czwartek, 18 lutego 2021

[TES] Ucieczka z niewoli

 Sesja online rozegrana 13 grudnia 2020 r.



O tak, dziecino! W końcu wystąpiłem na sesji jako gracz! Sikam ze szczęścia.

Rozegraliśmy sesję w świecie The Elder Scrolls na mechanice Savage Worlds. O świecie TES nie mam praktycznie zielonego pojęcia - moja wiedza jest szczątkowa, w gry komputerowe nie grałem, więc wiem tyle, ile powiedział mi Mistrz Gry (Wojtek, kłaniam się) i ile wyczytałem parę miesięcy temu. Dlatego właśnie przepraszam za ewentualne błędy w nazewnictwie, czy błędnie podane fakty.


Wystąpili:

Felnar Favailnith - mroczny elf z Morrowind, członek gildii zabójców Morang Tong - Grzegorz;

Roger - Argonianin, agent Ostrzy - Wojtek;

Leif Dalmore - Nord ze Skyrim, kapłan bitewny - ja.


Jak każda historia w tym świecie, musieliśmy zacząć w niewoli. Skończyła się wojna Cesarstwa z Althmerskim Dominium. Jako niewolnicy elfów Bohaterowie byli gdzieś transportowani, gdy konwój został napadnięty przez cesarską partyzantkę pod wodzą Provodusa Glorentiusa. Odzyskana wolność w powojennej rzeczywistości to jednak nie jest sprawa łatwa. Dowódca przetrzebionego oddziału pełnego rannych i zmęczonych zmuszony był poprosić Bohaterów o pomoc w wykonaniu zadania: chodziło o dostanie się do miasta Bravil i uwolnienie z lochów kilku zwiadowców, w tym siostry dowódcy.

Bohaterowie dzięki pomocy rybaczki Heem-Dar zostali przemyceni do miasta, gdzie wkrótce dotarli do Karczmy Podmokłej. Tam właścicielem był Urug, ork i weteran wojenny, który dawno temu porzucił już swój fach. Wciąż jednak miał kontakty. Bohaterowie dzięki szybkiemu zwiadowi mogli przystąpić do działania i opracowania planu. Czasu nie było wiele, bo w obowiązującej elfiej polityce terroru co piątek dochodziło do pokazowych egzekucji.

Roger uruchomił swoje kontakty, by dowiedzieć się jak najłatwiej dostać się do zamku i lochów. Felnar rozpoczął polowanie i wkrótce trafił na elfi patrol. Nie mieli szans z zawodowym zabójcą. Dzięki temu też mroczny elf dowiedział się również paru faktów na temat możliwości wejścia do zamku. W tym czasie Leif rozniecał ducha oporu wśród mieszkańców (z ogromnym sukcesem), co szybko przerodziło się w niemałą popijawę. 

Następny dzień Bohaterowie poświęcili dalszemu planowaniu. Pomysł był taki, aby o świcie podpalić prowizoryczne barykady powstałe w miejscu zawalonego muru obronnego. Zajęci gaszeniem pożaru wrogowie byliby łatwym celem dla powstającej właśnie partyzantki. Rozesłano odpowiednie wieści, a Urug, usłyszawszy dzień wcześniej płomienną przemowę Leifa, zgodził się wydostać ze skrzyni swój stary topór i poprowadzić lud do ataku.

Tej nocy nie było picia. Wszyscy byli czujni i milczący. Jeszcze nim nastał świt, Bohaterowie przemknęli pod zamek i dostali się do słabo strzeżonego wejścia od strony rzeki. Gdy dostrzegli pożar na barykadach, zaczęła się ich misja. Krótka wędrówka przez ciemne korytarze doprowadziła ich do głównego dziedzińca, skąd trafili na schody prowadzące do lochów. Wywiad przeprowadzony przez Rogera i Felnara wskazywał, że cele pilnowane są raptem przez jednego strażnika. Informacje okazały się prawie całkowicie precyzyjne: strażnik był jeden, faktycznie, ale wielki i gruby jak przynajmniej dwóch. A do tego miał ze sobą wielkiego psa. Wtedy też dowiedzieliśmy się, że Felnar obsesyjnie boi się szczekaczy.

Walka przebiegła bardzo sprawnie - Leif stał się głównym celem ataków, zaciekle je odpierał, aż w końcu drużyna pokonała strażnika i jego psa. Oddział zwiadowców wciąż był zamknięty w celach, więc udało się ich uratować na czas - happy end. 


Było już późno, więc na tym etapie skończyliśmy. Choć przygoda w swojej konstrukcji była nieskomplikowana, to dobrze się bawiłem: było miejsce na trochę wewnątrzdrużynowych dialogów i przyjaznych docinek; mieliśmy przestrzeń do zrealizowania własnego planu działania.

Osobnej wzmianki wymaga fakt, że wróciliśmy do mechaniki Savage Worlds. Po dekadzie, od kiedy pierwszy raz jej zakosztowałem, muszę powiedzieć, że nadal bardzo ją lubię. Nie wprowadzaliśmy nawet żadnych modyfikacji. Prostota pozwoliła nam zachować dynamikę opowieści (przyznam, że chyba budzi się we mnie turlacz, chciałbym więcej testów!). Dla Grzegorza było to pierwsze spotkanie z SW i też nie było jakichś szczególnych problemów. Fajnie. Do zobaczenia w… tym świecie, gdzie jest Skyrim i Morrowind i humanodalne jaszczurki oraz koty w butach!

1 komentarz:

  1. Ze swojej strony dodam, że to był pierwszy mój raz od lat jako Mistrz Gry. Fajnie, że w ogóle się udało i oby udało się jeszcze kilka razy. Zawsze chciałem pograć w śeiecie TES także dzięki wielkie dla graczy! :D

    OdpowiedzUsuń