Dzień
14. Banner. Sztandar.
Jest
coś kuszącego w posiadaniu własnego, indywidualnego i, przede wszystkim,
rozpoznawalnego symbolu, co nie? Wielkie rody szlacheckie takie miały, państwa
takie mają, poszczególne regimenty w jakiejś armii może też, tego nie wiem. Do
tego prawdziwa, wyjątkowa nazwa własna. Gdy lata temu graliśmy w NS, to byliśmy
znani jako Zdziry z Detroit, chociaż żaden z Bohaterów stamtąd nie pochodził. W
ogóle to przyjmowaliśmy NS strasznie bezrefleksyjnie i chyba tylko dlatego
wszystko tam działało.
No
ale sztandary to znak afiliacyjny, to też wartość emocjonalna, w państwach pełni
rolę swoistego sacrum. O sztandary się walczy. Kibole, gdy toczą bitwy,
zdzierają z przeciwników szaliki, by potem wywiesić z dumą na domowej
meblościance. W średniowieczu takim trofeum były napletki. Jak zdobędziemy
sztandar przeciwnika, to mamy wyraźny sygnał, że ten przegrywa. A jak morale
innych pod owym sztandarem upada, nie? Jest cała masa możliwości symbolicznego
wykorzystania sztandarów.
Zrozumiałem
to chyba dzięki jednej scenie ze znanego w niektórych środowiskach filmu Władca
Pierścieni. Nie to, żeby było to dzieło, do którego pałam szczególnymi
uczuciami, ale to jedno ujęcie utkwiło mi w pamięci na długo i pamiętam, że
chciałem je wykorzystać chyba w kampanii Midnighta… a może wykorzystałem? Nie pamiętam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz