poniedziałek, 1 stycznia 2024

Wielkie plany na 2024

Jak to z reguły bywa, podsumowaniom towarzyszy również spojrzenie w przyszłość, czyli plany. Człowiek ogląda się za siebie, rewiduje, nazywa sukcesy i porażki i - być może - próbuje właśnie na tej podstawie powiedzieć, co będzie dalej. Gdy pisałem o swoich planach na 2023 rok byłem już odrobinę sceptyczny wobec własnych możliwości i tę postawę pragnę zachować. Ostrożność w planowaniu własnego hobby to w zasadzie bzdura, bo chodzi tu przecież przeważnie o czas wolny, o pasję, a nie finalizowanie jakiegoś ważnego planu. Nie o życie tu chodzi, nie o pracę, o utrzymanie domu też nie.

Przede wszystkim chcę podtrzymać zeszłoroczne postanowienie, żeby grać w mniej gier. Uważam obecnie, że lepiej jest ograć tylko kilka tytułów, ale porządnie, niż co chwila przerzucać się na coś nowego. Ci, którzy mają okazję brać udział w sesjach sto razy w roku być może dysponują innym potencjałem i łatwiej im wygospodarować czas na jakieś alternatywne, eksperymentalne tytuły. Nie uważam, żebym miał taki przywilej i choć średnio wciąż gram więcej niż jedną sesję w tygodniu, każde spotkanie staram się odpowiednio ważyć. 

Jakie wobec tego będą w tym roku tytuły-pewniaki?


Coriolis i (mam nadzieję) Legenda Pięciu Kręgów

Coriolis zacząłem prowadzić w październiku 2023 w rytmie dwutygodniowym. Oczywiście ten rytm podlega niekiedy drobnym zaburzeniom wynikającym z wypadających świąt albo jakichś nadzwyczajnych wydarzeń rodzinno-służbowych, ale tempo z grubsza zostanie utrzymane. Dla utrzymania tej ciągłości staram się egzekwować regułę, że dwoje Graczy wystarcza, by sesja się odbyła. Wiem, że niektórzy mogą łapać się za głowę, ale zdecydowanie wolę realizować ideę, że show must go on. Nie każda sesja musi opowiadać o każdym Bohaterze. „Nieobecni” wszakże mogą być w pobliżu, ale dane wątki nie muszą być konkretnie o nich, prawda? 

Chciałbym Coriolisa mocno skonsumować. To był tytuł, o którym myślałem od bardzo dawna, a rozległy świat przedstawiony jest dla mnie jakimś wyzwaniem. Nie spieszę się, robię to powoli zarówno jeśli chodzi o poznawanie uniwersum, jak i uczenie się zasad. Ale powolutku, powolutku ten plan się realizuje. Liczę, że zwiedzimy przynajmniej większość Trzeciego Horyzontu. Liczę, że będę mógł też poprowadzić wielką kampanię o Ikonach.

Legenda Pięciu Kręgów natomiast pozostaje jedną z moich najulubieńszych gier. Nigdy jednak nie udało mi się dojść do momentu, w którym mógłbym powiedzieć „no, trocheśmy się w to nagrali”. Innymi słowy, nie skonsumowałem L5K tak, jakbym tego oczekiwał. Gdy parę lat temu FFG wydało piątą edycję ze swoimi dedykowanymi kostkami dawny sentyment odżył na nowo i znów nie udało mi się go skonsumować. W końcu jednak się zawziąłem, zwolniły się terminy i w ten sposób zorganizowaliśmy sesję zero, w trakcie której pogadaliśmy chwilę o Bohaterach. Stworzyliśmy zręby drużyny, ale ponieważ L5K to jednak wymagająca kobyła (a i tworzenie postaci jest długie i upierdliwe), a część Graczy dopiero zaczyna zabawę w Rokuganie, to dajemy sobie bardzo dużo przestrzeni na odkrywanie i elastyczność. 

Tutaj również wprowadzam regułę 2 Graczy = sesja. Show must go on. Ponieważ jesteśmy w większości starymi ludźmi, gdzie życie zawodowe i rodzinne pochłania sporą część naszego czasu, wolę po prostu trzymać się dwutygodniowego rytuału. I to właśnie te dwie gry - dwie tradowe kobyły - będą stanowiły trzon erpegowego roku 2024. 

Odpuściłem sobie wszelkiego typu OSRy, które choć fajne i wciąż w jakiś sposób kuszą, to nie mają siły emocjonalnie wiążącej Bohatera z Graczem. Gracze mówili, na przykład przy Mork Borgu, że lubią czuć sentyment do swojej postaci, a w MB całkiem o to trudno, skoro można umrzeć od wdychania nieświeżego powietrza (w dużym uproszczeniu). Odpuszczam też inne „wielkie” pomysły jak megakampania Midnighta (ale wciąż o nim myślę).

Nie chcę teraz wyrokować, czy i ile miejsca znajdzie się jeszcze na inne gry. Rozpoczęliśmy niewielką kampanię CWD, niejako na uboczu, która zasługuje na dokończenie. Rozmawiałem z Miśkiem o dołączeniu do jego kampanii Blade Runnera, ale to jest obecnie wątpliwe. Chłop coś kombinuje z jakimś innym science-fiction, ale nie wiem, czy doszliśmy do jakichkolwiek konkretów. 

Nie wiem też, czy, jak i kiedy uda się wprowadzić jakąkolwiek nowość w tym roku. Taka sytuacja pozostaje obecnie niejako poza horyzontem mojej wyobraźni. Graczka podekscytowana Brindlewood Bay mówi, że w końcu do tego dojrzeje, a ja chętnie wcieliłbym się w rezolutną babcię. Niespodziewanie odkrywam też w sobie jakieś drobne zainteresowanie The Walking Dead. Nic innego obecnie nie przychodzi mi do głowy. 

Na koniec wspomnę jeszcze o pewnych drobnych zmianach w funkcjonowaniu bloga. To, że od prawie czterech lat pełni określoną funkcję w moim życiu to żadna tajemnica i to się nie zmienia. Natomiast uzbierałem sporą nadwyżkę tekstów czekających na publikację i w związku z tym… zwalniam tempo ich publikowania. Ta nadwyżka jest bowiem dla mnie wyrazem kontroli nad własnym życiem. Nie chcę jednak w obecnej sytuacji pakować się w pułapkę nazbyt upartego i obsesyjnego utrzymywania tegoż stanu poczucia kontroli. Odwiedziny na blogu i tak ani nie są dla mnie szczególnie ważne, ani szczególnie pokaźne, także od tego roku przyjmuję, że raporty z sesji pojawiać się będą w każdy czwartek, a inne teksty, takie jak recenzje, myśli itp., będą pojawiać się dwa razy w miesiącu w wybrane poniedziałki. Zobaczę, czy takie tempo mi odpowiada i za rok będę wprowadzał ewentualne korekty.

No to zaczynamy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz