Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monster of the Week. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Monster of the Week. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 5 lutego 2024

Refleksje po Monster of the Week


Próbuję zebrać i poukładać myśli w jakieś sensowne wnioski. Rozegraliśmy małą kampanię Monster of the Week i skończyliśmy ją nagle, stwierdziwszy, że gra nam nie leży, że zaczynamy się męczyć. Spróbuję dociec co poszło nie tak.


Monster of the Week jest grą bardzo szeroko chwaloną. Mnie kupił pomysł oraz naprawdę dobre doświadczenia z Dungeon World. Ponadto ekipa była dokładnie ta sama, także zdawało się, że siłą rozpędu wskoczymy na podobny tor i polecimy dalej. Nie mam też wątpliwości, że zasady MotW są naprawdę sprawne i skuteczne pod kątem popychania rozgrywki, ale - jak to z grami PbtA chyba jest - przede wszystkim należałoby trzymać się określonych pryncypiów, a ja nie mam pewności, że tak uczyniłem. W każdym razie zakładam, że ten niewypał to efekt mojego nieprzygotowania, a nie obiektywnych wad samej gry.

Vibe w tej konkretnej grupie mamy nieco głupkowaty i komediowy. Taki też był zamysł na nasz setting: współczesna Polska przesycona memicznością. Ludzie mają wiedzę o istnieniu różnych potworów i istot nadprzyrodzonych. Bohaterowie stanowili pokręconą rodzinę: Specjalista Bogdan, łotrzyk Laszlo, Trudny Przypadek Mark i Siobhan, czyli faerie, wróżka, która jest ich wszystkich przodkinią. 


Pomysł na kampanię

Miałem pomysł, że poprowadzę kilka powiązanych ze sobą jednostrzałów w poszczególnych najważniejszych miastach Polski. Zaczęliśmy od Warszawy, był Kraków i Gdańsk. Chciałem jeszcze uwzględnić bodaj Poznań i zakończyć wszystko spektakularnym, apokaliptycznym finałem w Łodzi. Każda przygoda miała dotyczyć walki z jednym ze zwiastunów Wielkiego Złego, członków forpoczty reprezentujących różne aspekty (gdzieś w tyle głowy miałem chyba grzechy główne). 

W ten sposób w Warszawie Bohaterowie spotkali rodzaj sukkuba. W Krakowie natomiast kupę mięcha reprezentującą gniew. W Gdańsku był to Pożeracz Wspomnień i ta przygoda na pewno była początkiem wyłamania się z założonego schematu.


Spowiedź

Po pierwsze, jestem leniwy. O ile w Dungeon World improwizowanie kolejnych zdarzeń bez absolutnie żadnego przygotowania szła mi - a właściwie nam - bardzo dobrze, tak tutaj był problem. Za przygotowanie problemu do rozwiązania (z elementami zasad takimi jak motywacje i inne, których nie jestem w stanie przywołać) wszak odpowiadałem ja i tylko ja, a Gracze mieli odkrywać informacje i w ten sposób problem rozwiązywać. To nie wyszło, bo nie robiłem adekwatnego, zgodnego z zaleceniami w podręczniku prepu. 

Po drugie, nie oklepałem się z zasadami. I nie chodzi tu wyłącznie o bazę PbtA, czyli ideę ruchów. Nie poznałem dość dobrze specyfiki MotW (a podręcznik przecież przeczytałem). Myślę, że powinienem był również położyć większy nacisk, by Gracze się zapoznali z zasadami - mam poczucie, że przez nasze wspólne przeoczenia doszło do wielokrotnych nadużyć zasad, które sprawiły na przykład, że czarowanie Siobhan wydawało nam się bardzo, ale to bardzo overpowered.

Po trzecie, będące konsekwencją powyższych, historia za każdym razem zmierzała w stronę bezpośredniej konfrontacji z potworem. O ile pierwsza sesja opatrzona była śledztwem, zbieraniem informacji itd., tak później ten etap rozgrywki bardzo szybko się nam rozpływał. To była znów moja wina, że w ogóle na to pozwoliłem. 

Po czwarte, konfrontacje z potworami były koszmarnie nudne. Przeze mnie. Nie znając ani możliwości potworów, ani Bohaterów, błądziłem po omacku i w sumie, gdy mieli określony arsenał, tj. granatnik i strzelby - konfrontacja ograniczała się do wymiany obrażeń i sprawdzenia, kto został na polu bitwy. Siobhan przy okazji po prostu potwora próbowała przytrzymywać swoimi czarami, żeby nie mógł działać. 


Co było dobre?

Nie mniej, były w trakcie tej mini kampanii momenty warte zapamiętania. Mimo wszystko często wchodziliśmy w jakieś absurdy, które nas bawiły. Bez żenady nawiązywaliśmy do wypaczonych wyobrażeń PRLu, do memów z papieżem i apokaliptycznego wizerunku Łodzi. Jeden z najfajniejszych, moim zdaniem, momentów był wtedy, gdy wraz z Graczami zrobiliśmy retrospekcję, by poznać przeszłość jednego z Bohaterów i - ponieważ sytuacja była mocno oderwana od głównego nurtu kampanii - mogliśmy szaleć. 

Przyjdzie czas, że Monster of the Week poprowadzę jeszcze raz. Może nie kampanię, ale przynajmniej jakiś jednostrzał, ale zgodnie ze wszystkimi przykazaniami zawartymi w podręczniku. I się przygotuję. Ale nim to nastąpi, zapewne poświęcę też trochę czasu na obejrzenie/odsłuchanie jakiejś sesji MotW w internecie, żeby pozyskać dobre wzorce.

czwartek, 11 stycznia 2024

[MotW] Cztery Oceany i koniec historii

Sesja online rozegrana 22 lutego 2023 r.


To sesja, która wyjątkowo nas zmęczyła i sfrustrowała. Zdecydowaliśmy się nią zakończyć naszą krótką przygodę z Monster of the Week.


Wystąpili:

Bogdan - Profesjonalista - zawodowiec zdobywający swoje szlify w latach 70., wujek Laszlo (D.);

Laszlo - Łotrzyk - spokrewniony z Bogdanem dresik (D.);

Mark - Trudny Przypadek - dziwny kuzyn z Ameryki, człowiek do spuszczania łomotu (A.);

Siobhan - Potwór - wróżka, która, obsesyjnie zbiera szkiełka i imiona, prawdopodobnie przodkini Laszlo i Marka (K.).


Bohaterowie skontaktowali się z Archaniołem Gabrielem i spotkali z nim w Klubie Cztery Oceany. Miejsce chronione było mocną - choć wg Bohaterów wadliwą iluzją. Mimo to, przed wejściem pikietowała spora grupa religijnych fundamentalistów, bo klub był raczej w stylu Błękitnej Ostrygi, a nie Klubu Książki. Siobhan bardzo szybko dostrzegła, że w tłumie bawiącym się na trzech poziomach (Piekło, Czyściec, Niebo) są nie tylko ludzie, ale także wszelkie byty nadnaturalne: diabły, diabliki, chochliki, pomniejsze anioły, a także istoty z wszelakich mitologii. 

Gabriel był rozczarowany, gdy powiedzieli mu, że Bogdan był tylko sposobem, by się skontaktować. Za to spodobał mu się Mark. W każdym razie Gabriel nie bardzo miał powody, by Bohaterom pomagać, ale ostatecznie zgodził się oddać przysługę, o ile najpierw Bohaterowie zrobią coś z tym pikietującym na zewnątrz tłumem, który robi Klubowi zły pijar. 

Nie pamiętam jak do tego doszło, ale Bohaterowie namierzyli leprechauna Liama, który jest stałym bywalcem klubu i który odpowiadał za klubowe iluzje. Gość otoczony był wianuszkiem wielbicieli i wielbicielek, ale Bohaterowie - różnymi sztuczkami i tracąc przy tym granatnik i kluczyki do auta - w końcu się do niego dostali, by przegadać sprawę. Okazało się, że owszem, iluzja jest faktycznie wadliwa i Liam zrobił to specjalnie. Bohaterowie poprosili, by to naprawił, a on zrobił to od ręki. Na zewnątrz jednak pikieta dalej trwała i protestujący nie zamierzali się rozchodzić.

Bohaterowie zatem chcieli im się przyjrzeć bliżej, Siobhan chciała na nich rzucić zaklęcie i wówczas okazało się, że na grupie spoczywa jeszcze jedno zaklęcie. Okazało się, że zakochana (bez wzajemności) w Liamie strzyga pomaga mu bez jego wiedzy i magicznie przetrzymywała protestujących w jednym miejscu. Bohaterowie namierzyli ją w sąsiednim budynku, gdzie rozegrała się szybka, choć bardzo głośna walka. Potwora udało się pokonać szybko, choć wymyślone przeze mnie dodatkowe cechy strzygi trochę Bohaterów pokiereszowały. 

Wyglądało na to, że zaklęcie zostało zdjęcie i pikieta sama mogła się rozejść. Na tym etapie jednak mieliśmy już gry dość - szło nam źle, nie trybiło i, brzydko mówiąc, gra się wysrała. Wszyscy zgodziliśmy się, że nie ma sensu się dalej męczyć i pokrótce opowiedzieliśmy sobie epilog całej kampanii z kilkoma szybkimi testami, które miały być wskazówką co do losów Bohaterów. Bardzo ciekawe, że akurat wtedy wszyscy wyrzucili wyniki 10+. 

Efekt: Gabriel i Uhul, Pan Ciemności się zeszli i stworzyli tym razem szczęśliwy związek.

Wielkie Przedwieczne zostały zwerbowane i pomogły w walce z Panem Bólu, Zła, Cierpienia itp. 

Mark wrócił do USA. Laszlo założył swój własny biznes z mokrą robotą. Siobhan przedobrzyła z czarami i przeniosło ją do Camelotu. Bogdan natomiast miał stopę cukrzycową, którą trzeba było odjąć, ale dzięki temu mógł odejść na zasłużoną i spokojną emeryturę.

poniedziałek, 25 grudnia 2023

[MotW] Ali Agca, Kiszczak i JPII

Sesja online rozegrana 9 lutego 2023 r.


Wyjątkowo dziwna sesja MotW. Totalne improwizowałem i największe atrakcje tak naprawdę udało się wygenerować dzięki pomysłom moich Graczy. 


Wystąpili:

Bogdan - Profesjonalista - zawodowiec zdobywający swoje szlify w latach 70., wujek Laszlo (D.);

Laszlo - Łotrzyk - spokrewniony z Bogdanem dresik (D.);

Mark - Trudny Przypadek - dziwny kuzyn z Ameryki, człowiek do spuszczania łomotu (A.);

Siobhan - Potwór - wróżka, która, obsesyjnie zbiera szkiełka i imiona, prawdopodobnie przodkini Laszlo i Marka (K.).


Bohaterowie pojechali odebrać Bogdana z Uzdrowiska „Pod Kasztanami”. Bogdan nie mógł narzekać, bo otaczały go same starsze panie, które stale zapraszały go na kawę, herbatę i ciastka. Gdy jego turnus się kończył, w Uzdrowisku pojawił się nowy gość, elegancki mężczyzna, który okazał się być Adam Wokulski, artysta z pierwszej sesji, którego uratowali przed rytualnym samobójstwem. Tym razem jednak okazało się, że pan Wokulski to tylko ciało, a usadowił się w nim (czyt.: opętał go) Pan Ciemności, Uhul. To było nieprzypadkowe spotkanie, bo Uhul chciał spotkać się z Laszlo, by odebrać swój dług.

Co to był za dług? Do końca nie wiedzieliśmy - tyle tylko było na karcie postaci Gracza. Musieliśmy zatem to ustalić i serią pytań daliśmy początek retrospekcji z dawnej akcji, zlecenia, które miał wykonać Laszlo, a które się skasztaniło i spowodowało, że miał ów dług. Dług, o którym - nota bene - zapomniał w wyniku spotkania z Pożeraczem Wspomnień w Gdańsku.

Wyszło tak: Laszlo dostał zlecenie wykradnięcia ważnego reliktu z Jasnej Góry w Częstochowie. Tym reliktem okazała się być fiolka krwi znanego w Polsce papieża. Bohaterowie usadowili się w sanktuarium i cała akcja zaczęła się w chwili, gdy Laszlo wybiegał z jakiejś zakrystii ścigany przez grupę karłów w kominiarkach. Karły krzyczały coś po węgiersku. Rozpoczął się zatem pościg (Bohaterowie wiali przez miasto pickupem, a karły ścigały ich na elektrycznych trycyklach). Udało im się uciec, ale w drodze do Warszawy - gdy akurat byli w Łodzi - dopadli ich kolejni prześladowcy. Okazało się bowiem, że fiolka krwi papieża działa jak nadajnik, który przyciąga wszystkich wrogów wspomnianego papieża. Bohaterowie musieli zatem zmierzyć się, między innymi, z tureckim zamachowcem Alim Agcą (ten nie tylko postrzelił Marka, ale też uszkodził jego samochód), który został przecięty piłą mechaniczną, a także z nadjeżdżającymi wielkim Jelczem komunistami z generałem Kiszczakiem na czele. Jelcza z załogą udało się rozwalić granatnikiem. 

Następnie - tak ustaliliśmy - okazało się, że rana Marka jest poważniejsza niż się zdawało, a zatem Laszlo zdecydował się umieścić relikwię w jego ranie. Fiolka pękła i od tego dnia w krwi Marka zaczęła płynąć papieska krew. 

Bohaterowie dotarli do Warszawy i tam przekazali zleceniodawcy (a właściwie zrobił to Laszlo) podmienioną fiolkę, która Panu Ciemności była zupełnie nieprzydatna. A była ważna, bo tylko dzięki niej mógł odesłać do Nieba swojego zazdrosnego ex oraz rywala, Archanioła Gabriela. Uhul wobec tego postanowił ukarać Laszlo i odebrać jego duszę, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Wiem, trochę się to nie sklejało, ale w imię frajdy robiliśmy na tej sesji tyle głupstw, że ten drobiazg był zupełnie bez znaczenia.

Tak czy siak, wróciliśmy do Uzdrowiska, gdzie zaczęło się paktowanie z diabłem. Uhul zdawał sobie sprawę i poinformował o tym Bohaterów, że Pan Cierpienia, Bólu, Zniszczenia ITP. Robi sobie w Polsce swoje królestwo ze stolicą w Łodzi. Uhul niezbyt się z tym czartem lubił i chciał stworzyć swoją konkurencyjną domenę w północnej Polsce. Zaproponował Bohaterom, że pomoże im w walce z jednym złym, ale oni pozwolą mu bez przeszkód podpalić północ kraju. By tego wszystkiego dokonać potrzebował jednak do swojej dyspozycji dwóch Wielkich Przedwiecznych, kryjących się pod postaciami znanych piosenkarek: Maryli R. Oraz Edyty G. To miało załatwić sprawę.

Bohaterowie przystali na taki układ, ale chcieli Uhula wykiwać. Po pierwsze, planowali skontaktować się z Archaniołem Gabrielem. By to zrobić, założyli fałszywe konto na znanej aplikacji randkowej, gdzie wrzucili fotki Bogdana. Ten, o dziwo, miał mnóstwo zgłoszeń od zainteresowanych absztyfikantów. Gabrieł złapał haczyk. Kwestia pochwycenia Wielkich Przedwiecznych pozostaje w kwestii dalszych planów - jak do tego dojdzie, dowiemy się prawdopodobnie na kolejnych sesjach.

czwartek, 7 grudnia 2023

[MotW] Na gdańskim Srebrzysku

Sesja online rozegrana 25 stycznia 2023 r.


Po dłuższej przerwie wracamy na chwilę do Monster of the Week, by zobaczyć, jakie będą dalsze losy dziwnej, z lekka dysfunkcyjnej rodziny zajmującej się załatwianiem nadnaturalnych problemów w Polsce.


Wystąpili:

Laszlo - Łotrzyk - spokrewniony z Bogdanem dresik (D.);

Mark - Trudny Przypadek - dziwny kuzyn z Ameryki, człowiek do spuszczania łomotu (A.);

Siobhan - Potwór - wróżka, która, obsesyjnie zbiera szkiełka i imiona, prawdopodobnie przodkini Laszlo i Marka (K.).


Bogdan po ostatnich wydarzeniach w Krakowie stał się postacią publiczną. Nie radząc sobie z popularnością wśród tiktokujących dzieci, udał się do sanatorium, zostawiwszy w domu nawet swój telefon.

Tymczasem reszta Bohaterów z trudem radziła sobie z ciszą w eterze. Po zniknięciu pani Krysi, nie było zleceń i pozostawało czekać lub szukać po omacku. Siobhan robiła swoje badania nad zabranym grimuarem i tajemniczymi, świecącymi kamieniami. Udało jej się ustalić, że zebrane kamienie pozwalają kontrolować praktycznie wszystkie demony z tak zwanej Pustki. 

W końcu wzięli telefon komórkowy Bogdana i zadzwonili na numer pani Krysi. Odebrała jakaś młoda dziewczyna - jak się okazało, studentka psychologii - która poinformowała ich, że pani Krysia została znaleziona w Gdańsku pod Bazyliką Mariacką, w stanie totalnej amnezji. Co więcej, pani Krysia miała przy sobie palnik spawalniczy oraz zapalający granat fosforowy. Bardzo dziwne. Wszyscy ruszyli pickupem Marka do Gdańska, do szpitala psychiatrycznego na Srebrzysku.

Pani Krysia zachowywała się łagodnie, ale nic nie pamiętała. Mark w tym czasie wyrwał pielęgniarkę, zaprosił ją na kawę i wszystko skończyło się szalonym rajdem przez Gdańsk, który skończył się na Molo w Sopocie. Prowadziła pielęgniarka, która - także na polecenie Marka - nie zatrzymała się na wezwanie ścigającej ich policji. Ostatecznie Mark skończył na posterunku, ale po interwencji Siobhan i Laszlo został wypuszczony i oczyszczony z zarzutów (ach, te czary).

Następnie udali się do Bazyli Mariackiej, gdzie zamierzali poszukać wskazówek na temat losu pani Krysi oraz działalności sukkuba, który zwiał z ich klatki. Odnalazł ich ksiądz, poplecznik sukkuba, który przekazał, że jego pani czeka na rozmowę w Instytucie Antropologii na Uniwersytecie Gdańskim. Tam też się udali i spotkali z kobietą, która została przejęta przez sukkuba.

Kobieta powiedziała, że sprawy się już dokonały, że Pan Zniszczenia, Bólu, Cierpienia Itp. Już tu jest i wkrótce zwróci się o zwrot jego własności (tajemnicze dwa kamienie, które Bohaterowie zgarnęli na ostatnich sesjach). Choć sukkub zachowywał fason, Drużyna zdała sobie sprawę, że coś się zmieniło - demonica nie była już tutaj podmiotem, a czyimś pracownikiem… Co więcej, okazała się także zakładnikiem przerażającej bestii, Zbieracza, który pochłania wspomnienia (jego ofiarą stała się pani Krysia). Po niespodziewanym ataku Marka (rzut jakimś eksponatem), bestia się ujawniła i zaczęła smagać Bohaterów swoimi mackami. Potwór chciał wydostać się na zewnątrz (planowałem masakrę na kampusie), ale został uwięziony magią Siobhan. Wówczas Mark i Laszlo dali radę go wyeliminować, poświęcając szereg swoich wspomnień: Laszlo zapomniał o swoim minionym pakcie z Diabłem oraz kto jest jego przyjacielem. Mark natomiast zapomniał cały ten dzień (nie wiedział, co tam robi) oraz kim jest Siobhan. 

Sukkub w trakcie walki po prostu uciekł. Bohaterowie zdecydowali się skoncentrować się na Zbieraczu, więc dali jej zbiec. 

Po tych wydarzeniach zdecydowali się odebrać panią Krysię ze szpitala (unikając przy tym węszącej policji) oraz wrócić do domu, bo wkrótce (potencjalnie) miał skończyć się turnus rehabilitacyjny Bogdana.

czwartek, 27 lipca 2023

[MotW] Krakowski futbol

Sesja online rozegrana 7 września 2022 r.


Nasza druga sesja Monster of the Week. Tym razem Łowcy przyjeżdżają do Krakowa, by rozwiązać sprawę masakry w trakcie kibicowskiej ustawki.


Wystąpili:

Bogdan - Profesjonalista - zawodowiec zdobywający swoje szlify w latach 70., wujek Laszlo (D.);

Laszlo - Łotrzyk - spokrewniony z Bogdanem dresik (D.);

Mark - Trudny Przypadek - dziwny kuzyn z Ameryki, człowiek do spuszczania łomotu (A.);

Siobhan - Potwór - wróżka, która, obsesyjnie zbiera szkiełka i imiona, prawdopodobnie przodkini Laszlo i Marka (K.).


Krótko po wydarzeniach w Centrum Sztuki Ponowoczesnej w Warszawie, pani Krysia kładzie na biurku bilety PKP (TLK bez gwarancji miejsc siedzących) do Krakowa. To jest wezwanie na prośbę komendanta krakowskiej policji, Bożydara Kaszanki (moi Gracze lubią bardzo polskie nazewnictwo), który ma problem po ostatniej ustawce pseudokibiców. Na miejscu z dworca odebrał ich aspirant Jan Kowalski i zawiózł na przedmieścia, gdzie było krwawe bajoro.

Otóż: krawe bajoro, powstałe z wylanej krwi. Na jego środki wyrosła wyspa rozerwanych, zmasakrowanych pseudokibiców obu znanych krakowskich drużyn piłkarskich. To nie było zwykłe lanie maczetami, tutaj było coś gorszego. Ostatecznie potwierdzenie, że mieli do czynienia z czymś nadnaturalnym, przybyło z nagrania odległej kamery monitoringu, na której widać było częściowo walkę kibiców oraz wkroczenie wielkiej niczym byk humanoidalnej bestii. Pojawiła się też limuzyna, jakiś bardzo rzadki Maybach, który przeważnie występuje jedynie w Toruniu. Zlecili aspirantowi, by zajrzał do CEPiKu i poszukał Maybachów w Krakowie. I wtedy wyszło, że jedyna taka droga limuzyna należała do gangstera Maślanki, nemezis Laszlo.

Bo Laszlo swego czasu dostał od Maślanki zlecenie. I tak jakby je zawalił. A Maślanka nie zapomina.

Nim jednak zaczęli szukać gangstera, okazało się, że jeden kibic przeżył atak i leży w stanie krytycznym w szpitalu. Przesłuchanie go - poprzez udawanie księdza - dało pewien wgląd w wydarzenia minionej nocy (wtedy miała miejsce masakra), ale wszystko to było mało konkretne. Trzeba było znaleźć Maślankę.

Bohaterowie udali się zatem do najpodlejszej knajpy w Krakowie, która nazywa się Bar Wersal. Tam Laszlo postanowił zagrać dobrze znanym trickiem - postawił wszystkim kolejkę i powiedział głośno, że Laszlo stawia. Niedługo później pojawiły się goryle Maślanki, którzy zaprosili ich na zaplecze, gdzie gangus grał w pokera.

Doszło do pasjonującej, choć wybitnie oszukanej partii, gdzie stawką były informacje lub życie Laszlo. Maślanka przegrał z kretesem i nie mógł tego znieść, a wtedy zaczęło dziać się coś dziwnego. Jakby zesztywniał sparaliżowany. Gangusy Maślanki chciały Bohaterów prać, ale… no ale okazało się, że na przykład taki Mark to miał ze sobą piłę mechaniczną i bandziory uciekły. Wkrótce jednak przez ścianę (serio, było to bardzo głupie z mojej strony, ale całą sesję lecieliśmy tak ogranymi i nielogicznymi tropami, że chyba odbyło się to bez szkody dla historii) wpadł demon Gniewu - taki trochę minotaur. Walka, co ciekawe, była bardzo krótka. Demona udało się bardzo szybko zlikwidować. Dość mocno ranna została Siobhan, natomiast Bogdan jednym z ciosów został wyrzucony przez okno na ruchliwą krakowską ulicę.

Wówczas Bogdan zatrzymał jakąś furgonetkę, przejął ją i wjechał pojazdem ponownie do pomieszczenia na zapleczu Baru Wersal. Była to chora akcja, ale demon został ostatecznie przygnieciony i zniszczony. Maślankę natomiast pojmano i oddano policji. W kupie popiołu po demonie znaleźli jeszcze kawał skały wulkanicznej pulsującej czerwonawym światłem, co zwracało uwagę, bo ostatnio znaleźli taką skałę w Centrum Sztuki Ponowoczesnej.

Całość zatem skończyła się sukcesem. Łowcy wrócili do Warszawy. Na miejscu nie było pani Krysi. Natomiast w klatce siedziała dyrektorka CSP, Grażyna Kowalska, która błagała, by ją wypuścić. To w tamtym momencie Bohaterowie odkryli, że demonica potrafi przemieszczać się między ciałami i najwyraźniej przejęła kontrolę nad panią Krysią.

Żeby jeszcze pogorszyć sprawy, w internecie pojawił się nowy viralowy filmik wrzucony niedawno na YouTube. Jego tytuł brzmiał: „Wariat wbija się samochodem do budynku”. Widać tam Bogdana, który najwyraźniej stał się właśnie postacią publiczną.

czwartek, 9 lutego 2023

[MotW] Sukkuby i schyłkowy postkapitalizm w Warszawie

Sesja online rozegrana 18 maja 2022 r.


W końcu udało mi się poprowadzić drugą grę na silniku PbtA: Monster of the Week. Gramy we współczesnej Polsce (co by trochę ponabijać się z naszej rzeczywistości), a Bohaterowie stanowią w dużej mierze spokrewnioną ze sobą grupę ciekawych przypadków zajmujących się zabijaniem potworów.


Wystąpili:

Bogdan - Profesjonalista - zawodowiec zdobywający swoje szlify w latach 70., wujek Laszlo (D.);

Laszlo - Łotrzyk - spokrewniony z Bogdanem dresik (D.);

Mark - Trudny Przypadek - dziwny kuzyn z Ameryki, człowiek do spuszczania łomotu (A.);

Siobhan - Potwór - wróżka, która, obsesyjnie zbiera szkiełka i imiona, prawdopodobnie przodkini Laszlo i Marka (K.).


Warszawa.

Pani Krysia, rezydująca na tyłach salonu kosmetycznego i jednocześnie centrum logistyczne poPRLowskiej agencji ds. zwalczania potworów na prośbę komendanta policji wysyła Bogdana na miejsce zbrodni. A że w jego kawalerce ostatnio jest bardzo ciasno, bo wszyscy mieszkają u niego, to i cała grupa jedzie pod wskazany adres: luksusowy apartament na szczycie wieżowca Platinum Tower.

Na podłodze leży denat: to Borys Jabłoński, znany dziedzic fortuny pozujący na znawcę sztuki alternatywnej. Borys leży na marmurowej podłodze, ma wyjęte gałki oczne, jest dziwnie wysuszony i ma na sobie jedynie lateksowe gacie oraz puchowe kajdanki. Widać z kimś się bawił, bo przy łóżku stoją dwa kieliszki i bardzo drogi szampan.

Bogdan fachowym okiem bada apartament. Wiele drogich i dziwnych obrazów. Za jednym z nich tajny pokój zabaw pełen erotycznych zabawek. Zza jednego z obrazów wypada wizytówka należąca do Grażyny Kowalskiej, dyrektorki Centrum Sztuki Ponowoczesnej.

Ustaliwszy co się dało, Bohaterowie zjechali do lobby, by wyciągnąć od portiera nagranie z monitoringu. Najpierw Mark po prostu domaga się nagrań, co rozsierdza starego portiera do tego stopnia, że ten potajemnie wciska przycisk alarmujący policję. Wszyscy zaczęli do niego mówić niemal jednocześnie, aż w końcu Siobhan niemal dziadka hipnotyzuje. Ten pokazuje im nagranie - widać na nim, jak denat wchodzi do budynku ze średnio atrakcyjną kobietą wyglądającą na księgową w niemodnej garsonce. Kobieta opuszcza budynek po około godzinie.

Następnie Bohaterowie udają się do Centrum Sztuki Ponowoczesnej, by pogadać z jego dyrektorką. Problem polega na tym, że właśnie odbywa się dość pretensjonalny bankiet na cześć młodego (i równie pretensjonalnego) artysty, Adama Wokulskiego. Drużyna nie ma nawet strojów wieczorowych, nie mówiąc o zaproszeniach, ale wszyscy postanawiają uczestniczyć w ciekawym spektaklu: Siobhan udaje agentkę Laszlo, który jest alternatywnym rzeźbiarzem. Bogdan jest jego mentorem i krytykiem sztuki, a Mark robi za ochroniarza, bo ręce Laszlo są tak wartościowe, że trzeba było je ubezpieczyć. Jakimś cudem udaje się przekonać ochroniarza, by wpuścił Drużynę na bankiet.

W środku odbywa się rozmowa z innym ochroniarzem, Sebastianem. Ten, jako Poplecznik, nie podlega wpływom Siobhan, ale nawet mimo to udaje jej się zdjąć z niego urok. Od słowa do słowa ochroniarz zgodził się na spotkanie Drużyny i Grażyny Kowalskiej i zaprowadził ich do poczekani przed jej dużym gabinetem… a następnie po prostu sobie poszedł.

Mark wyłamuje drzwi wywołując hałas. Bohaterowie mają niewiele czasu. W środku gabinet dyrektorki był ogromny, niemal jak mieszkanie. Shioban znajduje zielone oczy zamknięte w jakimś słoju - jest pewna, że należą do denata Jabłońskiego. Laszlo znajduje tajemniczy grymuar, daje go wróżce do przeczytania, a ta po chwili orientuje się, że przez tę magiczną księgę pełną niezrozumiałej mrocznej mowy ktoś na nią spogląda. Mark tymczasem znajduje jakiś dziwny rodzaj kapliczki i tajemniczy kawał skały wulkanicznej wielkości pięści pulsujący wewnątrz niebieskim światłem.

Bogdan natomiast stoi „na przypale” i słusznie, bo hałas zwabił dwóch goryli. Jeden z nich wciąż był pod wpływem uroku. Wywiązuje się szarpanina, do której szybko dołącza reszta drużyny. Udało się ich obezwładnić.

Tymczasem na dole swoją przemowę kończy pani dyrektor, oddając głos artyście Wokulskiemu. Bohaterowie są przekonani, że zaraz dokona się jakiś rodzaj zbiorowego rytuału (jak oni na to wpadli?). Trzeba było działać szybko.

Siobhan wywołuje alarm przeciwpożarowy. Hałas i zraszacze sprawiły, że przerażeni goście zaczynają uciekać na zewnątrz budynku. Wokulski, któremu przerwano przemowę, spogląda pytająco na panią dyrektor i wtedy też Bohaterowie zauważają, że mężczyzna trzyma rytualny sztylet, gotów do wymierzenia sobie samobójczego ciosu. No i wtedy Bogdan wyjmuje granatnik i zaczyna naparzać.

Do dyrektorki, teraz już wiedzą, że to jakiś rodzaj sukkuba, biegnie Laszlo i Mark. Bogdan pruje z granatów nie zważając na nich, co wiąże się z obrażeniami dla jego towarzyszy. Siobhan zmaga się z Wokulskim o sztylet. Zdejmuje z niego urok, a ten zorientowawszy się, co się dzieje, wybiega na zewnątrz. 

Sukkub natomiast dopada do Laszlo i składa na nim swój „pocałunek śmierci”. Mark, by ratować kuzyna, związuje sukkuba fetyszytycznymi sznurkami ukradzionymi z pokoju zabaw denata. Wówczas Mark rusza za Wokulskim i próbuje zatrzymać, ale sprawy poszły bardzo źle, bo wszyscy uznają, że to on jest agresorem. Zjeżdża się policja i straż pożarna.

Sytuację znów ratuje Siobhan, która przekonuje policję, jak się sprawy mają. W ten sposób Bohaterowie mogą bezpiecznie zapakować pojmaną demonicę do klatki i wywieźć ją do centrali na zapleczu salonu kosmetycznego. W tym momencie skończyliśmy.


Gracze uznali, że gra działa. Miałem wrażenie, że niektórzy nie bardzo się odnajdują, ale wierzę, że jednak mimo to dobrze się bawili. Było dużo gagów, śmiesznie, była rozpierducha na koniec i śledztwo na początku. Muszę się trochę oklepać z ruchami potworów i innych, ale jestem bardzo optymistycznie nastawiony.