poniedziałek, 13 kwietnia 2020

[WFRP] W poszukiwaniu Cedrika i paproci, cz. 1


Sesja rozegrana online 27 marca 2020 r.

Uczestniczyli
Mistrz Gry - W.
Leopold von Edelheim, uczeń czarodzieja – M.
Gaunter Gottgraf, tajemniczy łotr z półświatka – W.
Ulfman Weihman, młody kapłan Taala – G.
Felix K., biczownik – K.

Wszystko zaczęło się od spotkania o świcie w rezydencji znanego i bogatego zielarza, Klemensa Mauchera. Bohaterowie po kolei zjawiali się na miejscu, by przyjąć zlecenie. Maucher najpierw poprosił o znalezienie rzadkich specyfików: liści bagiennej paproci, które przyjmowały kolory wichrów magii (miały rosnąć na obszarze tajemniczych kamiennych kręgów, w pobliżu masywnego menhiru). Ponadto poprosił o poszukanie innej grupy, która z tym samym zadaniem wyruszyła tydzień wcześniej i nie wróciła. W owej grupie był ojciec Cedrik, kapłan Taala i dobry znajomy zleceniodawcy (za jago znalezienie przysługiwała dodatkowa nagroda pieniężna). Bohaterowie dostali skromną zaliczkę, by kupić porządne, tileańskie buty, bo te paprocie były na bagnach, a tam są pijawki i one się przysysają i to jest obrzydliwe.

Następnie grupa udała się opłaconym wcześniej powozem do Geruchshafen, gdzie zatrzymała się w karczmie, a następnie przez Geruchsdorf miała udać się w las na poszukiwania. Śmieszna sprawa, bo Mistrz Gry przekręcił nazwę miejscowości i wcześniej nawet nie zorientowałem się, że będziemy zmuszeni udać się do miejsca, w którym bardzo nie chcę być. Gdy wyjaśniliśmy już to sobie, Felix najpierw upierał się, że Geruchsdorf to tak mała wioska, że niemal na pewno nie ma w niej poszukiwanej grupy. Później ze wstydem opowiedział, że nie jest tam mile widziany, bo przez niego na wioskę spadło wiele nieszczęść. Ostatecznie Felix ominął Geruchsdorf i czekał na szlaku na resztę grupy, która w tym czasie chciała wypytać o poszukiwanego Cedrika i drogę do miejsca obfitego w magiczne paprotki.

Zaopatrzeni w nową wiedzę Bohaterowie wchodzą do lasu. Felix bazując na znajomości okolicy i otrzymanych wskazówkach kieruje się intuicją, a Ulfman w tym czasie, jak rasowy detektyw dokładnie bada wszystkie ślady, dzięki czemu przez parę dobrych godzin forsownego marszu grupa nie zbacza ze szlaku. Rozbicie obozu i dywagacje nad tym, kto kiedy staje na straży, ale w nocy nic się nie wydarzyło.

Nazajutrz atmosfera w lesie robi się coraz mniej przyjemna. Powietrze stało się cięższe, zapach zgniłej wilgoci wdzierał się do nozdrzy. Po kilku godzinach drogi Bohaterowie natykają się na dwóch Ungorów kłócących się między sobą o jakiś egzotyczny miecz, jakby szablę. To była wskazówka, bo grupa wiedziała, że jeden z członków poprzedniej wyprawy takowym dysponował.

Pierwsza walka! Leopold próbuje wyczarować magiczny płomyk, czy iskrę. Gaunter szarżuje i rozcina sztyletem pierwszego potwora. Ulfman strzela z łuku w uciekającego zwierzoludzia, a Felix z Sigmarem na ustach rusza w pościg. W drugiej rundzie Leopold ponownie macha ręką i wymrukuje jakieś zaklęcia, ale bez skutku (dopiero w trzeciej wyprodukuje iskrę, która łagodnie musnęła plecy przeciwnika). Gaunter dopada do Ungora, lecz nie trafia. Wówczas Felix z wrzaskiem, wymachując korbaczem, roznosi potwora i zadaje kilka nadprogramowych ciosów zwłokom. Gaunter zabiera egzotyczny miecz ze sobą, musi przecież czymś walczyć.

Po dalszych poszukiwaniach Bohaterowie trafili na makabryczną scenę: zniszczony obóz. Egzotycznie ubrany mężczyzna (ten od zakrzywionego miecza) przybity wielką włócznią do drzewa. Dwoje innych też gdzieś rozrzuconych. W pobliżu także pozostałości po niedźwiedziu, prawdopodobnie zesłanym przez Taala na pomoc Cedrikowi. Trupy obgryzione przez niesprecyzowanych padlinożerców. Samego kapłana jednak nie było. Po niepewnych śladach Bohaterowie szukali go dalej, aż w końcu Leopold dostrzegł skulonego starca zwiniętego w kłębek w jakiejś dziurze. Ukrywał się tam od kilku dni.

Cedrik otrzymał stosowną pomoc medyczną. Po nocy spędzonej na odpoczynku opowiedział, jak grupa zwierzoludzi wpadła do obozu i rozniosła nieszczęśników. Wcześniej kapłan przechwalał się (tak Bohaterowie usłyszeli w Geruchsdorfie), że uczestniczył w udanej obławie i okolica była wolna od dwukopytnych. Jakże się mylił!

Pozostało udać się na poszukiwanie magicznej paproci. Leopold z Gaunterem ruszyli na szpicy, Ulfman, Felix i Cedrik z tyłu, powoli, bo stary kapłan poruszał się bardzo powoli. Na miejscu pojawili się zwierzoludzie, którzy dostrzegli Leopolda, ale nie ruszyli w pogoń. Tutaj bardzo długo zastanawialiśmy się nad odpowiednią strategią. Tak długo, że w międzyczasie potwory zostały zaatakowane przez jakąś bagienną ośmiornicę (tutaj przypomniano, że jesteśmy na bagnach). Skoro tak, to czekaliśmy dalej, niech się zmęczą.

W końcu dochodzi do walki. Szarża. Leopold miał odwrócić uwagę potworów (wśród nich był jeden bardzo duży!). Reszta wówczas szykuje się do szarży. Ulfman wymadla błogosławieństwa. Cedrik, na wszelki wypadek, prosi Taala o pomoc kolejnego niedźwiedzia. Wtedy Leopold ciska czarem, który w zasadzie zamknął grę – liczba Punktów Sukcesu wystarcza do potraktowania magicznym pociskiem wszystkich wrogów. Według interpretacji zasad, to oznaczało zdobycie kilku Punktów Przewagi, więc kolejny czar położył trzy, czy cztery bestie zanim zdążyliśmy do nich dobiec. Został ostatni, wielki… Gor? Minotaur? Gaunter wpada dzielnie, ale nie trafia. Wówczas Felix poczuł, że to jego moment – ruszył wściekle i, poświęcając Punkt Bohatera, utłukł potwora.

Pokonawszy wszystkich wrogów, pozostało zebrać wskazane kolorowe liście paproci. Ale coś było nie tak – niektóre liście były koloru bursztynowego, ale trudno było dostrzec inne kolory magii. Leopold znalazł na jakimś kamieniu (dobrze pamiętam?) tajemniczy symbol. Sięgnął po kamień i w tym momencie sesja się zakończyła.
*
Osobiście uważam, że możemy odtrąbić sukces: zagraliśmy wspólnie online i nie było wielkiego dramatu. Oczywiście, gra się inaczej. Trzeba się pilnować, by nie mówić jednocześnie, bo wtedy nic się nie słyszy. Ewentualnie, gdy toczy się jakaś scena, a ktoś niekoniecznie w niej uczestniczy, to można się komunikować czy to na Discordzie, czy na czacie (używaliśmy Google Hangouts), żeby nie przeszkadzać innym.

Taka forma komunikacji w jakiś sposób implikuje charakter sesji. Osobiście czułem, że nie potrafię nawet mówić o tym, co czuje moja postać. Gdzieś rozmywał się ten wstyd i trochę więcej wynurzeń na temat zagłady grożącej Imperium, czyli to wszystko, co miało przez moją postać przemawiać. Emocjonalna sfera sesji trochę się rozmywa, jest trudniejsza do uchwycenia i albo wymaga ściślejszego opisu (wręcz wprost, „Felix czuje się tak i tak”) albo należy to sobie odpuścić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz