poniedziałek, 8 listopada 2021

Chciałbym zagrać w... #2

Lubię westerny. Te klasyczne, te odchodzące od pierwotnej formy, antywesterny (te chyba najbardziej!), spaghetti westerny, westerny w wydaniu niemieckim (Winnetou, du bist mein Blutsbruder, czy coś). W minionej epoce DVD w domu nazbierało się mnóstwo filmów. Wciąż ryczę na „Pat Garrett & Billy the Kid”, wciąż truchleję gdy Clint Eastwood robi groźne miny, wciąż urzeka mnie Charley Waite grany przez Kevina Costnera. O dziwo, w swoim starczym erpegowym życiu niewiele bawiłem się w western. Chętnie bym to zmienił, bo na rynku przecież jest przynajmniej parę pozycji obracających się wokół tego gatunku. No to tak, chciałbym zagrać w:


Deadlands

To chyba najbardziej znana gra. Wydanie klasyczne czytałem, ale nigdy nie grałem. Deadlands: Reloaded, oparte na Savage Worlds, miałem okazję spróbować. Raptem cztery jednostrzały. W archiwum starego bloga znalazłem raporty z tych sesji i pozwalam sobie wrzucić tutaj opisy dwóch pierwszych Bohaterów, którzy przeżyli raptem dwie sesje.


Jack Grant

Łowca nagród. Mroczny sługa śmierci, trochę brutal i pojedynkowicz. Ciągle mówi przyciszonym głosem, ciągle ma lekko przymrużone oczy. A jak już sięgnie po swoje colty to pozamiatane. Ma zaletę, która pozwala mu startować z dodatkowymi 20 punktami doświadczenia, czyli na starcie jest Doświadczony. Koszt raczej niewielki, bo Jack wydaje się być chwilami lekko nieobecny, czy roztargniony. Nic wielkiego, czasem zapomni naładować broni czy coś w tym stylu.


Wielebny Bill Pinkerton

Pastor, który z jakiegoś powodu musiał opuścić swoją wspólnotę – prawdopodobnie był zbyt wymagający i nader często używał pały na swoich ministrantach za jakiekolwiek przewinienia… Według zasad jest tym błogosławionym, który działa jak magnez na cuda. Również ma zaletę weterana Dziwnego Zachodu, co poskutkowało rozwinięciem Wiary na k12. Nigdy w dziejach ludzkości w jednym miejscu nikt nie dokonał tylu cudów, co wielebny Pinkerton. Pastora jednak prześladują koszmary, w których widzi swoją śmierć niekoniecznie w taki sposób, jaki by mu odpowiadał.

Pod koniec drugiej sesji odezwała się u Jacka zawada „Grim Servant O’Death” - zastrzelił towarzyszącego mu pastora, a sam zmarł parę tygodni później na ospę. 


Dlaczego chciałbym wrócić do Deadlands? Swoje robi na pewno szalony świat przedstawiony i możliwość łączenia dziwnej nauki, cudów i pojedynków rewolwerowców. Może też wyrzuty sumienia, że lata temu naciągnąłem mamę na drogi podręcznik i nie skonsumowałem go tak, jak należy.


Spellslinger

Dawno temu Fantasy Flight Games wypuszczało linię „Horizon” - ciekawe i niewielkie settingi. W jakiś sposób trafił do mnie Spellslinger i w jakiś sposób mnie oczarował. Jak na złość, oparty był na mechanice d20 i chyba też z tego powodu nigdy tego nie poprowadziłem. A w gruncie rzeczy setting jest całkiem ciekawy: to połączenie westernu, typowych ras z gatunku fantasy, ciekawych aspektów magii i antropomorficznych wilków, będących rdzennymi mieszkańcami Terytoriów. Poza możliwością eksploracji typowych westernowych wątków, w tle toczyła się magiczna wojna między Czarnorękimi a Magusami. Możliwości było sporo i podejrzewam, że w Spellslingera spokojnie dałoby się rozegrać przynajmniej jakąś mini kampanię.



Cowboy World

Tego nie mam, ale chciałbym mieć i pewnie w pewnym momencie zainwestuję. Proces wychodzenia z erpegowej jaskini po długiej przerwie postępuje powoli, ale staram się z odwagą poznawać nowe. Western na mechanice PbtA wydaje się atrakcyjny i choć z tego, co kojarzę, w podręczniku jest też zarysowany setting steampunkowy, to równie ciekawie mogą prezentować się opowieści bliższe historycznym realiom, bez fantastyki, jak w znanej grze komputerowej Red Dead Redemption. I takie chyba bym preferował.


Jak zwykle, na przeszkodzie stoją możliwości. Czas jest zasobem ograniczonym, a w mojej grupce ostatnimi czasy namnożyło się możliwości, opcji i pomysłów na różne gry. Mam jednak nadzieję na choćby krótki wypad na Dziki (lub Dziwny) Zachód, albo na spellslingerowe Terytoria. Wsiąść na konia, puścić muzykę Enio Morricone, pokrzyczeć „ihaaa”, a potem wrócić do… zwykłego grania? Czaicie ten koncept? RPGowy eskapizm: chwilowa ucieczka ze światów fantasy, żeby odpocząć od smoków, lochów i tym podobnych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz