Druga i finałowa sesja Blade Runnera wydawanego przez Free League (a w Polsce przez Black Monk Games). Najmniej kompetentna grupa próbuje rozwiązać sprawę morderstwa i zniknięcia replikantów.
Wystąpili:
Willem Novak - śledczy starej daty, konserwatywny i nieufny wobec replikantów;
FN9-2.39 „Fenn” - śledczy replikant-harcerzyk;
Olsen Bakker - stosunkowo młody śledczy o małej cierpliwości do czegokolwiek.
Zaczęliśmy od pościgu, a raczej konfrontacji w pojazdach gdzieś nad miastem. Ten test rozwiązań mechanicznych wyszedł dość zabawnie, bo pościg po chwili zamienił się w kraksę i eksplozję „agresorów”, którzy byli totalnie anonimowi i niewiele nam to wyjaśniło.
Funkcjonariusze wrócili na posterunek, by pozbierać myśli i podjąć kolejne decyzje. Willem (albo bardziej ja, jako Gracz) był sfrustrowany, bo niewiele mu się spraw łączyło. Pewnym impulsem było sprawdzenie baz danych i systemu monitoringu miejskiego. Następnie Willem udał się do mieszkania replikantki Leah, która zaginęła. Wypuszczony Styles, łysy z knajpy, był natomiast śledzony przez Olsena.
Novak pod mieszkaniem Leah spotkał jej sąsiada, jakiegoś pijusa. Wypili razem. Willem wszedł do mieszkania, znalazł zdjęcie „młodej” Leah (tak myślał, ale okazało się, że to jej „córka”). Był też wiersz, nad którym spędził dłuższą chwilę. W tamtym momencie Willem poczuł coś bardzo dziwnego i pierwszy chyba raz zaczął współczuć replikantowi i pomyślał, że może trzeba dać jej spokój i pozwolić uciec.
Tymczasem Olsen wszedł za Stylesem do jakiegoś apartamentu, gdzie po krótkiej wymianie zdań go postrzelił. Niedługo później na miejsce przybył Fenn, który po dłuższej pogawędce z replikantem po prostu wysłał go na emeryturę. Postanowił, że poczeka tam, aż zjawi się ktoś jeszcze (tak wynikało ze słów Stylesa). Olsen tymczasem postanowił skończyć dzień służby i udał się śledzić swoją (byłą?) partnerkę. Chciał chyba zastrzelić jej partnera, jakiegoś wysoko postawionego oficera. Napisał Willemowi, że może się coś wydarzyć. Willem niedługo później pojechał, by mu pomóc.
Tymczasem Fenn spotkał w kryjówce swoją dawną przyjaciółkę, replikantkę, która również zniknęła jakiś czas temu. Po rozmowie aresztował ją i chciał zawieźć na posterunek, ale coś się w nim zmieniło: po drodze celowo rozbił pojazd. Replikantka uciekła, a on wylądował na komisariacie, gdzie miał przejść test bazowy.
Willem i Olsen, po dość burzliwej sytuacji w mieszkaniu byłej partnerki rozmawiali na dachu budynku, pili i patrzyli w niebo. Wtedy przyszło zgłoszenie - morderstwo w laboratorium pamięci replikantów. Znowu tam, na miejscu, zupełnie nie mogłem połapać się w sytuacji, ale wyszło tak: do laboratorium wpadła Leah i zabiła (zabijcie mnie, nie pamiętam w ogóle imion i nazwisk) tę ważną babkę od tworzenia wspomnień replikantów. Zabrała też jej córkę i udała się pod znak „Hollywood”, skąd miała odlecieć na księżyc. Tę dziewczynkę porwała dlatego, bo jej „córka” była stworzona na jej podstawie. Wspomnienia, nawet jeśli nieprawdziwe, pełne były cierpienia, bo „córka” miała zginąć gdzieś w koloniach.
Tak się skończyło to śledztwo. Niespodziewanie szybko. Jakby to ująć: historia dobra, ale daliśmy dupy.