Uczestniczyli
Mistrz Gry - W.
Leopold von Edelheim, uczeń czarodzieja – M.
Gaunter Gottgraf, tajemniczy łotr z półświatka – W.
Ulfman Weihman, młody kapłan Taala – G.
Felix K., biczownik – K.
Wszystko zaczęło się od spotkania o świcie w rezydencji znanego i bogatego zielarza, Klemensa
Mauchera. Bohaterowie po kolei zjawiali się na miejscu, by przyjąć zlecenie.
Maucher najpierw poprosił o znalezienie rzadkich specyfików: liści bagiennej
paproci, które przyjmowały kolory wichrów magii (miały rosnąć na obszarze
tajemniczych kamiennych kręgów, w pobliżu masywnego menhiru). Ponadto poprosił o
poszukanie innej grupy, która z tym samym zadaniem wyruszyła tydzień wcześniej
i nie wróciła. W owej grupie był ojciec Cedrik, kapłan Taala i dobry znajomy
zleceniodawcy (za jago znalezienie przysługiwała dodatkowa nagroda pieniężna). Bohaterowie dostali skromną zaliczkę, by kupić porządne,
tileańskie buty, bo te paprocie były na bagnach, a tam są pijawki i one się
przysysają i to jest obrzydliwe.
Następnie grupa udała się
opłaconym wcześniej powozem do Geruchshafen, gdzie zatrzymała się w karczmie, a
następnie przez Geruchsdorf miała udać się w las na poszukiwania. Śmieszna
sprawa, bo Mistrz Gry przekręcił nazwę miejscowości i wcześniej nawet nie
zorientowałem się, że będziemy zmuszeni udać się do miejsca, w którym bardzo
nie chcę być. Gdy wyjaśniliśmy już to sobie, Felix najpierw upierał się, że
Geruchsdorf to tak mała wioska, że niemal na pewno nie ma w niej poszukiwanej
grupy. Później ze wstydem opowiedział, że nie jest tam mile widziany, bo przez
niego na wioskę spadło wiele nieszczęść. Ostatecznie Felix ominął Geruchsdorf i
czekał na szlaku na resztę grupy, która w tym czasie chciała wypytać o poszukiwanego
Cedrika i drogę do miejsca obfitego w magiczne paprotki.
Zaopatrzeni w nową wiedzę Bohaterowie
wchodzą do lasu. Felix bazując na znajomości okolicy i otrzymanych wskazówkach
kieruje się intuicją, a Ulfman w tym czasie, jak rasowy detektyw dokładnie bada
wszystkie ślady, dzięki czemu przez parę dobrych godzin forsownego marszu grupa
nie zbacza ze szlaku. Rozbicie obozu i dywagacje nad tym, kto kiedy staje na
straży, ale w nocy nic się nie wydarzyło.
Nazajutrz atmosfera w lesie robi
się coraz mniej przyjemna. Powietrze stało się cięższe, zapach zgniłej wilgoci wdzierał
się do nozdrzy. Po kilku godzinach drogi Bohaterowie natykają się na dwóch
Ungorów kłócących się między sobą o jakiś egzotyczny miecz, jakby szablę. To
była wskazówka, bo grupa wiedziała, że jeden z członków poprzedniej wyprawy
takowym dysponował.
Pierwsza walka! Leopold próbuje
wyczarować magiczny płomyk, czy iskrę. Gaunter szarżuje i rozcina sztyletem pierwszego
potwora. Ulfman strzela z łuku w uciekającego zwierzoludzia, a Felix z Sigmarem
na ustach rusza w pościg. W drugiej rundzie Leopold ponownie macha ręką i
wymrukuje jakieś zaklęcia, ale bez skutku (dopiero w trzeciej wyprodukuje iskrę,
która łagodnie musnęła plecy przeciwnika). Gaunter dopada do Ungora, lecz nie
trafia. Wówczas Felix z wrzaskiem, wymachując korbaczem, roznosi potwora i zadaje
kilka nadprogramowych ciosów zwłokom. Gaunter zabiera egzotyczny
miecz ze sobą, musi przecież czymś walczyć.
Po dalszych poszukiwaniach
Bohaterowie trafili na makabryczną scenę: zniszczony obóz. Egzotycznie ubrany
mężczyzna (ten od zakrzywionego miecza) przybity wielką włócznią do drzewa.
Dwoje innych też gdzieś rozrzuconych. W pobliżu także pozostałości po niedźwiedziu,
prawdopodobnie zesłanym przez Taala na pomoc Cedrikowi. Trupy obgryzione przez niesprecyzowanych padlinożerców. Samego kapłana jednak
nie było. Po niepewnych śladach Bohaterowie szukali go dalej, aż w końcu
Leopold dostrzegł skulonego starca zwiniętego w kłębek w jakiejś dziurze.
Ukrywał się tam od kilku dni.
Cedrik otrzymał stosowną pomoc
medyczną. Po nocy spędzonej na odpoczynku opowiedział, jak grupa zwierzoludzi
wpadła do obozu i rozniosła nieszczęśników. Wcześniej kapłan przechwalał się
(tak Bohaterowie usłyszeli w Geruchsdorfie), że uczestniczył w udanej obławie i
okolica była wolna od dwukopytnych. Jakże się mylił!
Pozostało udać się na
poszukiwanie magicznej paproci. Leopold z Gaunterem ruszyli na szpicy, Ulfman,
Felix i Cedrik z tyłu, powoli, bo stary kapłan poruszał się bardzo powoli. Na
miejscu pojawili się zwierzoludzie, którzy dostrzegli Leopolda, ale nie ruszyli
w pogoń. Tutaj bardzo długo zastanawialiśmy się nad odpowiednią strategią. Tak
długo, że w międzyczasie potwory zostały zaatakowane przez jakąś bagienną
ośmiornicę (tutaj przypomniano, że jesteśmy na bagnach). Skoro tak, to czekaliśmy
dalej, niech się zmęczą.
W końcu dochodzi do walki.
Szarża. Leopold miał odwrócić uwagę potworów (wśród nich był jeden bardzo
duży!). Reszta wówczas szykuje się do szarży. Ulfman wymadla błogosławieństwa.
Cedrik, na wszelki wypadek, prosi Taala o pomoc kolejnego niedźwiedzia. Wtedy
Leopold ciska czarem, który w zasadzie zamknął grę – liczba Punktów Sukcesu
wystarcza do potraktowania magicznym pociskiem wszystkich wrogów. Według
interpretacji zasad, to oznaczało zdobycie kilku Punktów Przewagi, więc kolejny
czar położył trzy, czy cztery bestie zanim zdążyliśmy do nich dobiec. Został ostatni,
wielki… Gor? Minotaur? Gaunter wpada dzielnie, ale nie trafia. Wówczas Felix
poczuł, że to jego moment – ruszył wściekle i, poświęcając Punkt Bohatera, utłukł
potwora.
Pokonawszy wszystkich wrogów,
pozostało zebrać wskazane kolorowe liście paproci. Ale coś było nie tak –
niektóre liście były koloru bursztynowego, ale trudno było dostrzec inne kolory
magii. Leopold znalazł na jakimś kamieniu (dobrze pamiętam?) tajemniczy symbol.
Sięgnął po kamień i w tym momencie sesja się zakończyła.
*
Osobiście uważam, że możemy
odtrąbić sukces: zagraliśmy wspólnie online i nie było wielkiego dramatu.
Oczywiście, gra się inaczej. Trzeba się pilnować, by nie mówić jednocześnie, bo
wtedy nic się nie słyszy. Ewentualnie, gdy toczy się jakaś scena, a ktoś
niekoniecznie w niej uczestniczy, to można się komunikować czy to na
Discordzie, czy na czacie (używaliśmy Google Hangouts), żeby nie przeszkadzać
innym.
Taka forma komunikacji w jakiś
sposób implikuje charakter sesji. Osobiście czułem, że nie potrafię nawet mówić
o tym, co czuje moja postać. Gdzieś rozmywał się ten wstyd i trochę więcej
wynurzeń na temat zagłady grożącej Imperium, czyli to wszystko, co miało przez moją postać przemawiać. Emocjonalna sfera sesji trochę się
rozmywa, jest trudniejsza do uchwycenia i albo wymaga ściślejszego opisu (wręcz
wprost, „Felix czuje się tak i tak”) albo należy to sobie odpuścić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz