Pisanie to dla mnie metoda na walkę z depresją. Dlatego wróciłem do blogowania. Pisanie o sprawach, wokół których można zawiesić myśli, ten typowy eskapizm, to nic innego, jak autokuracja.
Piszę, co mi akurat do głowy przyjdzie, bo mogę zająć myśli i nie katować za bardzo. Dlatego też nie poświęcam zbyt wiele czasu na redagowanie własnych tekstów (najmocniej przepraszam za wszystkie błędy, powtórzenia i językowe niezgrabności), bo nie o to w tym chodzi. Fakt, że przez ten rok z górką zebrało się na fanpeju trochę mniej lub bardziej czynnych czytelników to dość zaskakujący dla mnie efekt uboczny podjętego wysiłku. I ciekawe, jak to na mnie zadziałało: dość motywująco, to na pewno.
To ciekawe, bo nie jestem szczególnie otwartą osobą. Nie lubię, nie przepadam, a wręcz wstydzę się uczestniczyć w internetowych dyskusjach o grach. Najczęściej i tak odnoszę wrażenie, że nie mam nic ciekawego do powiedzenia, więc ostatecznie decyduję się mówić do siebie na własnym podwórku (w sensie, na tym blogu) i pomaga mi, gdy czasem ktoś zostawi miłe słowo. Więc, czy tego chcecie, czy nie, uczestniczycie w procesie mojego leczenia!
Pisanie daje mi też poczucie zakotwiczenia. Powiedziałbym, że to dość konserwatywne medium ustępujące coraz bardziej ekspansji YouTube’a, Twitcha czy Spotify. Ba, sama formuła bloga chyba już się wyczerpała. Dziś, jeśli się pisze, to na Facebooku. Ale, żeby trafić do innych, lepiej się nagrać i mówić. To atrakcyjniejsze, to łatwiejsze w odbiorze, nawet mniej angażujące, bo przecież można sobie sesję czy podcast puścić w tle i zająć robieniem obiadu. A takiego bloga (albo wpis na FB) to trzeba czytać. Zatrzymać się i czytać. Straszne! A jednak to uparte trzymanie się przestarzałej formuły dla mnie samego jest czymś istotnym. Raz, że faktycznie stanowi to rodzaj prywatnego podwórka z otwartą bramą, przez którą każdy chętny może przejść. To taki safe space, coś poza poczuciem większej publiczności na FB. Dwa, nawet jeśli piszę tu szybko i niezgrabnie, darzę język pisany ogromnym szacunkiem i uważam, że warto go kultywować. Trzy, gry RPG, by w nie zagrać, trzeba przeczytać. Słowo zapisane na prawdziwym lub wirtualnym arkuszu papieru to podstawa, której nie da się w przypadku tego hobby obejść. Wszystkie dodatki, fanowskie suplementy, scenariusze, moduły - kupujemy drukowane lub pobieramy w formie PDF. To też przecież trzeba przeczytać.
Także, no. Dzięki, że jesteście i czytacie to, co piszę.
Dzięki, że piszesz. Chętnie to czytam.
OdpowiedzUsuńA blogi mają dużo przewag nad YouTube czy Facebookiem. Łatwiej się zastanowić nad tym, co się przeczytało, łatwiej do tego wrócić, łatwiej wyszukać dawny tekst.
Jedną rzecz chciałbym przy tym polecić - warto linkować do dawnych wpisów, do tych które uważasz za szczególnie ciekawe lub akurat odnoszące się do bieżącego tematu. Tworzenie takiej sieci na blogu znacząco ułatwia poruszanie się po nim.
A ja dziękuję, że poświęcasz czas na komentarze :) Widziałem u Ciebie, że stosujesz tę metodę z linkami i fakt, to ma dużo sensu. Postaram się tak robić!
UsuńTeż wolę blogi (oraz fora) od Facebooka i Youtube'a. Niech nam żyją jeszcze długo. Życzę natchnienia i czasu na twórczość.
OdpowiedzUsuńDzięki :) Dobrze wiedzieć, że są ludzie, którzy wciąż preferują niby "przestarzałe" platformy
Usuń