czwartek, 8 lipca 2021

[MB] Pierwsza fala goblinozy

 Sesja online rozegrana 5 marca 2021 r.


Erpegowy marzec rozpoczęliśmy kolejną sesją Mörk Borg. Było to niesamowicie wesołe spotkanie. Tym razem dziwna grupa - w trochę zmodyfikowanym składzie - musiała uporać się z plagą goblinów w Galgenbeck. Rozegraliśmy sesję z Mörk Borg: Feretory pt. Goblin Grinder. 


Udział wzięli:

Qillnach - bezklasowiec - stary i przebiegły, poważnie uzależniony od hazardu dzierżyciel zweihandera o imieniu Mały John (G.);

Brint - fanged deserter - powolny, niezbyt lotny i prostoduszny człowiek z przerostem żuchwy (W.);

Karva - wretched loyalty - kobieta wędrująca w towarzystwie złośliwego gadającego miecza oraz inteligentnego, równie złośliwego, gadającego konia (B.).


Spotkanie wszystkich Bohaterów w znanej nam już z poprzedniej sesji karczmie wymagało chwili czasu. Żona karczmarza dalej szorowała podłogę zafajdaną krwią zarżniętych goblinów. Wkroczenie Karvy było zabawne, bo jej koń nie miał ochoty spędzać czasu z niegadającym osłem Brinta. To w ogóle fantastyczna sprawa - gadający miecz oraz koń pozwalały mi wtrącać komentarze wprost do gry i poczynań Bohaterów Graczy. To była doskonała wymówka do urozmaicania, wprowadzania żartów i gagów, ubarwiania scen. W każdym razie początki znajomości trójki Bohaterów zdawały się nieco powolne. Qillnach w końcu zaproponował grę w kości, więc wykorzystaliśmy zasady Three Dead Skulls z Feretory, ale ta metoda chyba ma szansę zadziałać na normalnym stole, a nie wirtualnym. Hazard przerodził się w oskarżenia o oszustwo, a następnie w bójkę. Qillnach nie stosuje półśrodków i swoim dwuręcznym mieczem przeciął jednego z zakapiorów. Do walki szybko dołączyły gobliny z piwnicy. 

Po jakimś czasie, posprzątawszy truchła, Bohaterowie dalej raczyli się ciemnym piwem. Na ciemnej ulicy (przypominam, że jakiś czas temu słońce zaszło ostatni raz, by nigdy już nie zawitać na nieboskłonie) słychać było krzyki ludzi zmagających się z plagą goblinów. W czasach końca świata nikt najwyraźniej nie ma ochoty na prawdziwe Bohaterstwo. Po jakimś czasie do karczmy przyszedł biedny, prosty chłop. Błagał o pomoc, bo choć dla niego już ratunku nie było (dopadła go klątwa goblinów), to jego rodzina miała szansę jeszcze przetrwać. Jednocześnie wspomniał o alchemiku Nagelu sprzedającym swój cudowny, acz bardzo drogi, lek na… goblinozę. 

W końcu poszli do sklepu alchemika, gdzie kotłował się wściekły tłum. Ktoś narzekał, że cena leku znowu wzrosła. Karva i Qillnach generalnie od początku wietrzyli spisek i podejrzewali, że alchemik jest zwykłym szarlatanem. Prostoduszny i powolny Brint przeciwnie. On nie myśli abstrakcyjnie, on reaguje. Konfrontacja z alchemikiem i jego asystentką Qarg w zasadzie przebiegła szybko. W końcu gość spanikował, próbował zwalić winę na asystentkę (tak naprawdę hienę cmentarną), a gdy to nie pomogło, napuścił na Bohaterów dwa gobliny trzymane w skrzyni. Wiadomo, że nie były one szczególnym problemem. Wówczas Nagel próbował zniknąć w chmurze dymu, zręcznie ominął Qillacha i Karvę, ale zatrzymał się na Brincie. W ten sposób oszuści zostali obezwładnieni, wzajemnie się oskarżali, aż w końcu wyszło, że w opuszczonym młynie za Galgenbeck jest ta dziwna maszyna do robienia goblinów. 

I tutaj mieliśmy przejść do głównej treści przygody, czyli przeszukania, poziom po poziomie, młyna. No ale Bohaterowie zdecydowali się młyn spalić. Weszli do środka, tam wypaliła czekająca na nich niespodzianka (bez większych strat) i ostatecznie wnętrze budowli, razem z Nagelem, po prostu spłonęło. Nie wiem, ile w historii RPG było przypadków, że Bohaterowie spalili loch, który mieli zbadać, ale w jakiś sposób mnie to bawi. By nieco jeszcze podnieść emocje, z płonącego młyna wyskoczył goblin Bękart i jego przyboczni. Niemal wszyscy skoncentrowali się na Qillnachu (nic dziwnego, całą sesję wyrzucał maksymalne obrażenia albo naturalne 20 na trafienie), ale i ta walka nie stanowiła dla śmiałków problemu.

Na tym postanowiliśmy skończyć. Rzuciłem jeszcze k6, by sprawdzić postępujący koniec świata… i wypadła jedynka. Wygląda na to, że trzecia pieczęć została złamana, a drzewa w Sarkash, niczym wściekłe enty, będą teraz wyrąbywać ludzi. 


Naprawdę dobrze się bawiłem. Koń Barbarister i jego komentarze to kopalnia pomysłów i generalnie złoto na sesji. Podobnie miecz. Pierwszy raz w Mörk Borg grało jednocześnie trzech graczy i dało się czuć różnicę - było chyba żywiej, a na pewno weselej. Powolność Brinta wprowadzała natomiast fajną przeciwwagę dla sprytniejszych Bohaterów. Fajnie, że Wojtek potrafi (nie tylko w tej konkretnej przygodzie) brać pod uwagę fakt, że postać czegoś nie wie i świadomie to wykorzystuje, niekoniecznie na swoją korzyść. A Qillnach to Qillnach - nieco syczący, pojawiający się za plecami i proponujący grę w kości, niby stary i jakiś wątły, a potem okazuje się, że potrafi zrobić okrutnie dużą krzywdę tym swoim dwuręcznym mieczem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz