sobota, 20 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 20

Jak długo trwają twoje gry?


W sensie, jak długo trwają pojedyncze sesje, czy jak długo trwają - nie wiem - prowadzone kampanie? W obu przypadkach, oczywiście, nie ma jednej odpowiedzi, bo sprawa jest przecież bardziej złożona, no bo reżim czasowy, deficyt czasowy, zmienne życiowe przekładające się na dostępność i możliwości innych uczestników i pewnie wiele innych. 

Ostatnimi czasy sesje zaczynam około 19:30-20:00 i to daje takie bezpieczne dwie, a czasem nawet trzy godzinki gry. Wiadomo, że czasem trochę za bardzo się rozpędzimy i zdarza nam się kończyć o północy, ale ponieważ gram z różnymi drużynami, trudno tutaj wskazać na jakieś uniwersalne prawidłowości.

Co do kampanii to w ogóle trudno jest wyłapać jakąkolwiek regułę, bo:

A) na początku nigdy nie planuję potencjalnej długości kampanii, chyba że to Wyprawa za Mur i z góry decydujemy, że będzie to nieco dłuższe sandboxowe granie;

B) Długość kampanii przekłada się na liczbę sesji oraz ich częstotliwość;

C) Czynniki losowe.

No więc biorąc pod uwagę powyższe, to z poprowadzonych w ciągu ostatnich dwóch lat kampanii sprawa wygląda tak:

Mutant: Year Zero - w toku kampanii udało mi się wypracować pewien porządek i zmierzałem do tego, by całość zajęła nam około 18 sesji. Kampania się wysypała, bo Gracze stopniowo zaczęli rezygnować;

Vaesen - cała kampania o poszukiwaniu baronowej Katji Kokoli, mistrzyni jednej z Bohaterek, wraz z odrodzeniem i do pewnego stopnia rozwinięciem wątku Stowarzyszenia zajęła nam bodajże 14 sesji. Któregoś razu wrócimy do Vaesen, by rozegrać kolejny sezon, jakieś 10-20 lat później;

Wyprawa za Mur - sandbox, który wciąż się toczy. Mamy 16 sesji na liczniku i podejrzewam, że założone na początku wątki zamkną się w 18-20 sesjach. Potem być może zrobimy krótką przerwę, nie wiem jeszcze i ewentualnie pchniemy timeline do przodu.

Dungeon World - cała kampania, mocno rozciągnięta w rzeczywistym czasie (mieliśmy ogromne przerwy między sesjami, ale to też było wiadome od początku), zajęła nam 6 sesji. To się sprawdziło, dość wyraźny podział na początek, rozwinięcie i zakończenie. Nie przedłużaliśmy na siłę, a wspólne światotworzenie z Graczami mocno nasycało sesje ciekawą treścią.

Wszelkie raporty z sesji, a także parę innych kampanii w grach takich jak Czarny Kod, Maze Rats, L5K, Tales from the Loop poczytacie w zakładce Raporty z sesji. 

piątek, 19 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 19

Dlaczego moja ulubiona gra ze mną została?


W tym rzecz, że nie jestem pewien, czy została. W tym sensie, że nie gram w nią zbyt często, ale bardzo bym chciał ją mocniej ograć i na pewno to w końcu zrobię, tylko nie wiem kiedy, nie wiem z kim i nie wiem jak - bo po dość długiej przerwie większość zasad musiałbym poznać na nowo, przypomnieć sobie, nabrać tej płynności w prowadzeniu.

O jakiej grze mowa?

No chyba wiadomo, że o Legendzie 5 Kręgów. Dlaczego akurat ona?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.



Pierwsza edycja, wydana po polsku, miała przystępną mechanikę. Fajnie było mieć dużo k10-ek w łapie. Graliśmy wówczas jako gimnazjalisto-licealiści, mieliśmy dość proste oczekiwania. Żadnego tam parzenia herbaty i liczenia oddechów wraz z upadającym kwiatem wiśni niesionym pierwszym zimowym powiewem wiatru. Liczyło się dużo zatrzymywanych kości i spuszczanie - brzydko mówiąc - wpierdolu złym Skorpionom (no co, takie mieliśmy bardzo prostoduszne widzenie świata) i potworom.

Potem Legenda poszła na długie lata w odstawkę aż do momentu, gdy FFG ogłosiło wypuszczenie karcianki i RPGa. Pamiętam, że podręcznik zamawiałem od razu, gdy tylko pojawił się w ofercie, choć byłem wówczas na drugim końcu świata na wyjeździe służbowym. Choć linia karciankowa została zarżnięta, trzymam te karty i się ich nie pozbędę. Na chwilę obecną uważam, że to była moja ostatnia gra karciana, w którą ładowałem tyle pieniędzy i teraz - nawet nie mając szczególnych perspektyw na grę. 

W każdym razie, piąta edycja L5K przyniosła ogromne zmiany mechaniczne i nie ma co do nich szerszego konsensusu - jedni mają to za herezję, inni uważają, że to najlepsze, co się mogło zdarzyć. Choć mój mały mechaniczny rozumek ma niekiedy problemy z nową Legendą, wciąż ją lubi. Kości dające jakieś szersze możliwości interpretacyjne, dodatkowe aspekty dzięki „opportunitkom” itd. 

No ale przecież RPG30+ to mechaniczny jełop, więc raczej nie przez zasady L5K zostaje w jego serduszku. No to co? Setting? Bardzo oryginalny, nie powiem: szereg frakcji o wyraźnych motywach przewodnich, bardzo wielkie zło zza muru, który to został postawiony dawno temu. Nie, magia L5K czai się głębiej i jest trudna do uchwycenia. To pewnie mariaż tegoż settingu (ale nie tak powierzchownie określonego, jak powyżej), bardzo magicznego przecież i egzotycznego z konwencją samurajskiej dramy. Inaczej nie umiem tego opisać, zbyt mało słów znam, żeby to określić. Bo wiadomo, jak człowiek mało czyta, to i słownictwo ma ubogie.

czwartek, 18 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 18

Mój fotel to moje ulubione miejsce do grania. 

Od dwóch lat, od kiedy wróciłem do grania w RPGi, spotkania online absolutnie mi nie przeszkadzają, wręcz często są o wiele bardziej atrakcyjne i wygodne, bo - jak już wspominałem parę razy tu i ówdzie - nikt nie musi wracać do domu po nocach. Jak ktoś ma ochotę, to się napije. Jak ktoś potrzebuje przerwy, to idzie do własnego kibla i nie martwi się, że komuś popsuje spłuczkę.

No ale wiadomo, że - jak to się głosi - prawdziwego granka nic nie zastąpi. Bo to wciąż prawdziwa interakcja społeczna, bo cała gama komunikacyjnych aspektów, których nie sposób doświadczyć na kamerce, że radość ze wspólnego jedzenia pizzy i chipsów, a potem radość gospodarza, gdy samotnie wyciera stół i odkleja od niego kostki, bo komuś się Cola rozlała i teraz wszystko się klei.

Być może to trochę tak, że granie online mnie rozleniwiło. Wysiłek, jaki trzeba włożyć w organizację takiej sesji jest o wiele mniejszy, niż w przypadku grania na żywo. Miejsce gry ogranicza się do mojego biurka lub kanapy, nie muszę nic przestawiać ani upewniać się, że szklanki są czyste. Nie muszę sprzątać po sesji. Zdziadziały człowiek po trzydziestce, mający na dodatek mocno ograniczone zasoby czasowe docenia takie udogodnienia. Naprawdę. 

środa, 17 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 17

Siedemnaście. 


Trudno mi mówić o MOJEJ ulubionej grze. Lubię wiele gier. Do części z nich czuję większą miętę, mam większy sentyment. Niezmiennie to Legenda 5 Kręgów. Dużo też ogrywam Wyprawę za Mur i niekiedy gdzieś na Facebooku zdarza mi się nazwać tę grę moją małą miłością.

Choć może być inaczej, wydaje mi się, że obie te gry umiejscowione są w przeszłości. Oczywiście nie musi tak być, bo przecież wydarzenia w Star Warsach działy się dawno temu w odległej galaktyce, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Wyprawa za Mur działa się kiedyś w przyszłości, gdy nas już nie będzie.

W każdym razie, odkrywam w sobie jakiś rodzaj totalnej i chłodnej obojętności na settingi współczesne. W tym sensie, że mam jakieś wewnętrzne poczucie, że szkoda mi czasu na granie w zmodyfikowanym świecie, w którym żyjemy. Nie oznacza to, że unikam tego jak ognia, bo jakiś czas temu poprowadziłem na przykład sesję Monster of the Week w dzisiejszej Polsce. No ale jak tak bardziej się nad tym zastanawiam, to być może w tym leży jakiś rodzaj reakcji „meh” na gry typu Wampir albo Kult? 

Nie wiem. To jest do przemyślenia. Być może odpowiedź jest bardziej złożona, a „współczesność” settingu jest raptem jej elementem. Oddam się medytacji na ten temat.

wtorek, 16 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 16

Nie ma idealnych gier ani sesji. 


Mogę powiedzieć tak:

Idealna gra ma super wciągający i prosty do zrozumienia setting, a także szybką i dynamiczną mechanikę oddającą fantastyczne emocje. Podobne rzeczy można przeczytać na tylnych okładkach większości gier.

Idealna sesja zawierałaby natomiast doskonałe proporcje storytellingu oraz kostkarstwa. Rozwiązania mechaniczne nie burzyłyby klymatu, a klymat wspierany byłby przez element losowy.

Wiecie, to nie to, że mnie pisanie takich bzdur męczy, bo RPGaDAY jest dla mnie przede wszystkim szkołą i wyzwaniem dla utrzymania dyscypliny. W poprzednich edycjach świetnie się bawiłem, ale tutaj dostaję lekkiej irytacji. Irytacji nie faktem, że codziennie piszę, bo to dla mnie akurat świetna sprawa. Już nawet nie irytacji tym, że tematy są mdłe. Dopada mnie jakiś rodzaj frustracji, bo k4 osoby faktycznie wejdą na tego bloga i czytają to, co napisałem i trochę mi smutno, że otrzymują kumulację bullshitu Ałtora-Tego-Bloga z Debilnymi-Pomysłami-Autora-RPGaDAY.

Skonkluduję więc szybko i krótko:

Nie ma warsztatowo idealnych sesji. Nie ma muz, które wyniosłyby Was na wyżyny mistrzowania. Jedynym kryterium jest zabawa i satysfakcja. Jeśli uczestnicy pod koniec albo po czasie stwierdzają, że nie czuli się dobrze, to coś poszło nie tak.

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 15

Gdybym mógł dowolnie poprosić kogoś o poprowadzenie mi sesji, wybrałbym Ernesta Hemingwaya lub Neila Gaimana.




Pierwszy doskonale nadawałby się do jakiegoś realistycznego, smutnego Wampira bez wampirów. Na przykład sesja działaby się w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Albo mógłbym grać umierającym typem na safari. No rozumiecie, Hemingway to jednak był majstersztyk smutnej konfrontacji z rzeczywistością, cała sesja mogłaby być wręcz dialogiem z samym sobą (albo otoczeniem) na miarę Disco Elysium. Poza tym pewnie byśmy się napili. 

A Neila Gaimana to chyba nie trzeba przedstawiać. Obecnie próbuję oglądać netflixowego Sandmana, ale ostatnimi czasy wieczorami jestem tak zmęczony, że po piętnastu minutach odlatuję. Sandman i odlot. Hehe. W każdym razie myślę, że Gaiman byłby mistrzem prowadzenia Wyprawy za Mur. Nie to, że od razu trzeba wyruszać w podróż po Gwiezdny Pył, ale gość ma niezwykłą łatwość w kreowaniu magicznych elementów rzeczywistości, że aż trudno mi w to niekiedy uwierzyć.

Cóż, Hemingway już raczej mi nie poprowadzi, ale jeśli ktoś z Czytelników dysponuje możliwością skutecznego dotarcia do Neila Gaimana, to bardzo ładnie proszę, aby gdzieś - choćby między przecinkami - wspomnieć o jednym smutnawym blogerze, co to czeka na tę sesję.

niedziela, 14 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 14

Dzisiaj powinienem zaproponować kilku znajomym jakąś nową grę do ogrania. Cóż, określenie „nowa” budzi moje wątpliwości: czy ma to być coś zupełnie, ZUPEŁNIE nowego, niespotykanego i egzotycznego, czy może po prostu coś, w co jeszcze żadne z nas nie grało, choć zna i słyszało o tej, czy innej zaproponowanej grze. Kolejne pytanie: czy nowość aplikuje się zarówno do settingu i mechaniki, czy może wystarczy jeden z tych elemenetów? No bo w dobie takiej 5 edycji Dungeons&Dragons, gdzie nawet iteracja L5K (Adventures in Rokugan) została przestawiona na d20, może być trudno mówić, że gramy w coś nowego, nie? Po swojemu postanawiam zatem, że powyższe wątpliwości wywalam do śmietnika i po prostu proponuję oznaczonym na Facebooku osobom kilka giereczek.


Midnight: Legacy of Darkness


Marzy mi się dłuższa kampania z możliwie konsekwentnym trzymaniem się zasad podręcznikowych (i ewentualnie późniejszymi houserulami). Dark fantasy z epickim zacięciem, absolutnie rozległy świat przedstawiony, tematyka ciekawa z survivalowym imperatywem. Wyobrażam sobie, że by zintensyfikować proces poznawania i konsumowania Midnighta, spokojnie mógłbym poprowadzić kilka mniejszych kampanii dla kilku drużyn w różnych rejonach Eredane.


Legenda 5 Kręgów


Długo już nie prowadziłem, a wciąż L5K pozostaje moim filarem RPGowej sympatii. Podobnie jak w przypadku Midnighta, Rokugan jest tak wielki i zróżnicowany tematycznie, że w ramach intensywniejszej konsumpcji dałoby się tutaj poprowadzić kilka mniejszych kampanii w tym samym czasie, spiętych wspólnym mianownikiem, na przykład wojną.


Deadlands / Cowboy World / Spellslinger


Potrzeba westernu gdzieś tam się głęboko w moim serduszku odzywa. W tym roku chciałem chociaż na chwilę wrócić do Savage Worlds (dlatego Deadlands: Reloaded wydaje się fajnym pomysłem), ale równie dobrze można by wykorzystać setting i steampunkowe zasady na PbtA zaproponowane w Cowboy World. Cebulo-wisienką na torcie byłby natomiast Spellslinger, czyli mały setting fantasy-western na wcześniejszej wersji d20.

Ostrza w Mroku

W tym roku chciałem też w końcu wypróbować coś na FitD. Ostrza w Mroku zasługują na wykorzystanie. Granie szajką wydaje się tutaj całkiem sprzyjające starczym deficytom czasu. Każdy skok to przecież oddzielna sesja, więc nie ma problemu z rotacją Graczy. Podoba mi się towarzysząca temu wszystkiemu ewolucja settingu, obserwowanie zmian samej Szajki i Doskvol z szerszej perspektywy w takim trybie długoterminowym.


sobota, 13 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 13

Kolejny mocny kandydat w kategorii kretyńskich tematów na RPGaDAY. Co mógłbym zmienić w tym, jak zaczynałem przygodę z RPGami? 


Wiem! Wtedy, w 1998 roku, zamiast siedzieć na tym dusznym pięterku, mogliśmy pójść do lasu i poczekać, aż się ściemni. Wówczas, oblezieni przez komary i kleszcze, z biegającymi wokół dzikami i jakimiś chorymi patusami (takie to były czasy) na pewno poczulibyśmy prawdziwy klimat Warhammera. Może dzięki temu dzisiaj byłbym jakimś poważnym storytellingowcem i wrogiem kości, może wywindowałbym swoje umiejętności narracyjne. Ale wyszło inaczej i dziś niekoniecznie zależy mi na klimaceniu. Nie jestem atrakcyjnym Mistrzem Gry.

Mogę jednak powiedzieć, że miałem szczęście, bo moja pierwsza sesja nie spowodowała u mnie żadnych traum. Nie to, żebym jako dziecko miał już jakieś trudne przeżycia (bo nie miałem), ale nie wydarzyło się nic, co mogłoby mnie skutecznie do dalszego grania zniechęcić. Mistrz Gry nie był egotycznym dupkiem (poza tym, że skrzywioną miną ocenił moją chęć wykorzystania umiejętności taniec), mieliśmy jakiś tam wpływ na fabułę, także dalej mogłem się RPGowo rozwijać swoim własnym tempem. 

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy mogą nie mieć tyle szczęścia. Słyszą gdzieś w mediach o grach fabularnych, idą na konwent i szukają jakiegoś dyżurnego Mistrza Gry. Sprawy mogą się wówczas różnie potoczyć, nie mamy pewności, na kogo trafimy. Chyba tylko gorzej mogą skończyć się poszukiwania Mistrza Gry w internecie, bo dostęp do wszelkiej maści społecznych wykrętów i krzywdzicieli jest przecież zdecydowanie ułatwiony.

piątek, 12 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 12

Na ten moment, pytanie to uznaję za najbardziej idiotyczne w ramach tegorocznej edycji RPGaDAY. Dlaczego zacząłeś grać w RPGi? 


No bo przecież to oczywiste, że gdy jako mały gnojek siadałem do swojej pierwszej sesji, czyniłem to w pełni świadomie i doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co chcę osiągnąć. Wtedy już doskonale wiedziałem, czego chcę od gier fabularnych. Wiedziałem co mnie będzie w nich fascynować oraz już planowałem odpalenie swojego pierwszego bloga, który - byłem pewien - przetrwa maksymalnie dwa lata, a ja udam się na dziesięcioletnie wygnanie, by znów wrócić do blogowania. Przewidywałem wówczas, że w trakcie akcji RPGaDAY, która dopiero miała zostać wymyślona, w końcu padnie to pytanie: dlaczego zacząłeś grać w RPGi?

W moim przypadku zetknięcie z grą fabularną było zupełnie niezapowiedziane, było zaskoczeniem i wszelkie aspekty i frajdę z grania odkrywałem na bieżąco. Więc nie wiem, dlaczego zacząłem. Ale wiem, dlaczego gram i dlaczego po długiej przerwie wróciłem do grania.

Gram, bo uwielbiam to, jak z sesji na sesję rozwija się historia. Jak dochodzą kolejne doświadczenia, zdarzenia, sceny i wspomnienia, które później, na kolejnych sesjach, można przywoływać i mówić „ej, a pamiętacie jak…”. Poza tym jest to kreatywny rodzaj rozrywki, który odpowiada moim potrzebom.

Wróciłem do RPGów, bo był lockdown, a mój stan zdrowia psychicznego był - delikatnie mówiąc - fatalny i potrzebowałem tego eskapizmu wspieranego dodatkowo zajęciem, jakim jest prowadzenie bloga. Pisanie o RPGach pełni w moim życiu funkcję terapeutyczną i po ponad dwóch latach konsekwentnego pisania mogę powiedzieć, że  (w moim przypadku, oczywiście) to zadziałało.

czwartek, 11 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 11

W jakim settingu mógłbym mieszkać? W Rokuganie, oczywiście.



Wyobraźmy to sobie.

Jest kolorowa, magiczna kraina. Szmaragdowe Cesarstwo pięknie się rozwija. Państwo dba o swoich: na przykład ma bardzo dobrze rozwinięte prawo pogrzebowe - każdemu przysługuje kremacja. Państwo też wyraźnie pokazuje, kto i gdzie przynależy. 

Bo wiadomo, że mogę sobie marzyć, że byłbym takim zamyślonym samurajem-filozofem z Klanu Smoka albo innym wymiataczem, ale prawda jest taka, że najpewniej byłbym zwykłym chłopem. A zatem pewnie szybko skończyłbym żywot gdzieś w rowie. Dlaczego? A bo bolą mnie plecy i trudno byłoby się kłaniać przed każdym napotkanym samurajem. W końcu jakiś nagrzany Lew by nie wytrzymał i tak by się skończyła moja przygoda w Rokuganie.

Ale na serio: większość RPGowych settingów ma w sobie jakieś zagrożenia, jakiś zarys konfliktu. Wielkie Zło za murem, Chaos z północy, jakiś cień nadchodzącego Władcy Demonów. W gruncie rzeczy nasz świat jest równie porąbanym settingiem, no nie?

Wracając do Rokuganu: lubię jego baśniowość. Lubię wyobrażać sobie feerie barw, złote pola, różowe kwiaty wiśni, zieleń smoczych kimon. Mam wrażenie, że Rokugan ma to do siebie, że niesamowicie stymuluje wizualnie. To, oczywiście, zasługa artystów odpowiadających właśnie za wizualną stronę gry i nie mam wątpliwości, że zrobili to doskonale.

Gdybym mógł wybrać sobie miejsce do życia w Rokuganie, prawdopodobnie zdecydowałbym się na jakieś oddalone od cywilizacji górskie sanktuarium. No nie poradzę, od lat czuję miętę do tego, co reprezentuje sobą Klan Smoka. Poza tym całkiem dobrze radzę sobie z samotnością, także codzienne gapienie się na góry bez jazgotu i problemów dnia codziennego całkiem bym sobie cenił.

środa, 10 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 10

Dziesięć. Kiedy zacząłeś mistrzować?


Pierwszą sesję na pewno poprowadziłem na tym samym wyjeździe, kiedy poznałem Warhammera. Pamiętam, że w trakcie przygody pojawił się niziołek (jakoś średnio kojarzyłem go z hobbitem), chyba był czarnym charakterem. Ta ilustracja przedstawiająca niziołka w podręczniku do pierwszej edycji wciąż tkwi mi przed oczami, jak pakuje sobie jakąś bułę albo kiełbasę do ust. Pamiętam też, że akcja działa się na statku i że doszło do wściekłego ataku równie wściekłych i bezlitosnych szablodziobów, czy innych ptaków również ujętych w podręczniku.

Co jednak było istotne (dotarło to do mnie z upływem czasu), nie miałem wtedy żadnych kompleksów - od razu chciałem spróbować bycia tym mitycznym Mistrzem Gry, demiurgiem, który nasyłał na Bohaterów stada agresywnych ptaków. Lata później prowadzenie obcym ludziom stało się dla mnie problemem - intymność sesji, wrodzony introwertyzm i nieśmiałość nie ułatwiały mi poszerzenia erpegowego spektrum - otwarcia się na perspektywy innych ludzi.

Na szczęście ten epizom mam już za sobą i znowu - tym razem zwyczajnie mam to już gdzieś - nie mam problemów z prowadzeniem sesji nowym, obcym osobom. Staram się zapewnić im komfort, staram się, by dobrze się bawiły, ale nie zapominam, że inni współuczestnicy zabawy również za jakość zabawy odpowiadają. No i tyle.