Cornelis Pietersz Bega / Public domain |
Wówczas
rozegraliśmy sesję, która trochę przypominała życie codzienne i realizację osobistych
celów postaci, trochę Simsy. Nie było żadnego antagonisty, nie było
akcji, żadnych pościgów ani walk. Zamiast tego mieliśmy okazję do pogłębienia
rysów naszych Bohaterów, a ponadto zawiązały się silniejsze więzy w Drużynie.
Odbyło
się sporo dialogów. I to takich mocno osadzonych w świecie przedstawionym.
Pośród nich znalazło się miejsce na dyskusje takie, jak:
- Kwestia interpretacji wizji Ulfa. Miał okazję spędzić trochę czasu z jednym z ważniejszych kapłanów Taala w Imperium, akurat tutaj najważniejszego przedstawiciela tego kultu w Altdorfie. Ulf zagnieździł się nieco mocniej w strukturze kultu, stał się jej żywym i czynnym elementem.
- Rozmowa między Leopoldem a jego mistrzem w Kolegium. Dotyczyła interpretacji praktyk Klemensa Mauchera wobec jego ni to żywej, ni to martwej matki. Bardzo fajnie wyszło stwierdzenie mistrza wymagającego samodzielności swojego ucznia i to, że jego decyzje i odpowiednio opracowane podejście do problemu stanowi tak naprawdę ostatni egzamin ucznia czarodzieja.
- Krótka rozmowa Felixa z Bertoldem, sigmaryckim kapłanem pracującym przy katedrze. Dała przyczynek do weryfikacji niektórych radykalnych twierdzeń pokutnika, który ostatecznie zdecydował się nie informować łowców czarownic o swoich podejrzeniach nt. praktyk Klemensa Mauchera.
- Rozmowy Bohaterów w karczmie. „Zapraszam was na piwo” było dobrym momentem na zderzenie indywidualnych poglądów na sprawę, co szczęśliwie nie przyczyniło się do rozbicia Drużyny, a raczej do wzmocnienia jej spoiwa. Nie zarysowała się jednak jeszcze jakaś szczególna drużynowa ambicja. Przez chwilę myślałem, że będzie to problem oczyszczenia reiklandzkich lasów z grasujących zwierzoludzi, jednak okazało się, że brak jakichkolwiek informacji potwierdzających ich obecność. Tutaj dobrze działały ambicje kapłana Taala i Felixa, ale na pierwszy rzut oka nie widzę oczywistej motywacji dla Leopolda czy Gauntera. Wątek Klemensa i jego matki są tutaj bardziej oczywistym wyborem dla ucznia czarodzieja.
Choć
na tej sesji „łącznikowej” nie wydarzyło się szczególnie wiele w kontekście
akcji, nie była to gra uboga w treść. Wręcz przeciwnie, było jej znacznie
więcej niż w trakcie tradycyjnych, opartych na działaniach spotkaniach. Jako
Gracze mieliśmy okazję do zarysowania i przedstawienia innym naszych Bohaterów,
to po pierwsze. Po drugie, realizacja osobistych aspiracji pozwoliła na
widoczne pchnięcie rozwoju postaci do przodu (nie tylko w kontekście Punktów
Doświadczenia, ale też tej sfery narracyjnej, opowiadającej o zmianie, jaka
zachodzi w Bohaterze). Po trzecie w końcu, plany na kolejną sesję do pewnego
stopnia zarysowały się same. Dzięki temu Mistrz Gry nie będzie musiał serwować
nam wprowadzenia w stylu „dostaliście zlecenie i zmierzacie tam i tam”, bo to
już de facto zrobiliśmy sami, pod nadzorem, oczywiście.
Tu
zmierzam do meritum: odpowiednio zarysowani Bohaterowie oraz odrobina woli
Graczy powinny wystarczyć do tego, by nawet taka sesja miała swój sens, by
przynosiła satysfakcję i frajdę. W taki sposób otrzymujemy też stosunkowo
naturalne wejście w kolejną potencjalną kampanię. Myślę, że tego typu rozgrywka
jest ciekawym testem/sprawdzianem, czy dany Bohater ma dobre umocowanie w
świecie. Jeśli Gracz wie, co chce zrobić, jeśli potrafi się odnieść swoją
postacią do otaczającej ją rzeczywistości, to mamy jakąś wskazówkę, że dany
Bohater jest dobrze skonstruowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz