Wystąpili:
Talhen - taki z czerwoną twarzą - młody Sith;
John Walles - człowiek - młody Jedi;
Bredo Mevraxe - zabrak - przemytnik, też młody.
Bohaterowie na pokładzie Sokoła Dekady lecą w nadprzestrzeni w stronę planety Myrkr. Bardzo nieprzyjazna planeta. Ale gdzieś tam czeka skradziony kryształ słoneczny i tylko o nim myślał Bredo. Po drodze niewiele rozmawiał z towarzyszącymi mu użytkownikami Mocy.
Lądowanie na Myrkr nie obyło się bez małych komplikacji. W sensie samo lądowanie było gładkie, ale Bredo nie odniósł się do nadawanych do niego sygnałów świetlnych i wylądował tam, gdzie miał ochotę. Na lądowisku już biegł do nich wściekły kontroler, ale w gruncie rzeczy Talhen ze swoimi mrocznymi możliwościami zdalnego duszenia potrafi przekonać do swoich racji każdego. W ten oto sposób Drużyna miała postój za darmo. Najpierw rozeszli się, by wydać trochę pieniędzy. John kupił kapelusz, a Bredo noże oraz - WOW - Charric, jakąś wypasioną i rzadką strzelbę energetyczno-kinetyczną.
Następnie wszyscy poszli do knajpy, by zdobyć pierwsze potrzebne do odnalezienia Mandalorian informacje. Sprawy potoczyły się dość szybko: najpierw barman zaoferował poboczne zlecenie schwytania i dostarczenia żywego jaszczura Ysalamiri. Układ finansowy był taki sobie, ale Bredo zamierzał po prostu wziąć zaliczkę i zniknąć. Negocjacje niby dobiegły końca, ale nie były zamknięte. A to wszystko przez to, że do Drużyny później dołączył miejscowy gaduła - John próbował wyciągnąć z niego informacje na około, aż w końcu Bredo zapytał o Mandalorian. Całe towarzystwo w knajpie dziwnie reagowało na tę nazwę, aż w końcu barman wyprosił Bohaterów z lokalu, by uniknąć problemów.
Wtedy okazało się, że Bohaterowie byli już przez Mandalorian obserwowani. Przed knajpą rozegrała się mała i szybka potyczka, w której trzech facetów w puszkach dostało naprawdę solidny łomot (w tym jeden został praktycznie rozerwany na strzępy piorunami Talhena). Jedynego, który przeżył, Drużyna zaciągnęła na Sokoła Dekady, gdzie na następny dzień planowała go przesłuchać. Problem polegał na tym, że rano gość nie tylko zaskoczył Talhena i odebrał mu miecz, ale później - ponownie spętany - absolutnie nic nie chciał powiedzieć, nawet pod wpływem tortur stosowanych przez Sitha. Ów Sith w końcu wyciągnął Mandalorianina na plac w miasteczku i pokazowo go wywiesił.
Wówczas też doszło do drugiej rundy negocjacji z barmanem w sprawie polowania na Ysalamiri. Bredo prawie wynegocjował bardzo korzystne warunki, kiedy Talhen wypalił z mniej korzystym „fifty-fifty” i koniec końców wyszło, że tylko on przyjął to zlecenie, bo ani John ani Bredo nie byli tym zainteresowani.
Wówczas Drużyna ruszyła do lasu, by dotrzeć do bazy Mandalorian - współrzędne udało się pozyskać ze zlootowanego sprzętu wykończonych mężczyzn w walce poprzedniego dnia. Przy okazji Talhen i Bredo rozparcelowali trochę pancerze i zrobili sobie kozackie maski. Po drodze Talhen w pojedynkę trochę musiał się napracować, by zdjąć napotkanego jaszczura z drzewa (ale Gracz miał tego dnia tak absurdalnie dobre rzuty, że aż szkoda gadać), a następnie wszyscy dotarli pod jedno z pobocznych wejść do bazy Mandalorian. Był tam patrol, który Bredo próbował wyprowadzić w pole, ale strasznie sprawę skasztanił i doszło do dość długiej i męczącej walki, szczególnie z dowódcą patrolu. Ostatecznie chyba tylko Bredo został dość poważnie ranny. W każdym razie wejście do siedziby Mandalorian czekało, ale ponieważ było już bardzo późno, postanowiliśmy w tym momencie zrobić cięcie.