczki.

Tymczasem główna grupa namierzyła matrańskiego odyńca. Pan młody zdołał go postrzelić, ale ostateczny cios zadała Flavia Morello, która cisnęła oszczepem i przybiła gigantyczne zwierzę do drzewa. Żaden człowiek nie miałby takiej siły. 

Tutaj przerwaliśmy. Zamierzamy kontynuować przygodę online.

czwartek, 22 lutego 2024

[Monastyr] U bram Dorii

 

Sesja online rozegrana 28 marca 2023 r.


Kolejna sesja w drodze do Dorii.


Wystąpili:

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Bohaterowie, nim opuścili karczmę, spędzili trochę czasu nad mapą przygotowując najbardziej optymalną trasę. Choć pogłoski o skarbie były kuszące, postanowili nie ryzykować i skoncentrować na swoim głównym zadaniu: dotarciu do Dorii i odnalezieniu Zimowego Proroctwa. Cel wciąż był odległy, a czas… nie wiedzieli, ile mają czasu.

Ponownie przekroczyli rzekę Zdradę i zdecydowali się na okrążenie Dwuszczytu, aż dotarli do Jeziora Łez. Tutaj był rozstaj i trzeba było zdecydować, przez którą bramę wkroczą do Dorii: Bramę Straceńców, czy Wrota Dorii? Ostatecznie (o ile pamięć mnie nie myli) zdecydowali się na Bramę Straceńców, gdzie stacjonował stary rycerz Tomasz Zach.

Ponieważ było już bardzo późno, Bohaterowie zdecydowali się tutaj zatrzymać, a z gospodarzem spotkać się przy śniadaniu na następny dzień. Przed snem przytrafiła im się jeszcze rozmowa z jąkającym się młodzieńcem marzącym o byciu bardem/wieszczem: Bohaterowie trochę się podroczli między sobą, na przykład Gudbrand przedstawił się jako Sarton Krwawy. 

To była też okazja, by nieco dowiedzieć się o przeszłości Isdelfa. Okazało się, że Isdelf był raczej na czymś w rodzaju przymusowego wygnania. Jego ojciec nie żył, a władzę przejął wuj, który nieszczególnie chciał mieć konkurencję. Sama rodzina Valattonów wydawała się na swój sposób podzielona i Isdelf przekonywał, że są kuzyni, którzy poparliby jego sprawę. Wtedy też reszta zdała sobie sprawę, że przebycie Dorii (a o ile kojarzę, trzeba dostać się na samo jej południe) wcale nie będzie takie łatwe. Należało spodziewać się kłopotów.

Samo spotkanie z Tomaszem Zachem też było ciekawym doświadczeniem. Był to stary, ale gorliwy rycerz, który głośno wspominał minione czasy świetności oraz walkę ramię w ramię z ojcem Isdelfa. Sarton namawiał młodego Doryjczyka, żeby chwytał tę okazję i namawiał Tomasza do ruszenia za nim - to miała być realna siła potrzebna do zjednoczenia Dorii i, być może, osiągnięcia czegoś więcej.

Isdelf nie chciał tego słuchać. Sprawy potoczyły się tak, że Sarton wdał się w dysputę z Tomaszem i sprawił, że rycerz poczuł się dotknięty. Na tyle dotknięty, że wstał i wyzwał Nordyjczyka na pojedynek. 

Dziwny kraj, ta Doria.

czwartek, 8 lutego 2024

[Monastyr] Po masakrze

 

Sesja online rozegrana 14 marca 2023 r.


Po ostatnich bardzo dramatycznych zdarzeniach przyszedł czas na opadnięcie emocji. Była to sesja bogata w rozmowy i przemyślenia i to one stanowiły jej trzon.


Wystąpili:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Bohaterowie opuścili ruiny zamku von Wilchek dopiero po kilku dniach. Gudbrand przez dobre cztery doby był w śpiączce. W tym czasie Isdelf zajmował się pochówkiem i paleniem ofiar rzezi (w pewnym momencie zautomatyzował swoje postępowanie, wygłuszył emocje). Livianna radziła sobie ze stresem po swojemu, czyli alkoholem. Sarton jakby medytował i zajmował się na swój sposób rozumianym zielarstwem. W Nordyjczyku kolejny raz zachodziły ciekawe zmiany psychologiczne.

Gdy Gudbrand - nękany minionymi zdarzeniami - wybudził się ze śpiączki, dość szybko zapadła decyzja o wyruszeniu w drogę. Gordyjczyk stracił przez to pewność siebie, tym razem nie był wcale decyzyjny, włóczył się za resztą i w konsekwencji to Isdelf musiał podjąć rolę przewodnika grupy… co sprawiło, że nieco pobłądzili.

W końcu objawiła im się baszta w pobliżu szczytu jednej z gór. Stanowiła ona ciąg wież sygnalizacyjnych, dawno już nie używanych, ale niegdyś, w przeszłości, pełniących ważną rolę w obronie Dorii. Bohaterowie postanowili w baszcie przenocować. Na miejscu okazało się, że skrył się w niej chłopiec, przedstawiający się jako Venti (Bonaventura) - ocalały z rzezi w ruinach zamku. Gudbrand wyszedł na zewnątrz, nim chłopak zdążył go zauważyć, a Sarton rozpoczął swoje psychologiczne machinacje: przygotował go na zobaczenie twarzy Gordyjczyka („czasem widzi się twarze tych, którzy nas skrzywdzili”) oraz zaproponował, by dzieciak przybrał nowe imię: Ulf lub Arne… to były imiona poległych synów Gudbranda.

Gudbrand protestował. Sarton tłumaczył, że dla Gordyjczyka będzie to sposób na nowe otwarcie, na poradzenie sobie z przeszłością. Gudbrand widział w tym przyczynek do dalszego traumatyzowania chłopaka oraz niepotrzebnego rozgrzebywania ran. Generalnie ta rozmowa - już na nastepny dzień, po opuszczeniu baszty razem z chłopcem - była dla mnie jako Gracza emocjonalną kulminacją sesji. 

Po jakimś czasie podróży Bohaterowie dotarli do karczmy. Niepodal było lodowcowe Pole Samobójców. W oberży spotkali Avrama Pierzastego (noszącego płaszcz z białych piór0, który - jak okazało się w ukradkowej rozmowie na zewnątrz z Isdelfem - czekał na umówiony sygnał od samego Isdelfa (miało to związek z organizacją doryjskiego ruchu oporu, ale przyznam się, że nie pamiętam szczegółów). Isdelf przekazał Avramowi pierścień.

Poza tym w karczmie toczyły się jeszcze rozmowy na temat okolicy. Pośród plotek, jakie Bohaterowie usłyszeli, była ta o skarbie zbója Okrawa. Skarbie, którego nikt dotąd nie odnalazł. Czy to będzie coś, czym Bohaterowie postanowią się zainteresować?

czwartek, 18 stycznia 2024

[Monastyr] Kowal

Sesja online rozegrana 28 lutego 2023 r.


Zbieranie się po traumie w grach dark fantasy nie prowadzi do niczego dobrego. Ledwie Bohaterowie pozbierali się po pożarze w młynie, a tutaj takie rzeczy…


Wystąpili:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Bohaterowie dotarli do ruin zamku należącego niegdyś do przeklętej rodziny von Wilchek. Livianna - która przecież zniknęła na jakiś czas, bo porwały ją bale i przyjęcia - została na miejsce dowieziona mimo narzekań i niepewności woźnicy. To było dobre spotkanie, wszyscy chyba go potrzebowali, a dość duża wspólnota pod przywództwem Avy Slate dawała poczucie bezpieczeństwa. 

Były rozmowy. Livianna musiała nadrobić zaległości. Sarton po pożarze był wyjątkowo nieswój i Gudbramd próbował go rozweselić „śnieżną kąpielą”. Zażenowani Isdelf i Livianna zdecydowali, że wolą wziąć kąpiel w gorących termach pod zamkiem (faktycznie wewnątrz murów było wyjątkowo ciepło). 

Gdy Gudbrand i Sarton zostali sami, gdy naszła chwila refleksji i wyciszenia, Gudbrand poprosił kapłana o spowiedź i wyjawił, że to on jest „gospodarzem” dla demona, który mógł się ujawnić poprzedniego wieczoru. To pewnie pomogło psychicznie Gudbrandowi, ale cel był inny - wyciągnąć Sartona z mentalnego mroku. Nie było pewności, czy to się udało. 

Tymczasem Livianna i Isdelf szukali łaźni w podziemiach, gdzie jeszcze niedawno ktoś zaprowadził Sartona, by się oporządził. Ta dwójka trafiła w bardzo dziwne miejsce - coś w rodzaju podziemnej kuźni, gdzie przy gigantycznych miechach pracowali przykuci łańcuchami zniewoleni ludzie. Na końcu długiego pomieszczenia dostrzegli sylwetkę czegoś wielkiego i nieludzkiego. Niewiele się zastanawiając, rzucili się biegiem i poinformowali Sartona i Gudbranda o swoim odkryciu.

Gudbrand bez namysłu ruszył wraz z Isdelfem na miejsce, by przegnać potencjalnego deviria. Demon, jakby kowal wykuwający miecz, był ogromny. Zwrócił się do Gudbranda per „bracie” nakazując mu odejść (bo miecz był na ludzi, nie na deviria, a Gudbrand przecież nosi w sobie Pożeracza Bólu). Bohaterowie zorientowali się, że siłę deviria nadają pracujące miechy - zaczęli więc rozbijać łańcuchy. Wówczas zaczęła się walka. Długa i przegrana.

Gudbrand w pewnym momencie padł, ale udało się przerwać łańcuchy. Następnie padł Isdelf z poważnym urazem czaszki, co groziło jego rychłą śmiercią. Z odsieczą przybyli Sarton i Livianna, którzy nie nadawali się do walki. I wtedy, gdy wszystko wydawało się przegrane, obudził się Pożeracz Bólu. Gdzieś w ciemności umysłu Gudbranda został zawarty pakt. Gudbrand wstał przepełniony demoniczną siłą. Ale żeby uratować towarzyszy, musiał zapłacić straszliwą cenę. W ten sposób mieszkańcy ruin zamku przeklętej rodziny von Wilchek, rozbójnicy i potencjalni partyzanci walczący na rzecz niepodległej Dorii, zostali przez Gudbranda wyrżnięci.

czwartek, 28 grudnia 2023

[Monastyr] Cienie w górach

Sesja online rozegrana 15 lutego 2023 r.


Piąta część przygody dziwnie dobranej grupy, którą połączyło Zimowe Proroctwo. Bohaterowie ruszają na południe ku Dorii, ale najpierw muszą przebyć Góry Błękitne.


Wystąpili:

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Do wsi u podnóża gór - jeszcze po stronie kordyjskiej - wjechał oddział zbrojnych poszukujących sprawców napaści na kordyjskiego poborcę podatkowego. Kazali wszystkim wyjść z domów i zaczęło się werbalne terroryzowanie mieszkańców. Bohaterowie również wyszli na zewnątrz i, by nieco uchronić miejscowych przed gniewem żołnierzy pod dowództwem Joachima von Kluden, zaczęli rozmowę. Sarton, po swojemu, bardzo mieszał i wprawiał wszystkich w osłupienie swoją wielopoziomową narracją o doryjskim ruchu oporu, Zimowym Proroctwie i napaściach. Ostatecznie wyszło tak, że zbrojni, razem z Drużyną, udali się w góry, by dopaść grupę rozbójników (a traktowaną tutaj też jako doryjskich partyzantów) - plan był taki, że zbrojni prawdopodobnie po prostu zginą w walce z rozbójnikami, a Bohaterowie będą mieli otwartą drogę dalej na południe.

Gdy cała grupa maszerowała przez góry, w oddali pojawił się stary, zrujnowany młyn w otoczeniu innych rozpadających się budyneczków - tutaj musiała być kiedyś jakaś wioska i tutaj były już ziemie rodziny von Wilchek. Ktoś ukrywający się w młynie oddał dwa celne strzały, powalając kordyjskich zwiadowców. Gudbrand nie czekał szczególnie długo i popędził do młyna jak prawdziwy góral. Nim reszta oddziału zdążyła tam dotrzeć, było już po walce - Gordyjczyk zabił dwóch strzelców, z czego jeden był… Bardańczykiem. W tym miejscu, gdy wszyscy już do młyna dotarli, padła decyzja o noclegu. Później niespodziewanie nadeszły dwie osoby wymachujące białą flagą: była to przywódczyni rozbójników, Bardanka Ava Slate i towarzyszący jej Hank. Chcieli negocjować. Gudbrand ani myślał uczestniczyć w tych rozmowach i do pertraktacji ruszyli Isfeld i Sarton.

To była dziwna rozmowa, której szczegółów nie potrafię do końca przywołać. Przede wszystkim Sarton dalej był sobą. Ava Slate chciała, by Bohaterowie wystawili zbrojnych i dołączyli do rozbójników. Pozostawało pytanie, jak to zrobić. Ostatecznie stanęło na tym, że Bohaterowie przepędzą konie, skradną zapasy i wymkną się do umówionego miejsca, co zmusi zniechęconych Kordyjczyków do szybkiego powrotu do domu.

I wtedy Sarton postanowił uwiarygodnić chyba cały plan gdy wszyscy siedzieli w młynie, rozpoczął opowieść o różnych deviria i klątwach. I w jakiś niezrozumiały sposób opowieść zamieniła się w rzeczywistość - mury młyna stały się gorące, wszyscy zaczęli czuć ogromny niepokój i niepewność. Wówczas, sam do końca nie pamiętam dlaczego, chyba w celu „prawdziwego widzenia” Nordyjczyk kazał zbrojnym natrzeć oczy „maścią”, która okazała się kwasem. Wybuchła panika i taki chaos, że nikt nie wiedział, co się dzieje. Dowódca oddziału - słusznie - doszukiwał się źródła diabelskich efektów w samym Sartonie i chciał go zabić, gdy ten - błagając o karę - padł u jego stóp. Wówczas w Gudbrandzie obudził się deviria, Pożeracz Bólu, który towarzyszy mu od chwili, gdy Gordyjczyk z własnej winy stracił swoich synów. Gudbrand stanął za oficerem Joachimem von Kluden i kilkoma wściekłymi ciosami go zmasakrował.

Oddział zbrojnych nie został wystawiony do wiatru. Żołnierze albo rozpierzchli się w panice albo zostali zabici. Bohaterowie, cali we krwi, udali się do umówionego miejsca, do niewielkiej windy, która miała zabrać ich do obozu rozbójników.

czwartek, 14 grudnia 2023

[Monastyr] Przed podróżą


Sesja online rozegrana 31 stycznia 2023 r.


Lecimy dalej z tym zimowym proroctwem. Tym razem zabrakło Graczki, której postać - Livianna - prawdopodobnie dała się wciągnąć w wir wydarzeń towarzyskich.


Wystąpili:

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Bohaterowie zaczęli przygotowywać się do wyruszenia w drogę na południe przez góry. Sarton wdrożył swój kolejny pomysł - kupił trzy worki białych wstążek z planem nasączania ich krwią… miały się one później stać relikwiami. Isdelf, za sugestią Gudbranda, zaopatrzył się w muszkiet (na wypadek spotkania z rozbójniczką z Bardanii). Było trochę rozmów, iteracji mnogości planów i zamierzeń, mniej lub bardziej wykonalnych pomysłów. Sarton organizuje jeszcze osiołki, które mają ułatwić przebycie przynajmniej części drogi.

Bohaterowie ruszają w drogę. Gdy zapada zmrok, okazuje się, że do ostatniej przed górami miejscowości jeszcze trochę im brakuje - decydują się jednak zacisnąć zęby i dotrzeć do tamtejszej karczmy, choć przez nagły atak śnieżycy mają spore trudności.

W karczmie natykają się na członków kupieckiej karawany, która miała nieszczęście spotkać się z bandytami w górach. Jeden z kupców został postrzelony, a jego ranę opatrzono wybitnie źle. Mężczyzna prawdopodobnie zawinąłby się do rana, gdyby nie fachowa pomoc medyczna Gudbranda i modlitwa Sartona (Gudbrand sam zapewne był zdziwiony tym, jak dobrze mu poszło). Gordyjczyk zorientował się również, że rana postrzałowa była fachowo wymierzona - w sensie, ktoś strzelał tak, by nie zabić.

W karczmie siedzieli też najemni ochroniarze, którzy opowiadali - coraz bardziej pijani i niesieni fantazją - o heroicznym boju w górach. Bohaterowie zaś słuchali, zadawali pytania i przygotowywali plan drogi. Otóż dowiedzieli się, między innymi, że grupa rozbójników w większości to wychudzeni łachmaniarze, a tak naprawdę realnym zagrożeniem może być tylko Bardanka i jej dwóch sidekicków. 

Isdelf dowiedział się też sporo o ruinach, które stały w górach i które prawdopodobnie były kryjówką rozbójników. Była to dawna posiadłość rodziny von Wilczek (a może Wilchek?) - tragiczne losy kobiety, która straciła męża, a później w akcie desperacji wyszła za jakiegoś przebrzydłego Kordyjczyka, co rozpoczęło serię nieszczęść dla całej okolicy i zamieszkiwanej ją ludności.

Wieczór chylił się ku końcowi, Bohaterowie poszli spać wcześniej, by wyruszyć o świcie. A rano do miasteczka wjechał cały zagon kordyjskiej kawalerii.

czwartek, 23 listopada 2023

[Monastyr] Zlecenia i intrygi

Sesja online rozegrana 17 stycznia 2023 r.


Kontynuujemy, po sporej przerwie, kampanię Monastyru. Z pewnymi trudnościami przypominam sobie minione zdarzenia i próbuję odnaleźć się w coraz to bardziej złożonej intrydze.


Udział wzięli:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Gudbrand - barg z Gordu.


Isdelf został zaproszony na spotkanie spiskowców przed karczmą. Spotkanie ustalono na godzinę przed północą. Jest ranek, a Bohaterowie spotykają się na śniadaniu. Co ciekawe, nie ma Sartona, który - wedle różnych domysłów - albo spiskuje przeciwko drużynie, albo zabalował gdzieś w mieście. W ogóle trudno przewidywać, co siedzi w głowie Nordyjczyka. Bohaterowie zdecydowali się zajrzeć do jego pokoju, gdzie zostały wszystkie należące do niego rzeczy. Tam trafiają, między innymi, na kobiecy warkocz, jakby jakieś memento.

Sporo czasu spędzili na rozmowach i planowaniu. Mając świadomość, że sieć spisków się zagęszcza, sami również zaczęli snuć plany zmylenia prawdziwych lub wyobrażonych przeciwników. 

Jakiś czas później Gudbrand udał się na lokalną plebanię, gdzie miał rozliczyć „zlecenie” na głowy pozostałych Bohaterów. Miał pierścienie Livianny i Isdelfa, miał także odpowiedni list polecający i gdy odpowiedział „tak” na pytanie strażnika, czy jest nordyjskim rancorem, został wpuszczony na teren posesji. Tam spotkał się z przedstawicielem kardynała Lestera Capricianiego, który za bardzo nie chciał gadać o załatwionej sprawie i w sumie wypłacił całą nagrodę, choć Gudbrand przyznał, że zrealizował tylko 2 z 3 zabójstw. Gdy opuszczał plebanię, dostrzegł gołębnik i przekupując strażnika i chłopca opiekującego się ptakami, zabrał jednego gołębia ze sobą. Miało to znaczenie, ponieważ wcześniej w rozmowach Bohaterowie rozmawiali o tym, jak bezsensowne jest granie w szachy z gołębiem, który na koniec i tak na wszystko nasra.

Nim Gudbrand wrócił do karczmy, Livianna i Isdelf udali się na spotkanie ze spiskowcami. Szli kanałami, potem dachami, aż dotarli do kościelnej wieży, gdzie spiskujące bractwo połączyło się, za sprawą jakiegoś magicznego lustra, z jakimś swoim mentorem. Livianna bardzo szybko rozpoznała głos zza lustra - był to Lucjusz, jej dawny narzeczony, z którym rozstała się niekoniecznie pokojowo. Lucjusz mówił, że Isdelf ma odnaleźć Lukę Sem Paolino (mam nadzieję, że dobrze to zapisuję) w górach, bo to (tu mogę się mylić, trochę traciłem koncentrację) będzie ważny sojusznik z dużymi siłami, które przyłączą się do spiskowców. Należało jednak uważać na jakąś Bardankę, która również operowała w górach, a która reprezentowała bandyctwo najwyższej klasy.

Tak to się, mniej więcej, skończyło. Przyznam, że pisząc raport niemal tydzień po sesji mam trudności z przywołaniem zdarzeń. Poza tym moja koncentracja nie działała zbyt dobrze i zdarzało mi się rozpraszać. 

W każdym razie, Bohaterowie mieli opuścić wkrótce miasto i udać się dalej na południe, przez góry, by dotrzeć do rodowych ziem Isdelfa.

czwartek, 26 października 2023

[Monastyr] Początek podróży

Sesja online rozegrana 22 listopada 2022 r.


Druga sesja Monastyru na YZE. Bohaterowie rozpoczynają podróż na południe, do Dawnego Doru.


Udział wzięli:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Bohaterowie zmierzają do Dorii, do domu Isdelfa, gdzie znajduje się oryginalny zapis o zimowym proroctwie. Towarzyszy im Czarny Sęp, namiestnik Dawnego Doru, hrabia de Peruge. Po drodze grupa trafia na trzy wywieszone wysoko klatki, w których siedzą zmarznięci młodzi Doryjczycy, pojmani „przestępcy” marzący o niepodległości. Czarny Sęp daje Bohaterom wolną rękę i decydują się oni uwolnić nieszczęśników. Czarny Sęp opuszcza grupę i proponuje ponowne spotkanie już w mieście Dor.

Bohaterowie zatrzymują się w karczmie Cesarska Chwała. Typowo na modłę kordyjską, pełna młodych intelektualistów, żaków i artystów. Liviana w swoim stylu zaczyna krążyć i we wszelakich pogaduszkach z miejscowymi zdobywać informacje. Słyszy, między innymi, o watażkach, którzy rozpierzchli się wzdłuż południowej granicy, bo gdy zmarł Wolfgang de Calante, Kord przestał im płacić. Inne rozmowy dotyczyły wyższości Kordu nad wszystkim innym (jakiś szlachcic, naiwny „nacjonalista”) i plotek o proroctwie.

Przede wszystkim jednak Bohaterowie rozmawiali ze sobą. Sarton zebrał już pierwszych pątników, którzy podążali za grupą wierząc, że Gudbrand jest zapowiedzianym „zbawcą”. Mnich traktuje ich jak najtańsze sługi, kupuje najtańsze okrawki mięsa i rozcieńczone wino. Gudbrand go upomina, Sarton przyznaje mu rację i wszystkie tego typu zachowania służą mu do wzmocnienia przekazu o zimowym proroctwie. Gudbrand wydaje się wobec tego bezsilny i bierny.

Nazajutrz Bohaterowie spędzają pewną część dnia oddzielnie.

Gudbrand obserwuje Góry Błękitne i rozmawia z napotkaną kobietą o sensie wojny (ona, tak jak i on, straciła syna). 

Livianna orientuje się, że jest śledzona przez ragadańskiego rancora - zastawia na niego pułapkę, przepytuje i dowiaduje się, że kardynał Lester Capriciani wynajął trzech rancorów, by pozbyli się Livianny, Sartona i Isdelfa (Gudbrand wydawał im się nudny i niepotrzebny). 

Tymczasem Sarton spotyka się z Czarnym Sępem i zarzuca kolejną sieć. Chce, by władze prowincji uznały Isdelfa za niebezpiecznego wywrotowca i skazały na wygnanie. Sarton ma tutaj chytry plan, bo próbuje namówić namiestnika, by sformować chorągiew, która wyjechałaby na południe, razem z Isdelfem, dzięki czemu ten nie byłby już problemem. Warto tutaj zaznaczyć, że w Cesarskiej Chwale Isdelf powolutku - w różnych dyskusjach z żakami - zaczął wyrastać na potencjalnego lidera powstania przeciw Kordowi.

Isdelf w jakiś sposób dowiaduje się o propozycji Sartona (chyba od samego Czarnego Sępa). Spotkanie obu Bohaterów jest piorunujące, młody Doryjczyk ma ogromne pretensje do Nordyjczyka, który próbuje mu wytłumaczyć swoją logikę. Jednocześnie Livianna opowiada o swojej konfrontacji z rancorem. Bohaterowie postanawiają zakpić z kardynała Lestera i odebrać nagrodę za wykonanie zamachu - rancorzy mieli dostarczyć pierścienie rodowe Bohaterów do jakiegoś lokalnego biskupa i dostać w zamian nagrodę. Zapada decyzja, że to Gudbrand pójdzie przekazać te pierścienie i wyciągnąć trochę pieniędzy, które w myśl planu Livianny, mogłyby być przeznaczone na należyte utrzymanie podążających za nimi pątników.

czwartek, 5 października 2023

[Monastyr] Zimowe proroctwo

Sesja online rozegrana 25 października 2022 r.


Zaczynamy  kampanię Monastyru! Oczywiście nie na oryginalnej mechanice, a na zmodyfikowanym Year Zero Engine wyciągniętym z Vaesen. Jak to jest wrócić do świata Monastyru? Fajnie. A jeszcze fajniej będzie, gdy historia się rozkręci.


Udział wzięli:

Livianna Monteforte - szpieg z Ragady;

Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;

Sarton Vergevian - mnich z Nordii;

Gudbrand - barg z Gordu.


Wszystko zaczęło się w Kordzie. Dziewięć miesięcy wcześniej tuż przed planowanym podbojem Dorii, cesarz Wolfgang de Calante umiera, a tron po nim obejmuje Burghardt de Calante, słaby i niezbyt rozgarnięty, sterowany przez Cesarzową Matkę i Kanclerza, harbiego de Gere. Nowa konfiguracja polityczna nie satysfakcjonuje jednak wszystkich: młodszy brat obecnego Cesarza, Gereon, marzy o władzy, a do tego wszystkiego uchodzi za sprytniejszego od Burghardta. Gereon dostrzega okazję w pojawiających się plotkach o Zimowym Dziedzicu z Południa, który ma zjednoczyć Dominium. Coraz więcej pątników powtarza na ulicach, że oczekuje prawdziwego Dziedzica. To brzmi jak herezja i zagrożenie dla skostniałych struktur kościelnych - purpuraci już zaczęli badać wątek przepowiedni, gotowi na nowo rozpalić stosy.

W trakcie jednej z gnuśnych sesji picia wina, Gereon „poprosił” Livianę i Isdelfa, by dowiedzieli się więcej o przebywających w pałacu gościnnym Sartonie i Gudbrandzie. Choć Gordyjczyk - zgodnie z przepowiednią o Zimowym Dziedzicu - pochodził z Południa, niezbyt pasował do profilu swoim wiekiem. Ale czy to była przeszkoda? 

Tymczasem w pałacu gościnnym Sarton i Gudbrand spotkali się z rozentuzjazmowanym księdzem Zivertem van Holtem, który opowiedział im o Zimowym Proroctwie. Wszyscy z nabożnością spoglądali na brodatego mężczyznę z Gordu. Ten, rzecz jasna, wyśmiał teorie o swoim mesjanistyczmym przeznaczeniu, a Sarton jakby podchwycił tę grę i wcale nie wyprowadził naiwnego księdza z błędu. 

Przyszedł czas na kolejny bankiet. Liviana i Sarton zdawali się całkiem nieźle odnajdywać w dworskich gierkach i przemyślanych dowcipach (nadanie czterech pustych listów krążących wśród gości i służby, aż w końcu trafią do właściwego adresata). Isdelf krążył za Livianną, wyjątkowo nieobecny. Gudbrand natomiast przyjął strategię-minimum, czyli powiedział „dzień dobry” i skrył w kuchni wraz ze służbą, gdzie w spokoju raczył się winem. Gdzieś w międzyczasie znalazł go starszy mężczyzna, który powiedział, że ma to, czego Gudbrand szuka, czyli prochy jego synów. Sytuacja była napięta, ale ostatecznie mężczyźni napili się. Gudbrand postanowił spotkać się z mężczyzną, hrabią de Pere, namiestnikiem Starego Doru, nazajutrz.

Livianna pamiętała o swoim zadaniu i szybko, wraz z resztą „znajomych” znalazła Gordyjczyka. Zagadywała go, zaproponowała udział w ciekawym projekcie politycznym, ale Gudbrand odmówił. Do tego skrytykował Isdelfa za swoją postawę.

Wieczorem, nim goście na dobre rozeszli się do swoich apartamentów, Livianna włamała się do pokoju Gudbranda, by znaleźć informacje, które dałyby jej nad nim przewagę. I znalazła dwie bransolety po synach Gordyjczyka. Wiedziała już, czego szuka w Kordzie i na czym mu zależy.

Następnego dnia doszło do spotkania Bohaterów z Gereonem de Calante. Rosenprinz bardzo sprawnie i naturalnie włączył Drużynę w realizację swoich ambicji politycznych. Plan był następujący: Bohaterowie mieli wyruszyć do Hodr, gdzie znajdują się cenne informacje i zapis o Zimowym Proroctwie (a być może nawet jego oryginał). Zdobycie ich było zadaniem Isdelfa. Pomocą w dotarciu do celu miał być Gudbrand, który ma doświadczenie w zimowych przemarszach przez góry. Nad wszystkim czuwać miała Liviana jako prawa ręka Gereona. Co w tym wszystkim miał robić Sarton, Nordyjczyk? Nie jestem do końca pewien.

Jeszcze przed wyruszeniem w drogę, Bohaterowie zostali zaproszeni na spotkanie z kardynałem Lesterem Capricianim. Ten stanowczo kazał porzucić ideę badania i wykorzystywania Zimowego Proroctwa. Spotkał się z należytym lekceważeniem. 


czwartek, 21 maja 2020

Wspomnienie Monastyru


Mam przed sobą podręcznik do Monastyru. Wersja limitowana. O ile pamiętam, egzemplarz nr 52. Przyjemniejszy w obyciu niż wersja pierwotna – nie rozkleja się, twarda oprawa, śliski papier. To chyba jedyny ekskluzywny podręcznik, jaki posiadam – później już nigdy chyba nie czułem potrzeby, by inwestować dodatkowe pieniądze na takie zabawy.

Marzenie nastolatka
Nie jestem pewien jaki to był rok. Wydaje mi się, że 2003 lub 2004. Tego dnia, jeszcze zanim wyszedłem do szkoły, przyszła paczka. To było niesamowite uczucie, ekscytacja i jakieś dziwne wrażenie, że zaczyna się nowa epoka, epoka Monastyru. To pewnie był ten etap, gdy RPGi nieco sakralizowałem. Myślałem, że to będzie poważne granie, jakościowo zupełnie inne od tego, co było dotychczas. Taki wyższy level Warhammera.

Dziś, będąc dziadem, przeglądam po latach podręcznik i o ile poczucie wzniosłości dawno już minęło, wciąż mam wrażenie, że Monastyr to gra poważniejsza, bardziej wymagająca i oferująca niesamowite możliwości. Szereg sesji, które kiedyś rozegraliśmy w jakiś sposób weryfikował to przekonanie: nadal bywało śmiesznie (a przecież nie powinno!), czasem przaśnie. To niekiedy wywoływało poczucie rozgoryczenia, nie to przecież miała mi dawać ta gra. To była konsekwencja rozbuchanych do granic możliwości oczekiwań i ta głupia wiara, że sam fakt grania w Monastyr wystarczy, by sesje były takie, jak opowieści doryjskich wieszczy.

Świat
Świat przedstawiony zawsze był, moim zdaniem, najmocniejszą stroną gry. Skomplikowana mozaika państw i narodów. Mieszanina systemów politycznych, chorych ambicji, rozpaczy uciskanych, zderzenie nowoczesności Kordu z tradycją Dorii itd. Wyraziści najważniejsi gracze na scenie politycznej Dominium, wręcz zahaczający o stereotypy: fanatyczna Kara, politykująca Cynazja… i to wszystko chyba też było swojego rodzaju przekleństwem. Opanować całościowo tę rzeczywistość nie sposób. Gdzieś, chyba w cudownym Gwiezdnym Piracie pojawiało się kalendarium nadające Dominium jakiejś dynamiki i pokazujące: o, tutaj, patrz, tu się dzieje coś istotnego.

Do dziś też, myśląc o poszczególnych – w sensie tych wytypowanych jako Pochodzenia – państwach, mam w głowie pomysły na przygody. Serio. Może to zasługa języka i tego, jak umiejętnie autorzy pokazywali o co im chodzi. Ale nigdy, właśnie z powodu ogromu świata, nie byłem w stanie dłużej skoncentrować się na szerszej perspektywie, na przygotowaniu kampanii dziejowej, wywracającej porządkiem Dominium. Chyba byłem za młody, by sobie z tym poradzić. Dziś nie mam pewności i nie przekonam się, póki takiej próby nie podejmę.

Od samego początku moim ulubionym państwem i Pochodzeniem był Gord. Masywni i ponurzy mężczyźni. Urzekało mnie coś w ich smutnym milczeniu. W tym, że potrafili przyjmować ciosy. Byli też jakimś zaprzeczeniem gatunku płaszcza i szpady, jego przełamaniem, a wciąż świetnie wpisywali się w całościowy obraz. Jedyna postać, jaką sobie stworzyłem, była Gordyjczykiem. Zagrałem raz, może dwa.

Bohaterowie
Idea grania podstarzałymi depozytariuszami umierających ideałów pobudzała umysł naiwnego nastolatka. Pobudza też wyobraźnię dziada. Ale nie miejmy wątpliwości: to było wyzwanie. Stworzyć człowieka, który ma za sobą wiele przygód, to wymagało choćby wspomnienia części z nich. Zarysowania trochę bardziej skomplikowanego obrazu charakterologicznego. Jeśli nie grałeś Karyjczykiem, żadne sprawy nie były dla ciebie oczywiste. Może poza honorem i wagą przyjaźni.

Problem pojawiał się, gdy każdy miał jakiś swój ulubiony typ. Zebranie grupy, gdzie każdy pochodził z innego zakątka Dominium, każdy reprezentował też inny fach – to było trudne. To wymagało niezłej gimnastyki, by jakoś to uzasadnić. Łatwiej chyba było zrobić zbliżenie: oto gramy w okupowanej Bardanii, a wy wszyscy jesteście bitnymi góralami. I już. Nie mieszamy się, bo trudno wyjaśnić tutaj rycerza z Dorii, trudno wyjaśnić obecność agaryjskiego oficera, a tym bardziej kogoś z Cynazji, Nordii czy Ragady.

Mechanika
Nie podjąłbym się grania w Monastyr na jego oryginalnej mechanice. Niegdyś było we mnie mniej krytycyzmu, przyjmowałem zasady jak lecą, może nawet bez większej refleksji. Ale nie ukrywajmy: zasady pojedynków sprowadzały ten emocjonujący aspekt gry do obliczeń i kombinowania bliskiego szachom. Czuję się za stary, by w coś takiego ponownie wchodzić. Dziś myślę, że wykorzystałbym inną mechanikę: Genesys albo tę z Legendy Pięciu Kręgów. Ponadto myślę, że zasady związane z napięciem psychicznym postaci dobrze by się w Monastyrze sprawdziły.

Grałbym. Prowadziłbym
Marzy mi się taka sytuacja, w której siadam z gronem znajomych, którzy również przeczytali podręcznik. Wiemy o co chodzi w świecie, wiemy jakie są założenia gry. Ustalamy miejsce na mapie, tworzymy grupę bliskich sobie ludzi związanych wydarzeniami z przeszłości. I rozpoczynamy wielką, epicką historię, która wstrząśnie nie tylko nimi, ale całym światem. Mam z Monastyrem tak, że nie potrafię o nim myśleć w skali mikro. Albo sprawy są wielkie, albo nie ma ich wcale.
Może powiedzieć „zagrać w Monastyr i umrzeć” to za dużo, bo jednak życie mi trochę miłe, ale z całą pewnością chciałbym kiedyś wrócić do tej gry. Choćby na tę jedną kampanię.