czwartek, 25 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 25

Dwadzieścia i pięć. Gdzie był twój Bohater?


Maszka Awdiejewicz: gramy we Władywostoku. Pamiętam, że na etapie przygotowawczym zastanawialiśmy się, jakie miejsce mogłoby być najbardziej przygnębiające i… radzieckie pod kątem szarości i smuteczku. Nie to, żeby Władywostok taki właśnie był, ale też interesujące było dla nas umiejscowienie akcji możliwie jak najdalej Europy. Wiecie, na Uralu pachnie jeszcze holenderskim serem, ale we Władku to już jedynie ryby z Morza Japońskiego. W każdym razie, Maszka nie wypuszcza się zbyt daleko, bo system polityczny nie pozwala, ale ma świadomość zachodniego świata. To, co zwiedził w okolicy natomiast, to przede wszystkim powojenny czołg, czyli baza przyjaciół. Jest jeszcze baza wojskowa oraz miejsce małpich walk nastolatków zwane Kraterem.

Bredo Mevraxe: jestem tylko sezonowym fanem Star Warsów, nie mam szerokiej wiedzy o uniwersum, także większość nazw własnych jest mi wybitnie obca. Przemytnik Bredo zaczął swoją „notowaną” przygodę na Jazbinie. Miał tam przyjąć zlecenie, ale dość szybko dostał łomot od grupy Mandalorian, którzy zabrali jego towar. Pech chciał, że w drakę z Mandalorianami wplątali się także dwaj użytkownicy Mocy - Jedi i Sith. Także biedny przemytnik Bredo jest obecnie między młotem a kowadłem, jeśli można to uznać za miejsce. Poza tym, prowadząc pościg za Mandalorianami, Bohaterowie udali się na porośniętą dżunglą planetę Myrkr, gdzie spotkać można zwierzęta wyjątkowo odporne na Moc.

środa, 24 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 24

 24 dzień sierpnia niesie pytanie: kiedy zacząłeś grać tą postacią?


Maszka z Tales from the Soviet Union: 16 maja 2022 r.

Bredo Mevraxe ze Star Warsów na d20: 15 czerwca 2022 r.


Dzięki, można się rozejść.

wtorek, 23 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 23

Dociera do mnie, że ten tydzień w ramach RPGaDAY będzie najgorszy. Pisanie o własnych postaciach jest fajne, o ile dysponuje się odpowiednim kapitałem, by nimi grać: czas, chociażby. Możliwości, chociażby. Znajomość chętnego Mistrza Gry, chociażby. Wczoraj wspomniałem o dwóch Bohaterach, którymi od czasu do czasu gram. Niewiele, bo w zasadzie Bredo ze Star Warsów to na razie wystąpił na sesji dwukrotnie. Dzisiejszy temat natomiast dotyczy sytuacji, w której obecnie się Bohater znajduje.

Maszka Awdiejewicz wyszedł z dziwnego miejsca, jakby powojskowego bunkra, gdzie zezwierzęceni - drący się niczym małpy - licealiści wspierani wojskowymi eliksirami mocy +milion do Siły i -milion do Synaps lali się po pyskach. Maszka, wraz z przyjaciółmi, odkrył nie tylko toczący się spisek, ale przede wszystkim poszukiwał „porwanego” chwilę wcześniej przez tłum kolegę Jugosławianina, Radovana.

Bredo Mevraxe zaś został okrutnie potraktowany przez oddział Mandalorian (choć miał być typem, który unika laserów niczym wyginający ciało Król Julian) i dość mocno ranny, w towarzystwie Jedi i Sitha (można było gorzej trafić?), planuje wejść do kryjówki wspomnianych Mandalorian w celu odbicia skradzionego towaru oraz jakiegoś ważnego syna króla czegoś tam, nie pamiętam już nawet.


poniedziałek, 22 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 22

Dzień 22. Większość swojego RPGowego czasu spędzasz jako Mistrz Gry. Wobec tego nie za bardzo masz możliwości, żeby tworzyć postaci, do których dałoby się przywiązać na dłużej. Masz świadomość, że jak już grasz, to z doskoku, przez chwilę. I wtedy wchodzi RPGaDAY i pyta cię o twoją postać. No dobrze, to zajrzyjmy do moich obecnych epizodycznych postaci:



Tales from the Loop (Tales from the Soviet Union)


Gramy w Talesy we Władywostoku. Mój Bohater to Maszka Awdiejewicz - Rocker - marzący o obaleniu Związku Radzieckiego i ucieczce na mityczny zachód. Pali papierosy, jest wyjątkowo niepokorny, ale założenie było takie, że w tym buncie będzie przejawiał jakiś rodzaj charyzmy i siły (stąd wysoka umiejętność Lead, która póki co chyba jest o kant dupy).


Star Wars (d20)

Jeden z Graczy jest fanbojem Star Warsów. Nie wiem, dlaczego zdecydował się na wersję d20, kiedy jest fajna i atrakcyjna od FFG, ale nie mnie to oceniać. Tutaj wcielam się w zabraka, przemytnika Bredo Mevraxe’a, który z założenia ma wpadać w kłopoty, a potem dobrze uciekać i generalnie przekierowywać potencjalny wpierdol na kogoś innego. 


Nie będę opisywał postaci do jednostrzałów z doskoku, bo to bez sensu trochę. Przeważnie nie pamiętam już nawet, jak się takie epizodyczne postaci nazywały. Taki chyba jest los chronicznego Mistrza Gry, nie?

niedziela, 21 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 21

Dzisiejszym zadaniem jest podzielenie się intrygującym detalem z settingu, który szanownie Wam piszący lubi. No i sprawa zaczyna się komplikować, bo ja nigdy nie miałem szczególnych chęci, by przyglądać się settingowym detalom. Dobra, jako dzieciak miałem krótki epizod fetyszystycznego studiowania historii warhammerowego Starego Świata, ale powiedzmy, że wyrosłem, zapomniałem i w ogóle to już tak jakoś szczególnie mocno się nie przykładam do poznawania tych wszystkich bardzo ważnych drobiazgów.



Poza tym nie wiem, jaki element jakiego settingu - trudno mi wybrać coś, co akurat znam, a co byłoby na tyle nieoczywiste, by stać się intrygującym. 


Więc może tak: któregoś razu prowadziłem Death in Space, gdzie Bohaterowie wylądowali na obszarze porośniętym mnóstwem psionicznych, fluorescencyjnych, potrafiących gadać grzybów. Taki motyw bardzo mi pasował i miał on swój szczególny, praktyczny wymiar: po pierwsze, to było dziwne, hipnotyzujące, a więc dość dobrze pasujące do gry, w której należy spodziewać się dziwnych rzeczy. Po drugie, i najważniejsze, wszechobecność gadających grzybów pozwalała mi na wchodzenie w interakcję z Bohaterami, gdy zachodziła taka potrzeba.

No bo tak: czasem można się trochę powygłupiać, wzajemnie trochę podocinać - moje grzyby przeważnie, przynajmniej na początku, były bardzo złośliwe i dużo się z Bohaterów śmiały. Przede wszystkim jednak takie rozwiązanie pozwalało mi utrzymywać tempo sesji i interakcji. Jeśli miałaby zapaść cisza, bo uczestnicy czuliby się zagubieni albo bez pomysłu, grzyby zawsze mogą przyjść z pomocą: albo coś zasugerować, albo zapowiedzieć nadchodzące niebezpieczeństwo albo cokolwiek innego. 

Później te same grzyby pojawiły się na innej sesji i ponownie spełniły swojez adanie. Tak mi się ten patent spodobał, że w zasadzie chyba uczynię je elementem metaplotu, czymś, co będzie spajało wszystkie poprowadzone przeze mnie sesje DiS.

Czy to wystarczająco intrygujące?

sobota, 20 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 20

Jak długo trwają twoje gry?


W sensie, jak długo trwają pojedyncze sesje, czy jak długo trwają - nie wiem - prowadzone kampanie? W obu przypadkach, oczywiście, nie ma jednej odpowiedzi, bo sprawa jest przecież bardziej złożona, no bo reżim czasowy, deficyt czasowy, zmienne życiowe przekładające się na dostępność i możliwości innych uczestników i pewnie wiele innych. 

Ostatnimi czasy sesje zaczynam około 19:30-20:00 i to daje takie bezpieczne dwie, a czasem nawet trzy godzinki gry. Wiadomo, że czasem trochę za bardzo się rozpędzimy i zdarza nam się kończyć o północy, ale ponieważ gram z różnymi drużynami, trudno tutaj wskazać na jakieś uniwersalne prawidłowości.

Co do kampanii to w ogóle trudno jest wyłapać jakąkolwiek regułę, bo:

A) na początku nigdy nie planuję potencjalnej długości kampanii, chyba że to Wyprawa za Mur i z góry decydujemy, że będzie to nieco dłuższe sandboxowe granie;

B) Długość kampanii przekłada się na liczbę sesji oraz ich częstotliwość;

C) Czynniki losowe.

No więc biorąc pod uwagę powyższe, to z poprowadzonych w ciągu ostatnich dwóch lat kampanii sprawa wygląda tak:

Mutant: Year Zero - w toku kampanii udało mi się wypracować pewien porządek i zmierzałem do tego, by całość zajęła nam około 18 sesji. Kampania się wysypała, bo Gracze stopniowo zaczęli rezygnować;

Vaesen - cała kampania o poszukiwaniu baronowej Katji Kokoli, mistrzyni jednej z Bohaterek, wraz z odrodzeniem i do pewnego stopnia rozwinięciem wątku Stowarzyszenia zajęła nam bodajże 14 sesji. Któregoś razu wrócimy do Vaesen, by rozegrać kolejny sezon, jakieś 10-20 lat później;

Wyprawa za Mur - sandbox, który wciąż się toczy. Mamy 16 sesji na liczniku i podejrzewam, że założone na początku wątki zamkną się w 18-20 sesjach. Potem być może zrobimy krótką przerwę, nie wiem jeszcze i ewentualnie pchniemy timeline do przodu.

Dungeon World - cała kampania, mocno rozciągnięta w rzeczywistym czasie (mieliśmy ogromne przerwy między sesjami, ale to też było wiadome od początku), zajęła nam 6 sesji. To się sprawdziło, dość wyraźny podział na początek, rozwinięcie i zakończenie. Nie przedłużaliśmy na siłę, a wspólne światotworzenie z Graczami mocno nasycało sesje ciekawą treścią.

Wszelkie raporty z sesji, a także parę innych kampanii w grach takich jak Czarny Kod, Maze Rats, L5K, Tales from the Loop poczytacie w zakładce Raporty z sesji. 

piątek, 19 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 19

Dlaczego moja ulubiona gra ze mną została?


W tym rzecz, że nie jestem pewien, czy została. W tym sensie, że nie gram w nią zbyt często, ale bardzo bym chciał ją mocniej ograć i na pewno to w końcu zrobię, tylko nie wiem kiedy, nie wiem z kim i nie wiem jak - bo po dość długiej przerwie większość zasad musiałbym poznać na nowo, przypomnieć sobie, nabrać tej płynności w prowadzeniu.

O jakiej grze mowa?

No chyba wiadomo, że o Legendzie 5 Kręgów. Dlaczego akurat ona?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie.



Pierwsza edycja, wydana po polsku, miała przystępną mechanikę. Fajnie było mieć dużo k10-ek w łapie. Graliśmy wówczas jako gimnazjalisto-licealiści, mieliśmy dość proste oczekiwania. Żadnego tam parzenia herbaty i liczenia oddechów wraz z upadającym kwiatem wiśni niesionym pierwszym zimowym powiewem wiatru. Liczyło się dużo zatrzymywanych kości i spuszczanie - brzydko mówiąc - wpierdolu złym Skorpionom (no co, takie mieliśmy bardzo prostoduszne widzenie świata) i potworom.

Potem Legenda poszła na długie lata w odstawkę aż do momentu, gdy FFG ogłosiło wypuszczenie karcianki i RPGa. Pamiętam, że podręcznik zamawiałem od razu, gdy tylko pojawił się w ofercie, choć byłem wówczas na drugim końcu świata na wyjeździe służbowym. Choć linia karciankowa została zarżnięta, trzymam te karty i się ich nie pozbędę. Na chwilę obecną uważam, że to była moja ostatnia gra karciana, w którą ładowałem tyle pieniędzy i teraz - nawet nie mając szczególnych perspektyw na grę. 

W każdym razie, piąta edycja L5K przyniosła ogromne zmiany mechaniczne i nie ma co do nich szerszego konsensusu - jedni mają to za herezję, inni uważają, że to najlepsze, co się mogło zdarzyć. Choć mój mały mechaniczny rozumek ma niekiedy problemy z nową Legendą, wciąż ją lubi. Kości dające jakieś szersze możliwości interpretacyjne, dodatkowe aspekty dzięki „opportunitkom” itd. 

No ale przecież RPG30+ to mechaniczny jełop, więc raczej nie przez zasady L5K zostaje w jego serduszku. No to co? Setting? Bardzo oryginalny, nie powiem: szereg frakcji o wyraźnych motywach przewodnich, bardzo wielkie zło zza muru, który to został postawiony dawno temu. Nie, magia L5K czai się głębiej i jest trudna do uchwycenia. To pewnie mariaż tegoż settingu (ale nie tak powierzchownie określonego, jak powyżej), bardzo magicznego przecież i egzotycznego z konwencją samurajskiej dramy. Inaczej nie umiem tego opisać, zbyt mało słów znam, żeby to określić. Bo wiadomo, jak człowiek mało czyta, to i słownictwo ma ubogie.

czwartek, 18 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 18

Mój fotel to moje ulubione miejsce do grania. 

Od dwóch lat, od kiedy wróciłem do grania w RPGi, spotkania online absolutnie mi nie przeszkadzają, wręcz często są o wiele bardziej atrakcyjne i wygodne, bo - jak już wspominałem parę razy tu i ówdzie - nikt nie musi wracać do domu po nocach. Jak ktoś ma ochotę, to się napije. Jak ktoś potrzebuje przerwy, to idzie do własnego kibla i nie martwi się, że komuś popsuje spłuczkę.

No ale wiadomo, że - jak to się głosi - prawdziwego granka nic nie zastąpi. Bo to wciąż prawdziwa interakcja społeczna, bo cała gama komunikacyjnych aspektów, których nie sposób doświadczyć na kamerce, że radość ze wspólnego jedzenia pizzy i chipsów, a potem radość gospodarza, gdy samotnie wyciera stół i odkleja od niego kostki, bo komuś się Cola rozlała i teraz wszystko się klei.

Być może to trochę tak, że granie online mnie rozleniwiło. Wysiłek, jaki trzeba włożyć w organizację takiej sesji jest o wiele mniejszy, niż w przypadku grania na żywo. Miejsce gry ogranicza się do mojego biurka lub kanapy, nie muszę nic przestawiać ani upewniać się, że szklanki są czyste. Nie muszę sprzątać po sesji. Zdziadziały człowiek po trzydziestce, mający na dodatek mocno ograniczone zasoby czasowe docenia takie udogodnienia. Naprawdę. 

środa, 17 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 17

Siedemnaście. 


Trudno mi mówić o MOJEJ ulubionej grze. Lubię wiele gier. Do części z nich czuję większą miętę, mam większy sentyment. Niezmiennie to Legenda 5 Kręgów. Dużo też ogrywam Wyprawę za Mur i niekiedy gdzieś na Facebooku zdarza mi się nazwać tę grę moją małą miłością.

Choć może być inaczej, wydaje mi się, że obie te gry umiejscowione są w przeszłości. Oczywiście nie musi tak być, bo przecież wydarzenia w Star Warsach działy się dawno temu w odległej galaktyce, więc nic nie stoi na przeszkodzie, żeby Wyprawa za Mur działa się kiedyś w przyszłości, gdy nas już nie będzie.

W każdym razie, odkrywam w sobie jakiś rodzaj totalnej i chłodnej obojętności na settingi współczesne. W tym sensie, że mam jakieś wewnętrzne poczucie, że szkoda mi czasu na granie w zmodyfikowanym świecie, w którym żyjemy. Nie oznacza to, że unikam tego jak ognia, bo jakiś czas temu poprowadziłem na przykład sesję Monster of the Week w dzisiejszej Polsce. No ale jak tak bardziej się nad tym zastanawiam, to być może w tym leży jakiś rodzaj reakcji „meh” na gry typu Wampir albo Kult? 

Nie wiem. To jest do przemyślenia. Być może odpowiedź jest bardziej złożona, a „współczesność” settingu jest raptem jej elementem. Oddam się medytacji na ten temat.

wtorek, 16 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 16

Nie ma idealnych gier ani sesji. 


Mogę powiedzieć tak:

Idealna gra ma super wciągający i prosty do zrozumienia setting, a także szybką i dynamiczną mechanikę oddającą fantastyczne emocje. Podobne rzeczy można przeczytać na tylnych okładkach większości gier.

Idealna sesja zawierałaby natomiast doskonałe proporcje storytellingu oraz kostkarstwa. Rozwiązania mechaniczne nie burzyłyby klymatu, a klymat wspierany byłby przez element losowy.

Wiecie, to nie to, że mnie pisanie takich bzdur męczy, bo RPGaDAY jest dla mnie przede wszystkim szkołą i wyzwaniem dla utrzymania dyscypliny. W poprzednich edycjach świetnie się bawiłem, ale tutaj dostaję lekkiej irytacji. Irytacji nie faktem, że codziennie piszę, bo to dla mnie akurat świetna sprawa. Już nawet nie irytacji tym, że tematy są mdłe. Dopada mnie jakiś rodzaj frustracji, bo k4 osoby faktycznie wejdą na tego bloga i czytają to, co napisałem i trochę mi smutno, że otrzymują kumulację bullshitu Ałtora-Tego-Bloga z Debilnymi-Pomysłami-Autora-RPGaDAY.

Skonkluduję więc szybko i krótko:

Nie ma warsztatowo idealnych sesji. Nie ma muz, które wyniosłyby Was na wyżyny mistrzowania. Jedynym kryterium jest zabawa i satysfakcja. Jeśli uczestnicy pod koniec albo po czasie stwierdzają, że nie czuli się dobrze, to coś poszło nie tak.

poniedziałek, 15 sierpnia 2022

#RPGaDAY2022 - Dzień 15

Gdybym mógł dowolnie poprosić kogoś o poprowadzenie mi sesji, wybrałbym Ernesta Hemingwaya lub Neila Gaimana.




Pierwszy doskonale nadawałby się do jakiegoś realistycznego, smutnego Wampira bez wampirów. Na przykład sesja działaby się w dobrze oświetlonym pomieszczeniu. Albo mógłbym grać umierającym typem na safari. No rozumiecie, Hemingway to jednak był majstersztyk smutnej konfrontacji z rzeczywistością, cała sesja mogłaby być wręcz dialogiem z samym sobą (albo otoczeniem) na miarę Disco Elysium. Poza tym pewnie byśmy się napili. 

A Neila Gaimana to chyba nie trzeba przedstawiać. Obecnie próbuję oglądać netflixowego Sandmana, ale ostatnimi czasy wieczorami jestem tak zmęczony, że po piętnastu minutach odlatuję. Sandman i odlot. Hehe. W każdym razie myślę, że Gaiman byłby mistrzem prowadzenia Wyprawy za Mur. Nie to, że od razu trzeba wyruszać w podróż po Gwiezdny Pył, ale gość ma niezwykłą łatwość w kreowaniu magicznych elementów rzeczywistości, że aż trudno mi w to niekiedy uwierzyć.

Cóż, Hemingway już raczej mi nie poprowadzi, ale jeśli ktoś z Czytelników dysponuje możliwością skutecznego dotarcia do Neila Gaimana, to bardzo ładnie proszę, aby gdzieś - choćby między przecinkami - wspomnieć o jednym smutnawym blogerze, co to czeka na tę sesję.