Jak to się ma ze społecznymi interakcjami - także w grach fabularnych uczestnicy zabawy muszą darzyć się jakąś dozą zaufania.
Na tym podstawowym poziomie musimy sobie wzajemnie ufać w zakresie zgody co do pewnych zasad u gruntu: wspólnie godzimy się na wejście do wyimaginowanego świata i akceptujemy, że przez kolejne godziny będziemy udawać kogoś innego. Zdajemy sobie sprawę, że mimo tego udawania/grania, w jakiś sposób ujawniamy wówczas swoje miękkie podbrzusza - pokazujemy odrobinę tej skrywanej wrażliwości, która przenika na zewnątrz poprzez szereg zniuansowanych zachowań, drobiazgów nawet. Musimy sobie zaufać, że gdy skończymy sesję, te odkryte elementy nie zostaną wykorzystane przeciwko nam.
Następnie - i tu jest w sumie clue mojej dzisiejszej myśli - musimy sobie zaufać, że spotykamy się wszyscy w tym samym celu, jakim jest dobra zabawa. To zaufanie w gruncie rzeczy sprowadza się do założenia, że wszyscy w trakcie gry będziemy stosować się do określonego savoir vivre gry RPG. Co mogłoby zawierać się w takim zbiorze?
Uczciwość względem współgraczy. Nie oszukujemy na kościach, bo to żenada. Nie sabotujemy działań współgraczy, chyba że takie sytuacje dopuszczamy po zawarciu obustronnej zgody. Informujemy też, do czego nasze postaci mogą zmierzać i co może wywoływać potencjalne konflikty w grze.
Uznanie dla aspiracji współgraczy. Przede wszystkim zgadzamy się, że deklaracje współgraczy mają skutkować ich dobrą zabawą. Ufamy, że inni podobnie podejdą do naszych dążeń. Wówczas wzajemnie wspieramy się w osiągnięciu zamierzonych celów.
Dopuszczenie do gry. Ufamy, że inni dadzą nam odpowiednią przestrzeń do wyrażenia się i wykazania inicjatywy. Jednocześnie pamiętamy, by tę przestrzeń dawać także innym. Mistrz Gry pomaga w utrzymaniu tej równowagi i ufamy, że ów mityczny „spotlight” będzie zasobem dystrybuowanym sprawiedliwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz