poniedziałek, 25 września 2023

[???] W londyńskim metrze

Sesja live rozegrana 14 października 2022 r.



Ponieważ zdarzyło się tak, że miałem służbowy wyjazd do Katowic, nadarzyła się okazja, by spotkać się ze znajomymi i zagrać w grę. Wszystko to było o tyle niezwykłe, że od ponad dwóch lat grałem wyłącznie online i przypomnienie sobie realnego doświadczenia grania w jednym pomieszczeniu było dla mnie przyjemnym doświadczeniem. Ponieważ sesja była zapowiedziana spontanicznie, nie mogliśmy zdecydować kto ma poprowadzić. Nie mogliśmy też zdecydować w co zagrać.

Ostatecznie zagraliśmy jednostrzała luźno opartego na mechanice Wilkołaka. A sama sesja? Była na tyle szalona i psychodeliczna i na dodatek przesycona akcją, że ograniczę się do wyłożenia najważniejszych elementów historii.

Graliśmy we współczesnym Londynie. Taka była nasza decyzja. W drużynie znalazł się rzutki i dynamiczny coach internetowy, sprzedawczyni pamiątek, była akrobatka oraz mężczyzna pochodzenia romskiego zajmujący się ulicznymi sztuczkami w stylu „znaleziony pierścionek”. Wszyscy znali się z widzenia, mieli jakieś powierzchowne interakcje, bo każdego dnia o tej samej porze jeździli metrem.

Któregoś razu metro stanęło, zapadła ciemność. W pewnym momencie w powietrzu pojawił się stworek wyglądający jak weselszy Kuzyn Coś, wybuchły światła i dźwięk jak w grze komputerowej. Ów stworek, przedstawiający się jako Dokkaebi, zapowiedział, że Bohaterowie zostali wybrani i mają szansę uratować życie poprzez uczestnictwo w wielkiej grze, realizowanie questów, zdobywanie doświadczenia, ale przede wszystkim zapewniania rozrywki bóstwom zwanym Konstelacjami.

Pierwsze zadanie? Zdusić życie. Bardzo szybko doprowadziło to do prawdziwej masakry w zamkniętym wagonie, gdzie cały przekrój społeczny zaczął walczyć o życie. Krew się lała. Bohaterowie przetrwali. Okazało się, że nie trzeba było się wzajemnie zabijać, a wystarczyło wytępić karaluchy przewożone w pudełku przez jakieś dziecko.

W każdym razie, po zrealizowaniu questa, Dokkaebi dał Bohaterom czas na przygotowania. „Mapa” gry nieco się poszerzyła na tunel metra. Za niewidzialną granicą czaiły się zdziczałe i napalone gobliny mające tylko jedno w głowie. Bohaterowie musieli przygotować się do obrony. Poprzez sprytne wykorzystanie zawartości wagonów oraz kieszeni dotychczas poległych, udało się stwory przechytrzyć i zamknąć w wagonie, a następnie uciec przed nimi na obszar peronu.

Tam Bohaterowie ponownie otrzymali nieco czasu na odpoczynek i przygotowania. Zapowiedziano im, że nazajutrz o świcie czeka ich spotkanie z bossem: Chimerą. Dotychczasowe zdarzenia były dość absurdalne. Gdzieś na tym etapie kombinowano jak skłócić ze sobą Konstelacje (wciąż uważam, że to był dobry pomysł), Bohaterowie jakimś cudem nabyli zdolności klasowych z Dungeons and Dragons.

Rano nadeszła Chimera. Generalnie Bohaterowie byli raczej pesymistycznie nastawieni do tej walki, ale nagle i niespodziewanie okazało się, że bestię dało się zranić. Gdy ta została na chwilę przygnieciona do ziemi, jeden z Bohaterów wykorzystał umiejętność „poskramianie zwierząt”, zarzucił Chimerze kabel na szyję i… poskromił ją. To był moment, gdy Bohaterowie mieli szansę wyjechać z podziemi na grzbiecie fantastycznej bestii, ale wyszło tak, że wówczas inny Bohater wykorzystał jakiś atak specjalny i Chimera padła trupem. 

Wrota się otworzyły i można było wyjść na zewnątrz. Bohaterowie zapewnili Konstelacjom dużo zabawy. Myśleli, że to koniec, tymczasem na powierzchni po ulicach Londynu grasowały kolejne tysiące Chimer, wszystko płonęło, były wybuchy, gdzieś przebiegł tyranozaur… Taką sceną wyjścia w świt zakończyliśmy tę dziwną sesję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz