Sesja online rozegrana 15 stycznia 2021 r.
Rozegraliśmy drugie podejście do The Elder Scrolls. Prowadzi Wojtek, największy fanboj tego settingu, a 2/3 drużyny nigdy nie grało w żadną z gier tej legendarnej serii. Dalej gramy na mechanice Savage Worlds, tym razem z pomocą Roll20. Nie wiem, mam wątpliwości - ta platforma fajnie wspiera, daje sporo możliwości, ale nie jestem pewien, czy tym razem byłem z tego rozwiązania zadowolony. Lubię czasem porzucać kostkami na stole i powiedzieć „no nie zdałem”.
Wystąpili:
Felnar Favailnith - mroczny elf z Morrowind, członek gildii zabójców Morang Tong. Miss uśmiechu i wzór czerpania radości z życia - Grzegorz;
Roger/Jack - Argonianin, agent Ostrzy. Zrzucił skórkę, jak rasowy gad, i wkraczając do Skyrim kazał na siebie mówić Loretta… przepraszam, Jack - Wojtek;
Leif Dalmore - Nord ze Skyrim, kapłan bitewny i mistrz walki na śnieżki - ja.
Po wydarzeniach w Bravil Bohaterowie popłynęli łodzią do Miasta Imperialnego. Tej stolicy Cyrodiil, na wyspie takiej. Po krótkiej przechadzce i rozeznaniu się w układzie miasta, udali się po zaległy żołd (z przerwą na piwo w karczmie, a jak!), sprawnie i bez żadnych dodatkowych pytań wypłacony przez ponurego urzędnika podobnego do Felnara. Sporą część sesji poświęciliśmy na takie kręcenie się po mieście próbując dociec, czego chcemy i jak tu się o coś zahaczyć. Roger i Felnar próbowali uruchomić swoje kontakty w mieście, ale po wojnie siatki agentów jakby się rozpadły. Rozgoryczony Leif, widząc pusty postument po pomniku Talosa zorganizował sobie dzban wina i powoli upijał się, myśląc o doznanym rozczarowaniu.
W końcu Provodus, dla którego Bohaterowie wykonywali zadanie jakiś czas wcześniej, zasugerował, by udali się na rozmowę do jego znajomego, bo rzekomo ma jakieś zlecenia. Tak naprawdę to na miejsce poprowadził ich Khajit o imieniu Hator. Tajemniczym zleceniodawcą okazał się Vincent Moriel, znajomy Leifa z dawnych wojskowych czasów. Rozmowa dotyczyła zawiązania tajemnej siatki sprzeciwiającej się obecnemu stanowi politycznemu Imperium. Dziwne i podejrzane. Siatka niby ma działać z pobudek patriotycznych, ale Leif nie bardzo ma powody, by czuć się patriotą. Ostatecznie daje się przekonać, ale zastrzega sobie swobodę działania i możliwość odejścia wtedy, gdy będzie mu wygodnie.
Vincent zaczyna opowieść, która ma wzbudzić zainteresowanie Bohaterów i wzniecić chęć do działania. Otóż w Otchłani jakiś mag swego czasu widział… Ostatniego z rodu Septimów! Gdyby okazało się to prawdą, być może udałoby się osadzić na tronie kogoś silnego i godnego! Co więcej, sprawą podobno zainteresował się sam Divayth Fyr, stary i przepotężny mroczny elf. Trzeba ustalić, co ów czarodziej widział, zebrać dane i tak dalej.
Ów mag podobno ukrywa się w Pękninie i nazywa się Savelin Indoril. Po tym, jak widział Marina Septima trochę postradał zmysły, ale coś musi być na rzeczy, skoro szukała go jedna z córek Fyra. Wyszło, że w Pękninie Bohaterowie muszą udać się do knajpy o nazwie Wyszczerbiona Bania.
Podróż do Pękniny w Skyrim przebiegała bez większych problemów. Gdy pojawił się śnieg, Leif próbował wymusić uśmiech na Felnarze - rzucał w niego śnieżkami, a nawet zaszarżował i zmył elfa w śniegu. Test na Ducha, by się nie uśmiechnąć, wyszedł Felnarowi wybitnie dobrze, z przebiciem. Mroczny elf nie uśmiechał się jeszcze bardziej, niż zazwyczaj.
Pęknina. Trudno było znaleźć Wyszczerbioną Banię, bo knajpa znajdowała się w kanałach pod miastem, gdzie gnieździło się mnóstwo szumowin. Wypytując w podziemiach o drogę Bohaterowie bardzo szybko spacyfikowali grupkę zakapiorów (jak Felnar przyłoży z trzonka, to nie ma Khajita we wsi). W końcu Bohaterowie znaleźli knajpę, gdzie mieli okazję pogadać najpierw z Delvinem Mallorym, a ten skontaktował ich z magiem. W sensie mag został przyprowadzony do drużyny. I od razu było widać, że coś jest z nim nie tak, trudno było się dogadać i wyciągnąć z niego informacje. Był wyjątkowo nieufny, a jego myśli… nieposkładane. W końcu wyszło, że Savelin był niegdyś przywoływaczem i podróżował do Otchłani do domeny szalonego boga Sheogorath. Pojawiła się nazwa Drżące Wyspy.
Gdzieś na tym etapie postanowiliśmy zakończyć sesję. Ogromną trudność sprawia mi orientowanie się w settingu, o którym nie mam zielonego pojęcia. Czuję się zasypany obco brzmiącymi nazwami własnymi. Gdy tylko jakaś się pojawi, staram się ją zapisywać, ale nawet to bywa trudne ze względu na fakt, że często nie zapisuję nazw prawidłowo. Choć akcja rozwija się powolutku, jest fajnie. Być może z tego właśnie powodu udaje nam się położyć trochę większy nacisk na interakcje między Bohaterami - trochę rozmów, trochę uszczypliwości, uwag i spostrzeżeń. W powietrzu wisi jednak coś dużego - Bohaterowie stoją u progu, jak się wydaje, wielkich i przełomowych wydarzeń. Czekamy na kontynuację!