poniedziałek, 26 lutego 2024

Graj Fabułą - rozdział po rozdziale #1

Pora przystąpić do podróży - rozdział po rozdziale - przez kolejny wielki i przełomowy almanach, to jest Graj Fabułą. Już na samym początku, na okładce, mamy obietnicę jakościowej zmiany, bowiem autorem nie jest, o dziwo, Ignacy Trzewiczek, a Mateusz Zaród.   Almanach dotyczyć ma tajemnej sztuki pisania scenariuszy, konstruowania dobrych warsztatowo przygód. Wszystkie cytaty z nadchodzących wpisów pochodzą z: M. Zaród, Graj fabułą, Gliwice 2009.


Wstęp

Oczywiście najpierw, nim przejdziemy do głównej treści książki, potrzebny jest wstęp. Oczywiście, że wstęp jest napisany przez Ignacego Trzewiczka, który opowiada o wielkim projekcie zbioru almanachów i o tym, jak plan zmienił się, gdy otrzymał materiały od głównego autora książki. Trzewik ogłasza, że z publikacji wylatuje i - miejcie się na baczności - tę obietnicę zweryfikujemy!


Rozdział 1: Scenariusz: fundamenty i teoria

„W tym rozdziale mierzymy się z absolutnymi podstawami pisania przygód”. (s. 11)

Najpierw nauczycie się stawiać litery. Potem zaczniemy łączyć je w słowa, a następnie w zdania.

Chciałbym też powiedzieć, że ponieważ podrozdziały jednak są oznaczone różnymi autorami, postanowiłem zaznaczać, ile zostało napisanych przez I.T., a ile przez głównego autora. Pod koniec całego przeglądu podam statystyki.

„Po pierwsze: gracze to debile”.

„Facet nie znał najstarszej prawdy RPG. Zdradziłem mu ją. <<Przem, gracze to debile. Daj im to na tacy>>. Tekst o graczach debilach stał się szybko kultową sentencją powtarzaną przez Mistrzów Gry w naszym klubie. <<Gracze to debile>>”. (s. 12)

To stwierdzenie o niedoborach intelektualnych Graczy pojawiło się już w poprzednim almanachu. Rozumiem, że pod tym stwierdzeniem kryje się nieco bardziej zniuansowana myśl, że Gracze nie domyślą się rzeczy, które Mistrz Gry sobie spreparował w swojej głowie, że nie odtworzą toku jego rozumowania. No ale - hehe - mój tekst taki kultowy, hehe.

„Niestety, gracze docierają na miejsce zbrodni, oglądają je i po chwili wychodzą. Nie zajrzeli pod dywan. Nie-zaj-rze-li. Cała przygoda leży. Nie dostrzegli znaku. Nie pogadają z antykwariuszem. Rudy facet jest bezpieczny. Nie-zaj-rze-li-pod-pie-przo-ny-dy-wan. Co za debile”. (s. 13)

To dokładnie to, co napisałem wyżej. Nie można oczekiwać, że Gracze, w imieniu swoich Bohaterów, złożą deklaracje założone a priori przez mistrza Gry. Ale chciałbym zwrócić uwagę, jak kolejny raz w imię luzackiego gawędziarskiego stylu marnujemy czas i miejsce. Ile-razy-trzeba-powtórzyć-że-czegoś-nie-zrobili? I-le-ra-zy? 

„Nie zakładaj, że gracze pogadają z jakimś Bohaterem Niezależnym. Nie zakładaj, że zadadzą mu konkretne pytanie. Nie zakładaj, że odwiedzą jakąś lokację”. (s. 13)

Clue całego rozdziału zamyka się w połowie jednego akapitu.

Dalej, sekcja „Po druie: przygoda jest dla graczy” autorstwa Ignacego Trzewiczka. Tutaj czytamy o genialnym koncepcie tworzenia kampanii pod preferencje Graczy na podstawie sugestii Wicka z 7th Sea.

„Pięciu graczy, w sumie 500 punktów. Spoglądasz na to jak wypełnili tabelkę i widzisz - w sumie dali 300 punktów na Akcję, 150 na Eksplorację i 50 punktów na Romans”. (s. 14)

„Wypisujesz podstawowe elementy fabuł w danym systemie RPG i pytasz graczy, czego oczekują. Jakich proporcji, jakiego rodzaju scenariuszy chcą w kampanii, którą właśnie rozpoczynasz”. (s. 14)

Staram się myśleć o tej propozycji nieco metodologicznie. Punkty, i to tyle, pozwoliłyby nam ustalić priorytetowość poszczególnych elementów do jednej setnej. I teraz założmy sobie taką sytuację, że te 500 punktów zostało wydane inaczej: 499 na Akcję, 1 na Romans. Zmierzam do tego, że w rzeczywistości taka metoda - w pewnych okolicznościach - może stwarzać nam poważne trudności interpretacyjne, których nie da się jakoś szczególnie rozwiązać. No bo ile czasu poświęcimy na sesji Romansowi, jeśli wynika, że to raptem 0,2% czasu? Dlatego sesja zero, która tutaj po prostu przyjmuje formę ustrukturyzowanego wywiadu z grupą fokusową jest metodą najlepszą, bo jakościową i wnoszącą istotną wartość dodaną.


Sekcja trzecia: przygoda jest dla postaci. Autor? Trzewik.

„Nie udawajmy. Zdarza nam się nieraz zagapić i puścić wodze fantazji, pojechać po bandzie, wymyślić bardzo fajny epizod, a dopiero na sesji, w trakcie przygody zorientować się, że gracze nie posiadają odpowiednich umiejętności. Przygoda zawiesza się, a ty szyjesz na bieżąco, starając się ratować twarz”. (s. 15)

Znam chyba to uczucie, bo lata temu, w finale Potępieńca, gdy Bohaterowie mieli zmierzyć się z jakimś pomiotem w nawiedzonym domu, okazało się, że nikt nie ma magicznej broni, którą mógłby potwora w ogóle zranić. Ostatecznie finałowa walka wyglądała tak, że drużynowy uczeń czarodzieja rzucał w przeciwnika magiczne igiełki, a reszta Drużyny po prostu przyjmowała na siebie ciosy. To się zdarza - warto śledzić karty postaci Graczy (vivat Roll20), a jeśli nie, to takie sytuacje również są dobre - są absurdalne i warte zapamiętania. A wspomnienia, mimo wszystko, są ważne.


Dalej, sekcja czwarta i piąta - autor: Trzewik XD

Przeskakujemy do sekcji piątej:

„Bądź czujny. Sprawdź, co potrafią postacie twoich graczy nim zaczniesz snuć misterną intrygę. Może się okazać, że rozwiążą ją po pierwszych 3 minutach sesji. Wskrzeszając teggo zamordowanego gońca, którego rzuciłeś im na drogę”. (s. 18)

A ja przewrotnie powiem, że lubię być zaskakiwany w ten sposób. Do dziś zdarza się, że próbuję przedstawić jakiś problem, a okazuje się, że to wcale nie jest problem, tylko pomniejsza przeszkoda, nad którą Bohaterowie nawet nie muszą się pochylać. Wydaje mi się, że Gracze całkiem lubią takie sytuacje i sprawia im ona satysfakcję: ha! Chciałeś nas przechytrzyć, ale bardzo łatwo sobie poradziliśmy. I to wcale nie musi oznaczać wyłożenia całej sesji - w takich sytuacjach warto improwizować i, jeśli naprawdę trzeba, przekierować przygodę gdzie indziej.

„Od 1999 roku odbywa się konkurs Quentin na najlepszy scenariusz do gry fabularnej. Jest to inicjatywa ciekawa, pożyteczna, a dla nas dodatkowo pouczająca - jury konkursu bowiem co roku wnikliwie omawia i analizuje nadesłane przygody”. (s. 18)

„Widzicie, nie odważę się dziś napisać, że to było złe [prowadzenie filmowe, gdzie Bohaterowie byli tylko tłem, przyp. K.]. Graliśmy tak przez długi czas, byłem uznanym Mistrzem Gry, a gracze walili do mnie drzwiami i oknami. Nie mogło to być więc aż takie złe”. (s. 19)

Podziwiam ludzi piszących scenariusze pod Quentina. To jak pisanie rozprawki pod klucz, którego trzeba się domyślić. No ale to nieistotne, bo temat jest inny: ulokowanie Bohaterów w centrum przygody, co jest - oczywiście - rozsądną uwagą. Ale Trzewik jednak musi przypomnieć, że jest jesiennym gawędziarzem i że robił to doskonale i że Mistrz Gry może mieć Reputację in da Hood.

Ostatnie dwie sekcje tego rozdziału są napisane przez głównego Autora! Hura! I od razu jakaś zmiana jakościowa - akapity jakby dłuższe, jakby tych liter na stronie więcej, a mniej dziwnych upiększaczy.

„Seriale mają takie same mechanizmy i konstrukcję scenariusza, jak przygody do gier fabularnych. Jest tam motyw przewodni, są cele postaci i jest odkrywanie kolejnych szczebli relacji. Robiłem notatki, spisywałem pomysły na scenariusze i przerabiałem techniki scenarzystów. Chciałem sprawić, by gracze przychodzili na moje sesje jak po przerwie reklamowej”. (s. 20)

„Przygodę napędzają informacje”. (s. 21)

Bardzo lubię serialową formułę. W ogóle w produkcjach telewizyjnych gdzieś - w pewnym momencie, podejrzewam, że wraz z Lost i Prison Break - nastąpił ważny przełom i odejście od dwóch typów narracji: telenowelowych i zamkniętych filmowych. Serial stał się nową formułą, która zaczęła się dynamicznie rozwijać dzięki HBO, Netflixowi i innym, a wraz z tym pojawiły się inne możliwości storytellingowe. Historie stają się dłuższe, bardziej złożone, podzielone dodatkowo na mniejsze cegiełki i wątki poboczne. Sesje jako serial - lubię to! I Mateusz ma tu rację: przygodę napędzają informacje. I Trzewik też dochodzi do takich wniosków pisząc, że „gracze to debile”, choć może nieco naokoło. Graczom trzeba mówić, co widzą, co czują, a także co myślą ich Bohaterowie.

„Przygody muszą opowiadać historie Bohaterów Graczy. Muszą dotykać Bohaterów Graczy, łapać ich za serce, za nerkę, za jelito i wciągać w wir wydarzeń. Muszą motywować graczy na maksa do działań i do walki o zwycięstwo”. (s. 22)

To prawda. Gdy głowna oś przygody dotyczy Bohaterów, Gracze bardziej się angażują. Więcej czują, bardziej się przejmują, mają poczucie, że to jest o nich. Ale nie robiłbym z tego imperatywu kategorycznego. Czasem Bohaterowie - jako grupa awanturników - łapią zlecenia zewnętrzne, to normalne. Siedzicie w karczmie, podchodzi do was tajemniczy gość i mówi, że ma robotę i zapłaci po złociszu na głowę, jeśli mu pomożecie. Ojej, to nie jest osobiste. No ale może się stać, gdy dowiemy się o co chodzi, nie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz