poniedziałek, 8 czerwca 2020

RPG to nie byle relaks

Gry fabularne od jakichś dwudziestu lat stanowią dla mnie ważny element życia. Były chwile lepsze i gorsze. Zdarzył się moment, gdy myślałem, że zupełnie już RPGi sobie odpuściłem, ale nagle wróciły i znów stale mam je w głowie. Ale ostatnie tygodnie, po czasie pewnego prosperity grania online przyniosły ponownie nieciekawy przełom.

Po pierwsze, zdarzyła nam się przerwa – jeden wyłom spowodował, że tkana konstrukcja się posypała i straciliśmy rytm. Nie wiem, kiedy wrócimy do grania. Niekiedy mam wrażenie, że jeśli sam nie będę sesji organizował, to to po prostu nie wypali.

Po drugie, w zawodowej rzeczywistości nastały trudne czasy związane z poważnymi przygotowaniami do egzaminów oraz ogólny gwałtowny spadek samopoczucia: poważny kryzys z psychicznymi i fizycznymi konsekwencjami. Nerwobóle, utrata wagi to raptem wierzchołek góry lodowej. Przez jakiś czas szukałem ratunku – myślałem, RPGowy eskapizm zadziała!

I wówczas okazało się, że gry fabularne to nie jest ten rodzaj hobby, przy którym człowiek może się zrelaksować, rozluźnić, odstresować. Za cholerę nie! Nie byłem nawet w stanie myśleć o przygotowaniu sesji, odrzucało mnie. Podobnie z pisaniem, choćby na bloga. Faza przygotowań do sesji, a nawet bycie graczem wymaga określonej koncentracji, zaangażowania i odpuszczenia na parę godzin innych spraw. Jednak gdy te inne sprawy zaczynają człowieka przygniatać, RPGi przed niczym nie ratują.

To lekcja z ostatnich tygodni. Gry fabularne nie leczą mnie z poważnego, przygniatającego stresu. Ciekawe spostrzeżenie po dwudziestu latach zabawy. Lepiej późno niż wcale, nie?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz