czwartek, 25 czerwca 2020

L5K LCG i tworzenie scenariusza #2


Drugie podejście z kartami L5R LCG jako pomocy w tworzeniu zarysu scenariusza. Tym razem próbuję podejść do zagadnienia bardziej elastycznie – ewentualne kategorie czy ramy będę dodawał w razie potrzeby.

Przede wszystkim znów chciałbym zacząć od ogólnego wyznacznika charakteru przygody. Losuję jedną kartę ze zbioru ze słowem kluczowym Philosophy. Padło na Moment of Perfect Beauty. Bardzo fajnie. Ilustracja już nadaje ogólnej charakterystyki otoczenia. Akcja będzie działa się zimą, w jakimś zamku lub pałacu o mniejszym znaczeniu. Nie będzie to zimowy dwór, raczej coś bardziej peryferyjnego. Z tego też powodu myślę sobie, że fajnie by było, by w scenariuszu pojawiło się miejsce dla zagadnień takich, jak samotność i poezja. Próby stworzenia haiku, które w pełni oddałoby jakieś konkretne uczucie? Zobaczymy.



Kolejną kartą, którą będę losował, co postać (Character). Wypadło na Shosuro Actress. Wiem już, że nie będzie chodziło o haiku, a o sztukę. W pałacu przebywa skromna grupa aktorów Shosuro, którzy zabawiają nielicznych gości swoimi występami.


Losuję następnie Event w poszukiwaniu jakiegoś zdarzenia zapalnego. Jeszcze nie wiem, na czym ma polegać konflikt. Wylosowana karta to Invoke the Divine. Myślę sobie tak: ta trupa aktorska być może jest grupą shugenja, którzy na oczach wszystkich tak naprawdę odprawiają rytuał zawoalowany w sztukę teatralną. O! Coś już zaczyna się klarować.


Postanowiłem, że wylosuję kartę ze słowem kluczowym Spell, by móc określić, po co w ogóle grupa aktorów/shugenja z Klanu Skorpiona miałaby odprawiać gdzieś jakiś rytuał. I wylosowałem… Gift of Amaterasu. Czyli rzecz niezwykle pozytywną. Myślę sobie tak: jeśli żaden z Bohaterów nie jest Skorpionem, to dobrze. Gdy tylko na sesji pojawia się ktoś z tego Klanu, wszyscy spodziewają się najgorszego. Skorpiony to tak naprawdę Kozły. Ofiarne. A tu niespodzianka, bo owi aktorzy/shugenja odprawiają w skrytości rytuał ochronny rzucany na daimyo będącego gospodarzem całego spędu. Smaku może dodać fakt, że nie jest on Skorpionem.


Stwierdzam, że sami aktorzy nie wiedzą, kto będzie antagonistą. Wywiad potwierdza jednak, że życie gospodarza znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Wymyślono zatem fortel, by człowieka ochronić. Jednocześnie w pałacu toczyć się będzie śledztwo. Jaką rolę odegrają w nim Bohaterowie?

Po pierwsze, to oni mogą należeć do trupy aktorskiej (choć wówczas drużyna byłaby dość jednorodna, raczej mało to prawdopodobne), której zadaniem jest zidentyfikowanie potencjalnego zamachowca. Wówczas ich wysiłki koncentrowałyby się z jednej strony na prowadzeniu śledztwa, a z drugiej na utrzymaniu operacji w tajemnicy.

Po drugie, mogą znaleźć się w tej scenerii przez przypadek. Zima ich zaskoczyła, szlaki są zasypane i tak utkwili. W takiej sytuacji dużo będzie zależało od osobistych aspiracji Bohaterów, od tego z jakich Klanów pochodzą i jakie mają interesy. W jakiś sposób odkrywają prawdziwą tożsamość aktorów, o czym nie wie nawet daimyo. Czy ich wydadzą? Czy zdecydują się ich wspomóc? Czy wówczas w samej drużynie dojdzie do jakichś konfliktów?

Po trzecie, mogą być tymi, którzy mają przeprowadzić zamach. W takiej sytuacji ich działania krążyłyby wokół ukrywania własnej tożsamości oraz poszukiwania dogodnego momentu na zadanie decydującego ciosu.

*

Jest to raptem zarys, sytuacja początkowa, wymagająca doprecyzowania wielu elementów. Przede wszystkim postaci – kim jest gospodarz i dlaczego ktoś chciałby go zabić? Dlaczego jego życie jest istotne dla Skorpionów, które w tym przypadku zdają się wypadać trochę na tych „dobrych”? Ponadto opracowanie lokacji – w zasadzie nieco zamkniętej – przez co szereg interakcji byłby bardziej skondensowany, jeśli nie klaustrofobiczny. Myślę, że w takim scenariuszu można wpleść też sporo elementów, które nadałyby zdarzeniom bardziej poetyckiego tonu. Sporo okazji do przygotowania jakiegoś haiku lub nawet przypowieści przedstawianej w jednej ze sztuk.

czwartek, 18 czerwca 2020

[L5K] Za Murem Kaiu


Sesja online rozegrana 24 kwietnia 2020 r.

Fantasy Flight Games

Rozpoczynamy Mask of the Oni. A tak naprawdę towarzyszący scenariusz, The Knotted Tails. Zaczęło się!

Wystąpili:
Daiki no Tamiya – popijający Mantis chcący przysłużyć się sprawie klanu – G.
Mistrz Atarasi – człowiek o nieznanej przeszłości i zanikach pamięci. Wiele wskazuje na to, że pochodzi z Klanu Kraba – M.
Isawa Daizu – rudy shugenja o niebezpiecznym pragnieniu potęgi i zamiłowaniu do ognia – W.

Po misji danej przez Yasuki Takę, Bohaterowie dotarli pod Mur Kaiu. Strażnica Włóczni Świtu była ponura. Wokół panował pobitewny zgiełk. Przy pierwszym spotkaniu i niezbyt zgrabnym wystosowaniu prośby o zgodę na przejście na drugą stronę, dowódca Hida Hachiro się rozeźlił i łaskawie kazał sobie nie przeszkadzać, jednak zmiana narracji zmieniła także jego nastawienie.

Drużyna zaliczyła kilka spotkań. Najpierw udali się do kwatermistrza Yasuki Ippei. Dowiedzieli się, jak będą mieli przechlapane w Krainach Cienia, jeśli „wyczerpie” im się jadeit. Otrzymali potrzebny sprzęt i udali się do inżyniera Kaiu Riko, który opowiedział im trochę o Shiro Hiruma. Krążąc po dziedzińcu natknęli się także na starą i nieco szaloną shugenja Kuni Takeko, która chwyciła za ramię mijającego ją Isawę Daizu i wybełkotała:

Demon wkrótce zakradnie się do upadłego domu, spragniony dusz... czeka tylko na trzy klucze... śniący wkrótce się zbudzą, a wówczas czeka ich ratunek lub zguba... daleko, z kamiennych ruin zacznie rozlewać się zagłada...

Później wpadli, że w gruncie rzeczy mogliby zorganizować sobie eskortę. Udali się do kantyny i przekonali dowódcę, że tak należy zrobić. Nazajutrz o świcie przeszli na drugą stronę w towarzystwie Hidy Nagahide i jego kilku zwiadowców.

Pierwszy dzień drogi minął spokojnie, choć w Bohaterach narastało napięcie. Powietrze było ciepłe i suche. Jego powiewy zdawały się szeptać. W końcu zdało im się, że za skałami kilkadziesiąt metrów dalej coś się kryje. Daiki no Tamiya był przekonany, że widział wielkiego szczura. Trochę skradania, obaw, w końcu okazało się, że nikogo tam nie ma. O zmierzchu grupa znalazła miejsce, gdzie można by spędzić noc. Chwila, by odpocząć i ukoić nerwy. Atarasi, popijając sake, popełnił haiku (pisanie haiku na sesji zawsze dobre!):

Sake piję sam
Wśród nocy ciemnych krain
Mogę pomarzyć

W nocy zbudził ich najpierw mroźny powiew powietrza. Wówczas usłyszeli też z daleka dramatyczne wołanie o pomoc. Okazało się, że w martwym lesie kilkaset metrów dalej leży pod drzewem ciężko ranny zwiadowca – Hida Kurumi. Miał zerwane paznokcie i zakrwawione palce, wyglądał jakby próbował rozdrapać sobie brzuch. Drużynowy shugenja zorientował się, że „zwykła” pomoc kami może być niewystarczająca. Wtedy też grupa została zaatakowana przez Upadłych – kręcących się po Krainach Cienia dawnych samurajach, których umysły przepadły i zostali pochłonięci przez Skazę. Użyli biednego zwiadowcy do przygotowania pułapki.

Walka przebiegła bez większych problemów. W dłoniach Isawy Daizu pojawiła się płonąca katana, od której jeden z wrogów zajął się ogniem. Daiki i Atarasi rozprawili się z dwoma kolejnymi (Daiki otrzymał trafienie krytyczne, rozcięto mu udo, jednak pomoc medyczna shugenja szybko załatwiła sprawę). Jeden z żołnierzy z oddziału niestety zginął.

Chwila wytchnienia i ocena sytuacji. Zorientowali się, że Hida Kurumi został zmuszony do połknięcia wyjątkowo upartego i niebezpiecznego pasożyta, który zżerał go od środka. Atarasi już miał gotowe tanto, by „wyciąć świństwo”, ale wtedy zjawiły się szczury… Nezumi zbliżyły się niepewnie i poinformowały, że mogą pomóc.

*

Tutaj skończyliśmy, bo było już późno. Byłem absolutnie przekonany, że machniemy cały scenariusz, a tak naprawdę przerobiliśmy raptem jego początek. Nie wiedziałem, że tyle czasu spędzimy na przygotowaniach do wyprawy.

czwartek, 11 czerwca 2020

[L5K] W kopalni jadeitu


Sesja online rozegrana 17 kwietnia 2020 r.

Wystąpili:
Atarasi aka Makoto (i zapewne parę innych pseudonimów), tajemniczy niby shinseista, ale trochę za dobrze włada mieczem - M.
Daiki no Tamiya, wschodząca gwiazda (przyszłego) Klanu Modliszki – G.
Nieobecny był Isawa Daizu, rudy shugenja o niebezpiecznych ciągotach do ognia.

Sesja miała być krótka i stanowić raczej wprowadzenie do Mask of the Oni. Wykorzystałem zarys przygody pt. Breakthrough (Emerald Empire, s. 206). Wyszło jednak całkiem długo i wydaje mi się, że nawet emocjonująco. W ramach wprowadzenia, krótko o wcześniejszych wydarzeniach, które nie załapały się na własny opis: Bohaterowie uciekali z zamku Klanu Lisa, gdzie wcześniej doszło do spotkania szeregu osobistości różnych Klanów. Sednem było zebranie rady, która miała dyskutować o legendarnej Czwórce – czterech bokkenach posiadających potężne właściwości. W wyniku obsesji samego Kitsune Gohei, gotowego uczynić wszystko, by posiąść owe bronie, doszło do kilku walk, a finalnie sam daimyo Kitsune został zabity, a posiadany przez niego Ocean (jeden z czterech bokkenów) zabrany przez Atarasiego. Grupa opuściła zamek i wyruszyła w stronę ziem Klanu Kraba.

W ten sposób dotarli do West Mountain Village, gdzie mieści się chyba ostatnia działająca kopalnia jadeitu zaopatrująca Klan Kraba w ten jakże cenny surowiec. Bohaterowie odwiedzili pijalnię sake, gdzie spędzili mile czas popijając importowaną z ziem Klanu Skorpiona sake. Daiki, zdradzając szczególne upodobanie do alkoholu (to jego Anxiety), został dłużej. Atarasi natomiast oraz (nieobecny, uznaliśmy, że po prostu pijany) Isawa Daizu udali się do noclegowni. Jakiś czas później doszło do wstrząsów, które doprowadziły do zawalenia się wejścia do kopalni. Bohaterowie udali się na pomoc, a następnie wkroczyli do kopalni, ponieważ górnicy mieli obawy, że w środku dzieje się coś złego z uwięzionymi tam robotnikami.

Wędrując po wąskich korytarzach Bohaterowie trafiają w końcu na górników towarzyszących dwójce innych samurajów – byli to Asako Takahiro oraz Kuni Haruna. Ze względu na śluby milczenia, ten pierwszy się nie odzywał, także to łowczyni czarownic z rodu Kuni była tą od gadania.

L5R Wikia

Zdradziła ona, że polują na grupę maho-tsukai, którzy knują wewnątrz tej góry. Szczególnie zależało jej na odnalezieniu jednej, niebezpiecznej kobiety z rodu Kitsu. Tej jednak tam nie było. Zamiast tego, okazało się, że kultyści stawiają na podziemnej rzece prowizoryczną tamę, której zadaniem było zalanie kopalni. Tutaj miało dojść do podziału ról. W zamyśle miało być tak, że Asako uda się z jednym z Bohaterów, by odciągnąć uwagę kultystów od tamy. Kuni z drugim Bohaterem mieli zaś zniszczyć tamę.

Wyszło tak: Atarasi tak naprawdę wziął odwrócenie uwagi na siebie i sam związał walką sześciu kultystów (poprzez sprawne wykorzystanie akcji Guard, wykorzystanie trudnego, ograniczającego terenu i krąg Powietrza). Kuni Haruma oraz Asako Takahiro w odpowiedniej chwili wbiegli na tamę, by ją zniszczyć. Natomiast z góry Daiki zapewniał wsparcie strzelając z łuku. Myślę, że ta walka miała kilka fajnych motywów: po pierwsze absolutne związanie i konsekwentne karanie kultystów, którzy obskoczyli Atarasiego. Po drugie, upojenie alkoholowe i gwałtownie narastający strife Daikiego. Po trzecie, Kuni i Asako, którzy razem z jednym z maho-tsukai wpadli do wody i porwani przez rzekę cudem uniknęli śmierci dzięki pomocy Bohaterów. Daiki przekroczył Composure i w ramach unmaskingu w takiej sytuacji uznaliśmy, że nie może zrobić innego, jak jeszcze trochę pijany i wściekły rzucić się z krzykiem do wody (- Jakiego kręgu używasz? Ziemi? No to znaczy, że skaczesz „na bombę”) na ratunek. I w ostatniej chwili ich wyratowali.

Po opuszczeniu kopalni, Kuni Haruma powiedziała, by udali się z nią do posiadłości lokalnego administratora. Był tam obecny wyjątkowy gość: nie kto inny, jak sam Yasuki Taka. Przedstawił on potencjalnie wykluwający się sojusz między Klanem Kraba oraz Modliszki (wkrótce spotkam się z Yoritomo, wiecie co to oznacza!) i zwrócił się do Daikiego, w imieniu swoim i Yoritmo o pomoc w odzyskaniu rodowego ostrza Hiruma. Dlaczego? Bo rodzina Hiruma potrzebuje realnego dowodu przydatności Modliszki. Poprosił również o schwytanie niebezpiecznej Kitsu, która knuje coś złego za Murem. Ponadto patrzył na Atarasiego, jakby go znał, i tutaj w końcu zaczęły ujawniać się pewne flashbacki. Mnicho-szermierz zaczął sobie przypominać jakieś urywki. Jaka była przeszłość Ataraskiego aka Makoto? Pewnie układanka w końcu złoży się w jakąś całość.

Tak rozpoczyna się wyprawa za Mur.

I co miał na myśli Yasuki Taka, mówiąc na pożegnanie: chwast i chryzantema niczym się nie różnią?

poniedziałek, 8 czerwca 2020

RPG to nie byle relaks

Gry fabularne od jakichś dwudziestu lat stanowią dla mnie ważny element życia. Były chwile lepsze i gorsze. Zdarzył się moment, gdy myślałem, że zupełnie już RPGi sobie odpuściłem, ale nagle wróciły i znów stale mam je w głowie. Ale ostatnie tygodnie, po czasie pewnego prosperity grania online przyniosły ponownie nieciekawy przełom.

Po pierwsze, zdarzyła nam się przerwa – jeden wyłom spowodował, że tkana konstrukcja się posypała i straciliśmy rytm. Nie wiem, kiedy wrócimy do grania. Niekiedy mam wrażenie, że jeśli sam nie będę sesji organizował, to to po prostu nie wypali.

Po drugie, w zawodowej rzeczywistości nastały trudne czasy związane z poważnymi przygotowaniami do egzaminów oraz ogólny gwałtowny spadek samopoczucia: poważny kryzys z psychicznymi i fizycznymi konsekwencjami. Nerwobóle, utrata wagi to raptem wierzchołek góry lodowej. Przez jakiś czas szukałem ratunku – myślałem, RPGowy eskapizm zadziała!

I wówczas okazało się, że gry fabularne to nie jest ten rodzaj hobby, przy którym człowiek może się zrelaksować, rozluźnić, odstresować. Za cholerę nie! Nie byłem nawet w stanie myśleć o przygotowaniu sesji, odrzucało mnie. Podobnie z pisaniem, choćby na bloga. Faza przygotowań do sesji, a nawet bycie graczem wymaga określonej koncentracji, zaangażowania i odpuszczenia na parę godzin innych spraw. Jednak gdy te inne sprawy zaczynają człowieka przygniatać, RPGi przed niczym nie ratują.

To lekcja z ostatnich tygodni. Gry fabularne nie leczą mnie z poważnego, przygniatającego stresu. Ciekawe spostrzeżenie po dwudziestu latach zabawy. Lepiej późno niż wcale, nie?


czwartek, 4 czerwca 2020

Rzut oka na „Mask of the Oni”

Fantasy Flight Games: Mask of the Oni

Parę słów o scenariuszu Mask of the Oni, będącym oficjalnym dodatkiem do Legendy Pięciu Kręgów. Wydany został niejako w towarzystwie większego dodatku Shadowlands – obie publikacje, jak możemy podejrzewać, dotyczą Krain Cienia, miejsca za Murem, skąd przychodzą Inni… czy Chaos… Uruk-hai? W każdym razie, w tej chwili opisuję wrażenia „na sucho”, ale w przyszłości (może nie tak odległej?) prawdopodobnie przygodę rozegramy.

Scenariusz zabiera Bohaterów właśnie za mur, do dawno utraconej siedziby rodziny Hiruma. Tak naprawdę może to być zwieńczenie historii rozpoczętej innym scenariuszem, Dark Tides, stanowiącym element Game Master’s Kit.

Opowieść
Mask of the Oni stanowi fajne, inspirujące ramy, z których może powstać dramatyczno-heroiczna historia. Na samym początku otrzymujemy tło, to wiarygodne why, pozwalające zrozumieć przyczyny takich, a nie innych zdarzeń oraz ich konsekwencje, z którymi będą musieli zmierzyć się Bohaterowie. Odpowiednich motywacji do wybrania się za Mur jest dość, by jakoś ich karkołomną decyzję o samobójczej misji uzasadnić: czy to jakieś sprawy rodowe (pamiętajmy o małżeństwach międzyklanowych), czy to odzyskanie istotnych map, czy w końcu – co najważniejsze – poszukiwanie rodzinnego ostrza Hiruma.

Opis samego zamku, nie wiem dlaczego, przypomniał mi Zamek Drachenfels. Może przyrównanie scenariusza do jakiegoś dungeon crawla to przesada, ale już w trakcie lektury zastanawiałem się, jak odkrywanie tajemnic twierdzy uczynić atrakcyjnym. Gdy przeczytałem całość drugi raz, uznałem, że w zasadzie nie powinno być to takie trudne. Dlaczego? Otóż dodatek proponuje nam tu i ówdzie różne dodatkowe opisy, wrażenia, które świetnie nadają się do uczynienia poszczególnych pomieszczeń/lokacji bardziej wykręconymi, szalonymi i niepokojącymi. Potwory nie muszą czekać za każdym rogiem, a zamiast nich Bohaterowie mogą – w formie przebłysków – poznawać ostatnie chwile Shiro Hiruma.

Generalnie mam także wrażenie, że historia jest dość liniowa i o ile kolejność odwiedzanych lokacji może być różna, sam finał scenariusza pachnie lekkim „oskryptowaniem”. Oczywiście, nie oznacza to z góry przewidzianego sukcesu lub porażki, ale szereg wydarzeń, mam wrażenie, dzieje się po prostu w sposób zautomatyzowany.

Prowadzenie
Rzecz jasna, ponieważ scenariusza jeszcze nie poprowadziłem, to chętnie się wypowiem, jak można by go poprowadzić.

Główny nacisk autorzy kładą chyba na niepokój. Już sama droga przez Krainy Cienia ma być procesem męczącym i obciążającym psychicznie. Pojawiają się sugestie, jak zachowują się poszczególne żywioły i jak mogą utrudniać życie. Tak samo myszkowanie po zamku i odkrywanie jego smutnych tajemnic. Można pobawić się różnymi emocjami – jest tu miejsce na strach i rozpacz, jest miejsce na obrzydliwość rodem ze starych horrorów. Myślę też, że jeśli ktoś lubi, to z Mask of the Oni można zrobić heroiczną wyprawę pełną akcji, tak że całość będzie wyglądała jak okładka pierwszej edycji Legendy Pięciu Kręgów.

Estetyka
Poza kolorową książeczką (32 strony) z ładnymi ilustracjami, istotne są również bonusy! Duża, dwustronna mapa obrazuje nam, po pierwsze, Krainy Cienia z zaznaczonymi istotnymi lokacjami (tutaj szybka uwaga: porównajcie sobie mapę Rokuganu z podręcznika głównego i mapę Rokuganu z Emerald Empire – są na nich pozaznaczane inne miejsca, ciekawy zabieg). Z drugiej zaś strony plan Daylight Castle, Shiro Hiruma. Sam plan zdradza wiele szczegółów, więc byłbym ostrożny z pokazywaniem tego Graczom w całości, chyba, że nastawiamy się właśnie na myszkowanie, a wszelkie tajemne przejścia są a priori odkryte. Ponadto otrzymujemy żetony. Osobiście, jestem ich fanem. Jasne, przydają się wtedy, gdy w potyczkach przyjmujemy podejście taktyczne, ale miłe jest obserwowanie, jak Gracze wyszukują sobie tokeny przedstawiające ich Bohaterów.

Refleksje na koniec
Zastanawiam się, czy Mask of the Oni może być scenariuszem dobrym dla nowych Graczy. Z jednej strony w jakiś sposób historia pozbawiona jest wielu kulturowych i ceremonialnych komplikacji. Nie trzeba tu szczególnie politykować, a ten aspekt gry chyba niektórych odstrasza. Z drugiej strony przeszkody napotkane w scenariuszu mogą być trudne do pokonania (wszak nie zawsze przyjdzie nam ciąć małe gobliny) i wymagają już jakiejś znajomości niuansów mechanicznych, znajomości technik i odpowiedniego ich wykorzystania. Mimo wszystko polecałbym scenariusz tym, którzy już w Rokuganie nabyli odrobiny doświadczenia.

Odkrywam też w sobie jakiś entuzjazm wobec gotowych scenariuszy. To fajne uczucie. Powiedziałbym, takie odświeżające.