Dobrze, że powoli zbliżamy się do końca książki. Rozdział ósmy, o nadawaniu tempa sesji. Jak sprawić, by gracze się pocili z nerwów i byś czuł, że żaden Mistrz Gry nie ma większego penisa od ciebie? John Wick ma kilka pomysłów.
Jeden
z nich zakłada użycie czasomierza do gotowania jajek. Nie mów po co jest, czemu
służy i jakie wprowadzasz w związku z tym zasady. Tylko po upływie ustawionych
45 minut zabij pierwszą postać gracza w jakiś spektakularny sposób. Przypominam,
co Wick pisał o zwolennikach Wolnej Formy.
Otóż,
jest to propozycja chujowego zarządzania informacją. Nie mów nic, niech się
domyślą. 45 minut męczarni, kręcenia się w kółko, żeby dostać pierwszą wskazówkę.
Gdybym miał odpaść z gry w ten sposób, podziękowałbym na dobre. Bo wiecie, po
czasie reszta ekipy zorientuje się, po co tak naprawdę jest ten czasomierz i
faktycznie zacznie się denerwować. Ale ja nie, bo czekają mnie przynajmniej 3
godziny siedzenia na debilnej sesji, z której zostałem wyłączony, bo Mistrz Gry
nie wyjaśnił o co mu chodzi.
Na
tym etapie jestem zdania, że John Wick nie ma szczególnego kontaktu z
rzeczywistością. Bez wątpienia jest ciekawym twórcą, ale to za mało, by
traktować go poważnie.
Często
powtarzałem ludziom, że bohaterowie, jakich stworzyłem w moich grach, są
bardziej realni niż ja sam. W końcu więcej ludzi kojarzy Bayushi Kachiko niż
Johna Wicka, prawda? (Graj Twardo, Gliwice 2008, s. 85)
Otóż
to, o twojej prawdziwości świadczy to, ile osób cię kojarzy. Na szczęście nie
jesteś prawdziwy, Johnie Wicku, i ta książka też nie jest prawdziwa. Jest tylko
wytworem mojej chorej wyobraźni, ale nie zdecyduję się jej napisać, żeby nie
marnować czasu innych ludzi. Przez to wszystko nawet nie bardzo mam siłę uznać,
że później znów pojawia się kilka fajnych pomysłów. Jestem zirytowany i nie mam
ochoty pisać o Assamicie, postaci do Wampira, którą stworzył Wick.
Na
sam koniec przytoczę jeszcze tylko jeden fragment z rozdziału poświęconego
Graczom.
Jeśli
wiesz, że twój MG nie radzi sobie najlepiej z odgrywaniem BN, pakuj się w
interakcję i rozmowy. Jeśli wiesz, że słabo idą mu walki, ładuj się w walki z
ważnymi BN. Trzymanie graczy w nieustannym napięciu jest dobre dla graczy. Dla
MG też. (Graj Twardo, Gliwice 2008, s. 109)
Nie
bardzo rozumiem. Oczywiście, ważne jest, by Mistrz Gry także czerpał jakąś
satysfakcję z sesji. Inaczej szybko się wypali i przestanie prowadzić, prawda?
Ale o co chodzi Wickowi w tej sugestii? By wykorzystywać niedobory warsztatowe
Mistrza Gry? Po co? Na szczęście następny akapit ujęty w nawias tłumaczy, że
jednak trzeba brać pod uwagę to, co założył sobie Mistrz Gry i niegrzecznie
jest psuć jego pracę wykorzystując jego warsztatowe słabości.
*
Nie
dziwę się, dlaczego książka Wicka wzbudziła tyle kontrowersji. Zacznijmy od
tego, że bezsprzecznie trzeba uznać jego wkład w scenę gier fabularnych. 7th
Sea i Legenda 5 Kręgów to gry niesamowicie popularne. Ja sam
przecież jestem fanem Legendy. Dzięki nim chyba zacząłem uczyć się operowania
konwencją. Ale John Wick jest, niestety, twórcą strasznie nierównym. Jego
teksty warsztatowe, niestety, nie są przemyślane, a proponowane przez niego
rozwiązania częstokroć ocierają się o zwykłą głupotę. Stąd właśnie te
kontrowersje. Nie odmówię mu szeregu dobrych pomysłów, epizodów zdrowego
rozsądku i jakiejś RPGowej dojrzałości, ale one giną pod ciężarem innych
debilizmów.