Sesja wprowadzająca do nowego wątku. Raport pisałem parę dni po fakcie z powodu wyjazdu służbowego, także pewne wątki mogą mi umykać. Zabrakło naszej graczki wcielającej się w Pężyrkę, ale jej postać była w grze (wojownik zawsze jest w cenie, nie?).
Wystąpili:
Mecek - Młody Tropiciel ze złodziejskim zacięciem i miłością do opowieści (K.)
Bogomir - Czarodziej-Samouk, syn właścicieli Gospody „Pod Starożytnym Żółwiem”, wkrótce mąż Heleny, córki młynarza (P.)
Bohaterowie wyruszyli na północ, w pokryte śniegiem góry. Droga była długa i męcząca, zimno dawało im się we znaki. Najgorsze było to, że Drużyna nie miała żadnych konkretnych wskazówek co do lokalizacji rzekomego Konklawe, także błądzili nieco po omacku.
W pewnym momencie natknęli się na martwego białego niedźwiedzia, którego ktoś zaciągnął na środek szlaku. Oczywiście bystre oczy ich nie zawiodły i nie dali się zaskoczyć przez grupę dzikich ludzi… którzy totalnie nie pasowali do otoczenia. Byli ogorzali, mieli na ciałach dziwne, egzotyczne tatuaże (Bohaterowie widzieli takie wcześniej u zamorskich żeglarzy w Karapaksie), ale przede wszystkim byli niemal nadzy. Walka nie była trudna, ale sytuacja z pewnością nietypowa. Jeden z przeciwników podjął się ucieczki i po chwili, na oczach śmiałków z Żółwiowej Skały, został wciągnięty przez dziwną żółtą szczelinę, która pojawiła się przed nim nie wiadomo skąd. Gdy tylko został zassany, szczelina się zamknęła.
Następnie, w trakcie śnieżycy, Bohaterowie musieli przeprawić się przez wątły most linowy. Po drugiej stronie rozległej rozpadliny widzieli zarys jakiegoś obozowiska, a spomiędzy namiotów wyzierały dwie masywne sylwetki. Mecek poszedł najpierw sam na zwiad i zorientował się, że przy ognisku nie siedzą pobratymcy napotkanych wcześniej dzikusów, a dwa obrzydliwe ogry posilające się człowiekiem. Zamiast spróbować obejść przeciwników, Bohaterowie niechcący zwrócili na siebie ich uwagę i znów doszło do walki. Tym razem trwała ona nieco dłużej, ale Bogomir, dzięki zaklęciu unieruchamiającym, znacząco ułatwił to starcie. Ostatecznie oba ogry runęły zepchnięte w przepaść.
W obozowisku była jeszcze jedna dziwna rzecz: z ogniska wystawały obumarłe ośmiornicze (i wielki!) macki. Totalna konsternacja, bardzo nienaturalne, dziwne… szczególnie, że w pewnym momencie macki zaczęły się poruszać. Bohaterowie wzięli nogi za pas i ruszyli w dalszą podróż.
W ten sposób po jakimś czasie trafili na kolejną sytuację: przy wielkich lodowych głazach błyskała żółtym światłem podobna szczelina, którą widzieli wcześniej. Z tym dziwnym źródłem energii zmagało się dwóch magów, nieopodal siedział też kot. Kot ów dostrzegł Bohaterów, wyskoczył na Mecka i z sykiem zażądał wyjaśnień. Okazało się, że była to trójka magów, którzy próbowali ustabilizować tajemniczą szczelinę. W chaosie zmagań Bohaterowie dowiedzieli się, że dzieją się tutaj niepokojące rzeczy, ktoś krzyknął o rozpadającej się rzeczywistości. Ponieważ szczelina wkrótce miała się zamknąć, magowie uznali, że nie ma czasu i trzeba uciekać z tego wymiaru, po czym nakazali Bohaterom wskoczenie do szczeliny, co sami także uczynili.
W ten sposób Bohaterowie natknęli się na Konklawe. Znaleźli się w jakiejś międzywymiarowej bibliotece, która - słowami jednego z czarodziejów - znajdowała się „pomiędzy”. Członkowie Konklawe krótko zarysowali zbliżające się niebezpieczeństwo, rozpad rzeczywistości niczym stłuczone szkło i brak wiedzy, jak to powstrzymać. Trzeba było przeprowadzić więcej badań. Bogomir, oczywiście, zaoferował pomoc w zamian za możliwość nauki (ku rozbawieniu magów), ale ostatecznie wszyscy doszli do porozumienia.
Tym samym Drużyna zobowiązała się do pomocy w zdobyciu wiedzy potrzebnej do ustalenia źródła kłopotów oraz sposobu na ich zwalczenie. Troje magów natomiast to:
- Tyvald - mag żywiołów;
- Maggra - zmiennokształtna, kot;
- Linus - mag bitewny.
Mam jakiś pomysł, ale sam do końca nie wiem, co się wydarzy. To dopiero przed nami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz