poniedziałek, 4 marca 2024

Czy Mistrzem Gry się jest, czy się bywa?

Tekst pierwotnie opublikowany na Facebooku 4 marca 2023 r.

Bo dziś jest jakiś Super Międzynarodowy Dzień Mistrza Gry, nie? I w sumie na wallu przewinął mi się wysyp jakichś takich życzeń, nie-życzeń, że super, żeby inspiracja była i żeby Gracze grzecznie chwytali przynęty. No i wszystko fajnie. I ja nawet wiem dlaczego ten dzień, to święto, przypada na 4 marca i to daje mi premise, żeby poczuć się bardziej. A tak naprawdę to nie, ale jadąc wieczorową porą przez moje śmieszne miasto, gdy mijałem akurat lokalnych patusów koczujących pod monopolowym, naszła mnie refleksja: czy Mistrzem Gry się jest, czy się nim bywa?

Międzynarodowy Dzień Mistrza Gry stał się w zasadzie tylko pretekstem do zadania tego pytania (i to pretekstem marnym), bo przecież świętować może dziś każdy, bo i każda okazja dobra. Ale skoro jest święto podkreślające rolę Mistrza Gry, to znaczy, że ma on jakieś cechy wyróżniające. To zdaje się być dość oczywiste: Mistrz Gry obmyśla zarys przygody, najczęściej to on zapoznaje się z podręcznikiem i zasadami, to on mierzy się z trudami i wyzwaniami Prawdziwego True DM, gdy już wskoczy do stawu, jak w tym memie, o który była awantura.

No ale nie oszukujmy się - to są przymioty nietrwałe, to tymczasowe pochodne sprawowanej funkcji, która to uruchamiana jest na kilka godzin rozgrywki (dobrze, uznajmy, że poza nią także, bo wtedy zachodzi ten mityczny prep) i jako takie, nie są one w żaden sposób wyjątkowe. Posłużę się przykładem swojej szacownej i złotej osoby. Niewiele czasu poświęcam na prep. Zasady znam lepiej lub gorzej, a gdy w trakcie sesji pojawiają się wątpliwości, to wszyscy szukamy odpowiedzi w podręczniku. Bycie arbitrem to niewielkie wyzwanie, szczególnie jak uczciwie podchodzi się do testów. Wtedy to kości robią różnicę.

Oczywiście, Mistrz Gry może mieć szereg innych cech: może być świetnym narratorem, gawędziarzem i aktorem (w Polsce niewielu takich się doświadcza, ale w tym miejscu pozdrawiam Mój Loch, chwalebny przykład, którego słuchanie sprawia mi autentyczną przyjemność), może być mistrzem handoutów albo może robić doskonałe muffinki. Ale te cechy nie konstytuują funkcji Mistrza Gry - one są raptem jego jakościowym wyróżnikiem. Funkcja Mistrza Gry wynika z tego, co napisałem wcześniej: (względnej) kontroli nad fabułą i arbitralnością. 

A jeśli tak, to Mistrzem Gry może być każdy. 

I teraz wracając do pierwotnego pytania: interpretacja funkcji Mistrza Gry może przebiegać dwutorowo.

Po pierwsze: Mistrz Gry jako funkcja. Przy spotkaniu z resztą przyjaciół jedna osoba pełni zazwyczaj (bo przecież są gry GM-less, ale je tutaj pomijam) funkcję Mistrza Gry. Jest punkt, w którym tę funkcję zaczyna pełnić (dla mnie to początek sesji), i jest punkt, w którym tę funkcję pełnić przestaje (to moment po rozdaniu PDków i przegadaniu tego, co się wydarzyło).

Po drugie: Mistrz Gry jako powołanie. To dość śmieszne i dość, powiedziałbym, patetyczne, ale coś w tym jednak jest. Większość swojego RPGowego czasu jednak jestem Mistrzem Gry i niekiedy mam wrażenie, że to moje powołanie. Lub klątwa. Lub los, zwał jak zwał. Z czego to wynika? Otóż niekoniecznie z posiadania jakichś wyróżniających talentów narratorskich. Uważam wręcz, że w ogóle takich nie posiadam. Ani też wyróżniającej charyzmy. Ba, jestem przecież obrzydliwym leniem, gdy chodzi o przygotowania do sesji. Zasad też często nie znam. A jednak przeważnie prowadzę. Co więcej, wolę prowadzić niż być Graczem. Paradoksalnie, wydaje mi się to łatwiejsze. O swoich Bohaterach lubię teoretyzować, ale gdy przychodzi do praktyki grania, nie robię swoimi postaciami nic nadzwyczajnego.

Co najważniejsze chyba, tak po ludzku identyfikowanie Mistrza Gry na podstawie funkcji, a nie mglistego "powołania" jest łatwiejsze. To zaś prowadzi nas do tego, że funkcja ta jest tymczasowa, ale może być cykliczna. Jeśli zatem każde z nas wpisuje się w tę funkcję, raz, dwa, dziesięć albo milion razy, to bez znaczenia, bywacie Mistrzami Gry jak każdy inny, tylko częściej lub rzadziej. Wszystkiego erpegowego życzę Wam wszystkim.

.

.

.

.

.

.

Powyższe jest przykładem nieokrzesanego potoku myśli. I nawet jeśli zupełnie nie przemyślałem tego, co mam do powiedzenia, to też bez znaczenia, bo mam rację. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz