czwartek, 15 października 2020

[TftL] Dinopark w Nevadzie

 

Sesja niby online, ale też trochę nie, rozegrana 14 sierpnia 2020 r.

Rozegraliśmy trzeci scenariusz z kampanii Four Seasons of Mad Science i tym razem wyszło naprawdę fajnie i chyba bardziej dynamicznie. Przede wszystkim jednak ta sesja okazała się o wiele trudniejsza: o ile w poprzednich Dzieciaki nie miały żadnych problemów, tak teraz (gdy przypomniałem sobie część zasad), były prawdziwe Problemy i obawy przed podjęciem działań.

 

Wystąpili:

Chris Taylor, Troublemaker, 13 lat;

Sid Meier (XD), Computer Geek, 13 lat, kuzyn Chrisa

 

Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, jest połowa grudnia. Chris budzi się rano i słyszy zamieszanie na dole. Okazuje się, że rodzice, dotychczas radośnie oddający się heroinowym przygodom. Tym razem ojciec oznajmij, że wyjeżdżają i przez jakiś czas ich nie będzie. Chris pojął, że jadą na odwyk i przyjął to ze spokojem. Ojciec powiedział też, że lada moment przyjedzie na ten czas jego siostra ze swoim synem, Sidem. Rodzice pojechali, pojawiła się ciocia Sally, mama nerda o imieniu Sid. Chłopcy, choć w tym samym wieku, nie pasowali do siebie szczególnie, przynajmniej pod kątem wizualnym. Sally wynajęła na weekend domek w górach na północ od Boulder City. Wszystko spinało się doskonale, bo tego samego dnia Dzieciaki znalazły ogłoszenie o poszukiwaniu zaginionego labradora wabiącego się Goldie. To była dobra okazja do poszukiwań i zarobku. Gdzieś w tle docierały do nich informacje o zaginionym sportowcu-naukowcu Nicholasie Evansie oraz telefon nieco szalonej staruszki z sąsiedztwa, która raportowała o niedźwiedziach straszących jej kury. Nikt się tym nie przejął.

Wyjazd w góry z mamą/ciocią Sally dobrze się zapowiadał. Zaraz po przybyciu na miejsce, ruszyli w poszukiwanie psa. Chłopaki trafili na troje rozrabiackich punków, które też najwyraźniej poszukiwały Goldie. Nastolatki chciały ich nastraszyć, wyrwać z kieszeni Chrisa ulotkę z informacja o zaginionym labradorze, jednak ten bardzo szybko i silnie odtrącił rękę jednego z łobuzów – ten tak się zdziwił oporem, że sobie odpuścił, a dzieciaki poszły dalej. Po drodze dostrzegły ślady krwi i martwego, rozerwanego na strzępy jelenia. Niedługo później z głębi lasu dochodzą dziwne dźwięki – Dzieciaki skryły się za drzewami (udane rzuty na Sneak) i dostrzegły dwa najprawdziwsze welociraptory. Jakimś cudem niezauważeni popędzili dalej drogą, jak najdalej od dinozaurów, aż dotarli do chaty myśliwskiej.

Włamali się do niej, a tam odkryli dziurę w przeciwległej ścianie, ślady walki, bałagan i krew, dużo krwi i jej ślady ciągnące się poza budynek. Kuzyni skryli się na antresoli na piętrze, gdzie znaleźli plecak Nicholasa Evansa, o którym poprzedniego dnia słyszeli w telewizji. W plecaku, między innymi, był dziennik, w którym znaleźli takie informacje:

 

12 grudnia

To, co się wydarzyło, jest niewiarygodne, a jednak to prawda. Uciekałem przed stworzeniem, którego nie mogę nazwać inaczej: to był dinozaur z czasów kredy! Osoba, która to czyta, pewnie pomyśli, że postradałem zmysły. Słyszałem toczące się kamloty pod jego stopami, gdy pędziłem na drugą stronę góry. Gdyby nie te wysokie krzaki, już bym nie żył.

Znalazłem tę starą chatę myśliwską i tu się skryłem. Staram się siedzieć cicho, bo kto wie co tam się jeszcze czai?

 

13 grudnia

Jestem debilem, że nikomu nie powiedziałem, że będę wędrował w górę Red Mountain, a nie swoją zwyczajową trasą. Być może zaczęli mnie szukać, ale jak niby mają mnie znaleźć? Nie zostało mi wiele jedzenia, znalazłem tylko dwie puszki fasoli. Mam też tu karabin. Gdy piszę te słowa, słońce właśnie zachodzi. Nie mam odwagi rozpalić lampy. Widziałem więcej tych istot pośród skał.

 

14 grudnia

Stworzenia zrobiły się głodne. Próbowałem ruszyć szlakami na północ i na południe, ale byłem zmuszony wrócić. Na północy widziałem dom, z komina unosił się dyn, ale na drodze stanęło mi coś niewysłowionego. Zawróciłem, byłem przerażony.

Zaczynam rozumieć, co się wydarzyło. Ktoś użył mocy Gravitronu, by otworzyć wrota czasu do ery kredy. Sądząc po tym, ile tych stworzeń się przedostało tutaj, portal jest wciąż otwarty. W ciągu kilku dni Boulder City zaleją wielkie bestie. Jeśli przetrwają, życie zmieni się na zawsze. Gdy pracowałem w DARPA spotkałem błyskotliwą, ale zbyt zapatrzoną w siebie kobietę, Diane Petersen. Zwolnili ją z powodu błędów, które popełniła i z powodu nieznośnej arogancji. Niby wyjechała. Pamiętam, że mówiła o możliwości otwarcia pęknięć w czasie, by ściągnąć dinozaury do naszych czasów… w celach naukowych, rzecz jasna. Pamiętam, że się z niej śmialiśmy. Była wściekła i rozgoryczona, gdy musiała opuścić Pętlę. Mamrotała coś o zemście. Nikt nie brał jej na poważnie. Podejrzewam, że to ona może za tym stać. Jutro znajdę drogę do domu.

Było też radio, które rozeźlony Chris kopnął. Był zły, bo nazwisko Diane Petersen coś mu mówiło, był pewien, że gdzieś już je słyszał, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Kopnięte radio włączyło się. Wtedy usłyszeli wiadomość od lokalnej narzekaczki, pani Dorothy Greene, która mieszkała parę kilometrów stąd. Prosiła o pomoc, bo jest sama, bo prąd nie działa, bo telefon nie działa. Sid, jako rasowy geek-majsterkowicz, zrobił czary-mary z drutu i udało się nadać do kobiety wiadomość. Po krótkiej rozmowie zdecydowali udać się do jej domu.

Farma Dorothy Greene otoczona była wysokim płotem. Do zamkniętej bramy podbiegło stado rozszczekanych hartów. Hałas niósł się wokół i wabił welociraptory. Te faktycznie wkrótce się zjawiły, toteż Dzieciaki jakimś cudem przedostały się przez płot na posesję. Pani Dorothy Greene była miła, jak prawdziwa babcia. Zaproponowała naleśniki, narzekała na niedźwiedzie kręcące się po okolicy. Sid uznał, że nadawane przez nią informacje nie docierają do miasta – coś musiało zakłócać sygnał – najprawdopodobniej coś działo się z Gravitronem. Wówczas pani Greene powiedziała, że być może ta kobieta, co pracuje w laboratorium, a mieszka parę kilometrów stąd mogłaby pomóc. No to Dzieciaki wzięły kluczyki do starego pickupa i ruszyły na kolejną farmę.

Po drodze uratowali jeszcze siedzących na drzewie nastolatków, którzy uciekli tam przed dinozaurami. Wszyscy udali się na farmę, ale gdy tylko nadarzyła się okazja, tchórzliwe punki zwinęły kluczyki i uciekły samochodem do miasta, do mamy.

Na miejscu zaczęło się zbieranie poszlak. Myszkowanie po domu odbywało się raczej w ciszy, bo na zewnątrz pojawił się tyranozaur! W domu był robot Isaac i golden retriever o imieniu Goldie. Robot wyjaśnił, że jest zmartwiony, bo jego pani nie wróciła z ostatniej wyprawy. Chris w końcu zrozumiał, o kim mowa. Na ścianach mnóstwo zdjęć przedstawiało jedną i tę samą kobietę – Diane Petersen. Czytał o niej w pamiętniku, spotkał ją przy tajemniczym urządzeniu wabiącym dorosłych. Coś zaczęło się klarować. Poza tym znaleźli operę Wagnera (Pierścień Nibelunga) oraz książkę z popularnymi utworami do grania na syntezatorze. Połączywszy wszystkie wskazówki i opowieść Isaaca byli już pewni, że w szopie obok znajduje się urządzenie służące do podróży w czasie.

Przemknęli obok tyranozaura i wdarli się do stodoły. W piwnicy pod nią odnaleźli jeszcze grzędy z ogrzewanymi dinozaurzymi jajami. Wyłączyli ogrzewanie. W tym momencie sesja zaczynała zwalniać – obaj kuzyni byli już dość mocno poturbowani po całodziennych perypetiach i zaczęli postępować bardziej zachowawczo. Ostatecznie Sid i Chris zdecydowali się nie przechodzić przez wrota w poszukiwaniu Diane Petersen. Zamiast tego zdecydowali się zniszczyć całą maszynerię, choć Isaac powtarzał, że tylko ona jest w stanie zamknąć portal i powstrzymać dalsze przechodzenie dinozaurów. Hałas zwabił tyranozaura, ale Goldie zaczęła szczekać i uciekła w las, a dinozaur ruszył za nią. Isaac był wściekły i chciał zdzielić Dzieciaki swoją laską. Chłopcy uciekli.

W drodze powrotnej na dodatek zgubili drogę i pół nocy kręcili się po górach przerażeni i ryzykujący kolejne spotkanie z niebezpiecznymi drapieżnikami. Do wynajętego domku wrócili nad ranem i czekało ich solidne lanie od cioci/mamy Sally.

*

Przegląd i przypomnienie zasad spowodowało, że sesja okazała się trudniejsza od poprzednich. Wcześniej zapominałem o tym, że „rany” powodują ujemne modyfikatory, a to czyniło ogromną różnicę. Starałem się bardziej przykładać do kreatywnego podejścia do Problemów (Trouble). Względem poprzedniej sesji, ta była chyba bardziej dynamiczna, więcej się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz