Piąta część przygody dziwnie dobranej grupy, którą połączyło Zimowe Proroctwo. Bohaterowie ruszają na południe ku Dorii, ale najpierw muszą przebyć Góry Błękitne.
Wystąpili:
Isdelf Valotton - młody Doryjczyk;
Sarton Vergevian - mnich z Nordii;
Gudbrand - barg z Gordu.
Do wsi u podnóża gór - jeszcze po stronie kordyjskiej - wjechał oddział zbrojnych poszukujących sprawców napaści na kordyjskiego poborcę podatkowego. Kazali wszystkim wyjść z domów i zaczęło się werbalne terroryzowanie mieszkańców. Bohaterowie również wyszli na zewnątrz i, by nieco uchronić miejscowych przed gniewem żołnierzy pod dowództwem Joachima von Kluden, zaczęli rozmowę. Sarton, po swojemu, bardzo mieszał i wprawiał wszystkich w osłupienie swoją wielopoziomową narracją o doryjskim ruchu oporu, Zimowym Proroctwie i napaściach. Ostatecznie wyszło tak, że zbrojni, razem z Drużyną, udali się w góry, by dopaść grupę rozbójników (a traktowaną tutaj też jako doryjskich partyzantów) - plan był taki, że zbrojni prawdopodobnie po prostu zginą w walce z rozbójnikami, a Bohaterowie będą mieli otwartą drogę dalej na południe.
Gdy cała grupa maszerowała przez góry, w oddali pojawił się stary, zrujnowany młyn w otoczeniu innych rozpadających się budyneczków - tutaj musiała być kiedyś jakaś wioska i tutaj były już ziemie rodziny von Wilchek. Ktoś ukrywający się w młynie oddał dwa celne strzały, powalając kordyjskich zwiadowców. Gudbrand nie czekał szczególnie długo i popędził do młyna jak prawdziwy góral. Nim reszta oddziału zdążyła tam dotrzeć, było już po walce - Gordyjczyk zabił dwóch strzelców, z czego jeden był… Bardańczykiem. W tym miejscu, gdy wszyscy już do młyna dotarli, padła decyzja o noclegu. Później niespodziewanie nadeszły dwie osoby wymachujące białą flagą: była to przywódczyni rozbójników, Bardanka Ava Slate i towarzyszący jej Hank. Chcieli negocjować. Gudbrand ani myślał uczestniczyć w tych rozmowach i do pertraktacji ruszyli Isfeld i Sarton.
To była dziwna rozmowa, której szczegółów nie potrafię do końca przywołać. Przede wszystkim Sarton dalej był sobą. Ava Slate chciała, by Bohaterowie wystawili zbrojnych i dołączyli do rozbójników. Pozostawało pytanie, jak to zrobić. Ostatecznie stanęło na tym, że Bohaterowie przepędzą konie, skradną zapasy i wymkną się do umówionego miejsca, co zmusi zniechęconych Kordyjczyków do szybkiego powrotu do domu.
I wtedy Sarton postanowił uwiarygodnić chyba cały plan gdy wszyscy siedzieli w młynie, rozpoczął opowieść o różnych deviria i klątwach. I w jakiś niezrozumiały sposób opowieść zamieniła się w rzeczywistość - mury młyna stały się gorące, wszyscy zaczęli czuć ogromny niepokój i niepewność. Wówczas, sam do końca nie pamiętam dlaczego, chyba w celu „prawdziwego widzenia” Nordyjczyk kazał zbrojnym natrzeć oczy „maścią”, która okazała się kwasem. Wybuchła panika i taki chaos, że nikt nie wiedział, co się dzieje. Dowódca oddziału - słusznie - doszukiwał się źródła diabelskich efektów w samym Sartonie i chciał go zabić, gdy ten - błagając o karę - padł u jego stóp. Wówczas w Gudbrandzie obudził się deviria, Pożeracz Bólu, który towarzyszy mu od chwili, gdy Gordyjczyk z własnej winy stracił swoich synów. Gudbrand stanął za oficerem Joachimem von Kluden i kilkoma wściekłymi ciosami go zmasakrował.
Oddział zbrojnych nie został wystawiony do wiatru. Żołnierze albo rozpierzchli się w panice albo zostali zabici. Bohaterowie, cali we krwi, udali się do umówionego miejsca, do niewielkiej windy, która miała zabrać ich do obozu rozbójników.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz