Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vaesen. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Vaesen. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 maja 2022

[Vaesen] Najbardziej niemieckie miejsce w Szwecji


Sesja online rozegrana 22 listopada 2021 r.


Rozpoczynamy osobisty wątek Wilhelma - Bohaterowie wyruszyli w okolice Sundsvall, by dowiedzieć się, co trapi osadę pochodzących z Bawarii mężczyzn.


Wystąpili:

Ojciec Adam Kirov - rosyjski duchowny, alkoholik, który przeżył koszmar wojny krymskiej (P.);

Linn Drakenberg - służka, która chce odnaleźć swoją mistrzynię, należącą do Stowarzyszenia (Z.);

Porucznik Wilhelm von Kümmel - pruski oficer, który niegdyś wdał się w romans z niewłaściwą osobą i zmuszony był opuścić swój kraj (D.)


Kilka tygodni po ostatnich wydarzeniach, członkowie Stowarzyszenia wyruszyli do Sundsvall, by rozwikłać sprawę nękającą porucznika Wilhelma. Jak wynikało z listu Linnei Elfeklint, żyli tam przybysze z Bawarii, mający problem z „psotliwymi dziećmi”. Trochę przygotowań, pierwsze zakupy, wspólne treningi fechtunku po drodze. Okazało się, że Bawarczycy mieszkają w niewielkiej osadzie głęboko w lesie, parę kilometrów za Sundsvall. Wilhelm szybko się tam odnalazł: niewielki i ubogi zajazd, możliwość porozmawiania po niemiecku, dobre piwo i kiełbasa. W trakcie tej pierwszej wizyty od razu mieli okazję poznać parę osób:

Burmistrza Friedricha Brandta, księdza Gerda Winklera, miejscowego głupka Jana Mullera, właściciela zajazdu Bambra Sauera oraz jedynego Szweda w osadzie - młodego komisarza Svena Nillsona, wysłanego tutaj jako reprezentanta policji.

Wilhelm po kilku uprzejmościach udał się z burmistrzem na stronę i zaczął wypytywać o sprawę dzieci. Burmistrz na chłodno opowiedział historię o Królowej Lasu, żyjącej niegdyś w Berchtesgaden. To tam uwodziła mężczyzn i rodziła ich dzieci. Kontrolowała ich, była zazdrosna, ale poza tym nie szkodziła życiu Bawarczyków. Któregoś dnia jednak zaczęła domagać się więcej: zażądała, by raz na 10 lat oddawano jej pierworodne dziecko, które chciała uczynić swoim. Wówczas wszyscy uwikłani w relacje z Królową mężczyźni wymyślili fortel: jednej nocy, bez pożegnania, wszyscy wyjechali na północ i zwabili Królową za sobą aż na daleką północ. Porzucili rodziny, by je chronić, bowiem w Bawarii zostały ich żony i dzieci. W Szwecji mężczyźni pozakładali nowe rodziny i, jak to ujął Friedrich, jakoś sobie radzili.

W tym czasie Linn wyszła na zewnątrz, by spędzić trochę czasu z kobietami. Szybko zorientowała się, że nie ma tu ani jednej Niemki, tylko same Szwedki. Poznała też młodą żonę komisarza Svena, Victorię, która niosła na rękach niemowlę, jej pierwsze dziecko, pierworodne. Kobiety spędzały czas nad rzeką, gdy z lasu nadszedł pijany mężczyzna, Knut, lokalny pijak i rozbitek życiowy. Był nieco rozgniewany, rozemocjonowany, mówił coś o zbrodni i klątwie, która ich prześladuje. Knut udał się do karczmy, gdzie zaczął się awanturować. Krzyczał, puścił soczystego pawia (w śmierdzącej plamie dało się zauważyć całe mnóstwo… kijanek), uderzył ojca Adama, a ten tak mu się odwinął, że pijak stracił przytomność.

Gdy Linn wróciła z przechadzki, wszyscy udali się na plebanię do księdza Gerda Winklera. Ten uchodził za surowego i ascetycznego, rzekomo był jedynym ze wspólnoty Niemców, który nigdy nie uległ Królowej. Na miejscu okazało się, że kuszenie właśnie trwa. Bohaterowie usłyszeli dziecięcy śpiew i dźwięki bata, a następnie wpadli do pokoju księdza - ten modlił się i okładał skórzanym pasem, a wokół niego, trzymając się za ręce, tańczyły Dzieci Lasu. Wilhelm stanął sparaliżowany i przerażony. Ojciec Adam uklęknął przed Gerdem i też zaczął się modlić, a Linn próbowała przerwać dziecięcy taniec, ale gdy tylko się zbliżyła, doznała wizji. Stała teraz w lesie, w gęstej mgle, a ku niej pochylało się drzewo, jesion. Z drzewa wyłoniła się Królowa Lasu. Spojrzały sobie w oczy, a następnie Vaesen „wypchnęło” Linn z tej wizji. Wtedy dzieci się rozbiegły i zniknęły, ksiądz został ocalony. Przyznał, że to dzieje się prawie codziennie. Wówczas też Bohaterowie zobaczyli, jak nienaturalnie szybko goją się rany na jego plecach.

Dzień chylił się ku końcowi. Nazajutrz wypadała niedziela. Bohaterowie postanowili przyszpilić pijaczynę Knuta, gdy ten będzie wychodził z Kościoła. Było to istotne, bo coś go dręczyło, a Friedrich powiedział, że Knut jako jedyny tutaj jest… Czwartkowym Dzieckiem. Tak też zrobili, Knut opowiedział jak to jest z Królową Lasu i z tą ofiarą, aż w końcu wyjawił straszliwy plan mężczyzn: chcą oddać pierworodne dziecko Svena Nillsona. Dzień wcześniej pijany Knut, jak wynikało z rozmowy, był wezwany przez Królową, ale porównał to do snu i nie mógł sobie przypomnieć, gdzie to było. Ale ponieważ womitował kijankami, Bohaterowie podejrzewali jakiś rodzaj moczarów. Gdzieś wkrótce po tym widzieli, jak burmistrz Friedrich wchodzi do domu Svena.

Ostatnia scena rozegrała się przy zajeździe. Bohaterowie omawiali swoje sprawy i zorientowali się, że wioskowy głupek próbuje ich podsłuchiwać (nie pierwszy raz z resztą). Wilhelm trochę za mocno go przycisnął i biedak dostał ataku epilepsji. Zrobiło się zamieszanie. Ktoś pobiegł po Svena i wyglądało na to, że burmistrz został sam z jego dzieckiem. Wszyscy nieźle się nagimnastykowali, by zapobiec potencjalnej próbie porwania, ale nie złapali go na gorącym uczynku, nic nie mogli udowodnić.


Tutaj zakończyliśmy. Bohaterowie planują udać się wgłąb lasu, by odnaleźć jesion na moczarach, a wraz z nim Królową Lasu. Co wtedy uczynią? Wilhelm rzucił pomysłem, żeby drzewo po prostu spalić.

sobota, 30 kwietnia 2022

[Vaesen] Czy Stowarzyszenie złamało umowę?

Sesja online rozegrana 8 listopada 2021 r.


Trzecia sesja Vaesen przynosi w końcu względne zamknięcie rozpoczętego wątku zmiennokształtnych. W rzeczywistości jednak pachnie to dopiero prologiem do o wiele dłuższej historii. Ujawniają się też kolejne problemy osobiste trójki członków Nowego Zakonu Artemidy.


Wystąpili:

Ojciec Adam Kirov - rosyjski duchowny, alkoholik, który przeżył koszmar wojny krymskiej (P.);

Linn Drakenberg - służka, która chce odnaleźć swoją mistrzynię, należącą do Stowarzyszenia (Z.);

Porucznik Wilhelm von Kümmel - pruski oficer, który niegdyś wdał się w romans z niewłaściwą osobą i zmuszony był opuścić swój kraj (D.)


Ojciec Adam Kirov wkroczył do biura, gdzie miał porozmawiać z brygadzistą. Pośród ogólnego bałaganu dostrzegł na ścianie portret. Zdawało się, że to car Mikołaj II patrzy na niego karzącym spojrzeniem. Klecha nie uległ nerwom, ale unikał patrzenia na obraz. Ostatecznie, jak się zdaje, było to tylko złudzenie.

W tym samym czasie Linn i Wilhelm weszli w pierwszą interakcję z pracownikiem tartaku o imieniu Lars, który, jak słusznie podejrzewali, był zmiennokształtnym. Ten był spokojny, choć z boku zaczepiała go grupa mężczyzn, nazywając go łamistrajkiem. Wilhelm dokładnie się mu przyjrzał i widział, jak ten próbuje opanować emocje. Starał się go sprowokować, ale mężczyzna zachował spokój. W końcu udało się też namówić brygadzistę, by ten zwolnił Larsa. Bohaterowie chcieli, by Lars „oprowadził” ich po tartaku.

Wilhelm był zły i prowokował zmiennokształtnego, Linn i Adam zaś starali się go hamować. Ostatecznie Lars zaprosił ich do swojego domu na herbatę, by tam na spokojnie omówić to, co się wydarzyło. Na miejscu, w skromnym mieszkaniu w dzielnicy robotniczej Bohaterowie poznali żonę Larsa (Annę) oraz jego córkę, Astrid, uroczą dziesięciolatkę.

Wówczas Lars wyłożył swój punkt widzenia. Opowiedział o tym, jak niegdyś Bractwo Księżyca zawarło pakt ze Stowarzyszeniem. Jego warunkiem było wzięcie, nieco w formie zakładników, „dziesięcioro młodych”. Wszystkie należały do Larsa. Wówczas wydawało mu się, że to może być nawet dobry pomysł, bo umowa zakładała, że jego potomstwo zostanie w mieście, na zamku Gyllenkreutz. Wkrótce jednak baronowa Katja Kokola wyjechała z dziećmi na zachód, a Popiół - nie wiadomo dlaczego - ruszył za nią. Później Bractwo się rozpierzchło i w Uppsali został jedynie Lars. Swoją wcześniejszą agresję natomiast tłumaczył tym, że myślał, że do zamku wrócili dawni członkowie Stowarzyszenia i chciał się na nich zemścić. Zobowiązał się też do naprawy okna.

Z ulicy dało się słyszeć krzyki pijanych ludzi. To wracający z pracy mężczyźni, którzy wcześniej dokuczali Larsowi. Ten powiedział, że ich lekceważy, bo gdyby poniósł go gniew, rozszarpałby ich. Mówił, że nie może obiecać, że nikogo nie skrzywdzi, bo przez okno wielokrotnie już wlatywała jakaś cegła lub kamień. Gdyby skrzywdzona została jego córka lub żona… Wówczas ojciec Adam wyszedł na zewnątrz i zrobił coś niesłychanego. Gdy porucznik Wilhelm dołączył do niego, dostrzegł kapłana, który pierwszy raz pokazał swoją potęgę - przypominał wręcz niedźwiedzia i rykiem, po rosyjsku, kazał mężczyznom odejść. Ci nawet nie protestowali.

Gdy Linn została z Larsem sama, opowiedziała mu swoją smutną historię. O tym, jak trafiła do zamku jako służka, jak w wyniku napaści i próby porwania straciła matkę i, próbując ją ratować, dopuściła się morderstwa. Między nią a Larsem zawiązała się nić porozumienia. Wtedy też Lars zapytał ją, czy przyjmą do pracy jego żonę i córkę. Uważał, że byłyby tam bezpieczne. Był to też wyraz odradzającego się zaufania do Nowego Zakonu. Linn obiecała, że postara się innych namówić do tego pomysłu.

Bohaterowie wrócili na zamek. Tam Algot Frist poinformował Wilhelma, że przyszedł do niego list:


Szanowny Panie,

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zawarliśmy znajomość w dość nieprzyjemnej atmosferze wynikającej, jak mniemam, z mojej uszczypliwości i braku zrozumienia dla pryncypiów, którymi kieruje się Pan w życiu. Nasze ostatnie spotkanie dało mi do zrozumienia, że chciałabym w jakiś sposób naprawić swój błąd.

Problem, który zdecydował się mi Pan wyjawić, nie dawał mi spokoju. Być może nie sam problem, lecz Pańska reakcja i emocje spowodowały, że sięgnęłam (przyznam się, że niechętnie, ze względu na dawne zdarzenia) do wspomnień i zdaje mi się, że wiem, gdzie mógłby Pan poszukać rozwiązania swojego problemu.

Nieopodal Sundsvall do dziś powinna mieszkać grupa bawarskich imigrantów. Niecałe dwie dekady temu otrzymaliśmy, jako Stowarzyszenie, list z prośbą o pomoc w rozwiązaniu problemu uciążliwych wizyt „psotliwych dzieci”. Mam pewne podejrzenia, że owi Bawarczycy mieli nieprzyjemność spotkania dokładnie tego samego, co Pan. 


Pozostaje mi żywić nadzieję, że wybaczy mi Pan niedostatki moich manier. Życzę szczęścia zarówno Panu, jak i jego towarzyszom w Zamku. Z wyrazami szacunku,

Linnea Elfeklint


Wilhelm zamknął się w pokoju, by nieco ułagodzić targające nim emocje. Ojciec Adam poszukiwał w bibliotece informacji o dzieciach zmiennokształtnych. Linn rozmawiała z majordomem o perspektywie zatrudnienia Anny i Astrid. 

Tego wieczoru jednak pojawiły się jeszcze inne demony. Później Wilhelm dołączył do księdza, a ten sfrustrowany wpatrywał się w siebie w lustrze. Adam z lustra, cały we krwi, chwycił Adama sprzed lustra za kołnierz i próbował z całej siły przyciągnąć do siebie. Utrzymanie się w miejscu kosztowało Adama wiele wysiłku. 

W tym samym czasie Linn poszła do kaplicy, którą udało się niedawno odgruzować. Tam przeżyła bliskie spotkanie z nową, niezidentyfikowaną jeszcze istotą, której towarzyszył gwałtowny spadek temperatury. Była to zjawa, duch o koszmarnym wyglądzie. Linn wpadła w panikę i próbując odpędzić ducha od siebie, zdemolowała kaplicę. Adam wpadł do kaplicy i zaczął uspokajać dziewczynę. Sam był w kiepskim stanie psychicznym.

Algot Frist podał późną kolację. Było to pierwsze, jak się zdaje, oficjalne zebranie Rady Zakonu, w trakcie której podjęto kilka decyzji. 

Po pierwsze, ojciec Adam Kirov został mianowany Kapelanem Zakonu.

Po drugie, zdecydowano o przyjęciu do zamku Anny i Astrid Eriksson.

Po trzecie, Bohaterowie zdecydowali się zająć sprawą „psotliwych dzieci” w Sundsvall (mogli wybrać też sprawę w Fjallbacka).


W tym momencie zakończyliśmy. Jestem coraz bardziej podekscytowany tym, co się dzieje w grze. Staram się z odwagą pakować Bohaterów na spotkania z nadprzyrodzonymi zjawiskami. Staram się otwierać kolejne wątki, którymi Gracze będą mogli się zająć, które będą mogli samodzielnie wybierać. I wydaje się, że na tę chwilę, to działa. Dużo kwestii do wyjaśnienia i odkrycia, a tak naprawdę przecież historia Nowego Zakonu dopiero się zaczyna!

czwartek, 7 kwietnia 2022

[Vaesen] Nowy domownik i odwiedziny u pani Elfeklint

Sesja online rozegrana 25 października 2021 r.


Kontynuujemy zabawę z Vaesen. Po pierwszej sesji zaczęły mi się klarować różne wątki, które teraz będę starał się konsekwentnie wprowadzać. Mieliśmy sporo roleplayu, na tyle dużo, że w trakcie sesji nie doszło do żadnej szczególnej konfrontacji. Mimo to, osobiście, jestem bardzo zadowolony, bo tworzą się zręby fajnej historii z wieloma ciekawymi wątkami. Ale po kolei!


Wystąpili:

Ojciec Adam Kirov - rosyjski duchowny, alkoholik, który przeżył koszmar wojny krymskiej (P.);

Linn Drakenberg - służka, która chce odnaleźć swoją mistrzynię, należącą do Stowarzyszenia (Z.);

Porucznik Wilhelm von Kümmel - pruski oficer, który niegdyś wdał się w romans z niewłaściwą osobą i zmuszony był opuścić swój kraj (D.)


Zaczęliśmy w miejscu, w którym skończyliśmy na poprzednim spotkaniu. Nieprzytomny porucznik Wilhelm został w końcu zaniesiony do swojego pokoju, gdzie ojciec Adam go opatrzył. Wówczas, być może w amoku po walce i alkoholu, Wilhelm dostrzegł przy swojej twarzy istotę, którą widział wiele lat wcześniej, a która doprowadziła do samobójczej śmierci jego ojca. Gdy Wilhelm zapytał „a więc nie żyję?”, istota odpowiedziała „już niedługo”. 

Tymczasem Linn sprzątała na dole po walce z intruzem. Wówczas zauważyła, że coś wyrzuciło popiół spod kominka. W ten sposób trafiła na mieszkającego tam Vaettira, którego w pierwszym odruchu nakryła wiklinowym koszem (mały Vaesen obraził się z tego powodu), ale został udobruchany przez ojca Adama, gdy ten odgadł, czego istota potrzebuje. Vaettir z rozkoszą napił się mocnego alkoholu. 

Nazajutrz Wilhelm, ubrany teraz w mundur szwedzkiej gwardii królewskiej oraz ojciec Adam w swoim mundurze udali się na uniwersytet, by odegrać swoją rolę uczonych studiujących różne dzieła mniej lub bardziej znanych strategów. Chodziło o wypracowanie sobie alibi i zmylenie upierdliwego reportera z Upsala Nya Tidning (poszło wybitnie dobrze). Następnie wszyscy udali się do Linnei Elfeklint do szpitala psychiatrycznego, gdzie opowiedzieli o walce. Linnea natomiast opowiedziała więcej o Bractwie Księżyca: że to praktycznie przestało istnieć, bo zmiennokształtni opuścili miasto, że pieczę nad „młodymi” jako zakładnikami przejęła baronowa Katja Kokola; że baronowa wyjechała wraz z nimi na zachód, a za nią ruszył przywódca Bractwa, zwany Popiołem. Opowiedziała też o napotkanym Vaettirze, który okazał się być stałym i niekiedy przydatnym lokatorem zamku. Jego imię to Poss. 

W trakcie rozmowy Linnea Elfeklint lekko zadrwiła z porucznika i ten obrażony wyszedł. Później jednak, gdy Linn i Adam również wyszli, postanowił tam wrócić i wyjawić, co go dręczy. Linnea próbowała wskazać na potencjalne motywy tajemniczego Vaesen, ale to zdaje się, tylko Wilhelma rozsierdziło. Wówczas spędził sporo czasu sam, próbując się uspokoić. 

Tymczasem Adam szukał „zabawkowych” ubrań dla Vaettira, a Linn udała się pod rozbite okno, by poszukać śladów po intruzie. Poza plamami krwi, znalazła sporo trocin. Wobec tego, uznała, być może kolejnych wskazówek należałoby szukać w okolicznym tartaku. Nim się tam udali, Linn spędziła też trochę czasu w dawnym pokoju baronowej Kokoli. Obserwowała jej portret i pozostawione tutaj, teraz już martwe i suche kwiaty. W końcu Linn dostrzegła pod łóżkiem pustą kopertę, zaadresowaną do Vicara Hedqvista z parafii w miejscowości Fjallbecka.

Kolejnego dnia Bohaterowie udali się do tartaku, gdzie planowali odegrać kolejny spektakl. Ojciec Adam miał udawać bogacza chcącego kupić sporo surowca na potrzeby umeblowania. Tymczasem Linn i Wilhelm udali się na zwiedzanie tartaku w celu oceny jakości drewna. To wówczas właśnie, obserwując robotników ścinających drzewo, dostrzegli mężczyznę, który - choć nikt inny nie zdawał sobie z tego sprawy - był zmiennokształtnym.

czwartek, 24 marca 2022

[Vaesen] Powrót Stowarzyszenia

Sesja online rozegrana 11 października 2021 r.

Po czasie w końcu udało mi się poprowadzić Vaesen - horror osadzony w XIX-wiecznej Szwecji. Pierwsza próba, jak to zwykle bywa, była nieśmiała i trochę niepewna - sesje Vaesen, jak mi się zdaje, wymagają sporych przygotowań, dobrego backstory przedstawianego z czasem. Ja natomiast, nie mając zbyt wiele czasu na przygotowania, poszedłem w stronę improwizacji i wątków wprowadzających.


Wystąpili:

Ojciec Adam Kirov - rosyjski duchowny, alkoholik, który przeżył koszmar wojny krymskiej (P.);

Linn Drakenberg - służka, która chce odnaleźć swoją mistrzynię, należącą do Stowarzyszenia (Z.);

Porucznik Wilhelm von Kümmel - pruski oficer, który niegdyś wdał się w romans z niewłaściwą osobą i zmuszony był opuścić swój kraj (D.)


Wczesną wiosną, w pierwszych latach drugiej połowy XIX wieku, w Uppsali pojawiło się dwóch dżentelmenów. Zmierzali do azylu dla chorych umysłowo. Tam, przed bramą, spotkali służkę i majrodoma, który przedstawił się jako Algot Frisk. Osoba, którą mieli odwiedzić, nazywała się Linnea Elfeklint i miała przekazać im klucze do Zamku Gyllencreutz. Tutaj zrobiliśmy sobie krótki rys historyczny Stowarzyszenia.

Następnie Bohaterowie udali się do zamku - wyjątkowo zapuszczonego. Wiedzieli, że przed nimi wiele ciężkiej pracy, by przywrócić to miejsce do życia. Ksiądz napotkał w swojej kwaterze borsuka i skutecznie go nastraszył. Ryknął tak dobrze, że większość zwierzęcych lokatorów natychmiast się z zamku wyniosła.

Następnie, po kilku dniach pracy, do drzwi zapukał dziennikarz Gunnar Andersson z gazety Upsala Nya Tidning (ta w rzeczywistości założona została dopiero w 1890 roku, ale absolutnie nie przejmujemy się poprawnością historyczną). Otworzyła mu Linn i - bardzo przytomnie - przetrzymała go na zewnątrz. Zaciekawiony Wilhelm chciał wydostać się na zewnątrz, ale nie miał dość siły, by otworzyć drzwi przytrzymywane przez służkę. Dziennikarz łapał ją za słówka, próbował szukać sensacji. W końcu zainterweniował Algot Frisk, który skutecznie spławił dziennikarza i zasugerował Bohaterom, by pomyśleli nad jakimś sensownym alibi dla swojej działalności, bo całe miasto interesuje się nowymi lokatorami zamku. Później, w trakcie wieczornej kolacji padła propozycja, by udawać ekstrawaganckich badaczy prowadzących wykłady na lokalnym uniwersytecie.

Po kolacji Linn, Adam i Wilhelm udali się do zamkowej biblioteki. Panowie raczyli się alkoholem, Linn udawała, że sprząta. Wszyscy poświęcili też trochę czasu na przeglądanie zebranej literatury, szukali informacji o masakrze w Oulu, a przy okazji znaleźli jakiś zapisek na marginesie, jakby zupełnie wyrwany z kontekstu i niezwiązany z tematem:


„Tego dnia zawarta została umowa między Stowarzyszeniem a tymi, którzy zwą się Bractwem Księżyca. Na drodze porozumienia, część z nich otrzymała prawo pozostania w murach miasta pod warunkiem, że nigdy nie skrzywdzą człowieka. Jako dowód dobrej woli, Bractwo oddało dziesięcioro młodych jako… zakładników. Co za chory pomysł! Nie wierzę, by umowa mogła się utrzymać. Prędzej czy później, oni lub my, ktoś złamie umowę i wojna zacznie się od nowa”.


Wówczas Linn i ojciec Adam dostrzegli jakiś ruch za oknem. Gdy duchowny zbliżył twarz do szyby, w ciemności po drugiej stronie dostrzegł wielki psi pysk z wyszczerzonymi kłami. Bestia runęła na niego, tłukąc okno i rozpętała się walka, w której Bohaterowie dość szybko pokarali agresora - Linn pałką, Wilhelm strzelbą, a ojciec Adam próbami… zastraszenia. Poraniona bestia uciekła tą samą drogą, zostawiając za sobą krwawy ślad. Wówczas Linn jeszcze raz spojrzała na znaleziony zapisek w książce… i zrozumieli, że to nie był pies, lecz coś znacznie gorszego. Niedowierzanie, no bo jak to, wilkołak? Dlaczego teraz? Zorientowali się też, że to może oznaczać, że Linnea Elfeklint może być w niebezpieczeństwie.

Linn rzuciła się do dalszych poszukiwań informacji i znalazła jakąś księgę o wilkołakach. Ale to, co w niej znalazła, okaże się dopiero na następnej sesji.

niedziela, 10 stycznia 2021

Rzut oka na Vaesen



Oto świat magiczny i nieco nam obcy: jeszcze dzika i porośnięta gęstymi lasami Skandynawia, gdzie ludzie oraz tajemnicze istoty rodem z baśni żyją w swoim sąsiedztwie i niejakiej symbiozie. Nadchodzi jednak rewolucja przemysłowa, która bezlitośnie wydziera z obrazka to, co magiczne i bliskie przyrodzie, a zastępuje nauką, racjonalnością i maszyną parową. Miasta wkraczają w epokę dynamicznego rozwoju, a leśne gęstwiny w końcu muszą ustąpić wobec ekspansywnych poczynań człowieka. Ucieleśnienie folkloru, przesądów i dawnych wierzeń, tytułowe Vaesen, dotychczas żyły z ludźmi we względnej symbiozie. Ludowa mądrość podpowiadała, jak radzić sobie ze złośliwymi skrzatami, wróżkami i wilkołakami. Ale istniejąca dotychczas równowaga między ludźmi a bajkowymi stworzeniami zostaje zachwiana. Obie strony coraz częściej wchodzą na kurs kolizyjny. Dlaczego tak się dzieje? Powodów jest mnóstwo: często Vaesen, wyczuwając zagrożenie, w obliczu utraty swoich siedlisk, zaczynają robić się coraz bardziej agresywne. Zaczynają dokuczać ludziom, niekiedy nawet ich zabijać. A może doszło do jakiejś niegodziwości, w obliczu której mityczne stworzenia zachowują się inaczej? Może król elfów zakochał się w żonie młynarza? O tym jest ta gra: o grupie uzdolnionych osób, przed którymi stoi trudne zadanie rozwiązania problemu kolizji człowieka z Vaesen.


Jakimi postaciami gramy?

Nasi Bohaterowie to ludzie niezwykli, bo posiadający wyjątkowy dar widzenia mitycznych istot (te wobec reszty zazwyczaj pozostają niewidoczne, chyba że same zdecydują się ujawnić). To członkowie starego Stowarzyszenia (Society), które po dekadzie wraca za ich sprawą do życia. To strażnicy, którzy zobowiązali się chronić ludzkość przed tym, co niewidzialne. Kim oni są?

Podręcznik oferuje nam dziesięć archetypów:

Nakowiec (Academic);

Lekarz (Doctor);

Łowczy (Hunter);

Okultysta (Occultist);

Oficer (Officer);

Duchowny (Priest);

Prywatny detektyw (Private detective);

Służący (Servant);

Włóczęga (Vagabond);

Pisarz (Writer).

Ponadto Jaxa swego czasu opublikował dodatkowy archetyp Bon Vivanta.


Wydaje mi się, że zaproponowany zbiór jest dość sugestywny i wskazuje, w którą stronę może zmierzać ogólna atmosfera gry. Jak widać, wskazane archetypy nie są szczególnie bojowe i przypominają nieco Badaczy Tajemnic z Zewu Cthulhu. I coś w tym jest, bo Vaesen to przede wszystkim gra o stopniowym poznawaniu tajemnic, a wskazówki do ich rozwikłania rozlokowane są często w bibliotekach, archiwach, czy pamiętnikach. Bohaterowie będą zatem wielokrotnie przeprowadzali research, nim na dobre wezmą się do roboty. Poza pracą na źródłach, śmiałków czeka też często śledztwo na miejscu, a w końcu starcie ze źródłem kłopotów, czyli Vaesen. Niejednokrotnie jednak będzie okazywało się, że poza konfliktem między tym, co ludzkie a nieludzkie, Bohaterowie będą musieli zmierzyć się z wieloma niesnaskami pomiędzy samymi ludźmi.

Proces tworzenia postaci obejmuje wybór lub losowanie takich spraw jak wiek, motywacja, trauma (to za jej sprawą Bohater zaczął widzieć niedostrzegalne), mroczny sekret (który w zamyśle powinien utrudniać nam życie), pamiątkę i, oczywiście, rozdzielenie punktów między cztery Atrybuty oraz szereg umiejętności. Jak w innych grach Fria Ligan, Gracze powinni także sformułować jednozdaniowo wzajemne relacje. Na sucho stworzenie postaci wydaje się bezproblemowe. Na końcu podręcznika znajdują się tabele, pozwalające dookreślić Bohatera. Być może dla niektórych przeszkodą może być względna obcość XIX-wiecznej Skandynawii (jak to stwierdził w jednej rozmowie mój kolega, jego wiedza o Skandynawii kończy się na serialach o Wikingach i Assasins Creed: Valhalla). Nie powinniśmy się tego jednak bać. Autorzy sami sugerują, że bez obaw możemy wprowadzać do świata przedstawionego różne anachronizmy. Poza tym podkrślono, że przedstawiona Skandynawia odbiega od realiów historycznych. Jednym z przykładów może być fakt silniejszej i wyraźniejszej emancypacji kobiet - uważam, że ten rodzaj inkluzywizmu jest czymś dobrym i godnym naśladowania.

Poza ilustracjami, szczególnie do gustu przypadły mi fabularyzowane wstawki przy każdym z archetypów. Kryją się tam ciekawe pomysły na tło postaci, a być może nawet oddzielną historię. 


Działanie mechaniki

Vaesen ze stajni Fria Ligan jest grą opartą - niemożliwe! - na Year Zero Engine. Osobiście, mając już skromne przejścia z Tales from the Loop i Mutant: Year Zero, bardzo lubię tę mechanikę. Lubię jej nieskomplikowany charakter i tendencje do wywracania scen dziwnie nieudanymi testami. Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim takie rozwiązania odpowiadają, także należy pamiętać o specyfice zasad tej gry. Reguła jest prosta: bierzemy tyle „kaszóstek”, ile wynosi suma wartości wskazanego Atrybutu i powiązanej z nim umiejętności i rzucamy. Zazwyczaj wystarczy jedna szóstka, by test się powiódł. Jeśli na wyrzuconej puli nie odnotujemy sukcesu, zawsze jeszcze możemy posłużyć się tzw. „push” - kosztem otrzymania negatywnego stanu (Condition) przysługuje nam prawo przerzutu.

Mechanika Vaesen dysponuje szeregiem modyfikacji mających wspierać konwencję gry. Pośród nich należy wskazać choćby na magię, która urzekła mnie swoją otwartością. Przede wszystkim mamy tutaj trzy kategorie „czarów”: zaklęcia, klątwy i trollcraft (nie wiem, jakie tłumaczenie dobrze by tu pasowało). Choć Bohaterowie nie posiadają zdolności magicznych, istnieje potencjalnie możliwość nabycia takowych  (lub skorzystania z przedmiotów nasyconych mocą lub magią). Magia jest jednak domeną Vaesen i to one będą zazwyczaj zaszczycać nią swoje ofiary. Podoba mi się to, że poszczególne czary nie są opisane zbyt dokładnie - otrzymujemy listę proponowanych mocy oraz efektów, a reszta jest kwestią interpretacji. Nigdy szczególnie nie lubiłem dokładnie wyszczególnionych, wciśniętych w sztywne ramy czarów. Tutaj dostaję to, czego chcę: otwartość, tajemniczość i elastyczność magii.

Osobny akapit należy się temu, co w ogóle bardzo przypadło mi do gustu w grach Fria Ligan: rozbudowa „bazy”. Poza klasycznymi punktami doświadczenia, które przysługują za odpowiedź „tak” na szereg pytań zadanych po sesji, Gracze mają szansę otrzymać także Punkty Rozwoju, które przeznaczyć mogą na rozwój siedziby ich organizacji, zamku Gyllencreutz. Mamy tu trzy kategorie rozwinięć: dodatkowe elementy wyposażenia zamku i odkrywanie zapomnianych lub ukrytych komnat oraz personel i kontakty, co nie tylko ułatwia życie, ale nadaje też zamkowi ruchu, korytarze przestają być zimne i puste, a pełne zatrudnionej służby. Dodatkowe udogodnienia pozwalają lepiej przygotować się do śledztwa i wyprawy - zapewniają lepszy i rzadszy sprzęt, który zawsze jest pod ręką, a nie trzeba go kupować za każdym razem.


Jak walczyć z potworami?

Bardzo podoba mi się zaproponowana konwencja walki z Vaesen. Większość z nich nie jest w stanie „umrzeć na śmierć” od tradycyjnych ran. Najczęściej, by ostatecznie pokonać takiego nadnaturalnego adwersarza, Bohaterowie będą musieli zdobyć dość informacji, by przeprowadzić właściwy rytuał, dzięki któremu to uda się pozbyć problemu ostatecznie. Warto o tym pamiętać, bo przecież wygląda na to, że Vaesen nie jest grą, gdzie często będziemy oddawać się mordobiciu. A jeśli już chcemy, to najlepiej tak po ludzku, z innym człowiekiem. 

Na pochwałę zasługuje fakt, że każdy z 21 zaproponowanych potworów ma swoje indywidualne „stany” (Conditions), będące doskonałą wskazówką dla Mistrzów Gry. W zależności od tego, jak mocno takie stworzenie dostaje łupnia, jego zachowania zmieniają się w ciągu walki. Początkowo może ono na przykład traktować potyczkę jak zabawę, ale z czasem, gdy osiągnie wskazany poziom obrażeń, stanie się bardziej agresywne i nieprzewidywalne. Wyobrażam sobie, że to właśnie może czynić potyczki ciekawszymi i o wiele bardziej dynamicznymi. Osobiście doszukuję się w tym rozwiązaniu szansy na przećwiczenie scen walki, bo przeważnie zarzucam sobie, że są one zbyt statyczne.


Wrażenia wizualne

Na pewnym etapie przestałem przywiązywać szczególną wagę do wizualnych aspektów gier RPG. Zacząłem skłaniać się nawet ku PDFom - choć lektura na ekranie komputera do najprzyjemniejszych nie należy, to wciąż dostrzegałem więcej zalet formatów elektronicznych. No ale Vaesen otrzymałem w formie fizycznej i w mojej głowie doszło do kolejnego przewrotu. To jeden z najpiękniej wydanych podręczników, jakie miałem okazję mieć w rękach. Twarda oprawa, gruby, szorstkawy w dotyku papier. Ilustracje w środku nie silą się na realizm - podobają mi się postaci rysunkowe i szkice. Ilustracje samych Vaesen robią ogromne wrażenie. 

Fajnie, że autorzy pomyśleli, by dodać do książki tasiemkową zakładkę. Dzięki temu nie jestem już zmuszony szukać w pobliżu paragonów ani innych kartek. 

Tak, podręcznik zdecydowanie mile się ogląda. Od samego początku, od okładki, kartkowanie strona po stronie i przyglądanie się fantastycznym ilustracjom robi robotę. Choć nadal będę bardziej skłonny kupować PDFy, cieszę się, że akurat Vaesen mam w formie fizycznej. 


Podsumowanie

Nie wiem, czy szanowni czytelnicy mają podobne wrażenie, że Vaesen tematyką i konwencją zbliżony jest do Zewu Cthulhu. Nadnaturalne istoty, tajemnice, próby zrozumienia tego, co wymyka się racjonalnemu umysłowi itd. Mam bardzo skromne doświadczenie z ZC, choć dekadę temu byłem nim mocno zafascynowany. Dziś ta gra przeżywa fantastyczny renesans. A mnie już jakoś nie ciągnie. Mam problem z mechaniką, która wydaje mi się już lekko skostniała. Mam też problem z faktem, że Badacze mierzą się z istotami w jakiś sposób wyjętymi z kontekstu: spotkania z wielkim kosmicznym złem do mnie nie przemawiają. Vaesen, z drugiej strony, proponuje spotkania z istotami równie nadnaturalnymi, ale osadzonymi w ludowej świadomości (tak, wiem, że Cthulhu czy Dagon też mieli swoich wyznawców, kulty i świątynie). Inaczej mówiąc, występowanie bajkowych skrzatów, wróżek, wilkołaków wydaje mi się bardziej wytłumaczalne, niż przerażających i wywracających ludzkie umysły istotach pochodzących z wuj wie skąd.

W każdym razie, jestem bardzo optymistycznie nastawiony po lekturze podręcznika do Vaesen. Choć nie wiem, kiedy tak naprawdę nadejdzie okazja na poprowadzenie tej gry, z całą pewnością będę do niej zachęcał moich szanownych kolegów.