Po czasie w końcu udało mi się poprowadzić Vaesen - horror osadzony w XIX-wiecznej Szwecji. Pierwsza próba, jak to zwykle bywa, była nieśmiała i trochę niepewna - sesje Vaesen, jak mi się zdaje, wymagają sporych przygotowań, dobrego backstory przedstawianego z czasem. Ja natomiast, nie mając zbyt wiele czasu na przygotowania, poszedłem w stronę improwizacji i wątków wprowadzających.
Wystąpili:
Ojciec Adam Kirov - rosyjski duchowny, alkoholik, który przeżył koszmar wojny krymskiej (P.);
Linn Drakenberg - służka, która chce odnaleźć swoją mistrzynię, należącą do Stowarzyszenia (Z.);
Porucznik Wilhelm von Kümmel - pruski oficer, który niegdyś wdał się w romans z niewłaściwą osobą i zmuszony był opuścić swój kraj (D.)
Wczesną wiosną, w pierwszych latach drugiej połowy XIX wieku, w Uppsali pojawiło się dwóch dżentelmenów. Zmierzali do azylu dla chorych umysłowo. Tam, przed bramą, spotkali służkę i majrodoma, który przedstawił się jako Algot Frisk. Osoba, którą mieli odwiedzić, nazywała się Linnea Elfeklint i miała przekazać im klucze do Zamku Gyllencreutz. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki rys historyczny Stowarzyszenia.
Następnie Bohaterowie udali się do zamku - wyjątkowo zapuszczonego. Wiedzieli, że przed nimi wiele ciężkiej pracy, by przywrócić to miejsce do życia. Ksiądz napotkał w swojej kwaterze borsuka i skutecznie go nastraszył. Ryknął tak dobrze, że większość zwierzęcych lokatorów natychmiast się z zamku wyniosła.
Następnie, po kilku dniach pracy, do drzwi zapukał dziennikarz Gunnar Andersson z gazety Upsala Nya Tidning (ta w rzeczywistości założona została dopiero w 1890 roku, ale absolutnie nie przejmujemy się poprawnością historyczną). Otworzyła mu Linn i - bardzo przytomnie - przetrzymała go na zewnątrz. Zaciekawiony Wilhelm chciał wydostać się na zewnątrz, ale nie miał dość siły, by otworzyć drzwi przytrzymywane przez służkę. Dziennikarz łapał ją za słówka, próbował szukać sensacji. W końcu zainterweniował Algot Frisk, który skutecznie spławił dziennikarza i zasugerował Bohaterom, by pomyśleli nad jakimś sensownym alibi dla swojej działalności, bo całe miasto interesuje się nowymi lokatorami zamku. Później, w trakcie wieczornej kolacji padła propozycja, by udawać ekstrawaganckich badaczy prowadzących wykłady na lokalnym uniwersytecie.
Po kolacji Linn, Adam i Wilhelm udali się do zamkowej biblioteki. Panowie raczyli się alkoholem, Linn udawała, że sprząta. Wszyscy poświęcili też trochę czasu na przeglądanie zebranej literatury, szukali informacji o masakrze w Oulu, a przy okazji znaleźli jakiś zapisek na marginesie, jakby zupełnie wyrwany z kontekstu i niezwiązany z tematem:
„Tego dnia zawarta została umowa między Stowarzyszeniem a tymi, którzy zwą się Bractwem Księżyca. Na drodze porozumienia, część z nich otrzymała prawo pozostania w murach miasta pod warunkiem, że nigdy nie skrzywdzą człowieka. Jako dowód dobrej woli, Bractwo oddało dziesięcioro młodych jako… zakładników. Co za chory pomysł! Nie wierzę, by umowa mogła się utrzymać. Prędzej czy później, oni lub my, ktoś złamie umowę i wojna zacznie się od nowa”.
Wówczas Linn i ojciec Adam dostrzegli jakiś ruch za oknem. Gdy duchowny zbliżył twarz do szyby, w ciemności po drugiej stronie dostrzegł wielki psi pysk z wyszczerzonymi kłami. Bestia runęła na niego, tłukąc okno i rozpętała się walka, w której Bohaterowie dość szybko pokarali agresora - Linn pałką, Wilhelm strzelbą, a ojciec Adam próbami… zastraszenia. Poraniona bestia uciekła tą samą drogą, zostawiając za sobą krwawy ślad. Wówczas Linn jeszcze raz spojrzała na znaleziony zapisek w książce… i zrozumieli, że to nie był pies, lecz coś znacznie gorszego. Niedowierzanie, no bo jak to, wilkołak? Dlaczego teraz? Zorientowali się też, że to może oznaczać, że Linnea Elfeklint może być w niebezpieczeństwie.
Linn rzuciła się do dalszych poszukiwań informacji i znalazła jakąś księgę o wilkołakach. Ale to, co w niej znalazła, okaże się dopiero na następnej sesji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz