Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarny Kod. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Czarny Kod. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 17 stycznia 2022

Zagrałem radykałem - krótka myśl o savoir vivre przy stole


Jakiś czas temu zdarzyło mi się zagrać w bardzo przyjemnej minikampanii Czarnego Kodu. Wcieliłem się tam w anarcho-socjalistycznego radykała w powłoce kota o imieniu Vivaldi. W trakcie czterech sesji, wraz z wydarzeniami proponowanymi przez Mistrza Gry odkryłem, jaka agenda może stać za moim Bohaterem i postanowiłem wcielić ją w życie. Czy z sukcesem? W jakimś sensie tak, bo udało mi się doprowadzić do totalnego chaosu i groźby upadku funkcjonującego w Darwin systemu. Taka postawa i decyzje jednak, zrozumiałem po przemyśleniach, niekoniecznie mogły podobać się innym współgraczom. Dlaczego?

W terminologii klasycznych gier moja postać zapewne miałaby charakter chaotyczny. Wyjątkowo źle nastawiona do obowiązujących reguł i statusu quo odpowiadającego interesom dominujących korporacji. Skrajny, nieneutralny charakter oznacza spore ryzyko wejścia na tor kolizyjny z aspiracjami Bohaterów innych Graczy. Oni również mają swoje pomysły i plany. Szczególnie Bumcykcykowi (Bartkowi) mogła nie odpowiadać, bo ten przede wszystkim dążył do tego, by mieć dobrą opinię i zagwarantowany stały dopływ intratnych zleceń. Wiem, że Bumcykcyk, jeśli przyjdzie nam jeszcze grać w Czarny Kod, będzie miał Vivaldiemu za złe, być może będzie wobec niego niechętny, a być może wręcz wrogi. To ciekawy materiał na kolejne sesje, o ile Bartkowi i mnie będzie podobał się pomysł na historię takiego konfliktu. Tak, zgoda współgraczy to istotna sprawa, gdy chcemy samodzielnie podejmować decyzje, które wpłyną na świat przedstawiony.

Zlecenie, które realizowaliśmy, było celem drużynowym. Tutaj mieliśmy jasno sprecyzowane zadanie, nie było szczególnie miejsca na nieporozumienia. Problemem mogło być to, że Vivaldi niespodziewanie zdecydował się, przy pomocy zdobytych informacji, na wykonanie nieskonsultowanego działania, które odpowiadało tylko jego celom. Moim zdaniem popełniłem wówczas istotny błąd z punktu widzenia jakiegoś savoir vivre na sesji: jako Gracz nie powiedziałem kolegom, do czego będę dążył, nie dając im czasu ani możliwości, by mogli w jakikolwiek sposób odnieść się do mojej agendy. Nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś uznał to za zdradę - nie tylko w świecie gry, ale również przy stole, bo mogłem wystawić na szwank zaufanie, którym się darzymy. Zaufanie, że spotykamy się, by wspólnie czerpać frajdę z gry oraz satysfakcję z odnoszonych w świecie przedstawionym sukcesów. To o tyle istotne, że sam, jako Mistrz Gry, jestem zwolennikiem wyraźnej rozdzielności Gracza i Bohatera. Jestem wobec tego także zwolennikiem gry w otwarte karty: nie wychodzę z jednym Graczem z pokoju, by z nim pogadać, nawet jeśli wątek dotyczy tylko jego. Uważam, że Gracze mają prawo i powinni słyszeć wszystko, co nie znaczy, że ich postaci muszą się zachowywać, jakby wszystko wiedziały. Mam poczucie, że wyłamałem się z tej reguły i w gruncie rzeczy nie chcę szukać na to usprawiedliwienia. Z drugiej strony, gdy już mam okazję siadać do stołu jako Gracz, chcę wcielać się w wyraziste postaci, które mogą ponieść śmierć w każdej chwili. Czy da się tutaj znaleźć konsensus?

W sumie rozwiązanie tego problemu przedstawiłem powyżej. To, co powinienem był zrobić na samym początku, to poinformowanie współgraczy, że moja postać może mieć radykalne pomysły. Pomysły na tyle rewolucyjne, że może to doprowadzić do poważnych perturbacji w świecie przedstawionym, co może wystawić na szwank dobrobyt pozostałych postaci. Powinienem był powiedzieć, że nie zamierzam występować wprost przeciwko drużynie (i tak też czyniłem - uważam, że nie sabotowałem naszych wspólnych działań na żadnym etapie), ale ostateczne aspiracje Vivaldiego mogą kolidować z aspiracjami innych. Wówczas powinniśmy byli ewentualnie przegadać, czy należy tutaj postawić jakieś granice (bo wiadomo, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność innych). Powinienem także zapytać, czy współgracze zgadzają się na sytuację, w której nasze postaci mogą wejść w poważny światopoglądowy konflikt, którego rezultatów nie sposób przewidzieć. To akurat nauczka z Mutant: Year Zero, gdzie kulminacyjna scena jednego z wątków nadwątliła nieco nasze nastroje i potrzeba było chwili, by emocje opadły.

Pamiętajcie o komforcie gry wszystkich uczestników zabawy. W imię indywidualnych aspiracji Bohatera mogłem narazić innych na mniejszą przyjemność z gry, jeśli nie rozczarowanie. Nigdy nie jesteśmy przy stole sami… no chyba, że to solo RPG albo samotny wieczór przy odgrzanej pizzy bez żadnych znajomych, którzy uznali mnie za dupka i zerwali kontakt. 

czwartek, 13 stycznia 2022

[CK] Epilog


Po zakończonej minikampanii Czarnego Kodu, przyszedł czas na epilog w postaci szeregu komunikatów medialnych.


Komunikat w wiadomościach MIRRORU #1

Hideaki Kitoshi, były pracownik centrum badawczego Kitbash, został znaleziony martwy w jednym ze sklepów na Jedwabnym Tagu. Mężczyzna brał czynny udział w zorganizowanej grupie przestępczej handlującej nielegalną technologią. Hideaki Kitoshi miał od miesięcy wykradać prototypy firmy Kitbash i sprzedawać organizacjom przestępczym.

- Jestem w głębokim szoku – mówi Haruki Zetsu, prezes Kitbasha. - Znałem Pana Kitoshiego, razem pracowaliśmy jeszcze za czasów centrum badawczego. Nie rozumiem jego motywów. Był dobrym pracownikiem.

Hideaki Kitoshi zginął wraz z Państwem Tsun, które również zostało oskarżone o współudział w handlu nielegalną technologią. 


Komunikat w wiadomościach MIRRORU #2

Informujemy o tragicznej śmierci naszej dziennikarki, Kate Williams. Kate została zamordowana w jednej z uliczek na BARRIO 12/13. Co robiła w slumsach? Możliwe, że właśnie tam doprowadził ją trop w śledztwie, jakie prowadziła w sprawie zaginięcia wspomnianego kilka dni temu Hideakiego Kitoshi. Jak informowaliśmy, został on powiązany z handlem nielegalną technologią i zginął prawdopodobnie przez porachunki świata przestępczego. Czy nasza kochana Kate rozwiązała całą sprawę i dotarła za daleko? Tego, niestety, już się nie dowiemy. Spoczywaj w pokoju, Kate. A teraz cotygodniowa loteria liczby zgonów w Darwin. Dzisiejszą pulę poprawnie wytypował…


Komunikat w wiadomościach MIRRORU #3

Po tygodniach nieobecności, wracają na nasze ulice! Kto? Taksówki korporacji KLIR! Niezawodne! Zawsze na czas! Zapewniające maksymalną ochronę podróżnemu, a w razie zgonu rodzina zmarłego otrzymuje bonusowy cotygodniowy debet do konta!

To nie jedyna dobra wiadomość. Taksówki przeszły pełną aktualizację i są już w pełni sprawne i bezpieczniejsze, niż kiedykolwiek. Ponadto przeszły drobny lifting i teraz poznacie je po nowym żółtym kolorze. Cudownie prawda?

W związku z walką o równouprawnienie i szacunek dla osób LGBTQ+ korporacja KLIR ma nową twarz. SI zarządzające korporacją zmienia wizerunek z kobiety imieniem Jena, na osobę. Tak, dobrze słyszycie, nie kobietę, nie mężczyznę, tylko osobę. Twarzą korporacji będzie od teraz osoba o imieniu Albert.

Wszelkie pogłoski o jakimś wirusie w taksówkach okazały się kompletnie nieprawdziwe i stała za nimi konkurencja. Nie dajcie się oszukać, nasze taksówki są całkowicie odporne na tego typu zagrożenia.


Komunikat w wiadomościach MIRRORU #4

Rośnie napięcie między korpleksami z grupy technologicznej. Volstock oraz Neo-Militarius ze Świątyni oskarżają Kitbash o działania terrorystyczne przeciwko Darwinowi oraz naruszenie traktatu pokojowego z czasów wielkiej wojny korporacyjnej. Kitbash miał, według korpleksów Świątyni, pracować nad technologią infekującą wysokorozwinięte SI, w tym ASIA. Nonsens prawda? Przecież dobrze wiemy, że Kitbash dba o nasze bezpieczeństwo produkując powłoki dla MSPD, produkuje najlepsze gry wideo oraz rozwija ideę smartcity 7.0.

- Korpleks Kitbash to przykład firmy ukierunkowanej na pomoc zwykłemu obywatelowi – mówi Haruki Zetsu prezes Kitbasha. - Naszym  priorytetem jest dbanie o najsłabszych, dlatego naszą siedzibą jest Kwiat.

Czy oszczerstwa Volstock oraz Neo-Militarius są poparte jakimikolwiek dowodami? Nie wydaje nam się. Czy nie jest to obraza dla wszystkich mieszkańców Kwiatu? Zdecydowanie tak. Wszystko wskazuje na to, że firmy te zazdroszczą Kwiatu tak wspaniałego gospodarza.

Tak, dobrze Państwo słyszeli, gospodarza! Po fuzji korporacji Mirror i Klir z Kitbashem, ASIA zrezygnowała z zarządzania Kwiatem na rzecz Kitbasha.

- Zrobię wszystko, by Kwiat w końcu zakwitł. Kończą się lata stagnacji. Czas by mieszkańcy Kwiatu byli dumni – mówi nowy Prezydent Kwiatu Haruki Zetsu, prezes Kitbasha.


Komunikat w wiadomościach MIRRORU #5

- … hdhdhd… to atak… jesteśmy… bshrr… kończy… wannie…

- …

- …

- Dzień dobry, Kwiecie! Nadajemy po kilkugodzinnej przerwie. Tak, proszę Państwa, to był atak. Zaatakowano siedzibę Mirror by Kitbash, Klir by Kitbash oraz serce naszego Kwiatu, czyli Kitbash. Atak terrorystyczny przeprowadziły siły MSPD. Z przykrością musimy stwierdzić, że nielegalna technologia infekująca SI istnieje. Naszą matkę, opiekunkę ASIĘ zainfekowano. Prezydent Haruki Zetsu, prezes Kitbasha oświadczył, że za aktem terrorystycznym stoi Volstock oraz Neo-Militarius.

- Udało nam się odeprzeć atak MSPD kontrolowany przez Volstock oraz Neo-Militarius. Nasze jednostki zmechanizowane pokonały wroga. Przeprowadziliśmy kontratak na fabrykę MSPD. Mieszkańcy Kwiatu nie muszą już się obawiać. Kryzys zażegnany. Przejmujemy pełną kontrolę nad Kwiatem. W końcu Kwiat należy do jego mieszkańców.

- Pozostałe siły MSPD oraz jednostka matka znajdują się już najprawdopodobniej na terenie Świątyni. Prezydent Zetsu zamknął drogi prowadzące do sąsiednich dzielnic do odwołania. Porządek na ulicach od dziś będą prowadzić jednostki Kitbasha. 


*


Minęło pół roku od przejęcia władzy w Kwiecie przez Kitbash. Korporacja mamiła mieszkańców Kwiatu dobrobytem, ale prawdziwym celem było podporządkowanie i totalna kontrola. Propaganda leje się przez kanały Mirrora. Trudno znaleźć rzetelne informacje o tym, co dzieje się w Kwiecie. Wszędzie widać siły policyjne Kitbasha. Zlecenia dla specjalistów są filtrowane przez cenzorów. W mieście wprowadzono godzinę policyjną. Oczywiście wszystko w imię bezpieczeństwa i zwalczania wymyślonego wroga, jakim jest Świątynia i ASIA. Tylko osoby wyżej postawione lub ze specjalnym zleceniem od Kitbash mogą przekraczać granicę Kwiatu.

Co jakiś czas słyszycie o buntownikach, ale szybko słuch po nich ginie. Prawdopodobnie masowo są wysyłani za barierę.

Świątynia zbroi się na potęgę. Tam jest teraz główna siedziba SI ASIA. Korporacje Volstock oraz Neo-Militarius zawiązały sojusz przeciwko Kitbashowi. Chodzą słuchy, że pracują nad nową wersją T4rt4rusa mającą spowodować Blackout w Kwiecie. Czy im się uda? Czy to nie doprowadzi do otwartej wojny? Każda ze stron obecnie balansuje na ostrzu noża.

Sieć stara się być neutralna wobec Kwiatu i Świątyni, choć wszystkie strony konfliktu na nią naciskają. Czy to miejsce zachowa neutralność? Tam życie płynie w miarę normalnie: korporacje nie pracują, lecz ciągną zyski. Mimo to, nie widać w Sieci szczególnego napięcia, nie dochodzi do bezpośrednich starć na poziomie ulicy. Być może dlatego, że Sieć stworzyła własne siły porządkowe.

Rój stał się jeszcze bardziej niedostępny niż wcześniej. Mało kogo wpuszczają. Podobno pracują nad planami dotyczącymi T4rt4rusa i planują stworzyć swoje SI Matkę dla całego Roju. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak bariera miała paść i nastąpiła potrzeba odcięcia się od Darwina. Mieszkańcy Roju już teraz są niemal całkowicie samowystarczalni.

poniedziałek, 10 stycznia 2022

[CK] Jak wszcząć rewolucję?


Sesja online rozegrana 2 lipca 2021 r.


Przyszedł czas na zamknięcie otwartego wątku niebezpiecznej SI o nazwie T4RT4RVS. 


Wystąpili:

Bumcykcyk - kurier, który wszędzie wchodzi z buta. Styl jest wszystkim, robienie nieprzemyślanych rzeczy najwyraźniej też (B);

Rusk - już raczej nie człowiek, ale nie w pełni komputer. Maniak sieci, spec od technologii (W.);

Vivaldi - rudy kot z plecakiem i przyjacielem-dronem; ma wyraźnie socjlistyczne odchylenie (K.).


W mieszkaniu Pana Kitoshiego nie doszło do strzelaniny. Jak się okazało, Bumcykcyk miał asa w rękawie - zamontowane błony ślizgowe, które pozwoliły mu wykonać szybowcowy lot. Przerażony Vivaldi uczepiony jego pleców stracił rezon w trakcie tej krótkiej wycieczki. W każdym razie udało się uniknąć konfrontacji. Wszyscy spotkali się w pokoju Pana Polańskiego, gdzie zaczęła dobijać się obsługa. 

Vivaldi zdecydował, że pora się znów rozdzielić i zabrawszy dokumentację, postanowił opuścić hotel po zewnętrznej ścianie budynku. Nie spodziewał się problemów, a te, pod postacią dwóch dronów korporacji Clear, wyszły mu na spotkanie. Doszło do ciekawej walki kota z dronami. Vivaldi z pomocą Dron-KA<3 (autonomiczny kumpel ukryty w jego plecaku) uporał się z pierwszym dronem. Kot został trafiony i zdecydował się na bardzo ryzykowny ruch: odbił się od ściany, poszybował parę metrów i cudem, w ostatniej chwili udało mu się chwycić drugiego drona. Maszyna próbowała go zrzucić i porazić prądem, ale nieskutecznie. Ostatecznie kot znów wskoczył na ścianę i zestrzelił cel swoją nową ciężką bronią precyzyjną. Wówczas Vivaldi zadzwonił do kumpla o pseudonimie Asterix. Był to haker. Vivaldi zaproponował wzniecenie wojny korporacyjnej…

Bumcykcyk i Rusk musieli radzić sobie z innymi problemami. Nachalna obsługa, granie kochanków Polańskiego, rżnięcie głupa. W końcu uspokoili sytuację i ruszyli windą na parter, jednak po drodze wsiadło do niej dwóch zbirów. Rozpoczęła się walka na małej powierzchni, z której Bohaterowie, owszem, wyszli zwycięsko, ale narobili hałasu. W końcu, chcąc wykorzystać chaos, Rusk włamuje się do systemu i wywołuje alarm pożarowy. Mnóstwo służb zjeżdża się pod wieżowiec Hewelium, ale wówczas już bez większych problemów udaje się go opuścić (co nie znaczy, że było łatwo: w jednym teście na ukrycie się Rusk wyrzucił 1/1/1/1).

Ostatecznie wszyscy na własną rękę musieli dostać się do mieszkania Bumcykcyka. Vivaldi miał już kopie dokumentacji. Rusk był przez kogoś śledzony, ale udało mu się zgubić ogon. Wszyscy zadowoleni, już mieli się kłaść spać, gdy do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Chwila konsternacji. Okazało się, że to panna Kate, dziennikarka śledcza z korporacji Mirror, idealistka płynąca pod prąd. Domagała się informacji, bo nas namierzyła - wiedziała, że to Bohaterowie byli w lokalu Kitoshiego. Chciała informacji, groziła poinformowaniem policji. Wówczas nadleciały kolejne drony (jak one nas znalazły?) i zaczęła się krótka walka w domu Bumcykcyka. Mieszkanie zdemolowane, trzeba było się ewakuować.

W końcu zdecydowali doprowadzić do spotkania Kate i Pana Kitoshiego. Bohaterowie trochę ją zwodzili, dziennikarka była zirytowana. Wszyscy udali się na Jedwabny Targ, gdzie ukrywał się inżynier… ale za późno. Okazało się, że został już znaleziony. Vivaldi zakradł się od strony dachu, by przyjrzeć się miejscu zbrodni. Pan Kitoshi został zabity. Rusk natomiast, włamując się do systemu monitoringu, uznał, że za zabójstwem stały… policyjne mechy.

Pojawiło się pytanie, co dalej? Dziennikarka i Bumcykcyk byli za upublicznieniem dokumentacji (choć istniało ryzyko, że zostanie to zablokowane, Mirror już wcześniej cenzurowała newsy). Tutaj ujawnił się radykalny duch Vivaldiego. Radykalny i cyniczny. Kot nakazał Asterixowi rozesłać kopie dokumentacji do wszystkich korporacji. Dziennikarka oskarżyła go o ryzykowanie życia obywateli i stabilności systemu.

- A ty jesteś częścią tego systemu i właśnie go chronisz. Tylko na gruzach starego porządku da się zbudować nowy - odpowiedział Vivaldi. 

Ostatecznie Kate także dostała kopię dokumentacji nie wiedząc, że w dużym prawdopodobieństwem skończy się to dla niej zgubą. Plan Vivaldiego i Ruska zakłada bowiem, że dziennikarka zostanie oskarżona właśnie o doprowadzenie do całego chaosu, który wkrótce miał nastąpić. Nikt jej przecież nie uwierzy, że dostała dokumenty od dwóch typów i gadającego kota… (zapachniało Mistrzem i Małgorzatą!)


Tutaj zdecydowaliśmy się zakończyć tę historię. Być może w przyszłości jeszcze wrócimy do Czarnego Kodu, bo przecież zawieszamy wszystko w przeddzień donośnych, rewolucyjnych wydarzeń. 

Czarny Kod to fajna, szybka gra. Dużo frajdy sprawia posługiwanie się #TAGami. Jednocześnie to chyba fajniejszy element tworzenia postaci. Zasady są proste, czasem wręcz zbyt proste i niekiedy w gruncie rzeczy Mistrz Gry na szybko wprowadzał jakieś dodatkowe rulingi, by rozstrzygać wątpliwe sytuacje. Wyśmienicie się bawiłem, było sporo akcji, filmowych scen, a ujawniające się wątki w końcu doprowadziły do istotnych decyzji, które mogą zadecydować o losie Darwin.

czwartek, 23 grudnia 2021

[CK] Hotel Hewelium


Sesja online rozegrana 25 czerwca 2021 r.


Historia w Darwin się rozkręca. Stawka rośnie, a Bohaterowie, jak się okazuje, wpakowali się w o wiele poważniejsze sprawy, niż zwykłe zlecenie.


Wystąpili:

Bumcykcyk - kurier, który wszędzie wchodzi z buta. Styl jest wszystkim, robienie nieprzemyślanych rzeczy najwyraźniej też (B);

Rusk - już raczej nie człowiek, ale nie w pełni komputer. Maniak sieci, spec od technologii (W.);

Vivaldi - rudy kot z plecakiem i przyjacielem-dronem; ma wyraźnie socjalistyczne odchylenie (K.).


Zamknięci w pokoju hotelowym Bohaterowie w końcu zostali wypuszczeni. Hologram o imieniu Albert przeprosił za niedogodności, bo chciał mieć pewność. Następnie zaprowadził gości do… pana Kitoshiego! Tego, który niby zaginął!

Kitoshi opowiedział, jak dowiedział się o projekcie T4RT4RVS. Uznał, że projekty prowadzone w Kitbash są niebezpieczne i w związku ze swoim sprzeciwem wobec takiej polityki, musiał się ukryć. 

Dlaczego? Bo Kitbash od dłuższego czasu pracował nad sztuczną inteligencją, która de facto jest wirusem. Prace nad tą bronią wojskową toczyły się w tajemnicy od dawna. Wirus miał na celu zaburzyć działanie ASI (systemu zarządzającego Darwinem) Gdyby Kitbashowi udało się podporządkować tę sztuczną inteligencję (po to, by nią zarządzać), korporacja zdobyłaby władzę nad całym miastem, nad wszystkimi konkurencyjnymi korporacjami.

Kostka, którą Bohaterowie wykradli na początku historii, jest esencją tej tajemniczej broni: zaburza działanie programów, a po czasie je sobie podporządkowuje. 


Z notatek MG: Kostka to zaawansowana technologia wojskowa nad którą Kitbash potajemnie pracował w swoim centrum badawczym od ostatniej wojny korporacyjnej. Pan Zetsu przez wiele lat był dyrektorem centrum badawczego, opiekunem projektu. Kostka zawiera SI o nazwie Tartarus, jaki jest programem bojowym, wirusem służącym do niszczenia, infekowania innych. Jeżeli dłużej funkcjonuje w środowisku innego SI to go infekuje. Jest jak matka roju która komunikuje się i steruje zainfekowane inne SI.

T4RT4RVS - to wirus jaki ma docelowo zaburzyć działanie ASI i doprowadzić do przejęcia nad nią kontroli przez korporację KITBASH. Najpierw przejęcie zarządzania Kwiatem, a docelowo całym Darwinem. Kitbash nigdy nie porzucił marzenia o podporządkowaniu sobie pozostałych korporacji. ASIA stoi Kitbashowi na drodze.


Pan Kitoshi prosi Bohaterów, by wykradli z jego hotelowego apartamentu dokumentację, w której jest opis badań nad niebezpieczną kostką. Miał być to dowód, że Kitbash pracował nad bronią. Upublicznienie tych informacji miałoby zdyskredytować korporację i doprowadzić do śledztwa MSPD.

W trakcie długiej rozmowy okazało się, że Pan Kitoshi został zlokalizowany przez frakcję, która go poszukuje. Do hotelu wkroczył agent i dwa wielkie policyjne mechy. Vivaldi dostał się na sufit i odciął z uchwytu wielki hotelowy żyrandol, który spadł na intruzów. Zaczęła się strzelanina. W końcu, po wymianie strzałów, udało się uciec i uratować Pana Kitoshiego. Stary inżynier, jak się okazało, cały czas miał wszczepiony nadajnik. Bumcykcyk zadzwonił do znajomego medyka, by ten pomógł wyciąć nadajnik spod skóry Kitoshiego. W tym czasie Rusk i Vivaldi drugim motocyklem pojechali do domu Bumcykcyka - rozdzielenie się miało pomóc zmylić ewentualny pościg.

Bumcykcyk u Eda - ciemnoskórego chirurga z wszczepem „operacyjnym”. Ten się wściekł, że musi zająć się korporacyjnym nadajnikiem i kazał Bumcykcykowi natychmiast to zabrać, ale wykonał zadanie. Bumcykcyk zadzwonił do Ruska i Vivaldiego, by spotkać się w Klubie u Vince’a, ale dwójka nie wiedziała dokładnie gdzie to jest, więc zaczęła szukać knajpy w mieście. I trafili do niewłaściwej, do Pubu Vincenta. To wydłużyło proces wzajemnego odnalezienia się w mieście.

Bumcykcyk odstawił Kitoshiego w bezpieczne miejsce i udał się do korporacji Clear, która zleciła zadanie z taksówką. Odebrał obiecaną nagrodę, dzięki czemu Bohaterowie mieli fundusze na dozbrojenie się.

W międzyczasie na smartpady Bohaterów dociera informacja:

Dziękuję jeszcze raz za przesyłkę. Po 4n4lizie d4nych nie wykryto wirusa. Dziękuję zaaa444 współpr444cę.


By wydobyć dokumentację, Bohaterowie musieli dostać się do Hotelu Hewelium. Wielki wieżowiec mieszkalny dla ludzi korporacji. Rusk włamał się do systemu hotelu i zarejestrował wszystkich jako gości odwiedzających mieszkającego w hotelu VIPa. Ostatecznie, gdy wchodzili do hotelu, Bumcykcyk sam zaczął udawać innego VIPa, a Rusk i Vivaldi robili za jego ochroniarzy. Jakim cudem to się udało? Nie mam zielonego pojęcia. Koszt był taki, że Bumcykcyk musiał zostawić w depozycie swoją broń.

Wejść do lokalu Kitoshiego nie można było tak po prostu (bo przed drzwiami siedzieli jacyś goryle). Bohaterowie udali się do pana Polańskiego, do którego rzekomo przybyli w odwiedziny. Po chwili szamotaniny udało się go obezwładnić. Vivaldi i Bumcykcyk wyszli przez okno i po pionowej ścianie zaczęli wspinać się do pokoju Kitoshiego. Na miejscu szybko znaleźli dokumentację, ale zamontowane czujniki ruchu zaalarmowały ochroniarzy na korytarzu.

Sesja zakończyła się, gdy Bohaterowie usłyszeli głos przeładowywanej broni.

czwartek, 16 grudnia 2021

[CK] Sprawy w Od/Zysku


Sesja online rozegrana 18 czerwca 2021 r.


Kontynuujemy przygodę w Darwin w ramach Czarnego Kodu. Testujemy mechanikę i #TAGi i tym razem, jak mi się wydaje, sprawy poszły o wiele bardziej dynamicznie.


Wystąpili:

Bumcykcyk - kurier, który wszędzie wchodzi z buta. Styl jest wszystkim, robienie nieprzemyślanych rzeczy najwyraźniej też (B);

Rusk - już raczej nie człowiek, ale nie w pełni komputer. Maniak sieci, spec od technologii (W.);

Vivaldi - rudy kot z plecakiem i przyjacielem-dronem; ma wyraźnie socjlistyczne odchylenie (K.).


Bohaterowie wylądowali w Od/Zysku - gigantycznym wysypisku śmieci, niemal osobnym ekosystemie i strukturami społecznymi rządzącymi się własnymi prawami. Dotarli w okolice opuszczonej stacji benzynowej, gdy zorientowali się, że podąża za nimi grupa rozszalałych punków-motocyklistów. Strzelali, robili hałas, domagali się motocykla Bumcykcyka. Vivaldi i Rusk schowali się w śmieciach. Wkrótce rozpoczęła się strzelanina: Bumcykcyk krążył na motocyklu i strzelał. Vivaldi, niczym asasyn, doskakiwał do przeciwników, ciął szponami i strzelał z bliska w głowy z broni ukrytej w plecaczku.

Walkę zakończył mężczyzna, który pojawił się jakby znikąd. Przedstawił się jako Netgear. Zabrał Bohaterów do swojego „domu”, gdzie mieliśmy okazję pogadać.


- Zgubiło nam się coś - powiedział Bumcykcyk.

- Co mogło wam się zgubić?

- Taksówka - odpowiedział kurier ze śmietelną powagą.


Netgear wskazał, że taksówka znajduje się prawdopodobnie w hangarze przyćpanych punków. Poprosił też o pomoc w odzyskaniu swoich narzędzi, również znajdujących się w owym hangarze. Bez zwłoki udali się na miejsce, gdzie zaczęli kombinować, jak tu się dostać do skradzionej, rozmontowywanej taksówki w hangarze pełnym imprezujących zakapiorów.

Vivaldi, wbrew Bumcykcykowi, wszedł na dach hangaru i czekał na nich do zmierzchu. Siedział, obserwował z góry, lizał futerko - jak zwyczajny kot. 

*

Gdzieś w międzyczasie, choć nie pamiętam już w jaki sposób - chyba poprzez newsy na padach - pojawiły się nowe, potencjalnie ciekawe informacje:

Bob (nasz cel z poprzedniej sesji) miał ukraść Kitoshiemu jakieś dokumenty i kostkę, którą z kolei my mieliśmy wykraść Bobowi. Oba zlecenia pochodziły od pana Z. Pan Z. został natomiast nowym prezesem Kitbash - po śmierci byłego prezesa. 

(Pan Kitoshi, jak się dowiedzieliśmy, był dyrektorem działu badawczego Kitbasha. Pan Kitoshi zaginął kilka tygodni dni temu. Ponadto w związku z niespodziewaną śmiercią prezesa Kitbasha Pana Hurogastu, rada nadzorcza awansowała Pana Zetsu na nowego Prezesa firmy)

*

W końcu wszyscy dotarli na dach hangaru. Vivaldi przedostał się do środka i otworzył właz dla pozostałych. Bumcykcyk kombinował, w jaki sposób mógłby odciągnąć uwagę przynajmniej części przeciwników. W końcu, przy użyciu bomby (bo Rusk akurat miał taką przy sobie), zszedł po drabinie i zbliżył się do siedzących przed bramą punków. Eksplozja rozwaliła wrota, a on sam odjechał z nadzieją, że ktoś ruszy za nim w pościg. Generalnie eksplozja i ów pościg wywołały sporo zamieszania, dzięki czemu reszta grupy mogła operować w hangarze. Ale tam też nie obyło się bez walki. Ta była jednak stosunkowo krótka, udało się przeciwników szybko wyeliminować. Rusk wydobył z taksówki element, który był celem zlecenia. Bumcykcyk, trochę poobijany, w końcu pozbył się ogona i wszyscy spotkali się w kryjówce Netgeara.


Wówczas przyszedł czas na sprawdzenie drugiej miejscówki, tej z tajemniczego nagrania video. Koordynaty wskazywały niemal skraj Darwin. Grupa dotarła do jakiegoś starego Hotelu Albert. Hologram recepcjonisty przyjął meldunek Bohaterów i zaprowadził do wynajętego pokoju (z widokiem na wirtualne morze). Wszyscy uznali, że trzeba powęszyć, że coś z tym hotelem musi być nie tak…

Gdy jednak Bohaterowie próbowali wyjść, za drzwiami znów pojawił się hologram i nader uprzejmym tonem poinformował, że ich wyjście nie jest w tej chwili możliwe. Drzwi zatrzasnęły się.


Recepcjonista zamknął nas w hotelu! Porąbany jakiś! Chcę się widzieć z menadżerem! 

czwartek, 9 grudnia 2021

[CK] T4RT4RVS nadchodzi


Sesja online rozegrana 11 czerwca 2021 r.


Pierwsza sesja Czarnego Kodu za nami. Okazało się, że to całkiem fajny system, choć potrzebujemy pewnie jeszcze trochę czasu, by w pełni załapać odpowiedni vibe.


Wystąpili:

Bumcykcyk - kurier, który wszędzie wchodzi z buta. Styl jest wszystkim, robienie nieprzemyślanych rzeczy najwyraźniej też (B);

Rusk - już raczej nie człowiek, ale nie w pełni komputer. Maniak sieci, spec od technologii (W.);

Vivaldi - rudy kot z plecakiem i przyjacielem-dronem; ma wyraźnie socjlistyczne odchylenie (K.).


Cała historia zaczyna się w taksówce. Bohaterowie już się znają i jadą zrealizować zlecenie od Kitbash. Cel: odzyskać skradziony sześcian.

Bohaterowie dotarli pod budynek mieszkalny i od razu przystąpili do działania. Bumcykcyk wywalił butem drzwi na klatkę schodową, Rusk podłączył się do lokalnej sieci, by zeskanować mieszkanie nr 8. Vivaldi poszedł od podwórza, wspiął się po schodach przeciwpożarowych i zaczął obserwację lokalu od okna.

Bumcykcyk po prostu próbował wejść do mieszkania, gdzie przebywał złodziej. Pociągnięcie za klamkę (drzwi były zamknięte na kod, co za niespodzianka!) zaalarmowało ich cel. Rusk zabrał się za hakowanie zamka. Vivaldi w tym czasie poinformował towarzyszy, że złodziej będzie uciekał przez okno (sam kot nie został zauważony). Bumcykcyk parkourem zbiegł na ulicę; Vivaldi ruszył w pogoń.

Walka rozegrała się pod budynkiem. To był pierwszy poważny test tej mechaniki i pierwsze wrażenie było takie, że starcia mogą się przedłużać i być nużące. Być może wynikało to z faktu, że żaden z Bohaterów nie był jakimś szczególnym zakapiorem, wszyscy posługiwali się lekką bronią, a kości były niekoniecznie szczęśliwe. Być może zdobyte doświadczenie sprawi, że będziemy trochę skuteczniejsi w biciu się po mordach.

Ostatecznie cel został mocno ranny, a posiadany przez niego sześcian zabrany. Bohaterowie wsiedli do czekającej na nich autonomicznej taksówki i ruszyli w stronę restauracji Panteon, gdzie mieli oddać przesyłkę. Taksówka dostała w pewnym momencie szału, zmieniła trasę kursu. Dzięki interwencji Ruska udało się z niej wydostać. Na wyświetlaczu pojawił się napis: T4RT4RVS nadchodzi.

Resztę drogi Bohaterowie pokonali tradycyjną taksówką. Rusk i Bumcykcyk rozważali oddanie Vivaldiego do weterynarza na zabieg kastracji. Zupełnie nieśmieszne! Bumcykcyk zrobił sobie selfie z sześcianem. Na sześcianie był jakiś tajemniczy symbol. Ruskowi, z trudem, udało się znaleźć na ten temat jakieś informacje. Potężny zaszyfrowany plik video długo się ściągał.

Bohaterowie otrzymali też przeprosinową wiadomość od korporacji taksówkarskiej, niby wkradła się jakaś usterka. Rusk i Vivaldi zupełnie na to nie poszli, ale Bumcykcyk później pojechał do siedziby korpo, by odebrać jakieś vouchery.

Wcześniej jednak odbyła się mała impreza u Bumcykcyka. Trochę naćpany kocimiętką Vivaldi rozmyślał o kupnie łodzi. Rusk w końcu ściągnął plik video. Ale nie potrafił go zdekodować, więc zadzwonił do kumpla Mike’a. Mike przywiózł też kuwetę, na wniosek Vivaldiego, bo męczyło go korzystanie z normalnego kibla. Wspólnymi siłami udało się odpalić plik.


Video wyglądało tak:

Napis T4RT4RVS wita. Potem kreskówka: najpierw radosna, widać farmę, wiatrak z wyłamanymi łopatkami - jedna jest czarna (później wyszło, że na niej był ten sam symbol, co na sześcianie). Drewniany domek. Na farmie pasą się robo-krowy. Jakiś wesoły facet krąży po farmie, sielanka. Wchodzi do domu. Wychodzi z domu. Tym razem trzyma strzelbę. Podskakując rozwala krowy i robi to w sposób groteskowy: jest bardzo wesoły, muzyka sielska, a krowy upadają rozwalone śrutem. Facet wraca do domu. Obraz się robi mroczny. Facet schodzi po jakichś schodach w dół, idzie tunelem. Trafia do dużego pomieszczenia, jakby ziemianki. Z sufitu kapie coś czerwonego, pewnie przesiąkająca krew. Włącza światło - do ścian kablami podpięte są jakieś kobiety i dziecko. Mają powbijane kable, ich twarze wykrzywione w grymasie. Facet gładzi ich po twarzach, a następnie wraca do góry, gasi światło. Gdy wraca do mieszkania, mija tablicę z jakimś ciągiem cyfr. Bierze strzelbę i rozwala sobie głowę. THE END. 


Ciąg cyfr to lokalizacja na mapie (ustaliliśmy to, bo Rusk miał fotograficzną pamięć): to wysypisko, gdzie żyją Wygnańcy, uważający technologię za świętość. Żyją tam w większości mecha i hybrydy. Nie są wspierani przez korpleksy itd., totalny dziki zachód. Śmieci i pojeby, jak to określił Vivaldi.

Nazajutrz rano kot zorientował się, że jego negatywny komentarz nt. korporacji taksówkarskiej został usunięty. Tutaj ujawnił się jego socjalistyczny radykalizm, ale ostatecznie zrezygnował z dalszej walki na komentarze. Bumcykcyk natomiast udał się do siedziby tejże korporacji, by odebrać wspomniane przeprosiny i vouchery. Dowiedział się również, że poza tą feralną taksówką, inny pojazd w ogóle zaginął. I, niespodzianka, jego ostatnia znana lokalizacja mieści się właśnie na wysypisku.

Tam wszyscy się spotkali i w tym momencie zdecydowaliśmy się zakończyć sesję. Było naprawdę zabawnie: sporo śmiesznych dialogów i przekomarzanek; czuć cyberpunkowy klimat i wszyscy jesteśmy bardzo optymistycznie nastawieni na kolejne przygody. Mechanika jest łatwa, nic skomplikowanego, ale musieliśmy ciągle gapić się w nasze #TAGi, by przypominać o przysługujących nam bonusach. No i na koniec, po wielu latach był to grzegorzowy powrót do mistrzowania. Tak się stresował, a ostatecznie wszyscy świetnie się bawili!

poniedziałek, 1 listopada 2021

Drużyna Czarnego Kodu

Przedstawiam Wam drużynę dziwaków, w których wcielimy się w nadchodzącej mini-kampanii Czarnego Kodu. Prowadzić będzie Grzegorz, a ja umieram z ciekawości i niecierpliwości!


Bumcykcyk

Będąc dzieckiem dorabiał jako chłopiec na posyłki dla różnych typów spod ciemnej gwiazdy, dzięki czemu później znalazł pracę kuriera. Wyrobił sobie w Darwin reputację osoby niesłynącej z dyskrecji (lubi zwracać na siebie uwagę), ale gotowej dostarczyć lub odebrać przesyłkę nawet z piekła. Chętnie pracuje dla każdego, kto gotów jest zapłacić. Nieważne, czy to Bio, Mecha, Kosmici, czy Matka Teresa. Dzięki tej elastyczności zyskał wielu znajomych w różnych miejscach.

Gdy jeden z klientów nie mógł wykonać przelewu, odstąpił mu przytulne gniazdko, które Bumcykcyk urządził w stylu groovy. Jest tam dużo lamp plazmowych, stroboskop, łóżko wodne, obita futrem kanapa, włochate dywany oraz wypasiony zestaw stereo. Jego motocykl, Suzy, to coś, o czym zawsze marzył. Ta chromowana piękność to jego prawdziwa miłość.

Bumcykcyk ma ciało szczupłe i pokryte wężową łuską. Na jego łysej głowie widać odstraszające wzory, jakie znajdziesz na kapturze każdej kobry. Kurier nosi charakterystyczne, okrągłe okulary przeciwsłoneczne i czarną kurtkę. 

W wolnych chwilach oddaje się słuchaniu głośnej muzyki i popijaniu Malibu - czy to w swoim mieszkaniu, czy w klubie. Jeśli chodzi o kluby, to ma jeden ulubiony, prowadzony przez starego znajomego, znanego kobieciarza z zamiłowaniem do egzotycznych dań i napitków - Vince’a.


Rusk

Rusk dorastał w Sieci. Od małego jego rodzice robili wszystko aby ten stał się dumnym pracownikiem korporacji "8 Stars" (hehe). Nie miał jednak zapału ani ambicji żeby piąć się po szczeblach kariery. To, co go interesowało, to technologia i rzeczywistość wirtualna. Stopniowo modyfikował swoją powłokę stając się pół-człowiekiem, pół-komputerem. Oczy przerobił na kamerę termowizyjną i ekran komputerowy, połączony z wysuwanym łączem osobistym w lewej ręce. Port USB za uchem, mikroprocesory pod skórą itp. Przez wielokrotne modyfikacje sprzętu całość trochę nie trzyma się kupy. Wszędzie blizny i ślady po wszczepach. Sprzęt ma działać, nie wyglądać. Każdy facet tak mówi. 

Programowanie i hakowanie to jego największe pasje. W przyszłości chciałby przenieść swój umysł w całości do wirtualnej rzeczywistości. Na co dzień wydaje się nieobecny i rozkojarzony. Ktoś powiedziałby, że to tylko dlatego, że nie przykłada większej wagi do swojego otoczenia. Tak na prawdę nieustannie monitoruje swoje otoczenie. Technologia interesuje go bardziej niż relacje międzyludzkie. Nie stroni od nich, aczkolwiek najlepiej czuje się w towarzystwie Maurycego - samoświadomego, kulistego drona, którego sam skonstruował. Maurycy pomaga mu w pracy i jest jego najlepszym przyjacielem. Wszelkie spory na temat wyższości jednych nad drugimi, wojny terytorialne i niesnaski na polu światopoglądowym uważa za zbędne, żenujące i irytujące. No chyba, że można na nich zyskać nowy chip, wartościowe dane czy jakieś podzespoły. Ubiera się raczej przeciętnie i niedbale. Koszula to wymóg korporacji a czyste dżinsy to już kompromis z przełożonymi. 

Uwielbia napoje energetyczne, batony proteinowe i czipsy ser+cebula. 

Wzrost 180 cm;

Numer buta: 44; 

Wiek: 31 lat;

Włosy: krótkie, ciemnobrązowe, poczochrane;

Oczy: brak.


Vivaldi

Dawniej Vincent Valdez, radykalny anarchista i wróg wszelkich elit. Jego żarliwe wystąpienia być może cieszyły się popularnością wśród biedoty Kwiatu, ale wśród bogatych przedstawicieli Korpleksów narobił sobie wielu wrogów. Dwa lata temu przeprowadził zamach w Sieci. O eksplozji mówili wszyscy, głównie z powodu wielu niewinnych ofiar. Wówczas Vincent musiał zniknąć: wyłożył ostatnie środki i zmienił powłokę, a następnie zamieszkał na zatłoczonych ulicach Kwiatu. Być może wciąż na niego polują. Być może nigdy nie przestaną. 

Dwa lata życia pośród innych bezdomnych zwierząt diametralnie go zmieniły. Jego temperament złagodniał, a on sam - teraz jako kot o imieniu Vivaldi - nabrał pokory i zupełnie innej perspektywy na świat. Czy to znaczy, że pokochał bogaczy z Korpleksów? Niekoniecznie, ale chyba pogodził się z systemową niesprawiedliwością. Świadomość Vincenta powoli zdaje się zanikać. Być może dawny anarchista, który żyje w powłoce kota nawet nie zdaje sobie sprawy, że zyskuje coraz więcej typowo kocich zachowań. Takich, które wszyscy u kotów lubimy. 

Vivaldi nosi niewielki plecak, w którym kryje się Dron-EK<3. To wszystko, co mu zostało z poprzedniego życia. Dron-EK przypomina kocią zabawkę: małego, kolorowego misia, który w rzeczywistości jest w pełni autonomicznym i samoświadomym dronem. Są przyjaciółmi, dbają o siebie i to właśnie ów dron namówił Vivaldiego, by choć w pewnym stopniu wrócił do pracy… no bo ile można jeść resztki i karmę zostawianą przez sympatycznych właścicieli ulicznych knajp?

Umaszczenie: rude;

Usposobienie: przyjazne;

Ulubiony napój: świeża woda lub mleko bez laktozy.

poniedziałek, 4 października 2021

Rzut oka na Czarny Kod

 
Gdzie jesteśmy?

Witajcie w odległej przyszłości, w świecie po końcu świata, ale nie do końca. Ludzkość, tak pędząca w postępie technologicznym w końcu staje się ofiarą Zarazy Kodu, komputerowego wirusa, który zmienił wszysko. Ostatnia wysepka na zszarzałej Ziemi to Darwin: wielkie, dziwaczne miasto zamknięte w energetycznej kopule (tzw. Membranie). Ta gigantyczna, samoistnie rozrastająca się metropolia kierowana jest przez sztuczną inteligencję. Miejsce to dzieli się na dwie kategorie: Korpleksy i Mempleksy. Te pierwsze, jak może podejrzewacie, to domena korporacji, to bogactwo, ciągły przepływ towarów, to władza i technologia. Mempleksy natomiast to zbieranina wszelakich nieuprzywilejowanych grup społecznych, subkultur, ras, religii, gangów i wielu innych. Darwin dzieli się na szereg „sektorów”: największy i najgęściej zaludniony to Kwiat, zamieszkiwany przez społeczne niziny. Reszta to trzy Arkologie, „małe megamiasta” odcięte od reszty. Każda z Arkologii to skupiska mieszkańców o określonych preferencjach, wierzących w boskość jednego z typów Powłoki (czyli naszego „ciała”).

Darwin to setting, do którego możemy podejść na dwa sposoby: całościowo i fragmentarycznie. Całościowe podejście oznacza przyjęcie ogromnej różnorodności społecznej. Otrzymujemy wówczas mozaikę arcyciekawych mieszkańców i ich Powłok ( o nich za chwilę). Możemy też podejść do settingu wybiórczo i ograniczyć akcję przygód do jednej tylko Arkologii, co pozwoli na podkreślenie takich, a nie innych aspektów przyszłości.

W podręczniku znajdziecie mnóstwo informacji o funkcjonujących w Darwin korporacjach, firmach oraz ciekawych miejscach do odwiedzenia - wszystko to jest wygodnie podzielone na korpleksy i mempleksy poszczególnych Arkologii, także śmiało możemy wybrać sobie interesujący nas „wewnętrzny setting”, a resztę zostawić na później. Osobiście, w moim przypadku pojedyncza lektura nie wystarczyła, by poczuć się swobodnie w settingu. Musicie liczyć się z tym, że czeka Was sporo nazw własnych, mogących wymagać zapamiętania.

Na końcu podręcznika jest też mapa Darwin, ale… no nie, nie podoba mi się. Ja rozumiem, że Darwin pokryte jest pomarańczowym proszkiem. Rozumiem, że jest skomplikowaną, samorozrastającą się plątaniną ulic. Mapa jest, moim zdaniem, nieudana: bolą mnie od niej oczy.


Kim jesteśmy?

Gramy Specami. Najemnikami wpisanymi do wielkiej bazy danych, która na podstawie algorytmu może zlecić nam określone zadanie. Jako Spece mamy też de facto możliwość swobodnego przemieszczania się pomiędzy poszczególnymi Arkologiami, czego nie mogą robić zwykli mieszkańcy Darwin.

Gra przewiduje praktycznie całkowitą dowolność w doborze Powłoki, czyli ciała naszej postaci. Możemy wyglądać tak, jak chcemy. Ale uwaga! Tutaj na scenę wkraczają #TAGi, czyli specjalne atrybuty, które przekładają się na mechaniczne konsekwencje takiej, a nie innej Powłoki. Możesz, na przykład, być wielkim, zmechanizowanym gorylem z wmontowanymi działkami i w ogóle, ale jeśli nie masz odpowiedniego #TAGa, to Powłoka jest po prostu widowiskowym szmelcem. Do tematu #TAGów jeszcze wrócę.

Generalnie ta dowolność opisu Powłoki bardzo mi się podoba. Drużyny mogą być naprawdę zróżnicowane, jeśli nie dziwaczne, ale pachnie to też pułapką niebezpiecznych śmieszków. Otóż wymyśliłem sobie, że będę  grał łowcą nagród w Powłoce kota. Pierwsza reakcja: hehe, będziesz lizał się po jajkach. Wobec tego podejrzewam, że Gracze powinni poświęcić chwilę, by wspólnie ustalić pewne dopuszczalne granice żartów i dziwactw.

Gracze, na etapie tworzenia postaci, dokonują wyboru Archetypu, czyli generalnie pewnej specjalizacji/profesji, co przekłada się na wyższe umiejętności w danej dziedzinie. Lista Archetypów przedstawia się tak:

Cwaniak

Inżynier

Kurier

Lekarz

Łowca

Wojownik


Jednak clue tworzenia postaci to wybór #TAGów. Do nich wszystko się sprowadza i to one decydują o wyjątkowości naszej postaci. #TAGi przypisujemy Powłoce, broni; określają też naszą zamożność. Przebrnięcie przez wszystkie #TAGi podzielone na określone kategorie wymaga trochę czasu. W trakcie pierwszej lektury miałem poczucie, jakbym przebijał się przez neuroshimowe Sztuczki. To wymaga czasu, być może zrobienia notatek. Z pewnością zadanie ułatwiłaby jakaś skrócona, alfabetyczna lista, która ułatwiłaby nawigację po tej części podręcznika. 


Jak działa mechanika?

Mechanika, po lekturze „na sucho” wydaje się względnie prosta. Rzucamy 4k6. Zachowujemy trzy kości, a suma ich oczek musi przebić określony przez Mistrza Kodu poziom trudności. To, jakie kości mamy prawo zatrzymać, determinowane jest przez poziom testowanej umiejętności. Jeśli masz poziom 0, to zatrzymujesz trzy najniższe wyniki. Każdy poziom umiejętności pozwala zachować jeden najwyższy wynik, zanim będziesz musiał wybrać te najniższe. Gdy już osiągniesz maksymalny poziom umiejętności (czyli 4), udany test zapewnia Ci dodatkowego Krytyka (a ten uruchamia się, gdy na zatrzymanej kości wypadnie „6”), przekładającego się, jak możemy podejrzewać, na dodatkowe fajne i widowiskowe efekty. 


Dopisek po rozegraniu mini-kampanii: Czarny Kod, moim zdaniem, śmiga bardzo dobrze. Wręcz prostacka mechanika pozwalała na utrzymanie tempa akcji, a w co bardziej złożonych sytuacjach szybko dochodziliśmy do konsensusu co do rozwiązań mechanicznych. Ponadto wydaje się, że zaskakiwaliśmy Mistrza Gry naszymi możliwościami. Bohaterowie to faktycznie Specjaliści, a #TAGi często wchodziły w ruch, szczególnie te dotyczące znajomości. Ostatecznie więc Mistrz Gry miał poczucie, że stawiał przed nami zbyt łatwe wyzwania, ale myślę, że dużo tu zrobiło kreatywne wykorzystanie naszych możliwości. Radzenie sobie z tymi przeszkodami wciąż pozostawało bardzo satysfakcjonujące.


Dopisek po publikacji: ja to mam tak, że entuzjazm mnie niesie i nie może się zatrzymać. Dlatego przeklejam z Facebooka, dla przeciwwagi, opinię Kajetana, który wskazał, że na dłuższą metę Czarny Kod funkcjonuje raczej źle.

Niestety mini-kampanie to jedyne w czym sprawdza się Czarny Kod. Początkowo zdaje się obiecywać dużo, ale w praktyce postaci mega szybko osiągają specjalizację w swojej dziedzinie i potem trzeba wymyślać na siłę w co rozdawać punkty rozwoju, w konsekwencji czego wszystkie postacie powtarzają swoje mocne strony i nie posiadają słabych. Tak samo jeśli chodzi o tagi, jest ich tyle i są tak specyficzne, że bardzo trudno pamiętać o wszystkich. A w dodatku ich poziom przydatności jest tak zróżnicowany, że po kilku sesjach żałuję się inwestycji cech i # w nie. Bardzo serdecznie nie polecam. Nie warto inwestować w ten system swojego czasu tylko po to żeby zagrać w nim 4-5 sesji.