czwartek, 25 czerwca 2020
L5K LCG i tworzenie scenariusza #2
czwartek, 18 czerwca 2020
[L5K] Za Murem Kaiu
![]() |
Fantasy Flight Games |
czwartek, 11 czerwca 2020
[L5K] W kopalni jadeitu
![]() |
L5R Wikia |
poniedziałek, 8 czerwca 2020
RPG to nie byle relaks
Gry
fabularne od jakichś dwudziestu lat stanowią dla mnie ważny element życia. Były
chwile lepsze i gorsze. Zdarzył się moment, gdy myślałem, że zupełnie już RPGi
sobie odpuściłem, ale nagle wróciły i znów stale mam je w głowie. Ale ostatnie
tygodnie, po czasie pewnego prosperity grania online przyniosły ponownie
nieciekawy przełom.
Po
pierwsze, zdarzyła nam się przerwa – jeden wyłom spowodował, że tkana
konstrukcja się posypała i straciliśmy rytm. Nie wiem, kiedy wrócimy do grania.
Niekiedy mam wrażenie, że jeśli sam nie będę sesji organizował, to to po prostu
nie wypali.
Po
drugie, w zawodowej rzeczywistości nastały trudne czasy związane z poważnymi
przygotowaniami do egzaminów oraz ogólny gwałtowny spadek samopoczucia: poważny
kryzys z psychicznymi i fizycznymi konsekwencjami. Nerwobóle, utrata wagi to
raptem wierzchołek góry lodowej. Przez jakiś czas szukałem ratunku – myślałem,
RPGowy eskapizm zadziała!
I
wówczas okazało się, że gry fabularne to nie jest ten rodzaj hobby, przy którym
człowiek może się zrelaksować, rozluźnić, odstresować. Za cholerę nie! Nie
byłem nawet w stanie myśleć o przygotowaniu sesji, odrzucało mnie. Podobnie z
pisaniem, choćby na bloga. Faza przygotowań do sesji, a nawet bycie graczem
wymaga określonej koncentracji, zaangażowania i odpuszczenia na parę godzin
innych spraw. Jednak gdy te inne sprawy zaczynają człowieka przygniatać, RPGi
przed niczym nie ratują.
To
lekcja z ostatnich tygodni. Gry fabularne nie leczą mnie z poważnego, przygniatającego
stresu. Ciekawe spostrzeżenie po dwudziestu latach zabawy. Lepiej późno niż
wcale, nie?
czwartek, 4 czerwca 2020
Rzut oka na „Mask of the Oni”
![]() |
Fantasy Flight Games: Mask of the Oni |

czwartek, 28 maja 2020
Sesja między kampaniami
![]() |
Cornelis Pietersz Bega / Public domain |
- Kwestia interpretacji wizji Ulfa. Miał okazję spędzić trochę czasu z jednym z ważniejszych kapłanów Taala w Imperium, akurat tutaj najważniejszego przedstawiciela tego kultu w Altdorfie. Ulf zagnieździł się nieco mocniej w strukturze kultu, stał się jej żywym i czynnym elementem.
- Rozmowa między Leopoldem a jego mistrzem w Kolegium. Dotyczyła interpretacji praktyk Klemensa Mauchera wobec jego ni to żywej, ni to martwej matki. Bardzo fajnie wyszło stwierdzenie mistrza wymagającego samodzielności swojego ucznia i to, że jego decyzje i odpowiednio opracowane podejście do problemu stanowi tak naprawdę ostatni egzamin ucznia czarodzieja.
- Krótka rozmowa Felixa z Bertoldem, sigmaryckim kapłanem pracującym przy katedrze. Dała przyczynek do weryfikacji niektórych radykalnych twierdzeń pokutnika, który ostatecznie zdecydował się nie informować łowców czarownic o swoich podejrzeniach nt. praktyk Klemensa Mauchera.
- Rozmowy Bohaterów w karczmie. „Zapraszam was na piwo” było dobrym momentem na zderzenie indywidualnych poglądów na sprawę, co szczęśliwie nie przyczyniło się do rozbicia Drużyny, a raczej do wzmocnienia jej spoiwa. Nie zarysowała się jednak jeszcze jakaś szczególna drużynowa ambicja. Przez chwilę myślałem, że będzie to problem oczyszczenia reiklandzkich lasów z grasujących zwierzoludzi, jednak okazało się, że brak jakichkolwiek informacji potwierdzających ich obecność. Tutaj dobrze działały ambicje kapłana Taala i Felixa, ale na pierwszy rzut oka nie widzę oczywistej motywacji dla Leopolda czy Gauntera. Wątek Klemensa i jego matki są tutaj bardziej oczywistym wyborem dla ucznia czarodzieja.
poniedziałek, 25 maja 2020
Wspomnienie Neuroshimy według Wojtka
W ramach sentymentów i nostalgii wymyśliłem sobie, że zadam swoim kolegom parę pytań o Neuroshimę. Przynajmniej część z nas nie grała w nią od jakiejś dekady. Wiele wspomnień się zatarło, ale pewne wrażenia i sceny wciąż są z nami. Oto, co na temat tej gry powiedział mi Wojtek.
Neuroshima z całą pewnością była (jest?) jednym z najpopularniejszych polskich systemów RPG. Były czasy, gdy graliśmy niemal tylko w to. Co według Ciebie decydowało o takim sukcesie tego systemu? Co było w nim wyjątkowego?
W dużej mierze przypadek.
Osobiście nie znam chyba innego systemu postapo. Poza tym dostępność i język
zachęcają do zapoznania się z książką, a jak już się człowiek zapozna, to mamy
przystępną mechanikę, ciekawy świat i fajnie napisany podręcznik. No i jeszcze
jest to polski system, to brzmi dumnie, syndrom szukania polskich nazwisk w
napisach po filmie ;)
Co było Twoim ulubionym elementem świata przedstawionego w Neuroshimie?
Ciężko mi coś wybrać. Wiem
za to, co było najmniej lubianym. Moloch. Niby fajne, niby ciekawe ale jakoś
nigdy mnie do siebie nie przekonał, ciężko mi nawet powiedzieć dlaczego tak
było. Może trochę za bardzo archetypiczny koncept, wielkie, nieznane zło,
którego nikt nie jest w stanie powstrzymać. Może poza karłem z Nowego Yorku,
który zakradnie się do wieży kontrolnej Molocha i wrzuci nakrętkę od śruby w
tryby głównego komputera... oh, wait...
Jaka była Twoja ulubiona profesja i dlaczego akurat ona?
Ganger. Chyba tylko raz
nim grałem, ale wizja włóczęgów podróżujących przez popękaną autostradę na
zdezelowanych Harley'ach bardzo do mnie przemawia. No i pochodzenie z Hegemonii,
bo cecha "Łyżeczka" jest awesome i żadna inna nie jest
potrzebna.
Jaki był Twój ulubiony Kolor i dlaczego? (były to Rdza, Rtęć, Stal i Chrom) Jaki nastrój sesji odpowiadał Ci najbardziej?
Rdza. W mojej opinii
najbardziej przekonująca i budująca klimat postapokalipsy. Możemy być gangiem
twardzieli, techno-geniuszami czy tańczącymi z duchami, ale świat się skończył
i zabierze ze sobą wszystkich, prędzej czy później. To lubię.
Czy masz jakąś szczególną sesję/kampanię lub scenę, która utkwiła Ci w pamięci? Czego ona dotyczyła?
Sporo, aczkolwiek ciężko
mi przypomnieć sobie szczegóły, to bardziej klisze pewnych scen czy postaci.
Jak na przykład ta z sesji w Siwiałce, na której Wolny Jake płakał. Mój mały
sukces jako MG ;)
We wspomnianej Siwiałce
zorganizowaliśmy przed laty dwa maratony RPG, w trakcie których przez dobry tydzień graliśmy
przynajmniej dwie sesje dziennie. Jednego razu było nas około dziesięciu osób,
także jednocześnie w grze uczestniczyły dwie grupy – jedna na dole, w salonie,
druga na piętrze, w małym pokoiku. Wolny Jake natomiast to moja jedyna postać,
którą grałem w Neuroshimę. I do dziś nie wyobrażam sobie, bym miał grać kimś
innym, gdyby doszło przypadkiem do jakiejś sesji NS.