poniedziałek, 27 stycznia 2025

Coś się zmienia?

 

27 czerwca 2023 r.

Minęło już trochę czasu od mojego wejścia na drogę erpegowego renesansu. To niezwykłe uczucie, bo minione trzy lata przeżywałem pod kątem RPG dość intensywnie i, przede wszystkim, świadomie, czego wyrazem jest niniejszy blog i wszystko to, co mu towarzyszy: poznawanie, kronikarskie zapisywanie, obserwacja i komentowanie, a nawet społeczne interakcje w towarzystwie fandomowym. Piszę to dlatego, bo samoobserwacja pozwala człowiekowi odnotowywać punkty węzłowe i mam wrażenie, że chyba właśnie się na takim znalazłem.

Po powrocie do RPGów względnie szybko zacząłem zapoznawać się z nurtem OSR. Nie mogę powiedzieć, żebym stał się Grognardem ciupiącym wyłącznie w hardkorowe gry retro, ale uważam, że podążałem za duchem minionej epoki w wersji lite, choćby przy pomocy przecudownej Wyprawy za Mur. Fascynacja OSRami mogła wynikać z różnych nie do końca zidentyfikowanych przeze mnie czynników. Obecnie odnoszę wrażenie, że kluczowy był tutaj niski próg wejścia (czyli proste zasady i mało uszczegółowiony świat przedstawiony) i towarzyszący mu niewielki koszt ponoszony na przygotowaniach do sesji - wystarczy bowiem odpalić jakiś internetowy generator lochów i dodać parę własnych szczegółów. W tamtym czasie nie zgłębiałem szczególnie pewnej głębszej filozofii towarzyszącej OSRom. Teraz, gdy względnie ją znam, to tłumaczenie fascynacji staroszkolnymi grami nabiera trochę więcej niuansów, które dobrze wpisują się w tekst otwierający pierwszy numer zina Knock!: What I Want in an OSR Game.

Autor, Brooks Dailey, wskazuje w tym tekście na kluczowe rozróżnienie. Podczas gdy wiele gier pieści się z porażką (akcentuje zasadę fail forward mówiącą o tym, że to porażka popycha historię do przodu) i w ten sposób realizuje pryncypium „play to find out”, to gry nurtu OSR sytuują się na drugim biegunie orientującym się na realizacji ściśle określonego zadania i premiującym odnoszenie sukcesów. Nie będę się zagłębiał w tej chwili na dalsze rozróżnienia, po prostu zajrzyjcie do tego krótkiego eseju. 

I teraz, żeby nie szaleć z chaosem wielowątkowych myśli, zmierzam do tego, że ta fascynacja i pewien pociąg do OSRów zaczyna mi chyba obecnie przechodzić. Kończy się w moim erpegowaniu faza OSRów (nie wykluczam, że nastąpi druga faza, a kiedyś i trzecia, jeśli dożyję i nadal będę grać), a zaczyna odwrót do gier objętościowo większych, zarówno mechanicznie, jak i pod względem lore. Przejawem tego mogą być dwie kampanie, które zacząłem rozgrywać pod koniec zeszłego roku: Monastyru (na mechanice YZE) i Cienia Władcy Demonów. Obie gry nie są może jakimiś szczególnymi kobyłami i nie obciążają umysłu toną skomplikowanych zasad, ale na pewno różnią się od małych giereczek, które da się przeczytać w ciągu godziny.

Obecnie, ze względu na rozpoczynające się wakacje, mój erpegowy kalendarz może na te kilka tygodni ulec drobnym zawirowaniom. Zrobiliśmy przerwę od Monastyru, CWD też czeka przynajmniej miesięczna pauza i dość naturalnie zacząłem się zastanawiać, czym załatać te dziury w sesyjnej rutynie. I tutaj ujawnia się kolejny symptom przesunięcia kornelciowych priorytetów. Jeszcze jakiś czas temu każde takie zmiany w kalendarzu oznaczały proponowanie czy to wspomnianej już Wyprawy za Mur, czy to Mork Borga i jego kuzynostwa. Mówiłem: „to znam, to nie wymaga wysiłku, zrobimy sobie lochotłuka i wszyscy bedą szczęśliwi”. No nie byli, bo moim Graczom na przykład Mork Borg nie przypadł szczególnie do gustu z przynajmniej dwóch powodów: nieczytelności i braku przywiązania do postaci.

No i teraz, gdy mentalnie przygotowuję się na wakacje, nie powieliłem dotychczasowego schematu myślenia. Przeciwnie, zacząłem myśleć o grach, które obecnie chyba nazywa się tradowymi, ale nie chcę skłamać. Ponieważ niedawno miała miejsce premiera Fallouta, prawdopodobnie właśnie jego zaproponuję Graczom do przetestowania w wakacje.

Ale to, można powiedzieć, trochę za mało, żeby mówić o przesunięciu erpegowych priorytetów, nie? To może być zainteresowanie wynikające z sentymentu do gier komputerowych, ale w rzeczywistości nie uważam siebie za wielkiego fana komputerowego Fallouta. Owszem, grałem. Ale nazwałbym sam siebie sezonowcem. Poza tym to nie są myśli wyłącznie o Falloucie. Bardzo często wracam myślami do Legendy 5 Kręgów (nadal uważam, że nie skonsumowałem jej wystarczająco, by być zadowolonym z zakupu), marzę sobie o wspominanej być może kiedyś megakampanii Midnighta, a to przecież nie są lekkie giereczki na spontaniczny wieczór ze znajomymi. Coś mi się pozmieniało.

Nie chciałbym też tworzyć tutaj iluzji, że nagle przestałem być leniwym Mistrzem Gry i ewentualne przygotowania i uparta koncentracja na historii o Bohaterach stały się dla mnie atrakcyjne. Nie stały się. Wciąż ewentualne ustalenia czynię w zasadzie bezpośrednio przed sesją, a jak mam wystarczająco dużo motywacji, to poświęcam na to nawet godzinę przed spotkaniem. Być może odkryłem, że nawet w tych dużych grach mityczny prep może być o tak zwany kant dupy: ostatnio na sesji Cienia Władcy Demonów Gracze pośrednio skazali na śmierć Bohatera Niezależnego, który potencjalnie miał być osią całej kampanii. Przez jakieś dziesięć sesji jego imię odmieniane było przez wszystkie przypadki, a gdy w końcu doszło do spotkania, gdy Bohaterowie natknęli się na niego w celi, uznali, że mają inne priorytety i żywy stanowiłby dla nich tylko problem. Nadmienię, że to był jedyny BN, nad którym się pochyliłem: faktycznie sporo o nim wiedziałem, stworzyłem mu kartę postaci itd. Spuścili go w kiblu i bardzo mi się ta przewrotność podoba. 

No więc chyba mam w sobie takie przekonanie (być może błędne, nie wiem jeszcze), że duże gry też nie będą wymagały jakiegoś wielkiego prepu. Jasne, przeczytanie podręcznika (jak to w ostatniej gównoburzy mówiono: tradowej kobyły) zajmuje więcej czasu, a nauczenie się zasad, które mają jednak więcej przecinków niż taki Mork Borg, może trochę potrwać. A jednak ta perspektywa mnie nie zniechęca. I to jest dziwne. Albo podejrzane. A może to przejaw jakiegoś wieku średniego? Czy zbliża mi się erpegowy kryzys?

Jezusmaria… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz