wtorek, 17 sierpnia 2021

#RPGaDAY2021 - Dzień 17 - Pułapka

 

Od dłuższego czasu gram zaskakująco regularnie. Poprzedni przeklęty rok obfitował w wiele, jak na moje standardy, sesji, a obecnie zapowiada się kolejny rekord. Regularne granie to przywilej, zdaję sobie sprawę, ale często łapię się na tym, że popadam w pułapkę rutyny. Wiecie, jak to jest: przynajmniej raz w tygodniu intensywnie człowiek myśli o przygodzie, następnie prowadzi lub gra i ten rytm - o ile zawsze był przeze mnie czymś pożądanym - grozi pułapką rutyny. 

Rutyna ma swoje dwie strony. Osobiście bardzo ją sobie cenię w życiu, tak ogólnie. Bez niej nie mógłbym normalnie pracować. Każda niespodziewana zmiana planów grozi u mnie wypadnięciem z toru, a wtedy potrzebuję sporo czasu, by wrócić na właściwy kurs. Tak jak powiedziałem, choćby w przypadku mojej pracy naukowej, codzienność bez niespodzianek służy osiąganiu długofalowych celów i realizacji większych projektów. No ale nie oszukujmy się, może być też tak, że przyzwyczajamy się do tego powtarzalnego cyklu, a przez to tracimy jakiś rodzaj innowacyjnej werwy. To jest ta pułapka, o której mówię.

Sesje stają się jakby bardziej przytłumione, o podobnej strukturze, podobnym rytmie, zaczyna brakować zaskakujących konceptów i tak to się toczy. Niekoniecznie jest w tym coś złego - uznajmy to za spokojne granie, które ma swoje dobre strony. Niekiedy jednak chce się wyrwać z tego trybu, wcisnąć gaz do dechy i zaszaleć.


Oto, jak sobie radzę z niebezpieczeństwem rutyny:

Planuję na przyszłość. Zawsze byłem zwolennikiem koncentracji na jednej grze przez jakiś czas. Namnażania wątków, przyglądania się ewolucji Bohaterów. To poczucie ciągłości i możliwość spojrzenia na całą historię, sagę, z większego dystansu, zawsze było dla mnie wystarczającą nagrodą. Tego jednostrzały nie oferują. Ale one, z racji swojego charakteru, są bardziej intensywne, nie ma w nich czasu na zbędne gadanie i rozmyślanie. Dlatego od jakiegoś czasu chętniej i z większym entuzjazmem szukam odskoczni. Powoli poznaję nowe gry i moduły (szczególnie te, które nie wymagają jakiejś wyjątkowo długiej lektury) i zastanawiam się, co fajnego można by w nich zrobić. Opowiadam o tym kolegom i bombarduję ich perspektywami zaczęcia czegoś nowego. Nie wszystkich to cieszy, wiem, ale na tym etapie po prostu dużo gadam i wymyślam. Możliwość planowania innych gier, nawet bez natychmiastowej egzekucji tychże planów, pomaga mi zachować entuzjazm.

Czasem przydaje się przerwa. Przerwa od grania w ogóle (choć tego unikam) albo przerwa na rzecz czegoś nowego. Jednostrzał, może dwie lub trzy sesje. Zawsze warto mieć w zanadrzu tę drugą grę, którą można ciągnąć bocznym torem. Coś pobocznego odpalamy głównie, gdy ktoś z drużyny jednorazowo się wykruszy. Staram się wówczas, by ta druga - przerywnikowa - gra różniła się gatunkowo od naszego „dania głównego”. Jeśli ciągniemy powoli Mutant: Year Zero, to fajnie jest oderwać się od postapokalipsy do Wyprawy za Mur, na przykład. W ogóle chyba gry nurtu OSR ostatnio są dla mnie istotną pożywką, a to dlatego, że…

Generatory! Od jakiegoś czasu stale się do nich odwołuję. Warunek jest jeden: akceptujemy to, co wskazują kości. Nawet, jeśli wydaje się głupawe lub nie pasuje. Odrzucam ten pierwszy odruch logiki, bo uważam, że to mój umysł próbuje skłonić mnie do pozostania w strefie komfortu. Losuję, a gdy zapisuję kolejne hasła, uruchamia się u mnie jakiś usprawniony proces twórczy. Poza tym lubię takie wyzwania - często sprawia mi satysfakcję realizowanie pomysłów pod narzucone motywy (to trochę jak z RPGaDAY).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz