Gra w praktyce, przynajmniej na samym początku, sprawiała mi trudność, bo jestem na tyle leniwy, że nie podjąłem trudu choćby lepszego zapoznania się z settingiem, a zasady to dla mnie w ogóle była czarna magia. Do tego wszystkiego dochodzi moja wrodzona trudność do operowania na adaptacjach - no bałem się naruszać świat przedstawiony, nawet go nie znając, nie wiedziałem co mi wolno, a czego nie. Na dodatek przypadła mi rola dowódcy oddziału, myszy decyzyjnej.
Przez całą kampanię - pod kątem zasad - poruszałem się po omacku. Na szczęście nie upieraliśmy się przy graniu totalnie by the book. Rozegranie walki z dzierzbą było dla mnie jednym z najtrudniejszych i najbardziej frustrujących momentów tej historii i naprawdę się cieszę, że nie musieliśmy tego powtarzać.
Historia sama w sobie potoczyła się w niespodziewanym kierunku. Początkowe założenie o realizowaniu indywidualnych, o ile te zostały utrzymane, poszło w stronę jednego kluczowego wątku czy tajemnicy do rozwiązania. I to tajemnicy nie byle jakiej, bo zmuszającej Bohaterów do podjęcia kilku ważnych, trudnych moralnie decyzji. Tutaj ujawnił się bardzo mroczny aspekt wojny i traumy, zachowania „człowieczeństwa” (myszostwa?) będąc u władzy, w końcu też dylematy odwetu, zemsty wręcz, nieco zwierzęcego (o ironio) wyrównania rachunków. Nie powiem, to było dla mnie, człowieka i Gracza, momentami bardzo obciążające psychicznie, bo zdałem sobie sprawę, że o ile to wciąż tylko gra, to tematy te wypłynęły w momencie, gdy na Ukrainie rozgrywał się prawdziwy dramat. A ja, choć zawodowo mam trochę wspólnego z zagadnieniem konfliktów, cierpienia i przemocy, mimo prowadzonych badań, o koszmarze wojny mogę wypowiadać się jedynie teoretycznie. Gdy zatem wcielałem się w Connora, wyobrażałem go sobie jako zmęczonego i przetrąconego wojną. Connor był dowódcą, który musiał ponownie zmierzyć się z dehumanizacją (demyszyzacją?), koniecznością odejścia od pożądanych norm w imię przetrwania i, być może, tego co słuszne. Ale Connor nie wiedział już, co jest słuszne.
W tak zarysowanej sytuacji, ostatnia scena - tylko delikatnie zarysowana (ale to wystarczało, nie było potrzeby rozgrywać jej z detalami) - była zwieńczeniem historii o tym, że czasem nie da się ciągnąć w dwie strony. Connor pragnął uratować idealizm Hensona, a jednocześnie wyciągnąć Folkera z ciemności. By jednak to zrobić, także musiał wejść w tę ciemność. Fakt, że młogonek to widział, był wyjątkowo bolesny.
Gdybym miał wrócić do Mysiej Straży, chciałbym zobaczyć, jak Henson - jedyna myszka, która przeżyła tę kampanię - radzi sobie ze swoimi doświadczeniami w nowym już oddziale. Jak, nabrawszy doświadczenia, patrzy na rzeczywistość, na przyszłość i, być może, na inne, zapalone do działania młogonki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz