Rozegraliśmy z Wojtkiem sesję 1 na 1 w Midnighta. Opowieść to nietypowa, bo głównym bohaterem jest ten, który stoi po złej stronie barykady, po stronie Cienia.
Wystąpił:
Zangreth - legat średniego szczebla, operujący w Południowym Erenlandzie. Jego głównym zadaniem jest zagwarantowanie sprawnego przepływu żywej tkanki - niewolników - do Cambrial, ponurego miasta zdominowanego przez truposzy (Upadłych). W wieku 13 lat został uprowadzony przez agentów Cienia i zindoktrynowany na lojalnego sługę Izradora.
Zangreth został wezwany do siedziby swojego przełożonego, Matanbaela Haare. Człowiek ten, będący niezwykle chciwym nekromantą rok wcześniej był celem zamachu na swoje życie i tylko cud uratował go przed śmiercią. Tamto wydarzenie zostawiło na nim dwie bruzdy: realną, czyli poderżnięte, ciągle ropiejące gardło. Drugą bruzdą jest obsesja spisku: Matanbael nikomu nie ufa. Ponieważ nie może już mówić, zawsze jest przy nim Upadły, poprzez którego legat jest w stanie przemawiać.
Matanbael poinformował Zangretha, że Kruki doniosły mu, że w pobliżu jest spiskowiec. Ten, który niemal go zabił, wciąż ukrywa się w Cambrial? Należało to sprawdzić. Pierwszy trop wiódł do obozowiska gnomów żyjących pod Czarnym Mostem. Ich zadaniem jest prowadzenie napraw wiecznie rozpadającej się konstrukcji.
Wizyta legata wywołała strach w niewielkiej gnomiej społeczności. Wszyscy ustawili się w rzędzie. Towarzyszący Zangrethowi astirax - będąc niewidzialnym - wywęszył ślad Fey. Zangreth zrobił kipisz w namiocie lidera gnomów, Gremiana, i znalazł niewielki skrawek papieru z dziwnym napisem:
Jestem stronnikiem Słońca, bo ono niesie Nadzieję. Słońce daje sen i rozświetla cień. Świt następuje tuż po Nocy.
Gremian zarzekał się, że pozwolił elfowi przenocować, a inni mieszkańcy obozu o tym nie wiedzieli. O świcie przybysz wyruszył na południe w stronę cmentarza. Twierdził, że elf nakazał mu przechować wiadomość do czasu, „aż ktoś ją odbierze”. Więcej nie wiedział. Ponieważ jednak udzielił schronienia Fey, kara mogła być tylko jedna. Zangreth przeprowadził pokazową egzekucję.
Trop prowadził na cmentarz, wyjątkowo ironiczne miejsce jak na Cambrial, będące cmentarzem samo w sobie. Ten cmentarz był jednak specyficzny, starożytny. Wielki teren otoczono murem obronnym, a jego bramy strzeże oddział orków. Dlaczego? Z jakiegoś powodu Upadli w tym miejscu nie dają się kontrolować, stąd też powzięte środki ostrożności. Gdy Zangreth przybył do przycmentarnej strażnicy, szybko zorientował się, że coś jest nie tak. W budynku znalazł martwych orków - wszyscy, co do jednego, mieli poderżnięte gardła. Zangreth nakazał astiraxowi wrócić do Matanbaela, a sam rozejrzał się po cmentarzu.
To, co zwracało uwagę w tym miejscu, to wielkie, ogromne i martwe drzewo w samym środku nekropolii. Legat udał się tam i obchodząc drzewo doznał szoku: na jednej z gałęzi nieśmiało wyrastał zielony listek. Coś tak niespotykanego w tym miejscu, że nasz bohater oniemiał. Gdy już chciał odejść, pod drzewem zjawiła się elfka, która przedstawiła się jako Bithiah. Opowiedziała, że była niegdyś niańką i wychowawczynią samej Królowej Wiedźmy, tak znienawidzonej przez Izradora i jego wyznawców. Przyznała, że poszukiwany przez Zangretha zamachowiec, kryjący się pod pseudonimem Świt, był tutaj i też z nią rozmawiał. Mówiła, jak to duchy, trochę zagadkowo, sugerując, że ich spotkanie było nieprzypadkowe. Ostatecznie powiedziała, gdzie Zangreth spotka Świt. Miał już na niego czekać w świątyni bóstwa, o którym zapomniano dawno, dawno temu.
Trzecia scena: świątynia i spotkanie ze Świtem. Elf był wyjątkowo sprytny i potężny. Mistrzowsko opanował sztukę iluzji, pojawiał się w różnych miejscach i nawet astirax nie mógł go dopaść.
Ta rozmowa w jakiś sposób zasiewała wątpliwości w naszym bohaterze. Świt powiedział, że ma on luksus, jako jeden z nielicznych na tym świecie, dokonać samodzielnego wyboru.
Stajesz na rozdrożu i sam możesz wybrać drogę, którą będziesz podążał. Pamiętaj jednak, że niektóre drogi nie cierpią świadków…
Elf przyznał też, że jego droga do zrozumienia pewnych spraw była długa i kręta. Bardzo długo nie potrafił sobie wybaczyć niepowodzenia i tego, że Matanbael uszedł z życiem. Aż w końcu wyjaśniono mu, że to nie miało znaczenia, bo legat jest tak chciwy, tak zepsuty, że wkrótce stanie się zagrożeniem i dla siebie, jak i ludzi wokół niego.
Później opowiedział, co wkrótce się wydarzy: na wschodzie pojawi się ruch oporu, który będzie miał szansę rozbić liczny garnizon orków w Zorgetch.
- I co to zmieni? - pyta Zangreth.
- W ciągu stu lat udało wam się przetrącić kręgosłup ludzkości. Odebraliście jej wszystko. Ale jeśli ten atak się uda, u ludzi na nowo odrodzi się nadzieja. I choć nie będzie to oznaczało końca Cienia, to rozpocznie się długa i krwawa batalia, której rezultatów nie sposób przewidzieć. A to jest dla was zła wiadomość.
Świt był pewien, że umrze tego dnia. Że dokona samopoświęcenia, bo tak musiało być. W końcu pojawił się tuż przed Zangrethem, odsłonięty i bezbronny, czekając na cios łaski. Astirax ruszył na niego pełnym pędem. Wyskoczył, już miał dopaść elfa, gdy legat go odepchnął i uchronił przed śmiercią. Zangreth dokonał wyboru. Zapytał, czy Świt może pozbyć się astiraxa. Bardzo szybko bestia została zabita i być może nie zdążyła się zorientować, że właśnie doszło do zdrady.
- Wobec tego zapewne spotkamy się ponownie, na wschodzie.
Zangreth udał się do Matanbaela i skłamał. Powiedział, że astirax jest na tropie, a on sam natychmiast wyrusza śladem Świtu na północ. Następnie wyjechał północną bramą, a po jakimś czasie, upewniwszy się, że nikt go nie śledzi, odbił na wschód.
Jadąc przypomniał sobie o kartce znalezionej w namiocie Gremiana. Gnom twierdził, że ktoś miał ją odebrać. I odebrał.
Jestem stronnikiem Słońca, bo ono niesie Nadzieję. Słońce daje sen i rozświetla cień. Świt następuje tuż po Nocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz