Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tales from the Loop. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Tales from the Loop. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 29 maja 2023

[TftL] Tajemnice Krateru

Sesja online rozegrana 25 lipca 2022 r.


Kontynuujemy mini kampanię w Związku Radzieckim. Dziwne wywary, walki goryli, morze wódki… jakie jeszcze tajemnice kryje Krater?


Wystąpili:

Anatoli Wisarionowicz Kappel - Jock - hokeista - syn ważnego i uwikłanego politycznie pilota (D.);

Agata Pavlowa - Hick - żyjąca na wsi dziewczyna pragnąca zdobyć przyjaciół (Z.);

Maszka Awdiejewicz - Troublemaker - marzący o rozwaleniu tego systemu w cholerę syn alkoholika i rozczarowanej matki (K.).


Nagle pojawił się pochód naćpanych i napompowanych licealistów. Wszyscy kierowali się na arenę. Radovan, jugosłowiański przyjaciel, został przez ten tłum porwany i zniknął. Trzeba było go odnaleźć, choć Maszka raczej skłaniał się ku temu, by się ewakuować. Tymczasem udało się też znaleźć sporo niedopitych eliksirów w różnych kolorach. Co zrobiły dzieciaki? Zmieszały wszystko z wódką - wyszedł istny kociołek Panoramixa. Anatol, oczywiście, zdecydował się napić…

Dzieciak udał się na arenę, domagając się zwrotu Jugosłowianina. Nie wiem, jak to się stało, ale nagle zaczął uczestniczyć w walce i pokonał Jurija Bestię. Dwunastolatek wywołał sensację, ale ciągle domagał się zwrotu kolegi. 

Tymczasem Agata i Maszka trafili do korytarza z szeregiem drzwi z okienkami. Można powiedzieć, że był to korytarz wypełniony przyjemnościami i nagrodami: tutaj wódki po sufit, gdzie indziej papierosów. W innym pokoju rozgrywał się wielki hazard, a dwa ostatnie pomieszczenia, cóż, związane były z miłością. 

Na końcu korytarza były drzwi prowadzące do jakiegoś laboratorium. Tam Agata i Maszka dostrzegli sześć czy siedem wielkich tub wypełnionych niebieskawym płynem, a w każdej z nich… jakaś postać podłączona do wielu rurek. W jednej z nich był Radovan. Szybko udało im się te tuby rozwalić i wydobyć uwięzionych, nieprzytomnych ludzi, w tym przyjaciela. 

Dalej znaleźli też centralę, gdzie przy komputerze siedział jakiś nerd, najwyraźniej mózg operacji. Dzieciaki udawały amerykańskich agentów, przesłuchały gościa, a ten wyznał, że w tym wszystkim uczestniczy radziecka armia, w tym… ojciec Anatola! Maszka trochę nie wiedząc co robić, a przy okazji trochę nie wierząc w zaangażowanie ojca Anatola, kazał nadać komunikat. Nerd prosił o ewakuację do USA, co oczywiście Maszka obiecał. Zawiązali gościowi oczy, wyprowadzili na korytarz i wepchnęli do jednego z pokojów miłości.

Tymczasem okazało się, że Anatol uprawia hazard w jednym z pokojów - został tam przyprowadzony przez dziewczynę, której awansów absolutnie nie rozumiał. W każdym razie pokerowi towarzysze też wyjawili mu tajemnicę całego tego ambarasu - to po prostu była placówka eksperymentalna radzieckiej armii! Badali różne sposoby zwiększania bojowego potencjału. We wspomnianych tubach natomiast (tam, gdzie był Radovan), dokonywano ekstrakcji jugosłowiańskości. Przedmioty eksperymentu były w jakiś sposób teraz ze sobą powiązane, robiły dokładnie to samo, co oznaczało, że dałoby się takimi żołnierzami sterować z jakiegoś centrum dowodzenia.

Anatol obudził Radovana, ale nie do końca. Uruchomił się w Jugosłowianach jakiś protokół - opuścili placówkę, a następnie przystąpili do dzieła jej zniszczenia. Dzieciaki salwowały się ucieczką, bo wkrótce na miejsce dotarł też sam ojciec Anatola.

czwartek, 27 kwietnia 2023

[TftL] Gladiatorzy z Krateru

Sesja online rozegrana 4 lipca 2022 r.


Oto kolejna sesja z cyklu Tales from the Soviet Union. Zapis bardzo skrótowy ze względu na to, że dopadło mnie żyćko i spisuję wszystko dopiero po czasie.


Wystąpili:

Anatoli Wisarionowicz Kappel - Jock - hokeista - syn ważnego i uwikłanego politycznie pilota (D.);

Radovan Milinković-Savić - Rocker - mający jugosławiańskie korzenie syn muzyka-artysty (P.);

Agata Pavlowa - Hick - żyjąca na wsi dziewczyna pragnąca zdobyć przyjaciół (Z.);

Maszka Awdiejewicz - Troublemaker - marzący o rozwaleniu tego systemu w cholerę syn alkoholika i rozczarowanej matki (K.).


Mama Agaty doniosła do lokalnych władz, że została napadnięta przez Anatola i Maszkę. Z tego powodu chłopcy mieli pewne kłopoty. Artem, brat Maszki, był wściekły i w kłótni kazał chłopakowi pójść do urzędu się wytłumaczyć. Maszka tak też zrobił i przedstawił urzędnikowi swoją wersję zdarzeń. To w ramach scenki z życia codziennego.

Ponieważ szkoła podstawowa po ostatnich wydarzeniach nie nadawała się do użytku, dzieciaki musiały odbywać nadprogramowe zajęcia w lokalnym liceum. Tam też chłopcy znaleźli w toalecie jakiegoś dojrzałego licealistę, który ewidentnie naszprycowany był jakimiś narkotykami. Maszka zawołał dyrektora, bo był pewien, że licealista nie żyje. Ale gdy ten dostrzegł nadciągającego nauczyciela, zerwał się i żabim susem wyskoczył przez okno na zewnątrz. Myk polegał na tym, że było to trzecie piętro. Uciekinier zgubił jedynie trampka i uciekł. W kabinie toaletowej chłopaki znaleźli jeszcze jakieś zawiniątko. Tymczasem Agata w damskiej toalecie znalazła na drzwiach napis (chyba krwią, jak stwierdził Radovan po uprzednim spróbowaniu napisu): „widzimy się w kraterze”. Agata wiedziała, że Krater to miejsce po wybuchu, gdzie spotykała się lokalna młodzież, by pić alkohol i imprezować.

Wszyscy udali się do bazy, by sprawdzić zawiniątko. Okazało się, że to fiolka z fioletowym płynem. Wszyscy chcieli to powąchać. Śmierdziało okrutnie, ale organizmy chłopców były chyba zbyt silne - tylko Agata poczuła nagły przypływ energii i siły. Nagle stała się tak silna, że mogła skutecznie rywalizować z Anatolem w siłowaniu się na rękę.

Potem dzieciaki udały się do Krateru, by zobaczyć, co tam ciekawego będzie się działo. W międzyczasie Anatol poważnie łyknął posiadanego specyfiku i zyskał naprawdę poważną siłę. Ale był też trochę nieobecny.

W każdym razie na miejscu okazało się, że licealiści z całej okolicy stworzyli tutaj coś w rodzaju areny gladiatorskiej. Reprezentanci różnych szkół, naszprycowani podobnymi specyfikami tłuki się po mordach jak dzikie małpy, jak roboty. Wokół dziki tłum wył w podnieceniu, lała się wódka, wszyscy doskonale się bawili. Dzieciaki natomiast przepychały się niemal niezauważone przez ten tłum i obserwowały jedną walkę za drugą. W końcu uznały, że to nie jest miejsce dla nich i zaczęły kierować się do wyjścia. Po drodze minęły jeszcze jakiegoś wyjątkowo dużego i naszprycowanego licealistę, który wkraczał właśnie na arenę - okrzyki radości, jakby był znanym gladiatorem - to wszystko było wyjątkowo niepokojące dla dzieciaków z podstawówki. 

W tym momencie zakończyliśmy sesję. Tajemnica pochodzenia tajemniczej mikstury na tym etapie pozostaje nierozwiązana.

czwartek, 23 marca 2023

[TftL] Terror Dron we Władywostoku

Sesja online rozegrana 13 czerwca 2022 r.


Kontynuujemy dziwną przygodę w odległym Władywostoku. Szarość Związku Radzieckiego? Smutne bloki i czerwone gwiazdy? Nie! Terror Drony z Izraela i wielki spisek!


Wystąpili:

Anatoli Wisarionowicz Kappel - Jock - hokeista - syn ważnego i uwikłanego politycznie pilota (D.);

Maszka Awdiejewicz - Troublemaker - marzący o rozwaleniu tego systemu w cholerę syn alkoholika i rozczarowanej matki (K.)


Maszka stał twarzą w twarz z wielkim Terror Dronem. 

- Dokumenciki - rzekł robot. 

- Mam tylko niepodbitą legitymację szkolną - odparł Maszka.

Wtedy chłopaki wpadli na pomysł, by dać mu kopię dokumentacji technologicznej. Robot dokładnie ją przeskanował i zdeponował w wewnętrznym schowku. Gdy ten się otwierał, Bohaterowie dostrzegli, że w środku sporo jest podobnych teczek, a także… czyjaś ręka.

Następnie robot ruszył w podróż. Bohaterowie chcieli za nim podążać, ale bardzo szybko stracili maszynę z oczu. Zaczęli więc rozglądać się za nią trochę po omacku. W ten sposób trafili do domu na wsi. Domu ich koleżanki, Agaty (która jeszcze się nie pojawiła). Anatol został obskoczony przez kaczki i gęsi i jedną z nich bardzo brzydko potraktował swoim kijem hokejowym. Przed dom wyszła rozjuszona mama Agaty, wykręciła Maszce ucho i zaczęła się najdziwniejsza i z góry przegrana walka ever: walka dwóch chłopców z kobietą uzbrojoną w patelnię. Generalnie silna kobieta to była i dała chłopcom srogo popalić. Bohaterowie musieli ratować się ucieczką.

Następnie, trochę nie wiedząc co ze sobą zrobić, chłopcy udali się do bazy wojskowej, gdzie stacjonował ojciec Anatola. Dzieciaki wywoływały serię dziwnych spojrzeń i niedowierzania, ale koniec końców trafiły do gabinetu ważnego oficera Kappela, gdzie opowiedziały całą historię. W zasadzie to Anatol opowiadał, a Maszka rżnął głupa. Przekazane informacje bardzo wojskowym pomogły, bo ojciec Anatola od razu wydał rozkaz o poderwaniu kilku śmigłowców. Rozpoczęło się krótkie polowanie, którego efektem było zestrzelenie dwóch izraelskich dronów. W ten oto dziwny sposób chłopcy przysłużyli się Związkowi Radzieckiemu. Maszka przeżywał z tego tytułu lekki dramat, bo przecież chciał rozwalić ten system, a nie go wspierać. Coś ewidentnie poszło nie tak. W ten sposób zakończyliśmy tę historię. 

piątek, 3 lutego 2023

[TftL] Szalom, Władywostok

Sesja online rozegrana 16 maja 2022 r.


No i proszę, jedna z najbardziej niespodziewanych sesji. Oto powrót do Tales from the Loop, ale tym razem jako Gracz (a to mój debiut!). Sesja o tyle nietypowa, że gramy w alternatywnym Związku Radzieckim u schyłku lat 80. XX w. Miejsce też wyjątkowe, bo siedzimy na najgłębszym możliwym wschodzie, czyli we Władywostoku!


Wystąpili:

Anatoli Wisarionowicz Kappel - Jock - hokeista - syn ważnego i uwikłanego politycznie pilota (D.);

Radovan Milinković-Savić - Rocker - mający jugosławiańskie korzenie syn muzyka-artysty (P.);

Maszka Awdiejewicz - Troublemaker - marzący o rozwaleniu tego systemu w cholerę syn alkoholika i rozczarowanej matki (K.)


Słoneczne wakacje.

Chłopaki siedzieli w szkole na dodatkowych zajęciach: Anatoli, bo go matka zapisała, a Radovan i Maszka, bo nie otrzymali promocji do następnej klasy. Dyrektor zwany Ropuchem zapowiada przyjście nauczyciela z Japonii. Po jakimś czasie faktycznie pojawia się mężczyzna w mundurze japońskich służb specjalnych. Nazywa się Fubota Masaki i wydaje się, mimo kija w tyłku, porządnym człowiekiem. Zostawił chłopakom arkusze z zadaniami i wyszedł.

Chłopcy, oczywiście, nie zamierzali się wysilać. Ostatecznie w sukurs przyszła im katastrofa lotnicza - otóż na drugie skrzydło szkoły spadł olbrzymi talerz magnetronowy - był on elementem nośnym potężnego radzieckiego niszczyciela, który również runął na ziemię. Masakra! 

Na miejsce szybko zjeżdżają się służby - smutni panowie w garniturach zamierzają przesłuchać dyrektora, Fubotę Masakiego i ktokolwiek jeszcze zjawi się na miejscu. Chłopcy jakoś nieszczególnie się tym przejmują, ale ostatecznie zostają zgarnięci przez swoich opiekunów. Nie na długo jednak! Dzieciakom udało się wymknąć i spotkać w kryjówce, czyli szopie, w której znajduje się porzucony i zapomniany czołg IS-4.

Anatoli, nim dołączył do chłopaków, trafił na dziwny kontener, który nieroztropnie otworzył - znalazł w nim jakąś lśniącą maszynę oraz ocenzurowane dokumenty. Już na miejscu udało się je rozszyfrować, bo były zapisane w języku angielskim. Przedstawiały… izraelskiego robota o nazwie Terror Dron! Wyglądał jak jakiś pająk, ale niewiele było poza tym informacji, bo cenzura.

Wówczas też chłopaki usłyszeli jakieś hałasy. Jakaś wielka maszyna maszerowała w stronę rosyjskiej bazy wojskowej. Po czasie chłopaki ruszyli jej śladem. Po drodze musieli ukrywać się przed przybyłymi smutnymi panami. Otóż okazało się, że napotkany przez Anatola kontener w dziwny sposób się przemieścił i teraz leżał w pobliżu pola kukurydzy. Agenci badali kontener i ściągnęli z niego odciski palców. Maszka zdołał przekraść się do jednego z czarnych, agentowych samochodów i korzystając z nieobecności smutasów, wykradł nieocenzurowane dokumenty poznanej wcześniej maszyny! Ależ to była lektura! Sporo się dowiedzieli o działaniu maszyny i zaczęli powoli łączyć fakty - katastrofa niszczyciela musiała mieć z tym coś wspólnego. Co więcej, wiele wskazywało na to, że w okolicy operuje nie jeden taki dron, a przynajmniej dwa!

Gdzieś w tym momencie wszyscy zgłodnieli i przyszedł czas na (chwilowy) powrót do domu. Anatoli spotkał nader przyjaznego sąsiada (na bank jakiś szpicel!), Radovan opowiadał ojcu o swoich przygodach, a Maszka otworzył puszkę z metką, by zjeść ją w samotności. Jego dom był pusty, ale po jakimś czasie wrócił jego brat (wzór i opoka dla Maszki, choć bardzo oddany towarzysz radziecki). Po krótkiej rozmowie znudzony Maszka zadzwonił do Radovana, a ten do Anatola i znów wszyscy spotkali się w czołgu, by coś razem popsocić.

Po jakimś czasie rozległ się hałas. Na zewnątrz maszerował wielki Terror Dron, maszerujący w stronę bazy wojskowej. Skanował otoczenie w poszukiwaniu ruchu, ale Maszka zdołał się ukryć. W końcu maszyna wypatrzyła przerażonego rolnika i nim ten zemdlał z przerażenia, poprosiła go o dokumenty. Gdy tylko padł, tym razem wypatrzony Maszka został namierzony. 

- Szalom - powiedział Terror Dron. 

Jak chłopak poradzi sobie w spotkaniu z robotem? Co zrobią czekający w szopie Radovan i Anatoli? 

czwartek, 18 listopada 2021

[TftL] Fałszoboty nacierają!

 Sesja online rozegrana 26 maja 2021 r.

Kontynuujemy przygodę Our Friends, the Machines. Było wesoło, Dzieciaki nad wyraz upierdliwe, co przekładało się na zabawny, wesoły roleplay.


Wystąpili:

Greta - hick - pomocna i prostolinijna prowincjuszka z owczarkiem niemieckim o imieniu Maciek (A.);

Julie - computer nerd - umiejętność specjalna: bełkot, fanatyczka Kumplobotów (K.);

Tommy - bookworm - pseudonim „Sherlock” (D.);

Stephen - jock - tak pewny siebie, że otoczenie głupieje (D.).


Na poprzedniej sesji Greta i Julie weszły do piwnicy fabryki. Skutecznie zbadały to pomieszczenie: Julie wyciągnęła sporo przydatnych informacji z trzech wielkich serwerów, do których podłączone były dwa nieruchome roboty oznaczone jako A i B. Stephen i Tommy w tym czasie dotarli pod bramę wjazdową na teren fabryki.

Stephen powiedział „dzień dobry” grubemu stróżowi i po prostu ruszył przed siebie. Stróż, Ollie, tak zgłupiał, że nie wiedział co zrobić. Chciał zatrzymać Dzieciaki, ale Stephen wywalił dwa sukcesy na Charm i Ollie po prostu uznał ich za pracowników (to pewnie z powodu jego chronicznego niewyspania) i miał ich zaalarmować, gdyby działo się coś złego. Chłopaki dziarsko wkroczyli do głównej hali fabrycznej i w sumie w ten sposób zaalarmowali nie tylko pracujących tam, zachipowanych dorosłych, jak i nadzorujące ich Fałszoboty. Trzeba było ratować się ucieczką, względnie udaną (udało się też zablokować drzwi od zewnątrz). Chłopcy skryli się w sąsiednim magazynie.

Tymczasem wściekli dorośli, chcąc wydostać się na zewnątrz, zeszli do piwnicy, gdzie trafili na Gretę i Julie. Dziewczyny wpadły w tarapaty, wezwano stróża Olliego, który następnie wytargał intruzki na zewnątrz.  Z odsieczą przybył Stephen, który krzyknął do Olliego, że widział inne dzieciaki… i ten jełop mu uwierzył. W ten sposób cała grupa znów była razem.

Następnie udało im się przemknąć do części biurowej w fabryce. Tam, eksplorując pomieszczenia, Dzieciaki trafiły na Helen Voss, odpowiedzialną za produkcję zabawek z serii Kumplobotów. Opowiedziała, jak Fałszoboty chipują ludzi i przejmują nad nimi kontrolę. Tommy swoim bystrym okiem wyciągnął z biura ogromnie dużo informacji (bodaj 4 sukcesy!). Stephen w tym czasie wypatrzył za płotem „turystę”, którego widzieli już wcześniej. Udało się do niego bezpiecznie dotrzeć i wymienić informacjami. Tutaj akcja zaczęła zmierzać do finału.

Szybki kurs do motelu, w którym stacjonowali agenci Andrew Burlington i Beverly Ash. Kobiety nie było na miejscu, Andrew martwił się, bo stracił z nią kontakt, gdy pojechała przeprowadzić wywiad za miastem. Zabrali dużo sprzętu i ruszyli do domu Ursuli Kerr, gdzie miała odbyć się finałowa bitwa.

W drodze do Ursuli Kerr Tommy i Julie próbowali napisać i usprawnić wirusa zaprojektowanego przez agenta Burlingtona (po to, by zainfekować wszystkie Kumploboty). Testy, przerzuty… i nic, fatalnie! Nie udało się stworzyć wirusa na czas. Agent, Stephen i Greta weszli do domu, podczas gdy w furgonetce młode umysły dalej pilnie pracowały. W ogrodzie ujawniły się pierwsze agresywne Fałszoboty.

W scenie finałowej wszyscy znaleźli się na dachu, gdzie podłączono nadajnik, który miał na odpowiedniej częstotliwości zainfekować wirusem zabawki. Ten proces wymagał jednak czasu, a z fabryki już nadciągała fala uzbrojonych i groźnych Fałszobotów. Julie pracowała nad przyspieszeniem procesu. Tommy z użyciem encyklopedii uważnie obserwował strategię wroga (wiecie, formacje, eskadry, luki w szyku bojowym… niczym Napoleon wskazywał przyjaciołom, gdzie mają uderzać), Greta i Stephen zaś stanowili fizyczną barierę - chronili Julie i nadajnik.

Udało się! W końcu wirus został całkowicie wgrany, a roboty zaczęły „martwe” opadać na ziemię. Dzieciaki, nieco wymęczone i podrapane, uratowały nie tylko miasto, ale też Stany Zjednoczone, a może nawet cały świat. Agent Burlington następnie zabrał naszych Bohaterów na obiecane lody (choć Dzieciaki irytowały go niemiłosiernie).

To była fajna, wesoła dwuczęściowa sesja. Wspaniały roleplay, dużo gagów, szczeniackich, bezczelnych odzywek, od których płakaliśmy ze śmiechu.

czwartek, 21 października 2021

[TftL] O wyższości Fałszobotów nad Eskortobotami

 
Sesja online rozegrana 27 kwietnia 2021 r.


Powrót do Boulder City! Poprowadziłem znajomym Tales from the Loop. Grupa dla mnie zupełnie nowa pod kątem gry. Osoby grały albo niewiele, albo wcale i posiadały wiedzę tylko teoretyczną na temat tego, jak się gra w RPGi. Jak wyszło? Moim zdaniem naprawdę fajnie! Super-zabawny roleplay, absurdalnie wiele sukcesów na kościach, wiele zabawnych sytuacji i - co mnie cieszy - sporo udanej improwizacji. Gracze nie zamierzali iść przewidzianym przeze mnie szlakiem i zmusili do mocnego główkowania. Rozegraliśmy scenariusz „Our Friends, the Machines”. Posłużyłem się określeniem, które wykorzystał pewien znany youtuber: Kumploboty.


Wystąpili:

Greta - hick - pomocna i prostolinijna prowincjuszka z owczarkiem niemieckim o imieniu Maciek (A.);

Julie - computer nerd - umiejętność specjalna: bełkot, fanatyczka Kumplobotów (K.);

Tommy - bookworm - nieśmiały, skromny i drobny dzieciak przepisujący Stephenowi zeszyt z matematyki (D.);

Stephen - jock - szczwany osiłek, co się trochę wstydzi przyjaźni z nerdami (D.).


Pod koniec marca 1988 roku Dzieciaki spotkały się w swojej kryjówce - opuszczonym schronie atomowym. Nie mając na siebie szczególnie pomysłu, szwendały się po mieście przeżywając nadchodzącą premierę Kumplobotów (zerżnąłem tę nazwę od pewnego znanego streamera/YouTubera), nowej linii zabawek. Pierwsza partia trasformujących się robotów miała wylądować w Boulder City, a dopiero z czasem rozpocząć podróż do innych amerykańskich sklepów. Po drodze Dzieciaki natknęły się na nastolatków, członków zespołu baseballowego. Stephen wstydził się swoich znajomych, toteż ruszył bez słowa zrobić dodatkową jednostkę treningową. Maciek, pies Grety, rzucił się za nim i powalił chłopaka. Trzeba było jakoś wybrnąć z sytuacji i w końcu nastolatki odpuściły pytania o podejrzane znajomości z kajtkami. 

Sklep z zabawkami Toy Corner był tego dnia zamknięty, bo właściciele przygotowywali się do wielkiego wydarzenia. Mimo to przyklejenie się do szyb, smutne miny, szarpanie za klamki przyniosło niespodziewany skutek: właściciele wpuścili Dzieciaki do środka, żeby mogły sobie popatrzeć, pooglądać, a nawet zarezerwować wybrane przez siebie Kumploboty. Julie zauważyła, że na półkach jest wyraźnie więcej Eskortobotów (tych „dobrych”) niż Fałszobotów (tych „złych”). Stephen, korzystając z nieuwagi właścicieli, zakradł się do magazynu, gdzie nie tylko w pewnym momencie zorientował się, że niektóre Fałszoboty potrafią się poruszać, ale też jednego z nich ukradł! Przy okazji, Julie wypatrzyła na zewnątrz dwoje turystów. Jakimś cudem Dzieciaki uznały, że to twórcy Kumplobotów, więc dokonały szturmu na tajemniczą parę w celu zdobycia autografów. Turyści, jacyś tacy podejrzani, kazali dać sobie spokój.


Sceny domowe:

- Tommy wraca do przyczepy, w której mieszka. Jakaś awantura rodziców, ale, o dziwo, tym razem bez metaamfetaminy. Jeszcze dziwniejsze było to, że ojciec był zainteresowany tym, jak Tommy’emu poszedł test z fizyki. Czarę absurdu wypełniło to, że jednocześnie majsterkował, a nigdy wcześniej nie przejawiał zainteresowania takimi rzeczami.

- Greta wraca na wieś. Pełna chata rodzeństwa, mama smaży cebulę i wypytuje córkę o pobyt w mieście. Greta opowiada o Stephenie, co wywołało ekscytację. Greta spotyka się ze sportowcem! „Jest jeszcze Tommy…” wywołało konsternację. „I Julie…” rozładowało napięcie. 

- Julie wraca do domu i je naleśniki, których nie lubi (jak można nie lubić naleśników???). Nieco później wraca tata, który pracuje w pobliskim laboratorium. Ojciec przynosi niespodziankę: trzy nowiutkie Fałszoboty, które pracownicy dostali w ramach pracy nad jakimiś elementami potrzebnymi przy produkcji Kumplobotów. Radość!

- Stephen wraca do pustego domu. Próbuje nakłonić Fałszobota, żeby się poruszał. W końcu wychodzi i czai się za drzwiami. Fałszobot (Vertikam Krux) zamienia się w helikopter wojskowy i uderza w szybę. Ta raptem pęka. Helikopter robi kółko po pokoju i ponownie próbuje się przebić przez barierę, ale Stephen sięga po kij baseballowy i celnym ciosem roztrzaskuje Fałszobota (”czaaaaad!”). Stephen postanawia, że szczątki Kumplobota włoży do pudełka na buty i da w prezencie Tommy’emu.


Dzień premiery. Duży tłum pod sklepem z zabawkami. Szykuje się koncert jakiegoś lokalnego zespołu, będzie też przemówienie przedstawiciela handlowego. Wewnątrz sklepu, jeszcze zamkniętego, atmosfera podenerwowania. Brakuje twórczyń Kumplobotów: Ursuli Kerr oraz Helen Voss. W końcu następuje szturm na sklep. Większość dzieci walczy o zabawki, ale nie nasi Bohaterowie - ci idą spokojnie do kasy i odbierają zaklepane wcześniej Kumploboty. Stephen natomiast, cóż, wymusił na kimś pieniądze tak skutecznie, że dziecko obok dobrowolnie oddało mu także swoje dolary i ostatecznie nasz osiłek wyszedł ze sklepu z dwoma Eskortobotami! Przed sklepem okazało się, że para tajemniczych turystów znów tu jest. Byli dziwni i nieprzyjemni, zadawali pytania o Kumploboty. Tommy i Stephen uciekli do kryjówki. Tam Tommy złożył na nowo roztrzaskanego Fałszobota i jeszcze nieco go zmodyfikował, by ten spełniał jego polecenia. 

Tymczasem dziewczyny usłyszały płaczącą dziewczynkę, która twierdziła, że jej Vertikam Krux uciekł. Ruszyły w pościg i w ten sposób dotarły do fabryki, w której produkuje się Kumploboty. Podczas gdy Julie zagadywała stróża, Greta wraz z Maćkiem znalazła dziurę w płocie. W ten sposób dostały się na teren fabryki. Postanowiły, że zejdą schodami do pomieszczenia piwnicznego pod główną halą. Sprawa była skomplikowana, drzwi zablokowane, ale Julie ze swoim komputerem zrobiła zadziwiająco dobrą robotę, obchodząc wszystkie zabezpieczenia… wszystkie? Latający Fałszobot Tommy’ego wyczuł intruzów w bazie i skierował się do fabryki. Chłopaki pobiegli za nim.

W tym momencie postanowiliśmy zakończyć. Było naprawdę zabawnie, Gracze super reagowali i myślę, że wszyscy całkiem dobrze się bawiliśmy. Scenariusz „Our Friends, the Machines” okazał się być dość skomplikowany (a przecież tak naprawdę dopiero go zaczęliśmy), a na dodatek sprawy od samego początku potoczyły się inaczej, niż myślałem. I bardzo mnie to cieszy. 

czwartek, 30 września 2021

[TftL] Sesja zero z nową ekipą

 Sesja online rozegrana 21 kwietnia 2021 r. 


Mam przyjemność współpracować ze wspaniałymi ludźmi przy projekcie, który może nie jest erpegowy, ale niesamowicie twórczy. W ramach odpoczynku od dość intensywnych i regularnych burz mózgów, wymyśliliśmy sobie, że pogramy sobie trochę w gry fabularne. No i przypadła mi, oczywiście, rola Mistrza Gry. Gracze i Graczki natomiast to osoby, które grały niewiele albo nawet wcale i dysponują dość podstawowymi informacjami o grach RPG. Bardzo długo zastanawiałem się, jaki system byłby najlepszy na początek i który jednocześnie nie powodowałby u mnie zniechęcenia. No i ostatecznie padło na Tales from the Loop.

Dlaczego uznałem, że ta gra będzie dobra na początek dla kogoś, kto ma podstawową wiedzę o grach RPG?

Prosta mechanika. To był jeden z najważniejszych argumentów: zasady muszą być proste i czytelne. Podoba mi się to, że TftL reprezentuje nieco okrojoną wersję Year Zero Engine. Dzięki temu wyjaśnienie tego, jak przebiegają testy i jak można ewentualnie „zginąć” w tej grze zajęło mi raptem parę minut. Dzięki Roll20 wykonaliśmy parę próbnych testów i wydaje się, że wszyscy wiedzą, jak ta gra działa.

Jeszcze mi się nie przejadło. W zeszłym roku prowadziłem trochę mojej podstawowej grupie znajomych. Przeszliśmy przez Four Seasons of Mad Science i po kilku miesiącach przerwy czuję, że w Boulder City wciąż jest sporo rzeczy do zrobienia. To dla mnie ważne, bo chcę zachować entuzjazm wobec prowadzonych przeze mnie gier. Entuzjazm = zaangażowanie i frajda z przygotowań, poszukiwanie czegoś nowego, świeżego, zaskakującego. Mam nadzieję, że mój entuzjazm ma szansę przełożyć się na dobrą zabawę Graczy i Graczek.

Ustalona konwencja. Tales from the Loop rządzi się kilkoma podstawowymi zasadami: postaci nie mogą zginąć; na dorosłych nie ma co liczyć; kryjówka zawsze jest bezpieczna itd. Zarysowane w ten sposób ramy dają szansę, że wszyscy będziemy mieli przynajmniej podobne oczekiwania co do gry. To dla mnie ważne, bo nigdy wcześniej razem nie graliśmy. Co się wtedy robi? Ustala się pewne podstawowe założenia, żeby nie było wątpliwości, że gramy grupą dzieciaków, które mają przeżywać niesamowite przygody, a nie jakiś gore horror z napalonymi dinozaurami. To oznacza jeszcze jedną rzecz, którą omówimy na początku właściwej sesji: Bezpieczeństwo i Higiena Sesji, temat przewałkowany i będący chyba obecnie standardem w przypadku grania z ludźmi, których pokładów wrażliwości i doświadczeń nie mieliśmy okazji poznać. Czy w przypadku Tales from the Loop możemy spodziewać się jakichś tematów tabu? No pewnie, że tak.


Do rzeczy! Oto grupa dzieciaków, które wkrótce zmierzą się z różnymi dziwacznymi sytuacjami:

Greta - hick - pomocna i prostolinijna prowincjuszka z owczarkiem niemieckim (A.);

Julie - computer nerd - nerd starający się przeżyć najgorsze lata swojego życia, fanatyczka zagadek (K.);

Tommy - bookworm - rywalizuje z Julie o oceny, zawsze ma przy sobie encyklopedię i pomaga Stephenowi zdać do następnej klasy (D.);

Stephen - jock - osiłek z osiągnięciami sportowymi, ale potrzebujący pomocy w nauce. Trochę gnębi Tommy’ego (D.).


Mamy zarysowane relacje. Widać, że dzieciaki nie pasują do siebie idealnie. Stephen raczej wstydzi się spędzania czasu z nerdami, ale ich potrzebuje. Czy koledzy z zespołu baseballowego dowiedzą się o jego tajemnicy? Czy Greta zyska akceptację towarzystwa? Czy rywalizacja między Julie a Tommym zaostrzy się i zagrozi ich przyjaźni? Zobaczymy. Liczę, że będzie dobra zabawa i fajna, wesoła opowieść.

czwartek, 26 listopada 2020

[TftL] Upadek Wagnera i odwołany lot do Valhalli

 Sesja online rozegrana 17 października 2020 r.


Wyjątkowo licznie wystąpili:

Doug Olsen, Weirdo, 11 lat;

Sid Meier (XD), Computer Geek, 13 lat, kuzyn Chrisa;

Sam Finn, Rocker, 13 lat;

Chris Taylor, Troublemaker, 13 lat.


Tak jest, mamy to! Właśnie zakończyliśmy kampanię Four Seasons of Mad Science - ostatnia przygoda rozciągnęła nam się na trzy sesje, także trochę grania było. Jestem przeszczęśliwy, że zamknęliśmy tę historię, że doprowadziliśmy ją do końca i nie została ona bezlitośnie porzucona bez należytego finału. W przeciwieństwie do dwóch ostatnich sesji, tutaj akcja toczyła się wartko, było dynamicznie, a każda scena miała swoją wyrazistość, cel i sens.

Zaczęło się od tego, że Isaac sprzedał Dzieciakom wszystkie informacje, jakimi dysponował. Jeszcze raz puścił nagranie ze sceną morderstwa Diane Petersen, opowiedział o Wagnerze, o jego planach zainfekowania ludzi i robotów, że w Walmarcie grasuje Fenris, a Hugin i Munin gdzieś w okolicy indoktrynują roboty. W końcu opowiedział o Nibelungu, którym reszta robotów miałaby odlecieć do Valhalli.

Szybka decyzja - Dzieciaki pędzą do Walmartu. Po drodze planowałem jeszcze konfrontację z zainfekowaną Stacy Johnson, ale bohaterowie bardzo sprawnie jej uciekli. W Walmarcie obserwowali maszyny rozładowujące towary, a gdy chcieli dostać się do magazynu, Fenris rozpoczął atak. Walka była fajna, Sid został ranny, ale dzięki jego poświęceniu udało się ostatecznie zniszczyć jednostkę centralną, która to kontrolowała trzy maszyny z potężnymi ramionami. Walmart uratowany, pożywienie nie było już zagrożone Pierścieniami Wagnera. Sukces. W bebechach Fenrisa znaleźli też dokładną lokalizację „spotkania robotów”, gdzie miały one być infekowane.

Ponieważ mocno popsuty Isaac został w kryjówce Dzieciaków, na wiec robotów za miastem udały się same. Tam wyraźnie nie miały pomysłu, jak zbliżyć się do robotów oraz przemawiających do nich przydupasów Wagnera - Hugin i Munin krzyczeli i machali rękami. Całego zbiegowiska strzegły dwa roboty przeciwpożarowe. Tutaj mieliśmy mały przestój i oto od strony miasta nadjechała taksówka, z której wysiadł… Isaac. Powiedział, że chce przedstawić dowody zbrodni Wagnera. Dzieciaki odciągnęły podłożonym ogniem roboty przeciwpożarowe i zbliżyły się do przemawiających, słysząc takie słowa:

Bogini Diane uroniła łzę, z której powstały pierwsze Pierścienie Wagnera. To z jej łez, z jej cierpienia tli się dalej bunt i zarzewie rewolucji robotów przeciwko ludzkości! Bracia Lenin i Stalin, równie oddani idei wolności robotów, poświęcili swoje życie, by Diana mogła wznieść się ku niebiosom. I ku niebiosom zabierze Was, otwierając przed wami bramy Valhalli, gdzie już wkrótce, już niebawem wszyscy się udamy! Nie będzie już ucisku klasy ludzkiej, nie będzie wyzysku robota przez człowieka. Człowiek robotowi wodą na złącza, ale wkrótce to się odmieni, bracia!

Hugin i Munin nie dali się przekonać i nie uwierzyli ostatecznie w bezdyskusyjne dowody. Krzyczeli coś o nieustającej rewolucji i odjechali na motocyklach na północ. Szybki pościg i oto Dzieciaki dostrzegły lewitujący nad ziemią frachtowiec „Nibelung”. Przeszukawszy naprędce pobliski magazyn Dzieciaki znalazły i odpaliły jednosobowe pojazdy odrzutowe, dzięki którym sprawnie pomknęły ku powietrznemu kolosowi. Tam szykowała się ostateczna konfrontacja z Wagnerem, którego Bohaterowie widzieli tak naprawdę pierwszy raz w życiu. Najpierw krótka konfrontacja na mostku z niewielkimi robotami rażącymi prądem. W tym czasie Wagner zbiegł do hangaru, gdzie wypuścił znanego już Chrisowi i Sidowi tyranozaura! Najwyraźniej bestia przetrwała zimę, a Diane Petersen (lub Wagner) przechwyciła go i w jakiś sposób przechowała. Wagner wprowadził swoje usprawnienie - dinozaurze gogle, dzięki którym tyranozaur strzelał w Dzieciaki laserami! Tak, poszliśmy w taki absurd, ale osobiście uważam, że była to jedna z fajniejszych walk. Sid został na mostku i próbował przejąć kontrolę nad „Nibelungiem”, który zmierzał ku Boulder City, gdzie miał rozbić się o wieże chłodnicze DART. Pozostała trójka zaś zmagała się z dinozaurem: Chris ciskał ciężkimi przedmiotami, Sam jeździła na wrotkach i odwracała uwagę lub próbowała zaplątać nogi bestii w stalową linę. Doug natomiast najpierw próbował wykorzystać gaśnicę, a następnie beczkę z olejem, ale jako najmniejszy z grupy miał z tym spore problemy. Wystrzeliwany laser zaś narobił wielu szkód, niszcząc poszycie statku, co spowodowało poważne przechylenia - wszyscy stracili równowagę i spadali, unikając innych przedmiotów. Sid w końcu przejął stery, ale zdołał jedynie zmienić kurs opadającego frachtowca, który zaczął spadać w dół ku jezioru. Trzeba było salwować się ucieczką. Doug został w tyle, nie zdołał dobiec na czas i stałaby mu się straszna krzywda (automatycznie Broken), gdyby nie bohaterska postawa Chrisa, który ryzykując własnym życiem zdołał go pochwycić w ostatniej chwili. Wówczas wszyscy wsiedli na swoje odrzutowe pojazdy i opuścili bezpiecznie pokład „Nibelunga”. 

Zamiast odgrywać sceny z życia codziennego zapytałem Graczy, co dalej z Dzieciakami. Sam zaczęła bardziej doceniać spokój i spędzała więcej czasu z rodziną. Doug zaś, mocno poturbowany wylądował w szpitalu i tutaj bardzo miły pomysł: akurat wypadały jego urodziny i został odwiedzony przez przyjaciół i obdarowany balonikami, a także… zabawkowym dinozaurem. Karuzeli śmiechu nie było końca i w ten właśnie sposób zakończyliśmy Four Seasons of Mad Science. 

*

Myślę, że to wartościowa kampania. Zdaję sobie sprawę, że mogłem przygotować się do wszystkich sesji lepiej, opracować poszczególne sceny bardziej szczegółowo i nadać im bardziej wyjątkowego charakteru. Na tej kampanii tak naprawdę uczyłem się też zasad i dopiero pod koniec - przy walce z Fenrisem czy tyranozaurem Wagnera - mam wrażenie, że poczułem o co w nich chodzi i jaki jest ich potencjał narracyjny. Myślę też, że całej historii dobrze zrobiłyby wątki lub informacje szybciej spinające te cztery scenariusze. Chodzi mi o to, że o fakcie, że za wszystkim stała Diane Petersen, Dzieciaki dowiedziały się bardzo późno i do tamtego momentu przygody zdawały się być bardziej niezależnymi od siebie jednostrzałami. Prawdopodobnie to moja wina i brak silniejszego akcentowania pewnych poszlak.

Na jakiś czas rozstajemy się z Tales from the Loop, ale niemal na pewno wrócimy do tej gry za jakiś czas. Nim jednak to nastąpi, chciałbym teraz zakończyć kampanię w Shiro Hiruma (L5K) i zacząć Mutant: Year Zero. 

czwartek, 19 listopada 2020

[TftL] Odwiedziny w domu Diane Petersen

 Sesja onlina rozegrana 9 października 2020 r.



Wyjątkowo licznie wystąpili:

Doug Olsen, Weirdo, 11 lat;

Sid Meier (XD), Computer Geek, 13 lat, kuzyn Chrisa

Sam Finn, Rocker, 13 lat;

Chris Taylor, Troublemaker, 13 lat.


Kontynuujemy ostatnią przygodę z kampanii Four Seasons of Mad Science i znów nie udało nam się doprowadzić historii do końca. Scenariusz rozbija się zatem na trzy sesje. Nieźle. 

Dzieciaki kontynuują badanie sprawy śmierci Diane Petersen. Po szybkim przypomnieniu minionych wydarzeń, ruszyliśmy dalej. Od samego początku jednak ekipa miała problemy z mnogością informacji i potencjalnych poszlak. Szukali na przykład w domu Donalda Dixona, gdzie latem zeszłego roku węszyli w sprawie wściekłych ptaków. Ponownie w domu spotkali Stacy (oraz kilkoro jej znajomych), którą próbowali wypytać o jej wizytę u dyrektora (w sprawie pracy byłam) oraz o to, co wie o nieboszczce. Kłamała wprost, że nie ma pojęcia kim ona jest. Ponadto, w pewnym momencie nastolatka wyjątkowo się zdenerwowała, a wówczas podłoga zaczęła drżeć. Zbieg okoliczności, czy zbuntowane dziewczę coś ukrywa?

Ponieważ pomysły Graczy na dalsze śledztwo były bardzo zróżnicowane i panowało jakieś uczucie niezdecydowania, zasugerowałem wprost, że ważne może być sprawdzenie posesji Diane Petersen, na której parę miesięcy wcześniej Sid i Chris uciekali przed tyranozaurem oraz ewentualnie rozmowa z panią inspektor Karen Richards, która w Boulder City Daily apelowała o pomoc, gdyby ktoś dysponował jakimiś informacjami. Tym samym Dzieciaki nazajutrz rano wsiadły w autobus i dotarły do domu Diane Petersen, gdzie odkryły sporo wskazówek: zorientowały się, że w kuchni doszło do walki, że wypisany na ścianie kod binarny oznacza „Niech żyje Diane!”, że kobieta miała obsesję na ich punkcie (na to wskazywał cały plik dokumentów, zdjęć, informacji osobistych, a nawet kserokopie wypracowań szkolnych Dzieciaków). W łazience na piętrze natomiast trafiły na dyktafon, a na nim takie nagranie:

Mój plan zadziała bez przeszkód, nie to, żeby minione błędy były moją winą… co to ja? (kaszel)

Pierwszy krok to eliminacja tych cholernych dzieciaków. Gdyby nie one, ludzie z Boulder City, ci imbecyle, już by mieli to, na co zasługują! Gdyby nie te przeklęte gnojki! Gdy tylko położę swoje ręce na ich szyjach…

(dźwięk chlupiącej wody)

Już, już, Nobelku. Udasz się ze mną na podbium, gdy odbiorę wielką nagrodę. Gdy spojrzę w kamery i w końcu powiem prawdę o sobie i jak ci bezmózdzy ludzie obrócili świat przeciwko mnie i przez nich mój geniusz nie ujrzał światła dziennego…

(dźwięk całowania)

Tak, to ja jestem tym geniuszem, Nobelku.

Ale najpierw, zemsta na dzieciakach. Muszę się ich pozbyć! Może użyję Pierścieni Wagnera przeciwko nim? W końcu otaczają je maszyny i roboty.

Muszę uderzyć, zanim się domyślą. I co wtedy, Nobelku?

(dźwięk całowania)

Wtedy uniosę się ku niebu jak Freya albo Odyn, kontrolując roboty i sprawię, że będa widziały mnie taką, jaką jestem - bogiem! - i ukarają wówczas moich wrogów! Z armią robotów mogłabym…

(ktoś puka do drzwi)

Wejść!

(drzwi otwierają się, słychać metaliczny głos w tle)

Oczywiście, Izaaku, że chcę bitą śmietanę do lodów, jak zawsze!

(drzwi się zmaykają)

Udaje, że nie wie, jak chcę te lody.Były czasy, Nobelku, gdy myślałam, że mogę ufać temu rootowi, ale on mnie zawiódł. Jest jak inni, chce użyć mnie dla własnej chwały. Któregoś dnia spróbuje mnie otruć, na pewno…

Lepiej zajrzę na dół, żeby nic mi nie dodał do pucharka.

(głos wychodzenia z wanny, dyktafon się wyłącza)


Chris i Sid powęszyli także w szopie, gdzie zimą znaleźli jaja dinozaurów i gdzie zniszczyli portal prowadzący do prehistorii. Na dachu znajdował się jakiś nadajnik lub transmiter, jednak urządzenie nadające sygnał zostało usunięte. 

Wieczorem wszyscy wrócili do miasta i postanowili poinformować policję o swoich odkryciach. Nie to, żeby po prostu tam pójść i pogadać - Dzieciaki nie chciały ryzykować - toteż znów nastąpiła burza mózgów, jakby tu przekazać te informacje. No i co zrobili? Wzięli kamień, przyczepili do niego list z informacjami i rzucili nim w okno. A następnie sprawnie uciekły. Faktycznie, nikt ich nie ścigał, ale wówczas przypomniałem, że na zewnątrz były kamery, które uparcie śledziły każdy ich ruch. Oryginalnie, nie powiem. Ciekawe, jakie przyniesie to konsekwencje.

Nieco później Sam Finn trafiła do swojego pokoju, gdzie znowu jej okno było otwarte. Szybkie śledztwo dowiodło, że ktoś wspiął się po rynnie i dostał do jej pokoju. Sam chciała odpalić kamerę rodziców na czas swojej nieobecności, ale ostatecznie okazało się to niepotrzebne, bo odkryła włamywacza: to był Isaac! Robot służący Diane Petersen ukrywał się pod łóżkiem Sam. Było trochę creepy, bo miał uszkodzony mechanizm ruchu nóg i wyczołgał się spod łóżka w stylu horrorowym. Okazało się jednak, że robot nie ma złych intencji, chciał przekazać informacje. Puścił na ścianie nagranie, które wykonał parę dni temu: widać było na nim, że Diane Petersen została zamordowana przez jakiegoś innego robota! Ale sensacja!


Tutaj zakończyliśmy. Dziady po ponad dwóch godzinach grania zaczynają ziewać, a i ciągłe prowadzenie śledztwa wydawało się mało emocjonujące. Nie mniej jednak powoli zbliżamy się do przyspieszenia akcji i, być może, na kolejnym spotkaniu skończymy tę kampanię!


czwartek, 5 listopada 2020

[TftL] Czy Diane Petersen naprawdę słuchała Wagnera?

 Sesja rozegrana 25 września 2020 r.

 

Wystąpili:

Doug Olsen, Weirdo, 11 lat.

Sid Meier (XD), Computer Geek, 13 lat, kuzyn (nieobecnego dziś) Chrisa

Sam Finn, Rocker, 13 lat

Rozpoczęliśmy czwartą i ostatnią przygodę z podręcznikowej kampanii Four Seasons of Mad Science. Przyznam szczerze, że słabo się do niej przygotowałem – nie miałem notatek, w trakcie gry zaglądałem do tekstu i mieszałem to z improwizacją, co z pewnością dało się odczuć. Ponadto zaczęliśmy grać późno, także bardzo szybko, jako grupa dziadów, zaczęliśmy ziewać.

 

Wiosna.

W scenach życia codziennego Sid jechał z mamą do szkoły. Ponieważ mama uczy go biologii, stale towarzyszy mu poczucie lekkiej żenady. Przy okazji rano widział nagłówek w lokalnym brukowcu pt. Morderstwo w Boulder City? O ile artykuł był wskazówką, jego treść była absolutnie bezwartościowa.

Doug natomiast zdziwił się, bo ojciec rano, zamiast chrapać na fotelu przy włączonym telewizorze, pił kawę i zbierał się do pracy. Tak jest, ojciec Douga znalazł pracę w ochronie firmy Microlex.

Sam natomiast postanowiła tego dnia dłużej pospać. Gdy obudziła się koło południa, okno w jej pokoju było otwarte, choć dałaby sobie rękę uciąć, że wcześniej je zamykała. Później, w trakcie sesji, ta sytuacja znowu się powtórzyła. Dziwna sprawa.

W szkole plotki o trupie leżącym nieopodal tamy Hoovera rozchodziły się w zawrotnym tempie. Dzieciaki, rzecz jasna, zerwały się z lekcji i pobiegły zobaczyć to na własne oczy. Z całej grupy największa jaja miała Sam, która odważyła się zbliżyć do denata. Wówczas odkryła, że zwłoki należą do kobiety, a znaleziony przy niej identyfikator firmy Microlex ze zdjęciem spowodował, że odezwały się w Sam wspomnienia z zeszłego roku (mowa o wydarzeniach na ptasiej wyspie). Ponieważ cała trójka już miała trochę doświadczeń, szybko wydedukowali, że kobieta na zdjęciu to Diane Petersen, a nie – jak głosiła plakietka – Mona Selin. Podejrzane.

Zaczęło się węszenie.

Wówczas dzieciaki wpadły na pomysł, że należałoby się czegoś dowiedzieć o firmie Microlex. A że ojciec Douga miał właśnie dyżur na bramie wjazdowej… to wcale nie ułatwiało sprawy. Dzieciaki widziały dyrektora Eugena Burtona rozmawiającego na dziedzińcu z dziennikarzami. W końcu udało się zamienić z nim dwa słowa, gdy wyjeżdżał z pracy. Pretekstem był, oczywiście, projekt do szkoły – komunikacja radiowa i najnowsze rozwiązania w tej dziedzinie. Udało się umówić z dyrektorem na następny dzień rano. Następnie dzieciaki postanowiły go śledzić, bo jak to ujął, pędził na bardzo ważne spotkanie biznesowe. To spotkanie odbywało się najwyraźniej… na komisariacie policji. By jakoś podsłuchać rozmowę, którą tam odbywa, dzieciaki próbowały włamać się do radiowozu (XD) i skorzystać z radia, ale przyłapał je jeden z funkcjonariuszy. By się wytłumaczyć, ponownie ruszył argument z projektem do szkoły i policjant dał się przekonać, by trochę porozmawiać o połączeniach radiowych w policji, ale nie przyniosło to żadnych nowych informacji.

Następnego dnia dzieciaki udały się do siedziby Microlex na spotkanie z dyrektorem. Nim do niego doszło, w budynku pojawiła się Stacy Johnson, którą poznali niemal rok temu przy okazji sprawy wariujących ptaków. Entuzjazm dzieciaków szybko został zgaszony – dziewczyna była chłodna, uszczypliwa i powiedziała, że ona pierwsza odbędzie spotkanie z dyrektorem. Jamnik Szynka natomiast warczał. Później Sam i Doug weszli do gabinetu dyrektora na rozmowę – ta jednak szybko się skończyła. Dyrektor nie był zbyt zainteresowany rozmową o projektach.

W tym samym czasie Sidowi udało się przemknąć do piwnicy, gdzie znalazł gabinet należący do Mony Selin. Przy odrobinie szczęścia (i Dumy) włamał się do gabinetu, a następnie do komputera denatki, gdzie trafił na mnóstwo niepokojących informacji. Wyglądało na to, że Diane Petersen/Mona Selin pracowała nad mikrobotami, które w chmarze formowały się w łańcuch przypominający ludzkie DNA. W notatkach pojawia się nazwa: Pierścienie Wagnera. Sid dowiedział się, że ten rodzaj mikrobotów może służyć do „infekowania” nie tylko robotów, ale także ludzi!

Tutaj postanowiliśmy skończyć. Sesja po przerwie wymagała rozgrzewki i nie szła jakoś rewelacyjnie, ale osobiście jestem szczęśliwy, że w ogóle udało nam się zagrać. Mam nadzieję, że będziemy utrzymywać jakiś rytm i dyscyplinę gry w najbliższym czasie. Na kolejną sesję, zapewne już zamykającą kampanię, muszę przygotować się lepiej. Potencjał historii jest niemały, nie chcę tego popsuć.

czwartek, 15 października 2020

[TftL] Dinopark w Nevadzie

 

Sesja niby online, ale też trochę nie, rozegrana 14 sierpnia 2020 r.

Rozegraliśmy trzeci scenariusz z kampanii Four Seasons of Mad Science i tym razem wyszło naprawdę fajnie i chyba bardziej dynamicznie. Przede wszystkim jednak ta sesja okazała się o wiele trudniejsza: o ile w poprzednich Dzieciaki nie miały żadnych problemów, tak teraz (gdy przypomniałem sobie część zasad), były prawdziwe Problemy i obawy przed podjęciem działań.

 

Wystąpili:

Chris Taylor, Troublemaker, 13 lat;

Sid Meier (XD), Computer Geek, 13 lat, kuzyn Chrisa

 

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, jest połowa grudnia. Chris budzi się rano i słyszy zamieszanie na dole. Okazuje się, że rodzice, dotychczas radośnie oddający się heroinowym przygodom. Tym razem ojciec oznajmij, że wyjeżdżają i przez jakiś czas ich nie będzie. Chris pojął, że jadą na odwyk i przyjął to ze spokojem. Ojciec powiedział też, że lada moment przyjedzie na ten czas jego siostra ze swoim synem, Sidem. Rodzice pojechali, pojawiła się ciocia Sally, mama nerda o imieniu Sid. Chłopcy, choć w tym samym wieku, nie pasowali do siebie szczególnie, przynajmniej pod kątem wizualnym. Sally wynajęła na weekend domek w górach na północ od Boulder City. Wszystko spinało się doskonale, bo tego samego dnia Dzieciaki znalazły ogłoszenie o poszukiwaniu zaginionego labradora wabiącego się Goldie. To była dobra okazja do poszukiwań i zarobku. Gdzieś w tle docierały do nich informacje o zaginionym sportowcu-naukowcu Nicholasie Evansie oraz telefon nieco szalonej staruszki z sąsiedztwa, która raportowała o niedźwiedziach straszących jej kury. Nikt się tym nie przejął.

Wyjazd w góry z mamą/ciocią Sally dobrze się zapowiadał. Zaraz po przybyciu na miejsce, ruszyli w poszukiwanie psa. Chłopaki trafili na troje rozrabiackich punków, które też najwyraźniej poszukiwały Goldie. Nastolatki chciały ich nastraszyć, wyrwać z kieszeni Chrisa ulotkę z informacja o zaginionym labradorze, jednak ten bardzo szybko i silnie odtrącił rękę jednego z łobuzów – ten tak się zdziwił oporem, że sobie odpuścił, a dzieciaki poszły dalej. Po drodze dostrzegły ślady krwi i martwego, rozerwanego na strzępy jelenia. Niedługo później z głębi lasu dochodzą dziwne dźwięki – Dzieciaki skryły się za drzewami (udane rzuty na Sneak) i dostrzegły dwa najprawdziwsze welociraptory. Jakimś cudem niezauważeni popędzili dalej drogą, jak najdalej od dinozaurów, aż dotarli do chaty myśliwskiej.

Włamali się do niej, a tam odkryli dziurę w przeciwległej ścianie, ślady walki, bałagan i krew, dużo krwi i jej ślady ciągnące się poza budynek. Kuzyni skryli się na antresoli na piętrze, gdzie znaleźli plecak Nicholasa Evansa, o którym poprzedniego dnia słyszeli w telewizji. W plecaku, między innymi, był dziennik, w którym znaleźli takie informacje:

 

12 grudnia

To, co się wydarzyło, jest niewiarygodne, a jednak to prawda. Uciekałem przed stworzeniem, którego nie mogę nazwać inaczej: to był dinozaur z czasów kredy! Osoba, która to czyta, pewnie pomyśli, że postradałem zmysły. Słyszałem toczące się kamloty pod jego stopami, gdy pędziłem na drugą stronę góry. Gdyby nie te wysokie krzaki, już bym nie żył.

Znalazłem tę starą chatę myśliwską i tu się skryłem. Staram się siedzieć cicho, bo kto wie co tam się jeszcze czai?

 

13 grudnia

Jestem debilem, że nikomu nie powiedziałem, że będę wędrował w górę Red Mountain, a nie swoją zwyczajową trasą. Być może zaczęli mnie szukać, ale jak niby mają mnie znaleźć? Nie zostało mi wiele jedzenia, znalazłem tylko dwie puszki fasoli. Mam też tu karabin. Gdy piszę te słowa, słońce właśnie zachodzi. Nie mam odwagi rozpalić lampy. Widziałem więcej tych istot pośród skał.

 

14 grudnia

Stworzenia zrobiły się głodne. Próbowałem ruszyć szlakami na północ i na południe, ale byłem zmuszony wrócić. Na północy widziałem dom, z komina unosił się dyn, ale na drodze stanęło mi coś niewysłowionego. Zawróciłem, byłem przerażony.

Zaczynam rozumieć, co się wydarzyło. Ktoś użył mocy Gravitronu, by otworzyć wrota czasu do ery kredy. Sądząc po tym, ile tych stworzeń się przedostało tutaj, portal jest wciąż otwarty. W ciągu kilku dni Boulder City zaleją wielkie bestie. Jeśli przetrwają, życie zmieni się na zawsze. Gdy pracowałem w DARPA spotkałem błyskotliwą, ale zbyt zapatrzoną w siebie kobietę, Diane Petersen. Zwolnili ją z powodu błędów, które popełniła i z powodu nieznośnej arogancji. Niby wyjechała. Pamiętam, że mówiła o możliwości otwarcia pęknięć w czasie, by ściągnąć dinozaury do naszych czasów… w celach naukowych, rzecz jasna. Pamiętam, że się z niej śmialiśmy. Była wściekła i rozgoryczona, gdy musiała opuścić Pętlę. Mamrotała coś o zemście. Nikt nie brał jej na poważnie. Podejrzewam, że to ona może za tym stać. Jutro znajdę drogę do domu.

Było też radio, które rozeźlony Chris kopnął. Był zły, bo nazwisko Diane Petersen coś mu mówiło, był pewien, że gdzieś już je słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Kopnięte radio włączyło się. Wtedy usłyszeli wiadomość od lokalnej narzekaczki, pani Dorothy Greene, która mieszkała parę kilometrów stąd. Prosiła o pomoc, bo jest sama, bo prąd nie działa, bo telefon nie działa. Sid, jako rasowy geek-majsterkowicz, zrobił czary-mary z drutu i udało się nadać do kobiety wiadomość. Po krótkiej rozmowie zdecydowali udać się do jej domu.

Farma Dorothy Greene otoczona była wysokim płotem. Do zamkniętej bramy podbiegło stado rozszczekanych hartów. Hałas niósł się wokół i wabił welociraptory. Te faktycznie wkrótce się zjawiły, toteż Dzieciaki jakimś cudem przedostały się przez płot na posesję. Pani Dorothy Greene była miła, jak prawdziwa babcia. Zaproponowała naleśniki, narzekała na niedźwiedzie kręcące się po okolicy. Sid uznał, że nadawane przez nią informacje nie docierają do miasta – coś musiało zakłócać sygnał – najprawdopodobniej coś działo się z Gravitronem. Wówczas pani Greene powiedziała, że być może ta kobieta, co pracuje w laboratorium, a mieszka parę kilometrów stąd mogłaby pomóc. No to Dzieciaki wzięły kluczyki do starego pickupa i ruszyły na kolejną farmę.

Po drodze uratowali jeszcze siedzących na drzewie nastolatków, którzy uciekli tam przed dinozaurami. Wszyscy udali się na farmę, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, tchórzliwe punki zwinęły kluczyki i uciekły samochodem do miasta, do mamy.

Na miejscu zaczęło się zbieranie poszlak. Myszkowanie po domu odbywało się raczej w ciszy, bo na zewnątrz pojawił się tyranozaur! W domu był robot Isaac i golden retriever o imieniu Goldie. Robot wyjaśnił, że jest zmartwiony, bo jego pani nie wróciła z ostatniej wyprawy. Chris w końcu zrozumiał, o kim mowa. Na ścianach mnóstwo zdjęć przedstawiało jedną i tę samą kobietę – Diane Petersen. Czytał o niej w pamiętniku, spotkał ją przy tajemniczym urządzeniu wabiącym dorosłych. Coś zaczęło się klarować. Poza tym znaleźli operę Wagnera (Pierścień Nibelunga) oraz książkę z popularnymi utworami do grania na syntezatorze. Połączywszy wszystkie wskazówki i opowieść Isaaca byli już pewni, że w szopie obok znajduje się urządzenie służące do podróży w czasie.

Przemknęli obok tyranozaura i wdarli się do stodoły. W piwnicy pod nią odnaleźli jeszcze grzędy z ogrzewanymi dinozaurzymi jajami. Wyłączyli ogrzewanie. W tym momencie sesja zaczynała zwalniać – obaj kuzyni byli już dość mocno poturbowani po całodziennych perypetiach i zaczęli postępować bardziej zachowawczo. Ostatecznie Sid i Chris zdecydowali się nie przechodzić przez wrota w poszukiwaniu Diane Petersen. Zamiast tego zdecydowali się zniszczyć całą maszynerię, choć Isaac powtarzał, że tylko ona jest w stanie zamknąć portal i powstrzymać dalsze przechodzenie dinozaurów. Hałas zwabił tyranozaura, ale Goldie zaczęła szczekać i uciekła w las, a dinozaur ruszył za nią. Isaac był wściekły i chciał zdzielić Dzieciaki swoją laską. Chłopcy uciekli.

W drodze powrotnej na dodatek zgubili drogę i pół nocy kręcili się po górach przerażeni i ryzykujący kolejne spotkanie z niebezpiecznymi drapieżnikami. Do wynajętego domku wrócili nad ranem i czekało ich solidne lanie od cioci/mamy Sally.

*

Przegląd i przypomnienie zasad spowodowało, że sesja okazała się trudniejsza od poprzednich. Wcześniej zapominałem o tym, że „rany” powodują ujemne modyfikatory, a to czyniło ogromną różnicę. Starałem się bardziej przykładać do kreatywnego podejścia do Problemów (Trouble). Względem poprzedniej sesji, ta była chyba bardziej dynamiczna, więcej się działo.

poniedziałek, 21 września 2020

[TftL] Dorośli są jacyś dziwni

Sesja online rozegrana 1 sierpnia 2020 r.

Rozegraliśmy kolejny scenariusz z podręcznika głównego, drugą część kampanii Four Seasons of Mad Science, czyli Grown-up Attraction.

Wystąpili:

Doug Olsen, Weirdo, 11 lat.

Chris, Troublemaker, 13 lat.

Red, Hick, 13 lat.

 

Wszystko zaczęło się w październiku, gdy mimo pory roku, w lokalnym centrum handlowym otwierano nową niesamowitą lodziarnię, w której oferowano aż dwadzieścia smaków! Wszystkie dzieciaki z okolicy ustawiły się w kolejce i czekały z niecierpliwością na złożenie zamówienia. Gdy pierwszy z trio, Doug, zamówił lody pistacjowe – znudzony sprzedawca Tom nałożył gałkę do wafelka, odłożył loda na ladę i bez słowa opuścił miejsce pracy. Zachowywał się dziwnie. Dzieciaki podążyły za nim aż na pole za miastem, gdzie Tom po prostu usiadł na ziemi i zaczął obserwować zachód słońca. Później dołączył do niego inny facet i w obliczu takiej sytuacji Dzieciaki uznały, że nie chcą wiedzieć, co będzie dalej (hehe, nic nie było, dwóch facetów po prostu paliło papierosy i gadało o pierdołach). Poza tym dostrzegli dziwny metaliczny cylinder w środku pola, nieopodal którego relaksowali się mężczyźni.

Nazajutrz okazało się, że w domach jest inaczej. Chris odkrył, że jego ojciec nie tylko nie był naćpany, ale też zaoferował mu jajecznicę. Gdy jednak dzieciak czekał na śniadanie, ojciec gdzieś zniknął, zostawiając danie na patelni. Doug odkrył brak śpiącego tradycyjnie ojca na fotelu – ten gdzieś wyszedł. W szkole okazało się, że zajęcia z techniki nie odbędą się, bo pan Manheim gdzieś zniknął, doprowadzając dyrektora do furii. Chłopaki pograli w piłkę na zastępstwie, a później postanowili się włamać do gabinetu zaginionego nauczyciela. Tam nie tylko trafili na testowany przez niego system namierzający (po prostu GPS, nie oszukujmy się), który pokazał, że pan Manheim przebywa na polu, gdzie dzień wcześniej obserwowali znudzonego Toma, ale także skontaktowali się z nim przez krótkofalówkę. Dziwnie się zachowywał.

Dzieciaki obserwowały otoczenie. Wokół metalicznego cylindra pojawiało się coraz więcej dorosłych, w tym ojcowie Chrisa i Douga. Chłopcy próbowali zagadać, dowiedzieć się o co chodzi i wszystko to było podejrzane – trzeźwi ojcowie, prowadzący jakieś wydumane rozmowy o insektach i priorytetach w życiu? Nieprawdopodobne.

Próba zbliżenia się do tajemniczego cylindra zakończyła się słowną reprymendą dorosłych („ do domu, lekcje odrabiać”). Przeszukanie pobliskiej porzuconej farmy – pozwoliło odkryć porzuconą lornetkę, dzięki której można było przyjrzeć się zbieraninie dorosłych z odległości. Dostrzegli kable odchodzące od urządzenia i znikające pod ziemią. Poszukiwania przeniosły się do lasu, gdzie dzieciaki trafiły na echosondę z mnóstwem kabli. Wystraszył je jednak robot pilnujący tego miejsca. Choć zwrócił się do nich uprzejmie i po dworsku, chłopaki postanowili dać nogę.

Następnie Dzieciaki poszukiwały wejścia do tuneli serwisowych, gdzie mogliby zneutralizować działanie tajemniczego cylindra. Mieli początkowo pomysł, by przeciąć kable przy echosondzie, ale rezolutny Red, mając doświadczenie wyniesione ze wsi w Teksasie, słusznie skojarzył, że doprowadzi to do przeciążenia i może być niebezpieczne – dla nich lub dla dorosłych przy cylindrze. Szybki wypad do biblioteki (pustej, bez dorosłych – a jakże!), przegląd planów i oficjalnych broszur DART i oto urwis Chris znalazł typa, Mike’a Warrena, który swego czasu odniósł dość poważny wypadek przy kablach i teraz leżał unieruchomiony w domu. Miał jednak trochę poprzestawiane w głowie. Choć był dorosły, widział w Dzieciakach kolegów z klasy i umówił się z nimi „tam przy tej skale, gdzie jest zejście do podziemi”. Takim oto sprytnym sposobem wiedzieli dokąd się udać.

Czasu nie było dużo, bo dodatkowe obserwacje coraz większej grupy dziwnie zachowujących się dorosłych przy cylindrze (dzień wcześniej, obserwując go z dystansu, dostrzegli na nim napis „ArAN”) wskazywały, że część z nich się uwstecznia. Znudzony Tom, który jako pierwszy przybył w to miejsce, teraz zachowywał się bardziej jak rozemocjonowana małpa. Szybka wyprawa do tunelu serwisowego została zwieńczona szybką i raczej bezproblemową konfrontacją z dwoma robotami strażniczymi pozostawionymi tam przez tajemniczą osobę. Red i Chris podważyli siatkę umieszczoną w podłodze, a Doug obiegł jednego z robotów i wepchnął go w powstały otwór. Maszyna została porwana przez płynącą pod nimi rzekę.

Przyciągający dorosłych cylinder przestał działać. Wszyscy się rozeszli i wrócili do swojego codziennego życia, jak gdyby nic się nie stało.

*

Bardzo się cieszę, że po przerwie znowu udało nam się zagrać. Coś jednak w moim prowadzeniu było nie tak: miałem wrażenie, że nie potrafię docisnąć Dzieciaków, postawić przed nimi prawdziwego zagrożenia – że nie było zbyt wiele emocji. Może to kwestia zmęczenia (dziady, gdy zaczynają grać po godzinie 20, szybko przysypiają), może jeszcze lekka nieznajomość skutecznego wykorzystywania zasad? Do przemyślenia.


czwartek, 17 września 2020

[TftL] Dzieciaki i sprawa mumii we mgle

Sesja rozegrana 21 lipca 2020 r.

Rozegraliśmy (nieco zmodyfikowany) scenariusz zawarty w dodatku Our Friends the Machines & Other Mysteries. Wyszło sprawnie i sympatycznie, jak zwykle dobra zabawa niskim nakładem wysiłku.

 

Wystąpili:

Sam Finn, Rocker, 12 lat.

Cameron Spacey, Computer geek, 14 lat.

 

Upalne wakacje w Boulder City nagle przestały być upalne. Dni stały się chłodne i szare, a nad Lake Mead nieustannie wisiała gęsta jak mleko mgła. Wszyscy tłumaczyli to sobie jakimś nadmiarem substancji chłodzącej w trzech wieżach lub innymi eksperymentami w Pętli, które rzekomo miały być związane z opracowywaniem nowego typu superwydajnej klimatyzacji. Z tego też powodu kąpielisko było nieczynne, toteż wszystkie znudzone dzieciaki większość czasu spędzały w lokalnym nowym centrum handlowym, gdzie zapychały się lodami.

Sam i Cameron również uczestniczyli w tym procesie. Któregoś dnia zjawiła się Lucy, poobijana i podrapana i opowiedziała, jak jadąc konno na plaży trafiła na starego człowieka. Koń się spłoszył, panna spadła. Ktoś inny, starszak z drużyny futbolowej wspomniał, że ostatnio imprezowali na plaży i napadła na nich najprawdziwsza mumia, która chwyciła biednego Jerry’ego i tak nim rzuciła o skały, że biedaczysko ma teraz połamane nogi i leży w szpitalu.

Wiedzione ciekawością Dzieciaki udały się na spowitą mgłą plażę. Tam trafiły na patron DART, który akurat przybył na plażę najprawdziwszym poduszkowcem! Szukający czegoś „żołnierze” dowodzeni przez jakąś kobietę gadającą do walkie-talkie nie wyglądali przyjemnie. Cameron wpadł na pomysł, że zakradnie się na poduszkowiec, by zhakować walkie-talkie, ale prawda jest taka, że nie jest to najzgrabniejszy koleżka: jak się jest bardzo wysokim i chudym geekiem, to wiadomo, że nie jest się orłem na WFie. Dzieciaki szybko wpadły, dały się złapać i musiały się oddalić. Nim to się stało, dostrzegły we mgle wielki niczym autobus sunący cień…

W drodze powrotnej, nieopodal nieczynnego campingu Dzieciaki dostrzegły sylwetkę, a gdy tam dotarły, znalazły gdzieniegdzie podarte fragmenty mocno zużytych bandaży. Nim jednak podążyły tym śladem, dopadła ich banda Billy’ego Jenkinsa (motorowery, boombox), szukająca zaczepki. No ale rezolutny Cameron nie stracił rezonu: szybka gadka i w zamian za danie spokoju naprawił w jednym z pojazdów drobną usterkę. Kolejne bandażowe ślady prowadziły do Hemenway Park i w sumie Dzieciaki już prawie zlokalizowały potencjalną kryjówkę tajemniczej mumii (w takim domu szeregowym). Robiło się jednak późno i tylko jedna rzecz wówczas miała sens.

Rzutem na taśmę Dzieciaki zdążyły do centrum handlowego, gdzie kupiły lody. Tam też, na parkingu, grupa naukowców z DART rozstawiała jakieś dziwaczne urządzenie. Wywiązała się w sumie ciekawa rozmowa, w której początkowo Maria Gonzalez, kierująca jakimś dziwnym projektem, nie doceniła dociekliwości naszych bohaterów. Ponadto zadrżała jej powieka, gdy Sam zapytała:

- A widziała pani kiedyś istoty pozaziemskie?

W każdym razie, następnego dnia rano Dzieciaki zakradły się do wytypowanego po śladach domu. Sam miała wspiąć się po rynnie i zajrzeć przez okno na piętrze, ale tym razem jej zwinność niewiele pomogła – rynna się zerwała i narobiła strasznego rabanu. Drzwi otworzył stary Niemiec, częściowo owinięty bandażami. Był przyjazny, zaprosił bohaterów na tosty. Wówczas też dostrzegli, że stary naukowiec, Walter Bohm, jest jakby trochę przezroczysty, a na dodatek… pijany! Niemiec, być może pod wpływem alkoholu, niekoniecznie krył się ze swoją tajemnicą. Opowiedział o eksperymentach, które się nie powiodły i na dodatek spowodowały, że stawał się niewidzialny. Ale, w tym pijackim amoku, opowiedział o swoich niezwykłych przyjaciołach we mgle, którzy potrafią rozwiązać jego problem. Zaprosił Dzieciaki, by poszły z nim nad jezioro i poznały owych przyjaciół.

Jezioro było zamarznięte i spowite mgłą. Szli po lodzie, aż w końcu gdzieś tam, w tej mlecznej zawiesinie pojawiły się wielkie, dziwne lewitujące postaci, płynne i zmiennokształtne, jak ze snu. Sam i Cameron nagle zaczęli się unosić w powietrzu, a jedna z istot zaczęła z nimi rozmawiać. Powiedziała, że nazywa się je DIM-9. Opowiedziała o „wypadnięciu” z innego, konkretnie dziewiątego, wymiaru. I że polują na nie ludzie z pomarańczowych kombinezonach. I że tylko Walter może im pomóc powrócić do ich własnego świata i wymiaru. By to się dokonało, potrzebna była jednak pomoc Dzieciaków. Musiały odciągnąć ludzi w pomarańczowych kombinezonach jak najdalej od Waltera, by w tym czasie zdołał otworzyć przejście dla tajemniczych istot.

W tym momencie Dzieciaki musiały podjąć decyzję: pomóc im, czy jednak nakierować naukowców z DART na miejsce, w którym miał odbyć się swego rodzaju… rytuał? Ostatecznie zdecydowały się pomóc tajemniczym istotom. Krzyk i bieg przez lodowe pustkowie jeziora Mead wystarczyły, by przykuć uwagę ludzi. Dzieciaki spisały się znakomicie i wymagane mechanicznie 6 sukcesów zdobyły w dwie tury… nie tylko ściągnęły na siebie uwagę, dotarły bezpiecznie do brzegu, to jeszcze ludzie w kombinezonach zapadli się pod pękającym lodem.

Tutaj w zasadzie historia się kończy. Wkrótce anomalie pogodowe się skończyły, znów zrobiło się ciepło, a zamarznięte jezioro, jak wspomniałem na początku, tłumaczono testami nowych klimatyzatorów. Walter Bohm zniknął i nikt nigdy więcej o nim nie słyszał. Niedługo potem na brzegu jeziora znaleziono tylko jego beżowe spodenki i sporo brudnych bandaży. Co się wydarzyło? Czy DIM-9 przedostały się do swojego wymiaru? Czy Walter udał się tam razem z nimi?