Dzień
25. Lever. Dźwignia.
Strasznie
problematyczne słowo: dźwignia. Gry fabularne wiążą się z wieloma procesami
twórczymi: począwszy od procesu tworzenia postaci, dookreślenia protagonistów i
osadzenia ich w świecie, poprzez proces przygotowawczy do sesji, gdzie
przeważnie główną rolę odgrywa Mistrz Gry. W końcu przychodzi sesja i proces
twórczy staje się rzeczą wspólną. Sesja się kończy i przychodzi moment, by
zacząć myśleć o kolejnej. Z czasem ten proces może robić się męczący, a czasem
zwyczajnie ujawnia się jakaś blokada twórcza i człowiek krwawi nad zeszytem czy
klawiaturą.
Czasem
warto sięgnąć po instrumenty, które – w myśl dzisiejszego tematu – określiłbym jako
dźwignię twórczą, która poruszy nasze umysły i pozwoli wskoczyć na właściwy tor.
Nie są to metody nowe, są wręcz doskonale znane wszystkim, którzy żyją z twórczości.
Pierwsza
metoda, którą poznałem jako dzieciak, polegała na wylosowaniu słów ze słownika –
dwóch, trzech, może więcej, to zależy. Ten wymóg, nakierowanie i zawężenie
tematyczne jest dobrym impulsem wokół którego można zacząć budować scenariusz.
Dawno temu otworzyłem słownik i wypadło mi hasło „zlodowaciały”. Taki też tytuł
miała kampania, którą na tej podstawie rozpisałem i poprowadziłem. Choć
szczegółów nie pamiętam, to było przedzieranie się przez góry, a na końcu komnata
pod wielkim jeziorem, gdzie na dłoni jakiegoś posągu czekały klejnoty.
Dziś
robię inaczej. Przeważnie zaczynam od patrzenia na mapę. Jeżdżę po niej palcem,
poszukuję detali i opisuję je sobie, jakbym tam był: tamta wioska na uboczu
wydaje się wyłączona z biegu historii, nawet powietrze stoi tam w miejscu. Stąd
zawsze śmierdzi rybami, bo nieopodal jest też stojąca sadzawka. Wtedy myślę
o zmiennej: pierwszy raz od dekady w wiosce pojawił się obcy, jakiś włóczęga
w płaszczu i kapeluszu, który śpi teraz w izbie u wioskowego lidera. Gadają po
nocach i widać, że coś jest na rzeczy. Myślę wówczas o szerszym planie: te
ziemie należą do chciwego barona, który dojeżdża miejscowych wysokimi
podatkami. Łatwo mu się narazić, wiec wszyscy się boją. Stąd obcy w wiosce
wywołał spore zaniepokojenie. Myślę, jak mogę to powiązać: tajemniczy
podróżnik to wygnany pierworodny barona, to jabłko, które spadło bardzo daleko
od jabłoni. I on teraz wrócił i jest gotowy zawalczyć o zmiany. Właśnie tutaj,
w tej zapomnianej wiosce, zaczął organizować ruch oporu. Wtedy zastanawiam
się jak mogę usadowić w tych ramach Graczy. Fajnie, gdyby mieli osobiste
powody, by zaangażować się w ruch oporu. A może odwrotnie, może będąc na
usługach barona, zajmą się próbami rozbicia zorganizowanej właśnie partyzantki.
Trzeci
sposób mogliście zobaczyć w związku z dwoma wpisami z kartami z L5K. To fajne
ćwiczenie wyobraźni: losuję szereg kart zgodnie z ustaloną wcześniej procedurą,
a następnie, odkrywając kolejne karty, staram się je ze sobą łączyć i w ten
sposób powstaje pierwszy, roboczy zarys scenariusza. Rzecz warta spróbowania, bo
karty zawierają nie tylko inspirujące i estetyczne ilustracje, ale niekiedy
także cytaty, ich nazwy również potrafią na coś naprowadzić.
I
w końcu, zupełnie bez ściemy, zauważam, że codziennie pisanie w ramach tego
challengu powoduje, że trochę sprawniej mi się pisze. Nie to, żebym był pisarskim
gigantem i mistrzem stylu, ale dawno już nie miałem takiego bodźca, by
codziennie usiąść i choć przez chwilę pomyśleć o grach fabularnych. Narzucone tematy
są trochę jak pierwszy sposób z losowaniem słów ze słownika. Siadam, patrzę co
jest na rzeczy i od razu przechodzę do pisania, nie zastanawiając się nad tym
za dużo. Fajnie. Bałem się tego sierpniowego wyzwania, ale teraz jestem całkiem
mile nim pobudzony.