Kontynuujemy rozpoczętą ostatnio przygodę. Bohaterowie wciąż są na 2. poziomie i - jak się okaże - będziemy potrzebowali jeszcze jednego spotkania, by zakończyć wątek i awansować Drużynę.
Wystąpili:
Peg (Peggy) - człowiek - wojownik - giermek / buntownik-terrorysta / ładne oczy / nosi przy sobie zasuszoną głowę swojego dawnego pana rycerza;
Banifeller - odmieniec - łotr - wygnany z rodzinnych stron, koczownik-zbieracz-żebrak o potencjalnie szlacheckich korzeniach;
Świętojebek - goblin - magik - przeciętny chłopak, mocno śmierdzący, nosi przy sobie ręcznik i mydło.
Pox, czekający jeszcze niedawno na Peg i Banifellera w okolicy rezydencji Marasha XII, zniknął bez słowa. Chłopak jest wiecznie pobudzony, coś musiało przykuć jego uwagę, toteż pozostała dwójka udała się do Karczmy „U Lotty”, gdzie spędza przeważnie wolne popołudnia. Tam też, po kilku tygodniach nieobecności, z kanału wychylił się znajomy goblin Świętojebek, zajęty ostatnio coraz częstszymi zatorami w podmiejskich ściekach.
Banifeller namówił Świętojebka, żeby pomógł im zrealizować otrzymane zlecenie (dostarczenie przed oblicze władzy religijnej niejakiego Samuela Białookiego zamieszkującego lokal w dzielnicy robotniczej, przy ulicy Węgielnej). Bohaterowie trochę sobie jeszcze pogadali, a wczesnym wieczorem ruszyli zrealizować zlecenie. Ale z jakiegoś powodu zdecydowali się nie pukać do drzwi mężczyzny, tylko wykorzystać wiedzę Świętojebka i systemem kanałów przedostali się do piwnicy mieszkania, które ich interesowało.
I już na samym początku zrobiło się dziwnie. W piwnicy były beczki wypełnione formaliną, a w nich poćwiartowane ciała kobiety i dziecka. Drużyna zachowywała maksymalną ostrożność i w pewnym momencie - gdy wyszli na przedsionek - usłyszeli z sąsiedniego pomieszczenia głos (w reakcji na nastąpienie na trzeszczącą deskę któregoś z Bohaterów): „Młot, to ty?” Świętojebek odpowiedział „tak” i jakimś cudem głos zza drzwi odrzekł „to w porządku, kładę się”. To było dziwne, bo przecież to miał być dom jakiegoś podejrzanego starca, a nie ludzi znających się z Młotem, przywódcą konkurencyjnego gangu, który zaczął się panoszyć ostatnimi czasy w Sześciogrodzie.
Z przedsionka wiodły schody na poddasze. U góry było słychać, że ktoś chodzi, dlatego Świętojebek został oddelegowany w samotną podróż na to poddasze. Ku swemu (i innych) zaskoczeniu, nikogo tam jednak nie było. Znalazł za to ułożoną na podłodze stertę kości, prowizoryczny ołtarz oraz rosnący w kącie fluorescencyjny grzyb. Na ołtarzu goblin odkrył pozostawiony list:
Nie mogłem inaczej. Chciałem Ci pomóc, ale zawiodłem. Coś poszło nie tak, nie wiem dokładnie co. Zdawało mi się, że zaklęcie zadziałało, ale nie… nie zadziałało wcale. Może moja ofiara była zbyt mała, może któreś ze słów wypowiedziałem nie tak, jak należy. A teraz już za późno. Ostatnio w mieście zrobiło się gorąco. Gdy tamta grupa zarżnęła kultystów, Inkwizycja Marasha XII węszy gdzie się da. I na mój trop też wpadli, nie wiem jak. Ktoś musiał im donieść, może ktoś coś zobaczył, może usłyszał… To ostatnie słowa, jakie zapisuję - podejrzewam, że czeka mnie śmierć gdzieś w kryptach Marasha. Jeśli chodzi o Ciebie, Bracie, wybacz mi. Mam nadzieję, że bogowie pomszczą śmierć Twojej rodziny. Teraz już tylko w nich nadzieja. Samuel.
Następnie Bohaterowie wkroczyli do pomieszczenia (był to salon), w którym spało dwóch zakapiorów. Dość szybko się z nimi uporali, choć nie bez problemów (Banifeller zdzielił typa w ucho, zamiast go porządnie ogłuszyć). Po ciosie sierpem Świętojebka, krew jednego z mężczyzn zaczęła się dziwnie zachowywać: dosłownie zaczęła wspinać się po ścianie ku poddaszu, gdzie doszło do dokończenia rozpoczętego wcześniej rytuału i kości, które się tam znajdowały, skleiły się w Kościanego Strażnika! Ten ruszył na dół, by ukarać intruzów.
W całym rozgardiaszu na scenie pojawił się jeszcze jeden zakapior - strzelec, którego Bohaterowie widzieli poprzedniego dnia. Został on jednak szybko spopielony przez czar Świętojebka. Następnie rozpoczęła się długa walka z Kościanym Strażnikiem, która w efekcie doprowadziła do niewielkiego (i opanowanego) pożaru.
Strażnik w końcu padł, Bohaterowie mieli też chwilę na zebranie myśli i ewentualnych znalezisk. Świętojebek znalazł trzy zwoje z inkantacjami i wielki nóż w sypialni, gdzie duże łóżko załamało się pod wagą czegoś wielkiego (jakby spał na nim olbrzym). Na biurku była również zapisana kartka:
NIEMORZLIWE
NIEMORZLIWE ŻE TAK JEST
ŻE JESTEŚMY POTFORAMI
MY ZOSTALIŚMY STFOŻENI W TEN SPOSUP
ALE MOŻEMY PSZECIESZ ZMIENIAĆ SFUJ LOS
MAMY DUSZE MAMY DUSZE MAMY DUSZE MAMY DUSZE
NAPEWNO MAMY DUSZE
Bohaterowie cały czas podejrzewali również, że jeden z pokonanych zakapiorów to Samuel Białooki, ale Banifeller przypomniał sobie, że gość miał być starszy. Nie mniej, dwóch ogłuszonych bandytów związali i postanowili wymknąć się razem z nimi kanałami, tą samą drogą, którą przyszli. I wtedy natknęli się na zdziwionego starca, który rzucił się do ucieczki krzycząc „ZNALEŹLI MNIE”, ale powalił go wyczarowany przez Świętojebka klucz francuski.
Na tym etapie zdecydowaliśmy się przygodę zakończyć.