Sesja rozegrana 21 lipca 2020 r.
Rozegraliśmy
(nieco zmodyfikowany) scenariusz zawarty w dodatku Our Friends the Machines
& Other Mysteries. Wyszło sprawnie i sympatycznie, jak zwykle dobra zabawa
niskim nakładem wysiłku.
Wystąpili:
Sam
Finn, Rocker, 12 lat.
Cameron
Spacey, Computer geek, 14 lat.
Upalne
wakacje w Boulder City nagle przestały być upalne. Dni stały się chłodne i
szare, a nad Lake Mead nieustannie wisiała gęsta jak mleko mgła. Wszyscy
tłumaczyli to sobie jakimś nadmiarem substancji chłodzącej w trzech wieżach lub
innymi eksperymentami w Pętli, które rzekomo miały być związane z
opracowywaniem nowego typu superwydajnej klimatyzacji. Z tego też powodu
kąpielisko było nieczynne, toteż wszystkie znudzone dzieciaki większość czasu
spędzały w lokalnym nowym centrum handlowym, gdzie zapychały się lodami.
Sam
i Cameron również uczestniczyli w tym procesie. Któregoś dnia zjawiła się Lucy,
poobijana i podrapana i opowiedziała, jak jadąc konno na plaży trafiła na
starego człowieka. Koń się spłoszył, panna spadła. Ktoś inny, starszak z
drużyny futbolowej wspomniał, że ostatnio imprezowali na plaży i napadła na
nich najprawdziwsza mumia, która chwyciła biednego Jerry’ego i tak nim rzuciła
o skały, że biedaczysko ma teraz połamane nogi i leży w szpitalu.
Wiedzione
ciekawością Dzieciaki udały się na spowitą mgłą plażę. Tam trafiły na patron
DART, który akurat przybył na plażę najprawdziwszym poduszkowcem! Szukający
czegoś „żołnierze” dowodzeni przez jakąś kobietę gadającą do walkie-talkie nie
wyglądali przyjemnie. Cameron wpadł na pomysł, że zakradnie się na
poduszkowiec, by zhakować walkie-talkie, ale prawda jest taka, że nie jest to
najzgrabniejszy koleżka: jak się jest bardzo wysokim i chudym geekiem, to
wiadomo, że nie jest się orłem na WFie. Dzieciaki szybko wpadły, dały się
złapać i musiały się oddalić. Nim to się stało, dostrzegły we mgle wielki
niczym autobus sunący cień…
W
drodze powrotnej, nieopodal nieczynnego campingu Dzieciaki dostrzegły sylwetkę,
a gdy tam dotarły, znalazły gdzieniegdzie podarte fragmenty mocno zużytych
bandaży. Nim jednak podążyły tym śladem, dopadła ich banda Billy’ego Jenkinsa (motorowery,
boombox), szukająca zaczepki. No ale rezolutny Cameron nie stracił rezonu:
szybka gadka i w zamian za danie spokoju naprawił w jednym z pojazdów drobną
usterkę. Kolejne bandażowe ślady prowadziły do Hemenway Park i w sumie Dzieciaki
już prawie zlokalizowały potencjalną kryjówkę tajemniczej mumii (w takim domu
szeregowym). Robiło się jednak późno i tylko jedna rzecz wówczas miała sens.
Rzutem
na taśmę Dzieciaki zdążyły do centrum handlowego, gdzie kupiły lody. Tam też,
na parkingu, grupa naukowców z DART rozstawiała jakieś dziwaczne urządzenie.
Wywiązała się w sumie ciekawa rozmowa, w której początkowo Maria Gonzalez, kierująca
jakimś dziwnym projektem, nie doceniła dociekliwości naszych bohaterów. Ponadto
zadrżała jej powieka, gdy Sam zapytała:
-
A widziała pani kiedyś istoty pozaziemskie?
W
każdym razie, następnego dnia rano Dzieciaki zakradły się do wytypowanego po
śladach domu. Sam miała wspiąć się po rynnie i zajrzeć przez okno na piętrze,
ale tym razem jej zwinność niewiele pomogła – rynna się zerwała i narobiła
strasznego rabanu. Drzwi otworzył stary Niemiec, częściowo owinięty bandażami.
Był przyjazny, zaprosił bohaterów na tosty. Wówczas też dostrzegli, że stary
naukowiec, Walter Bohm, jest jakby trochę przezroczysty, a na dodatek… pijany! Niemiec,
być może pod wpływem alkoholu, niekoniecznie krył się ze swoją tajemnicą. Opowiedział
o eksperymentach, które się nie powiodły i na dodatek spowodowały, że stawał
się niewidzialny. Ale, w tym pijackim amoku, opowiedział o swoich niezwykłych przyjaciołach
we mgle, którzy potrafią rozwiązać jego problem. Zaprosił Dzieciaki, by poszły
z nim nad jezioro i poznały owych przyjaciół.
Jezioro
było zamarznięte i spowite mgłą. Szli po lodzie, aż w końcu gdzieś tam, w tej
mlecznej zawiesinie pojawiły się wielkie, dziwne lewitujące postaci, płynne i
zmiennokształtne, jak ze snu. Sam i Cameron nagle zaczęli się unosić w
powietrzu, a jedna z istot zaczęła z nimi rozmawiać. Powiedziała, że nazywa się
je DIM-9. Opowiedziała o „wypadnięciu” z innego, konkretnie dziewiątego,
wymiaru. I że polują na nie ludzie z pomarańczowych kombinezonach. I że tylko
Walter może im pomóc powrócić do ich własnego świata i wymiaru. By to się
dokonało, potrzebna była jednak pomoc Dzieciaków. Musiały odciągnąć ludzi w
pomarańczowych kombinezonach jak najdalej od Waltera, by w tym czasie zdołał
otworzyć przejście dla tajemniczych istot.
W
tym momencie Dzieciaki musiały podjąć decyzję: pomóc im, czy jednak nakierować
naukowców z DART na miejsce, w którym miał odbyć się swego rodzaju… rytuał?
Ostatecznie zdecydowały się pomóc tajemniczym istotom. Krzyk i bieg przez lodowe
pustkowie jeziora Mead wystarczyły, by przykuć uwagę ludzi. Dzieciaki spisały
się znakomicie i wymagane mechanicznie 6 sukcesów zdobyły w dwie tury… nie
tylko ściągnęły na siebie uwagę, dotarły bezpiecznie do brzegu, to jeszcze
ludzie w kombinezonach zapadli się pod pękającym lodem.
Tutaj w zasadzie historia się kończy. Wkrótce anomalie pogodowe się skończyły, znów zrobiło się ciepło, a zamarznięte jezioro, jak wspomniałem na początku, tłumaczono testami nowych klimatyzatorów. Walter Bohm zniknął i nikt nigdy więcej o nim nie słyszał. Niedługo potem na brzegu jeziora znaleziono tylko jego beżowe spodenki i sporo brudnych bandaży. Co się wydarzyło? Czy DIM-9 przedostały się do swojego wymiaru? Czy Walter udał się tam razem z nimi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz