czwartek, 16 września 2021

[WFRP] Witamy w Frugelhofen

 Sesja online rozegrana 11 kwietnia 2021 r.


Zaczęliśmy klasyczną kampanię „Liczmistrz”. Za sterami zasiadł Wojtek, wsparty jakimiś warhammerowymi czarami na Roll20. Sesja wprowadzająca, gdzie poznajemy ludzi i problemy tak naprawdę się zarysowują, nie musi być nudna. Spotkanie obfitowało bowiem w interakcje i liczne żarty, także kampania zapowiada się przednia (mimo potencjalnie poważnej tematyki, sądząc po tytule kampanii). 


Udział wzięli:

Erika Freimann (B.) - kapłanka Rhyi. Nader pobożna, nieświadoma mięty, jaką czuje do krasnoluda Okriego.

Rusken Kallenbach (W.) - wróżbita z Altdorfu. A do tego karciarz i hazardzista.

Eberhart Gertz (G.) - młody rekrut pragnący dreszczyku emocji.

Okri Gundrunsson Dokkintroll (ja) - krasnolud, kowal z konieczności, pragnący wrócić do awanturniczego życia. Rubaszny pijak, który udowadnia, jak bardzo jest nieprzydatny.


Wszystko zaczyna się w miejscowości Frugelhofen w Górach Szarych. Specyficzna autonomia i kulturowa mieszanka wpływów bretońskich i imperialnych sprzyja poczuciu kosmopolityzmu w tym spokojnym miejscu na pograniczu dwóch wielkich państw.

Wszyscy przygotowują się do celebracji święta, Kamiennego Dnia, co oznacza tradycję noszenia ciężkich kamieni. Warunek jest jeden: wszyscy mieszkańcy muszą być na miejscu, inaczej grozi to nieszczęściem. Od razu pojawia się problem, bo w okolicy nie ma braci Bergmanów, traperów, którzy wyruszyli za jakimś zleceniem. Bohaterowie proponują, że nie ma problemu, po prostu przeniosą więcej kamieni - ten rodzaj niekonserwatywnego podejścia, zdaje się, przeszedł i został zaakceptowany. Sama procesja zmierza nad rzekę, gdzie wszyscy rzucają kamieniami w zawieszone nad rzeką dzbany ze słodyczami… Ale tak naprawdę to wszyscy czekają na wielką ucztę i możliwość szybkiego upodlenia się wszelakimi trunkami.

W trakcie uczty Bohaterowie ucięli sobie pogaduchy z braciszkiem Francois, który opowiedział o przeorze swojego klasztoru. Przeor ów poszukuje śmiałków do badania okolicy i nanoszenia na mapy ciekawych miejsc. I płaci niezłe pieniądze! Wszystkim zaświeciły się oczy, a może była to zasługa krasnoludzkiego spirytusu. 

Jednak następnego dnia najbardziej na kaca cierpiał sam Okri. Ta jawna niesprawiedliwość została jeszcze pogłębiona, gdy Erika sprowadziła na Ruskena i Eberharta błogosławieństwo. Obaj prędko stanęli na nogi, gotowi do wyruszenia do klasztoru po zlecenie. 

Po drodze Bohaterów zaskoczyła burza. W planach był postój w bacówce służącej jako miejsce noclegowe dla podróżnych. W środku, jak się okazało, przebywały humanoidalne szczury! Okri splunął i postanowił zaszarżować, ale potem wypadł najgorzej w rzucie na inicjatywę. Gdy Inni Bohaterowie wykonali swoje ataki, a skaveni postanowili uciekać, krasnolud w trakcie szarży próbował przeskoczyć nad paleniskiem… i majestatycznie wywinął orła. Nie zdążył wyprowadzić swojego ataku, ale to nic, bo szczury zdołały uciec.

Następny dzień to odwiedziny w klasztorze Maisontaal. Kolejna okazja do jakichś faux pas, łapczywego pochłaniania drogiego sera Salad Bleu i rozmowy z przeorem. I faktycznie, Bohaterowie szybko dostają zlecenie, by eksplorować okolice lodowca. Okri proponuje, by w drodze na miejsce odwiedzić jeszcze kopalnię, gdzie mieszka stary i mądry krasnolud Bardak, który z pewnością wskaże na mapie parę ciekawych miejsc.

Droga powrotna i znów nocleg w bacówce. Tym razem Bohaterowie spotkali tam dwójkę krasnoludów, ku radości Okriego: Grumbila i Thalgrima Stonehandów. Wieczór zatem minął na rozrywkach, rozmowach, popijaniu i grze w kości, gdzie Rusken popisał się szybkimi palcami i kilkukrotnie wszystkich ograł na garść miedziaków. 

W nocy w oddali, zapewne gdzieś w okolicy jeziora i lodowca Bohaterowie widzieli jakieś tajemnicze pioruny. Było to dziwne, ponieważ niebo było wówczas czyste, więc nie mogła być to burza. Nazajutrz drużyna pożegnała się z krasnoludami i postanowiła wyruszyć czym prędzej w miejsce dziwnych zdarzeń. Och, jakże oczywiste było to, że Okri jest urodzonym sprinterem, a nie długodystansowcem (tak, wiem, że to żart z Władcy Pierścieni) - spocił się, spuchł z wysiłku i ostatecznie wszyscy zatrzymali się na odpoczynek i nocleg we Frugelhofen.

Zdaje się, że była to słuszna decyzja, ponieważ z jednej strony Okri wpadł na pomysł, by zrobić dla siebie tarczę. Skłoniły go do tego myśli, że stracił dawną werwę i może być dla reszty tylko utrudnieniem. Poza tym do wioski wpadł przerażony Leopold, krzyczący, że Armand Leroux nie żyje. Bohaterowie postanowili zbadać sprawę. Trup był, faktycznie, a bystre oko Okriego pozwoliło dokonać wstępnej diagnozy: Armand faktycznie był martwy. Zabiło go pchnięcie w plecy zadane prawdopodobnie przez bosego zabójcę… który zgubił kawałek palca. Nieopodal leżał fragment kości.


Tutaj dziady postanowiły zakończyć sesję. 


Fajnie było wrócić do Warhammera - wciąż da się grać w tę grę, nawet jeśli mechanika jest, delikatnie mówiąc, przestarzała. Dużo ze sobą gadaliśmy, docinaliśmy sobie, padło sporo żartów. Ponieważ Okri wpadł wcześniej w ognisko i nieco się poparzył, później leciały złośliwości słowne, które zanotowałem ku pamięci:

- dałem im POPALIĆ;

- Krasnoludy rzucają się w ŻAR walki…

- I niosą w sobie PŁOMIEŃ waleczności;

- Eberhart SPALIŁ żart;

- Bieganie bez ROZGRZEWKI to zły pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz